logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Brat Moris
Z powodu Jezusa i Ewangelii.
Wydawnictwo Esprit
 


Wydawca: Esprit
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-61989-20-2
Format: 130x200
Stron: 420
Rodzaj okładki: miękka

 
Kup tą książkę

 

Zaczęło się źle

Kiedy moi rodzice chcieli się pobrać, babka ze strony matki początkowo była przeciwna tej decyzji. Ponieważ jednak moi rodzice zagrozili, że zorganizują "porwanie", jeśli nie uzyskają zgody, ślub się odbył. Mój ojciec, Antonin, miał wówczas 24 lata, był pracownikiem metra, pochodził z południa Francji. Charakteryzował go więc określony styl bycia, a także szczególny akcent. (Ludzi przybywających do Paryża w poszukiwaniu pracy uważało się po trosze za emigrantów). Moja wówczas zaledwie osiemnastoletnia matka pracowała jako sprzedawczyni w dużym sklepie. Każde z nich pochodziło z licznej rodziny, u ojca i u matki było po siedmioro dzieci. Moja matka (Adrienne) była najmłodsza, była o osiem lat młodsza od najmłodszego brata. Babka ze strony matki, która aż do urodzenia szóstego dziecka żyła w dobrobycie, musiała później stawić czoło trudnej sytuacji, gdyż jej mąż na skutek długiej i nieuleczalnej choroby znalazł się w szpitalu, gdzie pozostał aż do śmierci.

Babka, znana jako osoba wielkiej wartości, zmuszona była wówczas opuścić Normandię, udać się do Paryża i założyć własne przedsiębiorstwo, by wychować dzieci. Kiedy kilka lat później okazało się, że jest w ciąży z siódmym dzieckiem, nasunęło się pytanie o ojcostwo. Wszystkie dzieci gorąco kochały matkę, a najstarsze domyślały się, kto mógł być ojcem, wiedząc, że nie jest nim leżący w szpitalu mąż, którego matka zresztą regularnie odwiedzała.

Ta trudna sytuacja rodzinna okazała się później brzemienna w skutki dla mojej matki, którą w pierwszym okresie wychowywała się u piastunki, a następnie u zakonnic w internacie (surowych, jak sama twierdziła). Moja matka zamieszkała na stałe ze swoją matką dopiero w wieku piętnastu lat i wiele wycierpiała z powodu "rodzinnej tajemnicy", która jej dotyczyła w sposób szczególny, a o której wszyscy po cichu rozmawiali. Poza tym, chociaż gorąco kochała matkę, spieszno jej było do niezależnego życia. Należy jeszcze dodać, dla uzupełnienia obrazu, że chociaż rodzina nie interesowała się głęboko sprawami wiary ani religii, to jednak prawdziwie kochała muzykę i teatr. Jedna z sióstr matki została śpiewaczką operetkową, nazwisko jej widniało na afiszach przed innymi nazwiskami, druga siostra, szczególnie uzdolniona tanecznie, specjalizowała się w tańcu hiszpańskim.

Ojciec mój przeciwnie, pochodził z głęboko wierzącej rodziny wieśniaków zamieszkujących Sewenny, góry na południowym wschodzie Francji, gdzie zarówno klimat, jak i widoki są piękne, lecz ubogie i surowe. Ze względu na skaliste podłoże i strome zbocza gór wszystkie prace rolne wykonuje się ręcznie, a wszelkie ciężary rolnicy przenoszą na własnych plecach. Każda rodzina musi ciężko pracować. Ojciec mój już jako dziewięcioletni chłopiec trafił do mieszkającej na równinie rodziny, gdzie pracował jako pasterz. Dziewczęta, gdy kończyły piętnaście lat, szły na służbę do rodzin mieszczańskich w Awinionie. Mieszkańcy tego regionu nie rozmawiali między sobą po francusku, lecz w prowansalskiej gwarze. Wieczorem cała rodzina zbierała się na modlitwie, którą prowadził dziadek, aż do późnego wieku regularnie wybierany na burmistrza gminy, nielicznej i ubogiej, składającej się z rozproszonych wśród gór niewielkich skupisk dwóch czy trzech domów z oborą i zabudowaniami gospodarczymi. Ojciec mój bardzo wcześnie poznał ciężka pracę, początkowo w rodzinie, kiedy oczywiście musiał również uczęszczać do szkoły, a później na służbie u innych. Jeszcze zanim podjął służbę wojskową, przyjechał do Paryża, żeby tam pracować i osiedlić się.

Urodziłem się w trzy lata po ślubie rodziców. Kilka miesięcy wcześniej moja babka padła ofiarą "ataku", najprawdopodobniej wylewu krwi do mózgu i leżała sparaliżowana, nie mogąc mówić. Moja matka, bardzo przywiązana do swojej, porzuciła pracę, by móc się nią zająć. Trzy miesiące przed moim urodzeniem, kiedy matka próbowała ubrać babkę, ta doznała kolejnego "ataku" i zmarła na rękach córki. Zastanawiam się, czy to z powodu tego wstrząsu, jakim była dla mojej mamy śmierć matki, ja urodziłem się cały żółty, nie wykazując żadnych reakcji, jakby niezdolny do życia.

Lekarz powiedział wówczas matce, że jeśli jest osobą wierzącą, powinna niezwłocznie mnie ochrzcić, gdyż nie ma pewności, czy będę żył. Pielęgniarka ochrzciła mnie więc "z wody". Jeślibym jednak przeżył, to następnie miały być już w kościele uzupełnione inne elementy obrzędu chrztu. Matka uczyniła ślub Matce Bożej, obiecując, że jeśli przeżyję, będę ubierany na niebiesko i biało (suknie takiej barwy miała Matka Boża podczas objawień, na przykład w Lourdes). Rzeczywiście przez długi czas nosiłem niebieskie i białe ubrania.

Rodzice opowiadali mi później, że kiedy już przywieźli mnie ze szpitala do domu, kłopoty wcale się nie skończyły. Byłem bardzo anemiczny, nie przyswajałem mleka. Jakieś pięć miesięcy później opiekujący się mną lekarz wydał werdykt: Dobrze by mu zrobiło czyste powietrze i kozie mleko. Ale gdzie to znaleźć? Ależ oczywiście w górach, skąd pochodził mój ojciec! Nie zwlekając, ojciec zabrał mnie ze sobą w długą podróż pociągiem i tak znalazłem się u piastunki, mieszkającej w odległości kilku kilometrów od domu dziadka, gdzie nie było ani jednej krowy, a same kozy i barany, korzystające z czystego powietrza.

Tam też, w rok później, zostały uzupełnione obrzędy chrztu w bardzo pięknym kościółku romańskim z XII wieku, usytuowanym na wzniesieniu Lafigere, usytuowany powyżej domu dziadka, który został moim chrzestnym. W ten sposób oficjalnie otrzymałem imiona Maurice-Marie, gdyż obie moje babki nosiły imię Marie[2]. Z radością dostrzegam w tym także związek z Matką Bożą.

Kiedy miałem dwa i pół roku, dziadek odwiózł mnie z powrotem do Paryża. Ale już po upływie kilku miesięcy, ponieważ ojciec bezustannie powtarzał, że nigdzie nie jest tak dobrze jak u niego na południu, a i matka również czuła się tam jak najlepiej, rodzice postanowili przenieść się na stałe w Sewenny.

Tata i mama zajęli się handlem, sprzedawali owoce i warzywa w wiosce oddalonej około 15 km od domu dziadka, położonej w malowniczej dolinie. Ojciec miał niedużą ciężarówkę i trzy razy w tygodniu rodzice wyruszali w różne części regionu, by sprzedać towar na targu. W pozostałe dni ojciec wyprawiał się do rolników, od których hurtowo skupywał warzywa i owoce. Matka zostawała na miejscu i sprzedawała w sklepie. Mówiła z akcentem paryskim, ale dobrze się zaaklimatyzowała w Sewennach, zyskała wielu przyjaciół. Pamiętam, że umiała świetnie opowiadać, a obdarzona dużym talentem naśladowczym, zawsze potrafiła rozbawić słuchaczy. Wszystko układało się pomyślnie. W porównaniu z Paryżem była to oaza spokoju, czystego powietrza i wolności.

Kiedy miałem sześć lat, zacząłem uczęszczać do "szkoły prywatnej", czyli szkoły związanej z Kościołem. Moi rodzice nie zaliczali się do grona praktykujących, lecz szkoła prywatna wydawała im się rozsądniejszym rozwiązaniem, znajdowała się blisko domu i mogłem tam chodzić sam, a poza tym uczyło w niej starsze, serdecznie nastawione do uczniów małżeństwo. Razem z moimi szkolnymi kolegami wzgardliwie patrzyliśmy na chłopców uczęszczających do szkoły publicznej.

Od czasu do czasu, w okresie wolnym od zajęć szkolnych, mogłem towarzyszyć rodzicom w wyprawach na targ. W drodze powrotnej często wspinaliśmy się samochodem aż na górę, na której stał dom dziadka i ciotek, wąską i niebezpieczną drogą złożoną z samych zakrętów, przy której skały istotnie ograniczały widoczność. Jazda wymagała więc dużej ostrożności, ale ojciec był tam przecież u siebie i bardzo dobrze prowadził. Cieszyliśmy się na te rodzinne spotkania. Ze względu na matkę, która nie rozumiała tamtejszej gwary, rodzina starała się wówczas rozmawiać po francusku. Mama serdecznie lubiła rodzinę dziadka i dobrze się czuła, mieszkając w tamtej okolicy. Lata mijały spokojnie i szczęśliwie.

Czasami odczuwałem duże zmęczenie, słabość, rosłem wolno i pozostałem dzieckiem wrażliwym. Lekarz przepisywał mi środki wzmacniające i życzył, żebym jak najszybciej złapał jakąś dziecięcą chorobę zakaźną. Toteż matka, kiedy tylko słyszała o dziecku chorym na różyczkę, świnkę czy inną chorobę zakaźną prowadziła mnie tam i nalegała, żebym koniecznie ucałował tę miłą dziewczynkę, która straszyła spuchniętą twarzą pokrytą krostami. Niestety, nigdy nie zachorowałem na którąkolwiek z chorób wieku dziecięcego.

przypisy:

[2] W języku francuskim imię autora pisze się: Maurice. Wersja oryginalna została spolszczona wówczas, gdy brat Moris zamieszkał na stałe w Polsce (przyp. tłum.)


Zobacz także
Izabela Drobotowicz-Orkisz
Weszłam do rozmównicy ostatnia. Moje koleżanki aktorki siedziały spięte po świeckiej stronie kraty, a za kratą – około dwudziestu "pingwinów" z ogniem w oczach. Pomyślałam: "Hm, a gdzie jest ich wolność?!". Gdzie jest wolność człowieka jako osoby, podkreślana przez wszystkie kulturowe prądy płynące do nas z Zachodu?
 
Anna Dąbrowska, Sławomir Rusin
Kościół nie jest wspólnotą idealną. Są w nim rzeczy, z którymi trudno się pogodzić. Mamy zbiurokratyzowane parafie, przerost struktur nad życiem, myślenie kategoriami instytucji itd. Sam Kościół o tym mówi. I co dalej? Można ustawić się w gronie tych, którzy będą mówić, że jest fatalnie, albo w gronie tych, którzy słuchając Ducha Świętego pójdą do przodu i będą próbować ten stan zmienić. 

Z ks. bp. Grzegorzem Rysiem, historykiem Kościoła, przewodniczącym Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji rozmawiali Anna Dąbrowska i Sławomir Rusin.
 
Bartłomiej Dobroczyński
Modne są dzisiaj różnego rodzaju badania inteligencji. Uczeni odkryli, że oprócz “zwykłej” inteligencji, istnieje inteligencja emocjonalna i społeczna. A czy istnieje coś takiego, jak inteligencja religijna, talent religijny? - W pewnym sensie tak. I mówię to jako psycholog, a nie jako człowiek religii. Możemy posiadać różne uzdolnienia, np. matematyczne, muzyczne czy plastyczne, ale możemy też posiadać coś, co można określić jako zdolności religijne...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS