logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Krzysztof Mądel SJ
Z powrotem do kontemplacji
Życie Duchowe
 


Starożytność chciała zagwarantować poprawność kontemplacji, podając bardzo praktyczne wskazówki: człowiek jest sobą tylko wtedy, gdy pozostaje w fizycznym spoczynku, gdy medytuje, gdy rozmawia, gdy trudni się „sztukami wyzwolonymi”, a więc tymi, które można uprawiać z zamkniętymi oczami, z założonymi rękami...
 
Przede wszystkim chodzi o to, żeby treści były przedmiotem tego bardzo spokojnego, dogłębnego wnikania w nie. Takiego „zatrzymania się” i „spojrzenia” na rzeczy, które absolutnie nie wyklucza poprawności rozumowania, przeciwnie – ono musi iść z nim w parze. Poprawność sądu, czyli druga działalność intelektu, jest tu nie mniej ważna. Myślę, że w szkołach duchowości wszystkie te problemy dochodzą do głosu. Ktoś, kto jest zorientowany na rozumowanie, będzie wszystkie sprawy prowadził w ten właśnie sposób: będzie robił rachunki sumienia niemal jak w książkach rachunkowych... A przecież nie o to chodzi.
 
Czy to wszystko nie zależy od dominującego modelu wychowania? Grecy uczyli swoich synów kontemplacji posyłając ich do szkoły (w niektórych miastach helleńskich dzieci wszystkich obywateli pozostawały w szkole aż do osiągnięcia pełnoletności), ale w tej szkole ważne było wspólne dochodzenie do prawdy, wspólna rozmowa, a nie wykład. Na dobrą sprawę, bardzo długo uczyli się tylko mówić i rozumieć świat. Nie zdobywali wiedzy tak jak my, ucząc się czegoś na egzamin, ale uczono ich umiejętności odnajdywania tej wiedzy w człowieku i w świecie...
 
Myślę, że od samego początku całe wychowanie rodzinne, a później wychowanie w przedszkolu, w szkole, jest niesłychanie ważne. Trzeba, żeby dziecku, młodemu człowiekowi zostawić jak najwięcej swobody, ale i spokoju, ciszy. Byłem kiedyś pod wrażeniem filmu Mały Budda, który oglądaliśmy razem z żoną. W ciekawy sposób pokazano tam życie klasztoru tybetańskiego, który ogromnie przypomina wychowanie w wielkich monastycznych zakonach. Chodzi mi o iluminowanie rękopisów, przepisywanie. Czasem, z takim uśmieszkiem, mówimy: „A święty Jan Kanty przepisywał nie wiem ile, a cóż on tam zostawił?” A tymczasem kaligrafia to rzecz wspaniała! Oddanie całego umiłowania piękna i dokładności, sumienności w tym małym wykonywaniu drobnych elementów pisma. Młodzi mnisi w klasztorze tybetańskim układają przez cały dzień przepiękny dywan z małych kamyczków, a wieczorem jednym pociągnięciem miotły mają to „sprzątnąć”. Z jednej strony jest tu znaczenie każdego najmniejszego czynu, piękna, wykonanego ze zrozumieniem, z oddaniem, a jednocześnie towarzyszy temu świadomość, że to tylko przejście. I dlatego mówię, że odpowiada mi duchowość pierwszych wieków. Pamiętam, jak jeszcze ksiądz Korniłłowicz nam tłumaczył, że styl gotycki był już pewnym odejściem od właściwego życia liturgicznego. To wydłużenie nawy kościoła – ołtarz daleko, Bóg wie gdzie – było odejściem od wspólnotowości. To są rzeczy blisko związane ze stylem.
 
Maria Swieżawska: Muszę powiedzieć, że kiedyś, po powrocie z wakacji, nasz prawnuk, dziesięcioletni Ksawery, przyszedł do nas do kuchni i zapytał: „Jak Agusia widzi Pana Boga, bo ja widzę taką kulę, w której jest pełno oczu?” Starałam się troszeczkę mu wytłumaczyć, że Pana Boga się nie widzi i dlaczego, a potem mówię: „Wiesz, idź do pradziadunia, on ci to najlepiej powie”. I ten chłopaczek przyszedł do mego męża, siadł naprzeciwko przy stole, wyprostowany jak struna – dzieci hałasowały, a on w ogóle nie reagował – i stawiał pytania.
 
Stefan Swieżawski: Muszę powiedzieć, że to był najtrudniejszy wykład w moim życiu, bo musiałem wytłumaczyć temu chłopcu, który słuchał z niezwykłym otwarciem...
 
Maria Swieżawska: ...był zupełnie zahipnotyzowany.
 
Stefan Swieżawski: Dlaczego Boga nie widzimy? Cur Deus homo, dlaczego Bóg stał się człowiekiem? Właśnie po to, żeby temu biednemu człowiekowi móc przybliżyć siebie. Istnieje niezmierna wyższość teologii negatywnej nad pozytywną – wszystko to było bardzo trudno wyjaśnić. Ale potem było sporo radości, bo Ksawery serdecznie mnie wyściskał. A później powtórzył wszystko dokładnie swojej matce.
 
Maria Swieżawska: Ona zatelefonowała i ja ją pytam: „Czy coś ci powiedział?” „Wszystko mi powiedział” – mówi – ”w najdrobniejszych szczegółach”.
 
Najważniejsze, że dziecko może porozmawiać z rodzicami, z dziadkami, na każdy ważny temat...
 
Stefan Swieżawski: Wydaje mi się, że cała pedagogia domaga się jakiejś głębokiej korektury. To wszystko musi być inaczej postawione. Wydaje mi się, że jest rzeczą ogromnie ważną, aby wrócić do dobrego, bardzo gruntownego nauczania języków. Najpierw języka ojczystego, co zawsze podkreślał ojciec Woroniecki OP, oraz tych języków, które są naszymi korzeniami, a więc łaciny i greki. Moim zdaniem łacina powinna absolutnie wrócić do szkół średnich. Jednym z głównych powodów, dla których studenci odchodzą od filozofii klasycznej, pisanej w języku greckim i łacińskim, jest praktyczna nieznajomość tych języków. Łatwiej nauczyć się francuskiego czy angielskiego niż łaciny. Poza tym ta nauka daje pewną samodyscyplinę, która jest bardzo ważna.
 
Mam wątpliwości co do komputera. Dziś już wszyscy moi uczniowie zdołali przejść na komputer, ale czy to nie jest jeden ze środków, które niszczą w człowieku działanie kontemplacyjne? Bo jednak ono ułatwia pewne twórcze działania. Przecież w pracy intelektualnej, artystycznej czy w jakiejkolwiek pracy twórczej jest bardzo duży element kreacji – i ta kreacja absolutnie wymaga spokoju. Tymczasem komputer to maszyna, która w pewien sposób mnie krępuje. Pisząc swoje dzieło z historii filozofii, przy każdym rozdziale odczuwałem konieczność, żeby wziąć taki duży kawał papieru i z notatek zrobić „mapę” całości. Czegoś takiego nie można zrobić przy komputerze. Dla człowieka, który wyposażony jest w wyobraźnię i pamięć przestrzenną, zrobienie takiego schematu, który nawet jakoś artystycznie go zadowala, jest bardzo ważne. Wtedy poznaje piękno. Jest to potrzebne także w edukacji. Boję się, że edukacja komputerowa, bardzo ważna i potrzebna, w samej twórczości zawodzi.
 
Wróćmy może jeszcze na chwilę do tematu pamięci. Czy i jej rola nie zredukowała się w naszych czasach? A przecież jest ona tak ważna w doświadczeniu religijnym...
 
Pamięć ma wyjątkowo wielkie znaczenie u Platona i w platonizmie. W antropologii świętego Tomasza sprawa wygląda nieco inaczej. Pamięć nie jest osobną władzą, lecz pewną sprawnością, należy do zmysłów wewnętrznych. Problem antropologii filozoficznej to ciekawa rzecz. Zajmując się młodym Lutrem zauważyłem, że on usilnie szukał pewnej całościowej wizji człowieka, totus homo, i tej wizji nie miał. Myślę, że antropologia świętego Tomasza jest przykładem takiego totus homo. Ważny jest tu rozdział o zmysłach wewnętrznych, których organem jest mózg. Materialiści sądzą, że mózg jest organem intelektu, tymczasem to nie tak – mózg jest organem zmysłów wewnętrznych. Całe to zanalizowanie owych zmysłów wewnętrznych byłoby sprawą bardzo ważną dla pedagogów – i poprowadzenie wychowania w kierunku rozwinięcia wyobraźni, w kierunku rozwinięcia pamięci, jednej i drugiej, a potem tak zwanych ratio particularis i sensus communis, czyli uchwytywania z uświadomieniem istnienia, które jest tak ważne. Tymczasem przy całym uznaniu dla etyki Tomasza w różnych tomizmach, które później się rozwijały, właściwie pominięto całą jego antropologię. Antropologia Tomasza nigdy nie weszła w krwiobieg Kościoła, duszpasterstwa. My raczej, jak powiedział Nietzsche, żyjemy „ochrzczonym neoplatonizmem”. Myślę, że odpowiednie postawienie antropologii, pewnej całościowej koncepcji człowieka, wśród dyscyplin filozoficznych, a potem w samym wychowaniu byłoby ogromnie ważne dla samego życia duchowego. Bo jeżeli ta antropologia jest niedostatecznie rozwinięta, to na tym traci cała etyka i pedagogika. Myślę, że ćwiczenie pamięci jest ogromnie ważne. Miałem w dzieciństwie katechetę, który kazał nam uczyć się pewnych cytatów z Pisma Świętego, które potem zostały mi na całe życie. Również liturgia jest taka ważna, bo ona umacnia pamięć. Jestem zmartwiony, że Liturgia Słowa jest tak słabo rozwijana. To chyba jeden z najsłabszych punktów recepcji Drugiego Soboru Watykańskiego. Dobre, mądre liturgiczne wychowanie dzieci nigdy nie prowadzi do buntu i zniechęcenia. Natomiast tak zwana pobożność dewocyjna odstrasza.
 
Jak już wspomniałem, dobrze odprawiona Liturgia Słowa może i powinna stać się najlepszą teologią dla wszystkich, bo przecież każdy chrześcijanin powinien być w jakimś sensie teologiem, tak jak każdy człowiek, według słów Pico della Mirandola, musi być filozofem, jeśli chce być naprawdę człowiekiem.
 
Rozmawiał Krzysztof Mądel SJ
Życie Duchowe, Jesień 20 (6) 1999
  
fot. Robert Cheaib Candles 
Flickr (cc)   
 
poprzednia  1 2 3
Zobacz także
Fr. Justin
Wielu ludzi odnosi się z wrogością do jasnowidzów. Czy Kościół potępia jasnowidztwo?
 
ks. Krzysztof Bardski

Biblia zadomowiła się w polskiej kulturze masowej. W księgarniach możemy natrafić na tytuły: „Biblia internautów”, „Biblia wędkarzy”, „Biblia hodowców kanarków” itd. Oczywiście niewiele mają one wspólnego ze słowem Bożym, zapisanym na kartach Starego i Nowego Testamentu. Czym jest Biblia dla współczesnego młodego człowieka? Z czym kojarzy się to słowo? Jakie odczucia wzbudzają treści biblijne? W dalszej zaś perspektywie, jakie szanse i zagrożenia łączą się z tymi skojarzeniami i odczuciami?

 
ks. Mieczysław Piotrowski TChr.
Relacje mówiące o Zmartwychwstaniu Jezusa, które są w Ewangeliach oraz w listach św. Pawła, wzajemnie się uzupełniają i nie są ze sobą sprzeczne. W oparciu o te opisy otrzymujemy wiarygodny przekaz prawdy o Zmartwychwstaniu Chrystusa i Jego spotkaniach z apostołami i uczniami. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS