logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Jan Sochoń
Z życia do życia
Idziemy
 


Zmartwychwstanie to największe dobro, jakie w ogóle mogliśmy otrzymać. Ale trzeba je nazwać dobrem trudnym. Wiara w zmartwychwstanie przecież nie przychodzi nam łatwo. Zostaliśmy, jak uczniowie Chrystusa, tak przytłoczeni Jego śmiercią, że z ciężkim sercem wznosimy oczy ku niebu. Dlatego nasza nadzieja jest trudna: nadzieja, której zresztą nie można się nauczyć, jak nowego angielskiego wyrażenia czy zaskakującego kroku w tańcu. Można się nią jednak zarazić od innych.

Tak było z opowiadaniem o powstaniu Ukrzyżowanego z martwych. Nie mamy dostępu do samego faktu Zmartwychwstania, bo nie należy on do ziemskiej historii Jezusa. Ale weszliśmy w nową historię, historię ponownie zbierających się uczniów. To historia Jezusowej wspólnoty – historia Kościoła. Możemy więc przeżywać paschę ze świadomością, że wiele dróg prowadzi w pobliże grobu Zmartwychwstania, że z każdego grzechu można się podnieść, że Boże miłosierdzie obejmuje każdego z nas. Kiedy zwyciężamy własny egoizm, potrafimy pomóc innym, pokonujemy złe skłonności – wówczas nasze decyzje stają się wyrazem „przejścia”, paschy, czyli zmartwychwstania – do tego, co dobre, przebóstwione przez Chrystusa.

Zostaliśmy zaalarmowani przez Marię Magdalenę, która pierwsza zobaczyła otwarty grób. Poszliśmy w paschalnej procesji, niosąc sztandary – znaki wiary i trudu dorastania do miłości. Przekonani zatem jesteśmy, że przejdziemy z życia do życia, gdzie – już poza czasem i przestrzenią – Chrystus żyje w samym sercu Trójcy Świętej. I zaprasza nas do siebie.

Zbawienie bez krzyża?

Gdyby tegoroczny post nie ożywił dostatecznie naszej wiary, mieliśmy ostatnią szansę: Wielki Tydzień. Ostatnie dni poprzedzające mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Trzeba było coś ze sobą zrobić, nie dać się porwać gnuśności i duchowej rutynie. Tym bardziej, że ewangelie tym dniom poświęcają sporo uwagi. Ukazują narastający konflikt między faryzeuszami a Jezusem, który zapowiada królestwo Boże, gdzie miłość – a nie przestrzeganie Prawa będzie stanowić kryterium przynależności do grona Jego uczniów.

Jezus wyraźnie krytykuje żydowską tradycję, narusza obyczaje społeczne, kiedy na przykład zasiada do stołu z celnikami i grzesznikami. Z punktu widzenia Żydów były to zachowania prowokacyjne, choć wielu zwolenników otaczało już wówczas Jezusa. Ta popularność musiała zresztą niepokoić. Każda władza obawia się ludzi, którzy mobilizują społeczeństwo do działania. Jezus przybywa więc do Jerozolimy: czy tylko jako zwykły pielgrzym na święta, czy może z wyraźnym przekonaniem, że właśnie tutaj chce ponieść śmierć, i to śmierć na krzyżu? Ale – dodajmy od razu – z perspektywą zmartwychwstania. Wypada o tym wnosić z wydarzenia, do jakiego doszło w świątyni, kiedy Jezus wyraził ostry protest przeciwko handlującym tam przekupniom. W każdym razie widzimy w tym wszystkim przenikanie się cierpienia i radości; dostrzegamy ból i szczęście, rodzące się z nadziei eschatologicznych, które Jezus sygnalizuje i potwierdza swoim życiem.

Czy zatem można sobie wyobrazić ludzkie zbawienie bez ofiary krzyżowej Jezusa albo czy zbawienie mogło dokonać się inaczej? Dlaczego my, chrześcijanie oddajemy hołd i cześć krzyżowi? Pośrednio więc, być może, gloryfikujemy ból, cierpienie, śmierć! I wreszcie, jak pogodzić Ewangelię, czyli „dobrą nowinę”, i w ogóle radość wiary z krzyżem? Czy ofiara Jezusa na krzyżu to znak, że Bóg chce i naszego cierpienia?

Wiele też paradoksów odkrywamy w wypowiedziach samego Jezusa. Dowiadujemy się chociażby o niewidomym od urodzenia, poprzez którego dzieją się „Boże sprawy”. Przekonujemy się, że jeżeli ktoś z nas przypuszcza, że swój wzrok (a więc sens i jakość życia) zawdzięcza tylko sobie, ten właściwie trwa w ciemności; ten zaś z nas kto uważa, że wszystko zawdzięcza Jezusowi – ten dochodzi do pełni światła. Jak wybrnąć z tych interpretacyjnych kłopotów?

Wierzę, ale pytać trzeba

Mówiąc uczciwie, nie dysponuję jasną odpowiedzią. Moje serce i umysł są bezradne. Wierzę, że w Bogu ma sens wszystko, co jest życiem, trudem, pracą, twórczością, modlitwą, cierpieniem, bólem. „Wierzę – jak napisała Katarzyna Boruń – ale pytać trzeba”. Otóż właśnie! Pytam więc i usiłuję odpowiadać. Sytuacja zdaje się być następująca. Naszym Ojcem jest Bóg. Jako synowie bywamy przez Ojca karceni. To karcenie ma wychowawczy cel. Podobnie jak Jahwe-Bóg Izraela gromił swój krnąbrny lud, po to właśnie, aby „pomóc” w powrocie na właściwą drogę życia. Początkowo karanie boli, nie wydaje się przyjemne, raczej smutne. Później jednak sytuacja się zmienia: jesteśmy na ogół wdzięczni rodzicom za ich trud, bo rozumiemy, że w ten sposób dostąpiliśmy radości tego, co dobre, ku dobru prowadzące. Podobnie Bóg-Jezus swoich naśladowców sprowadza do krzyża i oczekuje od nich, że pojmą to jako „wychowanie” do radości; wychowanie umotywowane radością i z powrotem do niej prowadzące.

 
1 2 3  następna
Zobacz także
abp Władysław Ziółek
Wy jesteście solą czymś bardzo powszednim i codziennym, ale równocześnie cennym i niezastąpionym. To jest ewangeliczne zadanie, ale i pytanie: Czyśmy nie utracili swojego smaku? Czyśmy nie zwietrzeli i nie stali się pośród tego świata „zbyteczni” ze swoim chrześcijańskim świadectwem? Ile razy się zdarza, że nie tylko nie „poprawiamy smaku” – jak dobra i świeża sól – ale naszymi słowami i czynami pozostawiamy po sobie „niesmak” i „wiele goryczy”. 
 
Jan Halbersztat
W ciągu ostatnich dwustu lat rozwój techniki posunął się tak dale­ko, że dzisiaj czysto fizyczna praca stanowi zaledwie około połowy działalności człowieka (resztę robią za nas maszyny...). Dziś, na początku dwudziestego wieku, nikogo już nie dziwi (przynajmniej w naszym kręgu cywilizacyjnym i kulturowym), że kobiety podobnie jak mężczyźni pracują zawodowo, zara­biają na życie swoje i bliskich. Wciąż jednak w świadomości większości lu­dzi, to mężczyzna jest tym, który na dom zara­bia i go „utrzymuje”. 
 
Fr. Justin
Nie da się oddzielić od człowieka powiązania z otaczającym światem. W takim razie jednak ciało i otaczający świat także musiałby wejść do pozadoczesnego życia, jeśli rzeczywiście człowiek miałby w nim żyć jako człowiek?
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS