logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jacek Pulikowski
Zakochanie... i co dalej?
Wydawnictwo Pomoc
 


Wydawca: Wydawnictwo Misjonarzy Krwi Chrystusa Pomoc
Rok wydania: 2011
Wydanie: IV wydanie
ISBN: 978-83-7256-885-4
Format: 110 x 180
Stron: 144
Rodzaj okładki: miękka

 
Kup tą książkę

 

Zakochanie się

 

Człowiek jako istota heteroseksualna jest wrażliwy na drugą płeć. Ściślej: staje się wrażliwy na skutek prawidłowo przebiegającego okresu dojrzewania. Ważnym elementem dojrzałości człowieka jest akceptacja swej płci i zadań z nią związanych. Najkrócej mówiąc, chodzi o akceptację swego potencjalnego macierzyństwa lub potencjalnego ojcostwa w najszerszym tego słowa znaczeniu. Elementem dojrzałości jest również zaakceptowanie w sobie zainteresowania drugą płcią. Celowo nie używam potocznego sformułowania "płeć przeciwna" bowiem płci się raczej cudownie uzupełniają, niż są sobie przeciwne czy przeciwstawne. Płeć "odmienna" też jest nieszczęśliwym określeniem, bo kto niby miałby być tym "odmieńcem". Tak więc prawidłowo rozwinięta dziewczyna-kobieta jest zainteresowana chłopakami-mężczyznami. Podobnie normalny chłopak-mężczyzna jest nieobojętny na wdzięki dziewcząt-kobiet. Dzięki temu naturalnemu zainteresowaniu wypływającemu z ukształtowania heteroseksualnego ludzie odwiecznie łączą się w pary. Gdyby tego naturalnego przyciągania płci nie było, pewnie by trzeba dla przetrwania populacji ustalać małżeństwa na drodze urzędowej i przydzielać małżonka według przyjętego klucza lub na drodze losowania. Na szczęście nie jest to konieczne, bo ludzie odwiecznie się zakochują.

Czym jest zakochanie? W gruncie rzeczy jest to silne, lecz skrajnie egoistycznie przeżywane uczucie, w którym człowiek zachwyca się swoją reakcją na osobnika reprezentującego drugą płeć. Zakochany Adam nie może przestać myśleć o Ewie, lecz nie ona sama jest ważna, a jego reakcja na nią. Zakochany Adam pragnie bez przerwy być z Ewą, patrzeć na nią, rozmawiać z nią. Najchętniej rozkazałby Ewie, by z nim chodziła. Na szczęście jednak, mimo wielu niekorzystnych przemian obyczajowych, większość Ew na taki rozkaz nie zareaguje. Trzeba czegoś więcej, niż jedno skinienie palcem. Tak więc Adam chcący chodzić z Ewą, korzystając zazwyczaj z instrukcji doświadczonych kolegów, zaczyna działać. Podstawowy element instruktażu brzmi: musisz zabajerować. No wiesz, wzdychaj, wywracaj oczyma na jej widok, mów, że jest najpiękniejsza, że przez nią nie możesz spać po nocach. Słowem wzruszaj ją, najlepiej szepcząc do ucha, wychwalając jej piękno, dobro i moc działania na ciebie. Która z Ew może pozostać obojętna na takie dictum. Zdarza się i to całkiem często, że tak "zaatakowana" Ewa zakochuje się w Adamie.

Oczywiście może też być dokładnie odwrotnie. To Ewa może pierwsza zagiąć parol na Adama. Mają Ewy swoje sprawdzone metody, by zwrócić na siebie uwagę upatrzonego Adama. I... Adam zakochuje się w Ewie. Mogą wreszcie wpaść sobie w oko jednocześnie w jakichś sprzyjających okolicznościach. Tak czy inaczej dochodzi do sytuacji, gdy oto Adam i Ewa zakochują się. Znaczy to dokładnie tyle, że każdy z nich kocha "się", czyli siebie, w drugim. Każdy z nich zachłystuje się swoją radością, swoim szczęściem, swoimi przyjemnościami, wzruszeniami, a ten drugi jest ważny o tyle, o ile dostarcza wymienionych przyjemnych przeżyć.

Jest więc zakochanie bardzo przyjemnym, czasem wprost wszechogarniającym radosnym stanem wywołanym przez bliską osobę drugiej płci. Brutalnie mówiąc, stan ten nie ma nic wspólnego z miłością prawdziwą, która wyraża się troską o dobro drugiego. W zakochaniu dominuje egoizm, który jest wręcz zaprzeczeniem miłości. Jednak zakochanie samo w sobie wcale nie jest złe. Przeciwnie, może rozwinąć się z niego prawdziwe dobro: wielka i piękna miłość. Jednak droga od zakochania do miłości jest dość długa i wcale niełatwa. Niebezpieczeństwo zakochania się polega na tym, że para zaślepiona swymi przyjemnymi uczuciami, czy wręcz pobudzeniami cielesnymi przedwcześnie wyrokuje, że to już jest miłość. Niestety zdarza się nierzadko, że zakochani - usprawiedliwiając to "wielką miłością" - wchodzą w relacje właściwe jedynie małżeństwu. Mówiąc wprost, rozpoczynają współżycie płciowe. Ten wielki i dość powszechny błąd ma daleko idące negatywne konsekwencje dla ich związku i całego przyszłego życia. Jest więc zakochanie wielką szansą na rozpoczęcie budowania miłości, lecz jednocześnie jest zagrożeniem i pokusą pójścia do "miłości" na skróty.

Czy to ten? Czy to ta?

Skoro zakochanie bywa tak silne, to pewnie warto by się jakoś zabezpieczyć, aby nie zakochać się w niewłaściwej osobie. Lecz przecież mówi się powszechnie: serce nie sługa. Czy jest zatem jakaś sensowna rada, by zawęzić pole poszukiwań do przynajmniej z grubsza nadających się do małżeństwa osób? Oczywiście można zwiększyć prawdopodobieństwo poznania właściwej osoby przez przebywanie w towarzystwach, w których wartości moralne czy religijne mają wysokie znaczenie. Nie daje to jednak pełnej gwarancji. Można w kręgach bardzo wartościowych i pobożnych poznać skończonego drania, jak również w kręgach o wątpliwej reputacji kogoś bardzo wartościowego. Tak więc jedynie można świadomie zwiększać szansę na dobrą znajomość, lecz trudno o gwarancję.

Potrzebna jest jakaś metoda na wstępne rozeznanie, czy poznana osoba nadaje się na kogoś więcej niż na zwykłego kolegę, znajomego. Namawiam, by we wczesnym stadium znajomości postawić sobie pytanie: "Czy chciałabym, by mój syn był podobny do niego?" Lub: "Czy chciałabym, by moja córka była kiedyś podobna do niej?" Jeżeli odpowiedź brzmi: "Absolutnie nie!" - należy czym prędzej... zwiewać i nie zawracać sobie głowy osobą, co prawda atrakcyjną, ale absolutnie nie nadającą się na mojego współmałżonka. Jestem przekonany, że gdyby to proste pytanie stawiali sobie młodzi ludzie na początku znajomości wielu z nich nie zabrnęłoby w ślepą uliczkę. Uniknęliby wielu bolesnych ran i życiowych zawodów.

Gdy osoba-kandydat przejdzie zwycięsko "test: córki, syna" można postawić następne pytanie: "Jakie ma zadatki na ojca (matkę) moich dzieci?" Gdy i ten test wypadnie dobrze, warto zainteresować się bliżej tą osobą, bo może to być właśnie ten (ta) najlepszy ojciec (matka) dla moich przyszłych dzieci. Z taką osobą warto rozpocząć chodzenie, aby poznać się bliżej i być może kiedyś założyć rodzinę.

Chodzenie ze sobą

W sposób naturalny chodzenie jest poznawaniem świata drugiej płci. Dla wielu chodzenie jest pewnym stylem bycia, spędzania wolnego czasu, a nawet rodzajem zabawy. Nie ma w tym jeszcze nic złego pod warunkiem że to, co "się dzieje" w czasie chodzenia, jest dobrem. Krótko mówiąc "dobre chodzenie" jest wtedy, gdy jest budujące i pozytywnie rozwijające dla obojga. Niestety nierzadko ma miejsce "złe chodzenie", które jest niszczące, nieraz głęboko raniące, a czasem rujnujące całe życie. Wszystko zależy od tego, czy w relacji dominowała uczciwa troska o dobro drugiego, czy egoistyczna chęć wykorzystania go dla swojej przyjemności. Słowem, czy relacja budowana była na zasadach czystości, czy pożądliwości.
Gdyby ludzie chodzący ze sobą rzeczywiście "chodzili" będąc razem, nie byłoby źle. Niestety zwyczaje panujące w wielu towarzystwach młodzieżowych narzucają parom chodzącym, by przyklejały się do siebie najlepiej w ciemnym kącie lub wręcz kładły się do łóżka. Moda ta działa z ogromną presją, a że natrafia na autentyczną słabość ludzką, sieje wręcz spustoszenie.

Bardzo wielu młodych zaczynających niewinne chodzenie niespodziewanie dla siebie samych gubi się i popełnia błędy obciążające całe przyszłe życie. Tak więc ludzi młodych zaczynających chodzenie trzeba uczciwie przestrzegać, że teren jest obiektywnie trudny i że warto zachować daleko posuniętą ostrożność i rozwagę. Niestety młodzi nie chcą słuchać nakazów i zakazów starszych.

Można na chodzenie wyposażyć młodego człowieka w narzędzie do samodzielnego rozpoznawania, co jest dobre, a co złe. Wierzę, że wielu młodych jest w stanie z takiego narzędzia skorzystać, byleby wiedzieli, na czym polega i jak go użyć.

Narzędzie takie wymyślili psycholodzy. Zamiast zachodzić w głowę, jak powinieneś traktować dziewczynę, zapytaj sam siebie, jak chciałbyś, żeby w przyszłości była traktowana przez chłopaka twoja córeczka. Natychmiast ostro zobaczysz, co sam uważasz za dobre, a co za złe. Nie będzie to już zakaz wydany przez kogoś przedpotopowego, lecz rozeznanie, co sam uważasz za dobre. Spróbuj być dla siebie dobry i zrezygnuj, w swojej wolności, sam z tego, przed czym chciałbyś uchronić syna, córkę. Chętnie byś się z tego zwolnił, oczywiście ze względu na chęć przeżycia przyjemności. Jednak nie przyjemności są najważniejsze w życiu i nie one decydują o życiowym sukcesie i szczęściu. Podobnie dziewczyna niech pozwala chłopakowi na to, na co pozwoliłaby córce w jej relacjach z chłopakiem lub chciałaby, by dziewczyna pozwalała jej synowi.

Umiejętność rezygnacji z niektórych przyjemności na rzecz większego dobra i przyszłego szczęścia jest niezbędna do wygrania życia i... wieczności.
Żeby jednak nie wylać przysłowiowego dziecka z kąpielą, trzeba powiedzieć o wielu pozytywnych aspektach chodzenia ze sobą. Jeżeli chłopak i dziewczyna zachowają odpowiedni dystans do cielesności, mają szansę na poznanie siebie nawzajem. A także na poznanie siebie samych, swych zachowań wobec bliskiej osoby drugiej płci. Uczenie się reakcji, punktów wrażliwości, potrzeb i tęsknot osoby płci drugiej czyni człowieka bogatszym, pełniejszym. Bez wątpienia poszerza horyzonty i zwiększa szansę na dobre relacje w przyszłości. Stwarza możliwość spełnienia oczekiwań, a więc uszczęśliwienia wybranej osoby drugiej płci.

Słowem dobre chodzenie ubogaca oboje. Rozstanie po dobrym chodzeniu nie pozostawia ran, ale wzajemną wdzięczność. Dobre chodzenie można poznać po tym, że gdy nie kończy się małżeństwem oboje pozostają przyjaciółmi nieraz do końca życia. Po rozstaniu nie płaczą po nocach i nie obgadują się nawzajem wśród znajomych. Przeciwnie są sobie wdzięczni za wzajemne wtajemniczenie, wprowadzenie w świat osób drugiej płci. Są dzięki sobie mądrzejsi i lepiej przygotowani na następne znajomości, na przyszłe małżeństwo.

Tak więc chodzenie powinno służyć poznaniu siebie nawzajem, by móc zdecydować, czy jesteśmy stworzeni dla siebie, czy powinniśmy razem założyć rodzinę. Dobre chodzenie niekończące się małżeństwem może być bardzo pożyteczną lekcją życiową ułatwiającą prawidłowe postępowanie w następnych znajomościach. Niestety, złe chodzenie może zrujnować całe życie...


Zobacz także
ks. Leszek Poleszak SCJ

Jakże wiele osób lubi marzyć o szczęściu dla swoich rodzin; o tym, co by chcieli w życiu osiągnąć, jak się rozwinąć i w czym się zrealizować. Marzymy, by jak najwięcej dobra mogło się przez nas dokonać, by dobrze przeżyć życie i mieć komu zostawić to, co po nas pozostanie. Marzenia są nam potrzebne, ponieważ motywują nas do rozwoju, podtrzymują nasze siły pomimo różnorakich trudności, jakich doświadczamy, i dodają otuchy, że to, co jest ich przedmiotem, dojdzie do skutku.

 
Fr. Justin
Uprzejmie proszę poruszyć sprawę seksu w okresie przed małżeństwem. Wraz z narzeczonym przeżywam wiele trudności w zachowaniu czystości przedmałżeńskiej.
 
Łukasz Przybyło CMF
Panie Jezu, dziękuję Ci za ten święty czas paschalny. Za rzekę rozpłomienionych świec, wlewających radość w mury kościoła, w oczy i serca oraz za śpiew uroczystych pieśni i hymnów o Wielkiej Nocy. Rozglądam się wokół, jak zwycięski żołnierz szukający dowódcy, któremu zawdzięcza życie. Chcę dziękować. Serce wyrywa się do nieba, bo ujrzałem z daleka upragniony cel długiej podróży. To tam, do Bożego pokoju zmierzają moje dni i noce. W Tobie chcę odpocząć, w jasności bez końca. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS