logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ojciec Benignus
Szatan istnieje naprawdę. Spotkałem go.
Wydawnictwo Esprit
 


ISBN 978-83-60040-89-8
Format 130x200 mm
Stron 280
Rok wydania 2009
Wydanie I
Oprawa miękka
tłumaczenie: Joanna Chapska

Kup tą książkę

 

Spotkanie z kobietą

W maju tego samego roku moja siostra z powodu problemów neurologicznych znalazła się na w szpitalu w Palermo. Korzystając w tym okresie z przerwy w pracy, odwiedzałam ją każdego dnia. W tym samym mniej więcej czasie (marzec–kwiecień) poznałam młodego lekarza. Bardzo szybko między nami pojawiło się coś więcej niż tylko zwykła przyjaźń. Było nam ze sobą dobrze. Rankiem towarzyszył mi w drodze do szpitala, natomiast wieczorem wracałam do rodziców.

Dwa dni przed decyzją lekarzy o hospitalizacji mojej siostry na oddział trafiła około czterdziestoletnia kobieta, która cierpiała na ataki epilepsji. Pewnego ranka, po tym jak mój chłopak wyszedł, przywołała mnie do siebie i zapytała, czy chodzę do kościoła i czy znam o. Matteo La Grua. Słuchałam jej z ciekawością. Po chwili zapytałam, czy chciała mi coś przekazać (takie było moje wrażenie). Kobieta zaczęła ze mną rozmowę, doradzając mi, żeby zaprowadzić siostrę do o. La Grua, ponieważ siostra nie potrzebuje leczenia farmakologicznego.

Mówiła dalej, że ktoś wyrządza mi zło, że przyszłość będzie o wiele gorsza od teraźniejszości i że w ciągu tygodnia między mną a moim chłopakiem wszystko się skończy. Wyjaśniła mi, że zło oddali mnie od wszystkich osób, które poznam i poznałam. Dodała, że ja i moje siostry potrzebujemy kogoś, kto może nas uwolnić od zła, które zostało nam wyrządzone.
Odpowiedziałam jej, że się myli, ponieważ żyję w zgodzie z rodzeństwem i chłopakiem. Kobieta zakończyła, dodając, że odczuwa straszny ból, patrząc na nas w tym stanie, i przypomina mi o wizycie u o. La Grua.

Uznałam, że kobieta jest neurotyczką. Jednak nie mogłam zaznać wewnętrznego spokoju. Zastanawiając się, uświadomiłam sobie, że także i poprzednio, kiedy byłam z chłopakiem, wszystko kończyło się nagle bez żadnej przyczyny. Przestraszyłam się, że to, co mi powiedziała ta kobieta, może być prawdą i że może pojawić się ciąg dalszy.

W następnych dniach pojawiły się pierwsze kłótnie z rodzeństwem i moim chłopakiem. Wówczas opowiedziałam wszystko mamie i poprosiłam, aby zaprowadziła mnie do o. La Grua, żeby mnie szybko przyjął.

Po długiej rozmowie wziął do jednej ręki zdjęcie mojego chłopaka, drugą położył na mojej głowie i popatrzył na krucyfiks, który znajdował się w pokoju. Skierował do niego w skupieniu słowa, aby udzielił mu przenikliwych oczu. Na koniec modlitwy, patrząc na mnie ze słodyczą, powiedział mi, że to, na co cierpię, to problemy związane z brakiem spokoju i że kobieta, którą spotkałam w szpitalu, miała rację odnośnie do mojego chłopaka: dwa dni później mieliśmy zerwać ze sobą. O. Matteo pozdrowił mnie, uspakajając mnie, że będzie się modlił w mojej intencji.
Następnego dnia pokłóciłam się z moim chłopakiem i rozstaliśmy się ostatecznie.

 
Po burzy jest zawsze pięknie

Tymczasem udręki, które pojawiały się w nocy zaczęły się nasilać. Rękę, którą odczuwałam na moim boku w nocy, zaczęłam odczuwać także w dzień. Idąc do kościoła, byłam rozdrażniona, przysypiałam i ziewałam nieustannie. Kiedy przyjmowałam Komunię świętą, nie byłam w stanie jej przełknąć, wydawała się bardziej gorzka niż słodka.

W tym okresie, nawet w gorszych momentach, nie traciłam nigdy wiary. Nie poddałam nigdy w wątpliwość słów o. La Grua: wcześniej czy później skończy się wszystko i „z korzyścią” odzyskam utraconą radość i spokój. Nigdy nie zapomnę jego spojrzenia pełnego słodyczy i próśb kierowanych do Ukrzyżowanego: „Jezu, obdarz mnie Twoim wzrokiem, abym mógł zobaczyć, co wydarzy się temu dziecku”.
Wielokrotnie zastanawiałam się, dlaczego to wszystko mnie właśnie się przydarzyło i kto chciał dla mnie takiego zła.

Teraz wiem, że się myliłam. Za te wszystkie cierpienia i za wszystko, co mi się przydarzało, powinnam była powiedzieć: „Dziękuję, Jezu”. Tylko w ten sposób wiele rzeczy zrozumiałam; po wielu mękach nawet najbanalniejsze sprawy miały dla mnie ogromną wartość; tak samo jak po wielkiej burzy zdajemy sobie sprawę, jak piękny może być zwykły promień słońca, tak po przebytej męce zrozumiałam, kim jest naprawdę Bóg.

Wiele razy ciekawość i desperacja narzucają inny kierunek naszej drogi: ku tym miejscom, które ja nazywam „ślepymi zaułkami”, ku chiromancji i wróżbiarstwu.
Wszystko to sprawia, że nasza droga ulega zaciemnieniu i dochodzimy do określonego punktu, w którym nasz system nerwowy już nie wytrzymuje. Nawet w momentach desperacji i cierpienia nie trzeba dopuszczać do siebie myśli, że Bóg o nas zapomniał.


Po burzy nadchodzi zawsze piękna pogoda.

Zwróciłam się do Jezusa
Tymczasem czułam, jak przenika mnie do głębi smutek, chodziłam z przygaszonym wzrokiem. Nocami było coraz gorzej, budziłam się z silnym bólem kręgosłupa. Nie mogłam się pochylić i chodziłam jak osoba dotknięta artrozą. Miałam wrażenie, że ktoś słabowity opiera się na mnie, szczególnie na plecach, karku, brzuchu i prawym boku. Najintensywniej natomiast odczuwałam rękę jakiegoś młodzieńca. Jego obecność, a przede wszystkim zimne dreszcze, które odczuwałam, zaczęły przypominać mi, że zaczęło się to pojawiać systematycznie, kiedy w przeszłości byłam z jakimś chłopakiem i mnie obejmował. To, co czułam teraz, było tym samym, co czułam w przeszłości: jakby prąd elektryczny przebiegał wzdłuż mojego kręgosłupa.
Dlatego zwróciłam się do Jezusa, błagając, aby mi pomógł.


Mój żołądek „szalał”

Obecność, którą odczuwałam, zaczęła budzić we mnie wielki strach i smutek. Uświadomiłam sobie, że nie śnię, że wszystko naprawdę się dzieje. Nie mogłam jednak nikomu o tym opowiedzieć. Nikt by mi na pewno nie uwierzył.

Wraz z upływem dni cierpienie natężało się. Czułam, jakby w moim ciele były dwa serca: jedno w klatce piersiowej, a drugie w żołądku. Wystarczyło, żebym położyła rękę na żołądku, by odczuć, jak drży i się trzęsie, jak stało się pewnego wieczoru, kiedy po rozpoczęciu modlitwy poczułam, jak mój żołądek „szaleje”. Wzięłam obrazek Ojca Pio i położyłam na żołądku. Od razu poczułam, że drży także i ręka, którą przyciskałam obrazek; wydawało się, że przesuwa się w prawo i w lewo, w dół i w górę.

Zrozumiałam, że nie mogę już tak dłużej żyć. Czułam się, jakbym szła wąską, ciemną uliczką, oświetlaną tylko blaskiem małej świeczki. A ja chciałam znowu znaleźć się na szerokiej i rozświetlonej ulicy, jak dawniej.

Ponadto bałam się poznać nowego chłopaka, a to sprawiło, że stałam się drażliwa i wyniosła wobec wszystkich, których spotykałam. Tylko sam Bóg wie, jak stałam się okrutna i zła. Obrażałam rodziców, a przede wszystkim ojca, który uparcie mi nie wierzył. Zwykł mi mówić: to nie tak tragiczna sytuacja, osoby, w które wstąpił demon, nie mogą nawet przejść obok kościoła.

Teraz bardzo dobrze rozumiem, że jego słowa miały na celu przede wszystkim dodanie mi odwagi. On zrobiłby wszystko, żeby zobaczyć mnie radosną jak dawniej, dlatego starał się zminimalizować mój strach. To oczywiste, że także on cierpiał: jego oczy były jeszcze smutniejsze niż moje.


Zobacz także
Jadwiga Knie-Górna
Pewnie niewielu rodziców wie, że zbieranie słodyczy przez dzieci wywodzi się z pogańskich zabobonów, według których ma to chronić przed złością złych duchów. Niewinna zaś z pozoru wydrążona dynia jest z kolei pozostałością po zwyczaju rzeźbienia wizerunku demonów, których rolą było odstraszanie wszelakich nieszczęść...
 
Jadwiga Knie-Górna

Upadek moralności i zanik poczucia grzechu prowadzi do odrzucania radosnej prawdy o zbawieniu, w tym również objawionej prawdy o istnieniu piekła. Sama myśl o wiecznej karze piekła budzi u ludzi słabej wiary oraz u niewierzących silny sprzeciw. Osoby takie uważają bowiem, że wiecznego potępienia nie da się pogodzić z prawdą o Bogu, który przecież zawsze kocha i zawsze przebacza.

 
Ks. Mariusz Berko
Ze wzgórza brazylijska favela Saramandaia wygląda jak wielkie wzgórza czerwono - brunatne. Tylko wytężając wzrok, można dostrzec zbite domy, baraki i niewielkie ścieżki tego ludzkiego mrowiska. Kiedyś żyłem tu, znałem każdy kamień i każdy ściek. Poznawałem każy wzrok lęku i radości. kiedyś chodziłem po tym labiryncie biedy i bezprawia... Dziś siedzę na wzgórzu... Jakoś dziwnie cicho i spokojnie. Kilkoro dzieciaków kopie piłkę na niewielkim skrawku ziemi, wydartym z gliniastego wzgórza... Dwie kobiety siedzą na byle jak zbitym drągu...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS