logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Elżbieta Gołąb
Zawsze godni Jego miłości
Mateusz.pl
 


Problemem często bywa także samo wyznanie grzechów. Wielu ludzi czuje związany z tym niepokój. Pytają siebie z niemałą obawą: Czy aby wszystko powiedziałem, czy dobrze nazwałem grzech, czy nie wprowadziłem księdza w błąd?
 
Pan Bóg nie jest matematykiem, ani też drobiazgowym i pełnym skrupułów moralistą. Jeżeli spowiadamy się szczerze i nie mamy zamiaru niczego ukrywać, to możemy sobie powiedzieć: z pewnością nie powiedziałem wszystkiego. Dlaczego? Wyznając grzechy, dotykamy jedynie czubka góry lodowej. Ten sam grzech moglibyśmy opisywać nieraz bardzo długo. Rodzi się jednak pytanie, po co to robić. Trzeba wyznawać grzech prosto, szczerze, bezpośrednio, bez owijania w bawełnę. Nieraz należy też podać istotne okoliczności grzechu. Niekiedy dobrze jest też odsłonić grzeszne motywy ważniejszych czynów. Ale nie są bynajmniej konieczne szczegóły opowiadające o popełnionym grzechu. Jeżeli wyznajemy wszystkie grzechy szczerze i prosto, a mimo to nie znajdujemy pokoju serca, to rodzi się pytanie o przyczynę tego stanu. Przyczyn może być wiele: koncentracja na grzechu i chore poczucie winy, fałszywy obraz Boga, źle uformowane sumienie. Jeżeli wyznajemy grzechy tak, jak umiemy, szczerze, otwarcie i z zaufaniem, Pan Bóg odpuszcza nam je wszystkie, również te, których nie jesteśmy do końca świadomi. Otrzymując rozgrzeszenie po wyznaniu wszystkich grzechów ciężkich, co do rodzaju i liczby, otrzymujemy uwolnienie także od tych grzechów, które po prostu zapomnieliśmy. Łaska poznania grzechu wzrasta w nas wraz ze wzrostem zaufania w miłosierdzie Boga. Jeżeli będziemy bardziej wrażliwi na Boga, to zrodzi się w nas także większa wrażliwość na grzechy, również lekkie.
 
Zdarza się nieraz, że grzech ciężki, który spowodował wielką ranę, choć został wyznany na spowiedzi, wraca jednak przy kolejnym przygotowaniu do sakramentu pojednania. Nie wiemy, co z tym zrobić. Niektórzy powtarzają wielokrotnie na spowiedzi ten jeden grzech, który budzi ich niepokój.
 
Musimy uczyć się rozeznawania naszego żalu i odróżniania prawdziwego, szczerego żalu od chorego poczucia winy. Zauważmy, że Judasz wyznał grzech. Powiedział: Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną (Mt 27,4). Ale w wyznaniu grzechu i żalu Judasza nie ma Boga, nie ma odwołania się do Jezusa. Judasz zatrzymuje się na swojej nieprawości. Żal za grzechy, w którym nie ma odwołania się do miłosierdzia Bożego, jest zawsze destrukcyjny. Właśnie dlatego Judasz się powiesił. Prawdziwe wyznanie grzechów łączy świadomość grzechu z zaufaniem miłosierdziu Boga. Dawid mówi: Zgrzeszyłem wobec Pana (2 Sm 12,13). Król nie opisuje swojego grzechu. Właśnie owo wobec Pana jest integralną częścią prawdziwego żalu. Jeżeli czujemy się zaniepokojeni, rozdzierani grzechami już wyznanymi, powinniśmy wówczas dłużej, gorliwiej i hojniej kontemplować miłosierdzie, modlić się, by go w pełni doświadczyć. Chore poczucie winy bywa nieraz wielką przeszkodą w rozwoju życia duchowego. Kiedy bowiem człowiek zaczyna się modlić, wtedy przypominają mu się własne grzechy. One wówczas stają się treścią modlitwy, podczas gdy winno nią być przede wszystkim doświadczenie miłości do Boga i do człowieka.
 
Czy chore poczucie winy jest równoznaczne z pokusą powracania do grzechów z przeszłości?
 
Właśnie tak. Trzeba je traktować jako pokusę. W jednym grzechu jesteśmy kuszeni zawsze dwa razy. Najpierw — do fascynacji namiętnością. Zły duch zdaje się nam wówczas mówić: „Jeżeli nie zerwiesz zakazanego owocu, będziesz wiecznie nieszczęśliwy”. Po zerwaniu go zaś przychodzi rozczarowanie, a z nim druga pokusa, znacznie gorsza od pierwszej: pokusa rozpaczy. Dlatego też Jan z Karpatos, Ojciec Pustyni z VII wieku, mówił, że „rozpacz jest czymś gorszym niż grzeszenie. Gdy bowiem Judasz (...) popadł w rozpacz, wróg rzucił się na niego i założył mu sznur na szyję. Gdy Piotr natomiast (...) doznał straszliwego upadku (...), nie uległ ani nie poddał się rozpaczy” [1]. Właśnie w momentach zniechęcenia i rozpaczy zło ma większy wpływ na nas niż dobro. Często człowiek w rozpaczy nie wie, co robi. Właśnie dlatego Jan z Karpatos mówi, że „wróg”, czyli szatan, założył Judaszowi sznur na szyję. W stanie zniechęcenia i rozpaczy pokusa zdaje się mówić: „Patrz, coś zrobił, musisz ginąć. Nie jesteś już godny miłości. Musisz być odrzucony”. Człowiek wówczas zaczyna się kryć przed Bogiem i ludźmi. Staje się nieszczery, zamknięty w sobie. Odkładanie spowiedzi bywa uleganiem pokusie zniechęcenia i rozpaczy. Człowiek ucieka wtedy od ludzkiej życzliwości i miłosierdzia Bożego.
 
Nasza spowiedź zależy od dobrze ukształtowanego sumienia. Często jednak zdarza się, że sumienie nas niepokoi, kiedy nie jest to potrzebne, albo też milczy wówczas, kiedy winno nas upomnieć. Jak kształtować sumienie?
 
Żyjemy w cywilizacji, która rozmywa granice moralne. Młodzież spotyka się po prostu z niemoralnymi propozycjami rozwiązań różnych ludzkich problemów. Kiedy młody człowiek się naczyta, nasłucha i naogląda takich propozycji, wówczas jego sumienie może zostać stępione, rozregulowane. Dzisiaj wielu młodych ze zdziwieniem pyta: „Dlaczego <<to>> jest grzechem? Dlaczego mi <<tego>> nie wolno?”. Niedawno na spotkaniu z młodzieżą otrzymałem pytanie: „Dlaczego satanizm jest złem?”. Są to oznaki sumienia, któremu brakuje wyczucia i rozeznania moralnego.
 
Często zachęcam młodych, aby świadomie, z wewnętrznego wyboru deklarowali przed Bogiem pragnienie życia w prawdzie, w wewnętrznej przejrzystości, uczciwości moralnej. Myślę, że spowiedź winna być okazją deklarowania przed Bogiem pragnienia życia w czystości serca. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5,8) — mówi Jezus. Niezależnie od tego, co proponuje nam dziś środowisko, w którym żyjemy, winniśmy wzbudzać w sobie pragnienie życia według Bożego słowa, według Bożych przykazań. Taka deklaracja złożona Bogu jest szalenie ważna dla formacji naszego sumienia. To nie tylko my własnymi zabiegami kształtujemy sumienie. Kształtuje je również łaska Boga. Mówimy przecież, że sumienie jest „głosem Boga”. On pracuje w nas, On w nas przemawia.
 
Innym ważnym elementem kształtowania sumienia jest regularna spowiedź i kierownictwo duchowe. Kiedy coś niepokoi nasze sumienie, wówczas powinniśmy porozmawiać z jakimś roztropnym kapłanem. Trzeba bowiem szanować te niepokoje. Czasem jednak odnoszę wrażenie, iż niektórzy ludzie przychodzą na rozmowę do kierownika duchowego tylko po to, aby uspokoić nieczyste sumienie. Człowiek może je zagłuszyć, a przecież nie wolno nam żyć wbrew swojemu sumieniu, czy — nie daj Boże — go łamać. Jeżeli popełnimy grzech, trudno. Nie musimy rozdzierać szat i popadać w rozpacz. Trzeba jednak uznać go oraz wyznać przed Bogiem i Kościołem. Zepsucie moralne przychodzi wtedy, kiedy człowiek bywa dumny z własnego grzechu (por. Flp 3,18–19).
 
W trudnych sytuacjach ludzkich szukamy pomocy nie tylko u spowiedników, ale także u terapeutów. Jakie są powiązania pomiędzy tymi dwoma sposobami pomagania ludziom?
 
To szeroki temat. Tutaj możemy go jedynie dotknąć. Kościół wyraźnie oddziela te dwie rzeczywistości [2]. Spowiednik nie powinien uprawiać psychoterapii, a psychoterapeuta nie powinien bawić się w spowiednika. Terapeuta pomaga nam rozumieć siebie w sferze emocjonalnej, psychicznej, ale nie może dać nam rozgrzeszenia z naszych niewierności moralnych. Tylko Bóg nam przebacza grzechy, a sakrament pojednania jest znakiem tego przebaczenia. Kapłan jest sługą przebaczenia. Kiedy polecamy komuś jakiegoś terapeutę lub też sami szukamy go dla siebie, nie powinno być nam obojętne jego spojrzenie na problemy moralne i religijne. Niestety, zdarza się, że niektórzy terapeuci przejmują rolę księży i usiłują zwalniać swoich pacjentów z pewnych przykazań czy też zasad moralnych. Obowiązkiem każdego terapeuty jest liczyć się z życiem duchowym i religijnym swoich pacjentów. Z drugiej jednak strony może się zdarzyć, że ksiądz będzie w konfesjonale udawał lekarza, wypowiadając się o stanie emocjonalnym czy psychicznym penitenta, nie znając się na tym. Tak dzieje się wówczas, kiedy przyczyny niektórych stanów nerwicowych czy nawet psychotycznych upatruje w jakichś pojedynczych upadkach moralnych. Terapeuta w pewnych sytuacjach może zachęcić swojego pacjenta, aby skorzystał także z pomocy dobrego spowiednika, a spowiednik w pewnych sytuacjach winien poradzić penitentowi skorzystanie również z pomocy terapeuty. Te dwie formy pomocy powinny ze sobą nie rywalizować, ale współpracować dla dobra konkretnego człowieka. Wymaga to od obu stron — spowiednika i terapeuty — jasnej świadomości własnej roli, integralnego spojrzenia na człowieka, kompetencji oraz rzeczywistej troski o człowieka, któremu się pomaga.
 
Wróćmy jeszcze do sakramentu pojednania. W spowiedzi konieczna jest świadomość, że ani my sami, ani nasz bliźni — także spowiednik — nie może uwolnić nas od grzechów. Może je wziąć na siebie tylko Jezus. To jest najpiękniejsza tajemnica sakramentu pojednania...
 
Jezus z miłości do nas bierze na siebie nasze grzechy. On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie (Iz 53,5). Nasze zdrowie duchowe i moralne, a wraz z nim także zdrowie emocjonalne, jest w doświadczeniu miłości Boga, która objawiła się w Jezusie ukrzyżowanym. Byłoby jednak ważne, aby spowiedź wiązać nie tylko z przyjmowaniem miłości Boga, ale także z okazywaniem Mu naszej. Prawdziwe przebaczenie jest miejscem wzajemnego obdarowywania się miłością. Bóg przychodzi jako pierwszy ofiarując nam miłość. Liczy jednak, że odpowiemy miłością na Jego miłość. Przebaczywszy Piotrowi jego grzech, Jezus pyta, prosząc o jego miłość: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? (J 21,15). Człowiek, który doświadczył przebaczającej miłości, jest zaproszony, aby odwzajemniał miłość Boga i dzielił się nią z innymi. Dlatego też przebaczenie bliźnim zawsze będzie bardzo ważnym znakiem autentyczności korzystania z sakramentu pokuty. Przygotowując się do spowiedzi, przyglądajmy się nie tylko naszym uczuciom związanym ze spowiedzią i żalem za grzechy, ale także naszym relacjom z bliźnimi. One powiedzą nam szybciej i więcej o naszym korzystaniu z sakramentu pojednania.
 
Rozmawiała Elżbieta Gołąb

fot. Joel Olives Pure 
Flickr
 
Zapis rozmowy wyemitowanej przez Radio Plus Tarnów, 17.12.1999. Zob. Józef Augustyn SJ, Rozmowy o ludzkich sprawach, Wydawnictwo M., Kraków 2000, ss.42-52.

_____________________
Przypisy:

[1] Jan z Karpatos, Sto rozdziałów zachęt, 85, w: Filokalia. Teksty o modlitwie serca, tłum. i oprac. ks. J. Naumowicz, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC — Wydawnictwo M, Kraków 1998, s. 153.
[2] Por. KPK, 220; PDV, 40.  
 
Zobacz także
Magdalena Guziak-Nowak
W procesie zdrowienia nieocenione jest wsparcie osób, do których mamy stuprocentowe zaufanie. Jeśli chodzimy na terapię, dobrze, jeśli znajdujemy je u terapeuty. Dla mnie takimi osobami byli mój spowiednik oraz przyjaciółka, która ma bardzo szeroką wiedzę teologiczną i jest zaawansowana w formacji duchowej. Pamiętajmy, że DDA wszystko odbiera na opak. 

O dorosłych dzieciach alkoholików i trampolinie, na której odbijają się do normalnego życia z Dominiką Krupińską, autorką książki o DDA, rozmawia Magdalena Guziak-Nowak
 
Stanisław Morgalla SJ
Jak zatem robić rachunek sumienia z miłości własnej? Spróbujemy podać kilka podstawowych rozróżnień, które pomogą przeniknąć w głąb tej tajemnicy i usystematyzować wysiłek autorefleksji. I choć samego rachunku sumienia to nie uprości, to na pewno uczyni go bardziej pożytecznym. Przynajmniej nie pomylimy tak łatwo ludzkiej kruchości z wadami głównymi, a psychicznych kamuflaży nie weźmiemy za cnoty kardynalne.
 
o. Rafał Myszkowski OCD

U Boga patrzeć, to kochać i obdarzać miłosierdziem – mówi św. Jan od Krzyża (Pieśń Duchowa 19, 6; 31, 8). A u człowieka?... U człowieka patrzeć to często obserwować na chłodno, niekiedy nawet odzierać z godności, wyśmiewać lub praktykować rolę absolutnego władcy spoza szklanego ekranu. Ludzkie postaci odarte z wnętrza i prezentujące się przed naszymi oczyma na ekranie telewizora lub komputera przyzwyczajają nas niebezpiecznie do płaskiego patrzenia na realne osoby towarzyszące nam z całym bogactwem swojego wewnętrznego świata w naszej codzienności.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS