logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jean Vanier
Źródło łez
Wydawnictwo Salwator
 


Ta książka ujrzała światło dzienne dlatego, że podczas arkowych Rekolekcji Przymierza na San Domingo te słowa poruszyły kilka osób, które je spisały. Zaprzyjaźniona z "Arką" Anne-Sophie Andreu przeczytała je i także była nimi poruszona. Opracowała ten tekst, wkładając w tę pracę swoje kompetencje i własne życie duchowe, aby nadać mu obecną formę, bardziej czytelną, prostą, lepiej nadającą się do lektury medytacyjnej. Jestem jej za to ogromnie wdzięczny.

Żywię nadzieję, że duchowość ta, będąca w sercu naszych wspólnot "Arki" oraz "Wiary i Światła", przyciągnie innych ludzi i spowoduje, że pójdą oni za Jezusem drogą współczucia. Idąc wspólną drogą z osobami słabymi i bezbronnymi, odkryją obecność Jezusa i staną się Jego przyjaciółmi. Znajdą tutaj nową siłę i nową wolność.

 

Dzień trzeci

Dotknąć swoich ran

Tajemnicą rekolekcji jest usłyszeć wezwanie Jezusa
i odkryć Jego miłość,
ale tą tajemnicą jest także dotknięcie naszej żałoby,
naszych ran.

Wielkim niebezpieczeństwem dla każdego z nas
jest życie w złudzeniach
co do samego siebie.
Często jesteśmy dostatecznie przenikliwi, by osądzać innych,
ale trudno poradzić sobie z samym sobą.
Uważamy siebie za kogoś cudownego albo wstrętnego,
albo wychwalamy siebie, albo się oczerniamy,
ale najtrudniej jest nam zobaczyć siebie takimi, jakimi jesteśmy.

Często istnieją w nas rzeczy, których nie chcemy widzieć,
którym zaprzeczamy,
na przykład alkoholik rzadko przyznaje, że jest alkoholikiem,
Każdy z nas ma skłonność do negowania jakiejś części siebie.

Jezus chce nas nauczyć poznania samych siebie takimi,
jakimi jesteśmy,
z naszym głębokim powołaniem do miłości,
ze wszystkimi naszymi darami,
z całym pięknem, które w nas jest,
ale także z tym wszystkim, co jest zranione,
z tym wszystkim, co jest kruche,
z tym wszystkim, co jest ubogie.

Chciałbym wam dzisiaj znowu opowiedzieć, ale nieco dłużej, o spotkaniu Jezusa z kobietą z Samarii (J 4).

Mówiłem wam, że Samarytanka jest dla mnie najbardziej poranioną kobieta w Ewangelii;
należy do wzgardzonego ludu,
a wewnątrz tego ludu sama jest zepchnięta na margines
i wzgardzona.

Często się zastanawiałem,
dlaczego chodziła po wodę w samo południe.
Kobiety chodzą po wodę wcześnie rano,
zanim słońce zacznie mocno grzać,
albo wieczorem.
A ponieważ chodzą wszystkie o tej samej porze,
to gromadzą się wokół studni,
spotykają się, rozmawiają o mężach, dzieciach, codziennych sprawach.

Jeśli zjawi się tam kobieta wiodąca grzeszne życie,
może powstać napięcie;
kobiety się od niej odsuwają,
nie wiadomo, co jej powiedzieć,
być może się z niej wyśmiewają;
a ona czuje się wtedy nieswojo,
nie znajduje tam swojego miejsca,
nie należy do małej wspólnoty kobiet z wioski;
nie dzieli z nimi ani sposobu życia, ani trosk, ani radości:
wywołuje zgorszenie.

Dlatego wydaje mi się, że Samarytanka woli przyjść do studni
wtedy, gdy nie ma tam nikogo,
w południe, gdy słońce jest w zenicie.

Ale być może całkowicie się mylę, interpretując tekst w ten sposób!
Kiedy przyjdę do nieba i spotkam tam Samarytankę, zadam jej między innymi również i to pytanie, i niewykluczone, że mi odpowie, iż ja, który tak wiele o niej mówiłem, nic z tego nie zrozumiałem i że jeśli tak późno poszła tego dnia po wodę, to tylko dlatego, że zaspała!
Nie ulega wątpliwości tylko to,
że sytuacja, w której się znalazła, nie pozwala jej na spotkania z innymi kobietami oraz przebywanie w miejscach kultu.
Jest to kobieta poraniona,
odrzucona przez miejscowych, pobożnych ludzi,
Sama także uważa się za odrzuconą przez Boga.

Być może ona też jest córką kobiety prowadzącej grzeszne życie,
być może nigdy nie zaznała niczego innego niż nędza,
brak miłości. A w jej domu panowały podziały.
Być może w niej samej jest wiele gniewu i smutku,
może zamknęła się w poczuciu winy i buncie,
zagniewana na samą siebie, na swoje dzieci, na ludzi z wioski,
i tak bardzo smutna.

Tego dnia wyrusza więc po wodę w samo południe,
aby nikogo nie spotkać.
Nagle widzi, że na ziemi, oparty o studnię, siedzi jakiś mężczyzna.
To bardzo poruszające: zobaczyć, że Jezus jest zmęczony.
Jezus jest do głębi człowiekiem,
jest istotą ludzką we wszystkim z wyjątkiem grzechu;
trzeba być bardzo wrażliwym na człowieczeństwo Jezusa,
zmęczenie może nas zbliżyć do Niego.

Jest tam, siedzi zmęczony.
Kobieta podchodzi do Niego z dzbanem na głowie lub na ramieniu.
Jezus zwraca się do niej,
mówi: "Daj Mi pić", co znaczy: potrzebuję cię.
To bardzo poruszające.
Jezus nie zaczyna rozmowy od słów: "Jesteś kobietą,
która żyje w grzechu".
Mówi: "Potrzebuję cię, czy chcesz mi pomóc?".
Jezus pokazuje nam, jak powinniśmy traktować ubogich,
nie z wyżyn naszej władzy czy wielkoduszności,
ale z samej głębi naszego ubóstwa,
naszego zmęczenia,
tego, że ich potrzebujemy.

Ważne jest również to, że do spotkania dochodzi przy studni.
W Piśmie świętym opisane są cztery spotkania przy studni,
a każde z nich jest przypieczętowaniem przymierza.
Pierwsze to spotkanie sługi Abrahama z Rebeką. Sługa,
którego posłał Abraham, aby znaleźć żonę dla swego syna,
spotyka Rebekę, która także prosi: "Daj mi pić" (Rdz 24).
Potem następuje spotkanie Jakuba i Racheli (Rdz 29);
trzecie to spotkanie Mojżesza i jego żony Sefory (Wj 2).
Także Jezus zawiera przymierze z tą kobietą przy studni
i właśnie jej, najmniejszej i najbardziej wzgardzonej,
objawia, że jest Mesjaszem.
Nikomu innemu tego nie powiedział.

Dla mnie ta kobieta jest kimś rzeczywistym, to znaczy, że ona historycznie istniała,
Jezus naprawdę z nią rozmawiał.
My także będziemy mogli z nią porozmawiać,
kiedy będziemy w niebie.
Nie mam zaufania do nazbyt alegorycznych interpretacji Biblii,
mogą być interesujące, ale uważam, że rozważania
trzeba zacząć od faktów i zobaczyć, co nam mówią.
Kobieta jest rzeczywista, ale jednocześnie symboliczna,
jak wszystkie postacie Biblii,
bo uczy nas czegoś o człowieczeństwie i o nas samych.

Ta kobieta uobecnia poranioną część ludzkości:
ubogich, odepchniętych,
ludzi z marginesu, więźniów, grzeszników, upośledzonych.
Całą tę część ludzkości, której inni nie chcą widzieć,
którą negują, ukrywają, zamykają w więzieniach, zakładach lub spychają jak najdalej, do dzielnic nędzy.

Ta kobieta z Samarii żyje także w naszym wnętrzu,
jest tą poranioną częścią nas samych,
którą ukrywamy nawet przed sobą.
Symbolizuje poczucie winy, które jest w nas,
z którego pochodzi bardzo wiele naszych postaw,
niezależnie od tego
czy to sobie uświadamiamy, czy też nie.
Poczucie winy może nas skłonić do tego, by stać się bohaterem,
odkupić siebie wielkimi zrywami wielkoduszności czy odwagi,
ale może nas też popchnąć do zamknięcia się w narkotykach,
alkoholu czy agresji.
Dopóki nie pozwolimy Bogu w to wejść, grozi nam,
że to poczucie winy będzie nami kierowało,
nawet jeśli nie jesteśmy tego świadomi.

Kiedyś głosiłem rekolekcje o Samarytance,
w których uczestniczyła pewna kobieta - alkoholiczka.
Miewała okresy abstynencji, po czym pogrążała się w piciu;
i tak na przemian.
Podczas tych rekolekcji powiedziała komuś:
"Teraz rozumiem, że istnieją we mnie dwie kobiety.
Kiedy nie piję, nie chcę patrzeć na tę, która pije,
na tę poranioną cząstkę we mnie,
jak gdyby była zbyt brudna, żeby Bóg mógł ją kochać;
neguję ją i mówię Bogu tylko o tej świetlanej kobiecie.
Teraz rozumiem, że muszę pozwolić Bogu na spotkanie
z tą poranioną kobietą, muszę pozwolić Mu wejść w ten brud, który jest we mnie".

Nic o tym nie wiedząc, swoimi ostrymi słowami
wyraziła coś, co znajduje się w Prologu Ewangelii św. Jana
- Światłość - musi przeniknąć Ciemności.

Jeśli negujemy ciemności,
bo uważamy siebie za czystych, pozbawionych mroku,
to światłość nie może przeniknąć.
Tak samo, jeśli uważamy, że składamy się tylko z ciemności
i nie jesteśmy godni spotkania z Bogiem,
zamykamy się w naszych ciemnościach,
odgradzamy się od światłości
i nie pozwalamy, by nas przeniknęła.

Tajemnica Wcielenia - to Bóg,
który chce przeniknąć całe nasze jestestwo.

On zna nasze rany,
zna rany kobiety z Samarii,
wie, że była raniona od samego początku życia
i że my wszyscy byliśmy ranieni od czasu, gdy byliśmy zupełnie mali.
Wie, że świat ciemności, lęków, poczucia winy powstał w nas bardzo wcześnie, jeszcze zanim mogliśmy to sobie uświadomić.
Bóg chce wejść w tę zamkniętą, ciemną, bolesną część naszego jestestwa, aby nas uwolnić.

Kobieta z Samarii jest we mnie;
to jest cała ta część mnie, gdzie czuję się winny,
że nie umiem kochać.

Mężczyzna nie umie kochać swojej żony,
żona nie umie kochać męża,
rodzice nie umieją kochać dzieci, a dzieci rodziców,
wszyscy jesteśmy zamknięci w tej samej historii,
w tej samej niemożności,
w tej samej niezdolności.
A to do tej poranionej kobiety zwraca się Jezus,
to przy niej - we mnie - Jezus usiadł niżej ode mnie,
zmuszony podnosić na mnie wzrok,
mówi: "Potrzebuję cię, daj Mi pić".

A my reagujemy tak samo jak Samarytanka:
"Jakże ty, Żyd, zwracasz się do mnie, Samarytanki?".
"Jakże to? Ty, Jezu, mówisz do mnie,
a przecież jestem taki ubogi, taki brudny, tak bardzo grzeszny?
Jestem zbyt nieważny, zbyt mały, zbyt poraniony,
abyś mógł mnie o coś prosić".
Jest to reakcja bardzo spontaniczna, bardzo naturalna,
taka sama jest reakcja Piotra, kiedy Jezus chce mu umyć nogi,
nie, to niemożliwe, abyś uniżał się tak bardzo!

Jezus patrzy na kobietę i mówi do niej: "Daj Mi pić".
Kiedy odpowiedziała, znowu na nią patrzy i mówi jej:
"O, gdybyś znała dar Boży".

Gdybyśmy znali dar Boży.

Abyśmy mogli usłyszeć, jak Jezus nas prosi, byśmy dali Mu pić,
abyśmy przestali przed Nim uciekać
i abyśmy umieli w światłości przyjąć nasz szczególny dar
i nasze rany, potrzeba czasu i milczenia.


Zobacz także
Maria Czerska

Obecny model formacji seminaryjnej nie bardzo odpowiada zadaniom, z jakimi się styka ksiądz. Jeśli pozostanie nie zmieniony, prawdopodobnie będziemy mieć z czasem więcej dysfunkcji niż korzyści. Ale przyznam, że nie wiem, jakie konkretne rozwiązania należałoby przyjąć.

 

– mówi jezuita Jacek Prusak SJ w rozmowie z Marią Czerską z Katolickiej Agencji Informacyjnej.

 
Dorota Mazur

Modlitwa sprawia ci trudność. Masz nieodparte wrażenie, że nie umiesz się modlić i nie znajdujesz motywacji, by się do tego zebrać... Coś w głębi serca ci przeszkadza i coraz bardziej czujesz trud modlitwy, która z biegiem czasu zdaje się być dla ciebie bardziej uczynkiem pokutnym niż otwartą rozmową z Bogiem... Czy modlitwa może mieć jednak w sobie coś z uczynku pokutnego lub pokuty?

 
ks. Tadeusz Chromik SJ
Jezus z troską pochyla się nad każdym człowiekiem. Swym miłującym Sercem ogarnia wszystkich. Bierze na swe barki ciężar ludzkich grzechów. Wydaje się na cierpienie i mękę. Pozwala, by Jego oblicze było znieważone. Za tę cenę przywraca boską godność człowiekowi. W ten sposób zadośćuczynił Bogu za nasze nieprawości...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS