logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jean Vanier
Źródło łez
Wydawnictwo Salwator
 


Ta książka ujrzała światło dzienne dlatego, że podczas arkowych Rekolekcji Przymierza na San Domingo te słowa poruszyły kilka osób, które je spisały. Zaprzyjaźniona z "Arką" Anne-Sophie Andreu przeczytała je i także była nimi poruszona. Opracowała ten tekst, wkładając w tę pracę swoje kompetencje i własne życie duchowe, aby nadać mu obecną formę, bardziej czytelną, prostą, lepiej nadającą się do lektury medytacyjnej. Jestem jej za to ogromnie wdzięczny.

Żywię nadzieję, że duchowość ta, będąca w sercu naszych wspólnot "Arki" oraz "Wiary i Światła", przyciągnie innych ludzi i spowoduje, że pójdą oni za Jezusem drogą współczucia. Idąc wspólną drogą z osobami słabymi i bezbronnymi, odkryją obecność Jezusa i staną się Jego przyjaciółmi. Znajdą tutaj nową siłę i nową wolność.

 

Dzień czwarty

Uczyć się żyć razem

Wszystko zaczyna się pewnego dnia od wezwania, które pochodzi od Jezusa,
który mówi nam: "Idź, i chodź za Mną" albo:
"Dziś muszę się zatrzymać w twoim domu".
Wszystko zaczyna się od spotkania "serce w serce" z Jezusem
i od tego osobistego wezwania.
A potem, w drugim etapie, Jezus pozwala nam spotkać inne osoby, które też powołał;
każda z nich jest inna, a wszystkie zostały powołane:
tak tworzy się wspólnota.

Bardzo lubię powracać do tych wszystkich dobrze znanych scen Ewangelii, które pokazują, jak podobnie wszyscy reagujemy.
Tak więc, kiedy tylko Jezus się odwróci,
uczniowie zaczynają porównywać się między sobą,
kłócić się o to, który jest większy, lepszy, zdolniejszy,
a mamusie ingerują tak, jak to tylko one potrafią!
Popatrzcie na panią Zebedeuszową,
która prosto z mostu żąda od Jezusa
pierwszego miejsca w Jego Królestwie dla jej synów.
Wyobrażacie sobie, jakie miny mieli Piotr, Mateusz i wszyscy inni?
Oniemieli, i raczej nie byli zachwyceni.

Ewangelia jest tak bardzo ludzka. Jezus wie, że rywalizacja
zakorzenia się bardzo głęboko w ludzkim sercu.
Tak bardzo chcemy być kochani, a przynajmniej podziwiani.
Tak bardzo obawiamy się, że będziemy nieważni dla innych,
że walczymy, aby się umocnić, aby udowodnić,
że jesteśmy najlepsi albo by przejąć władzę.

Życie we wspólnocie czy w rodzinie nie jest łatwe!
Bywa nawet bardzo trudne.
Kiedy tylko zbierze się kilkoro ludzi,
zaczynają ze sobą walczyć o najlepsze miejsce lub o władzę;
nie zawsze po to, by naprawdę ją sprawować,
ale często po prostu po to, by być bardziej na widoku,
by pokazać, że wiedzą więcej od innych i że są najsilniejsi.

Jezus wzywa nas do życia we wspólnocie,
abyśmy także doświadczyli sytuacji konfliktowych,
abyśmy także odkryli, że są ludzie, których lubimy i tacy,
których nie znosimy,
żebyśmy sobie uświadomili, co to w nas wywołuje.
Każdy reaguje inaczej:
jedni zamykają się w depresji, inni uciekają w kompensacje, zżera ich zazdrość albo wstrząsa nimi nienawiść czy gniew.

Ważne, abyśmy przeżyli takie doświadczenie, bo wtedy trochę lepiej zrozumiemy, o co Jezus prosi apostołów, mówiąc im: "Miłujcie się wzajemnie".
Zaraz zaczynamy krzyczeć:
"Nie! Tej czy tamtej osoby nie mogę kochać!".
A Jezus mówi jeszcze: "Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławicie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają" (Łk 6, 27-28).

I dodaje, że łatwo jest kochać tych, którzy nas kochają.
To prawda, wszystkich pociągają komplementy, dobra opinia, jaką inni o nas mają, a nawet pochlebstwa.
Jezus jednak mówi nam: "Przeciwnie, kochajcie waszych
nieprzyjaciół, czyńcie dobro i pożyczajcie,
nie oczekując niczego w zamian".

Nieprzyjaciel wcale nie jest daleko,
nie jest nim uzbrojony nieznajomy,
ale często ktoś, kto jest tuż obok mnie:
osoba, której nie cierpię w mojej wspólnocie, rodzinie, pracy,
ta, która mi zagraża, bo jest zbyt inna i nie pozwala mi być sobą,
ta, która samą swoją obecnością zagraża mojej wolności, zdolności twórczej, radości życia,
ta, która budzi we mnie gniew, depresję lub agresywność.

Jedną z ważnych rzeczy, jakie warto zrobić podczas rekolekcji, jest odkrycie, kto jest moim nieprzyjacielem.
Bardzo ważne jest, by zapytać się w prawdzie, przed Bogiem, kto mnie ogranicza, zagraża mi, budzi we mnie lęk,
sprawia, że uciekam w smutek lub w agresywność.

To normalne, że mamy nieprzyjaciół,
czyli ludzi, którzy dotykają naszej podatności na zranienie,
którzy budzą w nas mechanizmy obronne,
to jest część naszego człowieczeństwa.
A jednak Jezus nam mówi:
"Miłujcie waszych nieprzyjaciół".

Pewna kobieta zwierzyła mi się: "Odkrywam, że moim
nieprzyjacielem jest mój mąż.
Jest zadowolony, gdy zajmuję się sprzątaniem czy gotowaniem, ale nigdy mnie nie słucha, nigdy nie pyta o moje zdanie i w ogóle nie bierze pod uwagę tego, co mówię;
tak, jakbym dla niego nie istniała.
Czuję wtedy, jak wzbiera we mnie gniew na niego i nie wiem, co robić z tym wstrząsanym nienawiścią światem, który mam w sobie".

Pewien mężczyzna opowiadał mi: "Odkrywam, że mój
najstarszy syn jest moim nieprzyjacielem.
Gdy tylko otworzy usta, wychodzę z siebie,
zaprzeczam mu i mam ochotę zmusić go do milczenia.
Kiedy mój drugi syn albo moja córka powiedzą to samo,
słucham ich.
W nim jednak niczego nie akceptuję.
Wywołuje we mnie negatywne reakcje, których nie rozumiem".

Kilka dni później ten mężczyzna przyszedł do mnie na rozmowę:
"Zaczynam lepiej rozumieć, co się dzieje - powiedział. - Zaczynam rozumieć, dlaczego nieustannie go odrzucam:
mam wrażenie, że w nim skumulowane są wszystkie moje wady
i kiedy go odpycham albo nie chcę go słuchać,
odrzucam własne wady.

Podczas rekolekcji bardzo ważne jest odkrycie,
kto jest moim nieprzyjacielem.
Poproszę więc was, abyście w milczeniu zapytali samych siebie
i poszukali, kto wywołuje w was strach,
kogo staracie się unikać, z kim nie chcecie nawiązywać dialogu,
kogo nie chcecie słuchać.

A potem sprowadźcie tę osobę do waszej świadomości i posłuchajcie, jak Jezus mówi wam: "Kochaj ją".

W ten sposób uświadomisz sobie także swój opór:
"Nie, to niemożliwe. Nie jestem w stanie,
zbyt wiele zła mi wyrządziła,
wywołuje we mnie zbyt wiele lęku, niszczy mnie. Nie mogę jej kochać!".
Może nawet wezbrać w was gniew, bo to wydaje się wam nadmiernym wymaganiem: "Żądasz ode mnie zbyt wiele. Nie mogę jej kochać! To po prostu niemożliwe".

Posłuchajcie, jak Jezus mówi do was:
"To prawda, nie możesz, ale zaufaj Mi,
dla Boga nie ma nic niemożliwego".
To przykazanie jest bowiem przede wszystkim obietnicą:
"Ze Mną będziesz umiał kochać tak dalece, że będziesz kochać swoich nieprzyjaciół".

Naprawdę stajemy się chrześcijanami, gdy odkrywamy,
że Bóg jest panem tego, co niemożliwe i że potrzebujemy Ducha Świętego, aby zrobić to, czego nie jesteśmy w stanie zrobić o własnych siłach.

Kiedy bogaty młodzieniec odchodzi zasmucony, bo ma wiele dóbr i nie ma odwagi ich zostawić, aby pójść za Jezusem, Jezus także jest smutny i zraniony, i mówi:
"Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego (.). Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego".
Piotr i apostołowie bardzo się wtedy niepokoją, bo mają świadomość, że oni także są bogaci, i pytają:
"Któż więc może być zbawiony?".
Jezus odpowiada: "U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga;
bo u Boga wszystko jest możliwe" (Mk 10, 24-27).

Dopóki nie odkryjemy, że to, co jest niemożliwe dla ludzi,
jest możliwe dla Boga,
nie jesteśmy naprawdę uczniami Jezusa.
Życie ucznia to pójście do samego końca, aż tam, gdzie człowiek nie dojdzie o własnych siłach,
i odkrycie, że Bóg może niemożliwe uczynić możliwym.

Dopóki będziemy wierzyli, że przymierzem,
które zawarliśmy w naszej wspólnocie czy rodzinie,
możemy żyć tylko o własnych siłach,
tak naprawdę nie będziemy w przymierzu.
Dopóki będzie się nam wydawało,
że przymierze zależy tylko od naszego wyboru -
"Czuję się dobrze we wspólnocie,
osoby sprawiają mi przyjemność, chcę się poświęcać i służyć." - tak długo nie odkryjemy, czym rzeczywiście jest przymierze.

Przymierze jest darem od Boga.
To On daje mi siłę życia przymierzem dzień za dniem,
i przyznaję, że sam bym tego nie potrafił.
Przymierze objawia się wtedy, kiedy zaczynam mówić sobie: "Nie mogę, nigdy nie zdołam spędzić życia z tymi ludźmi,
ale czego ja nie mogę,
tego może dokonać Bóg".

Muszę najpierw dotknąć mojego ubóstwa, stając przed ubogim, aby odkryć, że zmiana pochodzi od Boga.
Muszę stwierdzić, że nie potrafię żyć w pokoju z innymi,
aby odkryć, że sercem Ewangelii jest przebaczenie
i że odpowiedzią Boga na konflikt, na wojnę i na rozłam między ludźmi jest pojednanie.

Tak, pojednanie jest darem Bożym, który wyrywa nas z poczucia winy, z ucisku, z rywalizacji i z nienawiści.
Wiele już wam mówiłem o tym poczuciu winy, które w nas jest
i które nas paraliżuje,
sprawia, że wątpimy w siebie,
wpędza nas w depresję lub w agresję,
i stopniowo zamyka nas w poczuciu obrzydzenia i pożądania śmierci
Jezus przebaczając, uwolnił nas od poczucia winy i uczynił z nas wolnych mężczyzn i wolne kobiety.
Przeciwieństwem przebaczenia jest separacja:
robię wszystko, aby unikać tej osoby, aby jej nie spotykać,
a nawet byłbym zadowolony, gdyby postanowiła
gdzieś wyjechać albo wpadła w jakąś mysią dziurę i znikła.
Mogę się nawet ucieszyć,
gdyby przytrafiło się jej jakieś nieszczęście
albo gdyby się jednoznacznie okazało,
że się myli i że wszyscy ją odrzucają.

Przebaczenie jest najpierw uznaniem przymierza,
a nie wystawą pozytywnych uczuć
ani przelotnym uniesieniem,
które nagle rzuciłoby nas w ramiona osoby,
przed którą uciekaliśmy do tej pory.
Jest uznaniem w głębi naszego jestestwa,
że istnieje między nami przymierze,
że ta osoba, która być może jest antypatyczna,
albo pod żadnym względem nie jest dla mnie atrakcyjna,
ma prawo do miejsca w mojej wspólnocie, w mojej rodzinie,
w społeczeństwie, w Kościele,
ma prawo żyć i wzrastać,
to Jezus powołał ją na to miejsce,
mam to respektować.

Przebaczenie zaczyna się od poszanowania miejsca drugiego
człowieka.
A potem trzeba przyjąć, że przebaczenie zajmie dużo czasu.

Pamiętam, jak pewien młody asystent zwrócił się do mnie po rekolekcjach:
"Wiele myślałem o pogodzeniu się z moim ojcem, który wyrządził mi dużo zła, gdy byłem dzieckiem. Był bardzo autorytarny, nigdy mnie nie słuchał i zawsze umniejszał moje poczucie wartości.
Opuściłem dom, bo nie mogłem z nim wytrzymać.
Zaczynam odkrywać, że zawarłem przymierze
nie tylko z ludźmi z mojej wspólnoty,
ale także i z nim;
zaczynam mu przebaczać".

Spytałem go wtedy: "Może pojechałbyś do niego?".
Odpowiedział:
"Nie, nie jestem gotów, jeszcze jestem zbyt podatny na zranienie. On jest bardzo silny, a ja jestem jeszcze zbyt kruchy.
Jeśli spotkam się z nim teraz, to on mnie zmiażdży. Potrzebuję jeszcze sporo czasu, aby się wzmocnić, wyprostować".
Bardzo mi się to spodobało.
Wszyscy jesteśmy jak powyginane drzewa, potrzebujemy się wyprostować i na nowo nauczyć się rosnąć prosto, a to może zająć dużo czasu. Ten młody człowiek naprawdę przebaczył, naprawdę przyjął swojego ojca, ale wiedział, że nim się spotka ze swoim ojcem, musi poczekać, aż Duch Święty go umocni.

Pamiętam też opowieść pewnej zakonnicy o kobiecie, która wiele wycierpiała i znajdowała się w więzieniu.
Nie znam wszystkich szczegółów tej historii, ale wiem,
że została ona skazana na podstawie fałszywego świadectwa
pewnego mężczyzny.
Ta kobieta mówiła: "Nie mogę przebaczyć. Ten człowiek
wyrządził mi zbyt wiele zła".
Ale dodawała: "Proszę Jezusa, żeby mu wybaczył".
Kobieta naprawdę przebaczyła, ale jej uczucia jeszcze się nie zmieniły. Jej głębokie jestestwo przebaczyło, ale to przebaczenie musiało jeszcze przeniknąć jej sferę zmysłów. Fakt, że mówiła: "Proszę Jezusa, żeby mu wybaczył" - świadczył o tym, że w głębi jej serca było przebaczenie.

Przebaczenie pochodzi od Boga.
Jest najgłębszą tajemnicą Jezusa,
sercem Ewangelii,
darem, który Jezus chce nam dać,
abyśmy stawali się ludźmi wprowadzającymi jedność,
czyniącymi pokój.
Wspólnota, rodzina nie może istnieć, jeśli nie opiera się na przebaczeniu. A przebaczenie zaczyna się od uznania, że każdy ma swoje miejsce, że posiada dar, którym powinien się posługiwać.
Aby żyć przymierzem,
aby spełniać swoją rolę we wspólnocie "Arki",
jak również w naszych rodzinach, w społeczeństwie,
musimy być ludźmi przebaczenia.


Zobacz także
Ks. Mariusz Pohl
Kiedy Apostołowie prosili Chrystusa: „Przymnóż nam wiary”, to prawdopodobnie nie wiedzieli, o co prosili. I to chyba chciał im uświadomić Jezus – jak wielką moc mogą otrzymać do swej dyspozycji. Oczywiście, siła ta w żadnym wypadku nie powinna służyć popisywaniu się sztuczkami typu: „Morwo, przesadź się w morze”. Chrystus to nie David Coperfield: nie chce nas zabawiać, lecz zbawiać. I tak samo Kościół: nie jest instytucją rozrywkową ani magiczną pałeczką, lecz środowiskiem życia duchowego i drogą do Boga.
 
Fr. Justin
Byłam przejęta pogadanką o św. Teresie z Avila i o życiu mistycznym. Wobec tych osiągnięć ducha wszystkie inne sprawy wydają się małe i śmieszne, jak np. walka o władze i panowanie, żądza chciwości; to wszystko wypełnia nieraz życie ludzi, a nawet całych narodów. Czy istnieje jakaś metoda, która by umożliwiła z pomocą Bożą wznieść się na wyżyny ducha?
 
ks. Edward Staniek
W świecie techniki niezwykle ważnym elementem różnych maszyn jest amortyzator. Urządzenie niwelujące wstrząsy. Bez niego praca wielu maszyn byłaby niemożliwa. W życiu społecznym takim amortyzatorem jest uśmiech życzliwości. To on pozwala nieśmiałym na podjęcie działania i usuwa bariery osamotnienia. Życzliwość jest potrzebna do życia społecznego we wszystkich jego wymiarach. Jest ona bowiem znakiem dobroci serca, jest wykładnikiem gotowości niesienia pomocy każdemu, kto jej potrzebuje. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS