logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
André Louf
Żyć łaską
eSPe
 


Żyć łaską - André Louf
Rozważania o życiu duchowym
Wydawnictwo eSPe
Rok wydania 2004
220 stron; Cena 22 zł.
Oprawa miękka
Format 135x200
ISBN 83-89167-39-5

 

Nawet zatwardziały grzesznik

A zatem Bóg zajmuje się nami co dnia. Wzywa nas do nawrócenia: "Obyście usłyszeli dzisiaj głos Jego: 'Nie zatwardzajcie serc waszych'" (Ps 95, 7-8). Bóg mówi do nas na liczne sposoby: poprzez swe Słowo; poprzez ludzi, wśród których żyjemy; poprzez wszelkiego rodzaju okoliczności, radosne lub smutne. A my obawiamy się przede wszystkim tych ostatnich. Nie rozumiemy, jak to możliwe, że Bóg ma nam coś do powiedzenia poprzez ciężkie doświadczenie, poprzez chorobę, śmierć, przeciwności. Jeśli nadal nosimy tę obawę w sercu, to znaczy, że myślimy tylko o Bożym gniewie. Jeszcze nie jesteśmy w stanie dostrzec - za widzialnym znakiem gniewu - nieskończonej miłości Boga. A przecież wiemy już, że w Jezusie gniew Boży przemienił się w miłość. Innymi słowy: stało się jasne, że gniew Boga nie jest niczym innym, jak tymczasową próbą, która ma nam uświadomić Jego wielką miłość.
Jeśli nadal obawiamy się interwencji Boga, jeśli spontanicznie interpretujemy je jako wyraz Jego gniewu, to znaczy, że w ten lub inny sposób wciąż tkwimy w owej tymczasowości. Nie doświadczyliśmy jeszcze miłości Boga, Jego wstrząsającej miłości.

Ktoś może powiedzieć, że to właśnie jest znak naszej winy, świadectwo wyrzutów sumienia i kary Bożej, na którą zasługujemy. Bo grzesznicy powinni lękać się gniewu Boga, a ten, kto się lęka, okazuje tym samym, że jest grzesznikiem.
Słuszność tego rozumowania wcale nie jest taka oczywista, nawet jeśli dobrze ukazuje ono najbardziej rozpowszechnioną dziś wśród wierzących reakcję. Rzeczywiście, dla kogoś, kto przerzuca karty Ewangelii, nie jest oczywiste, że grzesznik powinien lękać się Jezusa. Przeciwnie: Czyż Jezus nie zapewnił, że nie przyszedł do sprawiedliwych, ale właśnie do grzeszników? (por. Mt 9,13).

Nikt zresztą nie dowiódł, że tylko grzesznicy lękają się Boga. Można spotkać wielu wierzących - i wielu sprawiedliwych, by użyć terminu biblijnego - którzy z niepewnością i z lękiem myślą o swym spotkaniu z Bogiem. Starają się ze wszystkich sił złagodzić swój niepokój poprzez praktykowanie wielkoduszności i cnoty. Im lepiej udaje im się to - a sukces w tej dziedzinie jest zawsze względny - tym więcej mają szans (tak przynajmniej myślą), by uniknąć gniewu Boga i zasłużyć na Jego miłość.

Są dwie kategorie osób, które powinny obawiać się gniewu Boga. Z jednej strony są to zatwardziali grzesznicy, a z drugiej - zatwardziali sprawiedliwi. Zatwardziały grzesznik - to znaczy taki, który za żadną cenę nie chce słyszeć o odwróceniu się od swego grzechu - będzie musiał w końcu stanąć oko w oko z gniewem Boga, nawet jeśli - póki co - udaje mu się go unikać w codziennym życiu. Mamy jednak powody, aby sądzić, że w rzeczywistości zatwardziałych grzeszników jest bardzo niewielu.

Natomiast niewątpliwie znacznie więcej jest zatwardziałych sprawiedliwych - jeśli wolno użyć takiego określenia - czyli osób, które nie znają Bożego miłosierdzia i wciąż starają się być lepszymi tylko dlatego, że lękają się Bożego gniewu. Wyzwalają się one z tego lęku na tyle, na ile uda im się zrealizować swój ideał w życiu codziennym. W dłuższej perspektywie takie życie może okazać się znośne, ale jest to dla nich niewielka pociecha. Z tego względu osoby te rzadko są przekonujące, a jeszcze rzadziej potrafią zarazić swoim ideałem innych. Albowiem nie znają one jeszcze miłości, żyją zaś pewnym zadowoleniem z siebie, czym ryzykują, że jeszcze bardziej odizolują się od innych. Osoby te otrzymały już swoją nagrodę (por. Mt 6,2). A ponieważ nie słyszały o łasce, nie spodziewają się niczego więcej. Ich życie byłoby bez perspektyw, gdyby słowo "zatwardziały" - używane w odniesieniu zarówno do grzeszników, jak i do sprawiedliwych - wskazywało na to, że ich status jest definitywny. Jednak w życiu człowieka wszystko jest prowizoryczne i związane z czasem. Tak grzesznicy, jak i sprawiedliwi żyją w czasie, który jest darem Boga, czasem łaski, a zatem czasem danym na nawrócenie. Ani zatwardziały grzesznik, ani zatwardziały sprawiedliwy nie muszą pozostać zatwardziałymi na zawsze. Wszyscy zostali wezwani, aby stać się "nawracającymi się grzesznikami". O tym chcemy mówić w niniejszej książce. Wszystko to na pewno nie jest od razu oczywiste. Nie jest to też łatwe do wyjaśnienia. Nie sposób zawrzeć tego w definicji; można tylko starać się to opisać na podstawie osobistego - i właśnie dlatego ograniczonego - doświadczenia i na podstawie doświadczenia tych, z którymi dane nam było nawiązać bliższy kontakt. Łatwiej jest powiedzieć, czym owo nieustające nawracanie się nie jest, ponieważ znacznie wygodniej jest żyć jak zatwardziały grzesznik (lub zatwardziały sprawiedliwy) niż jak nawracający się grzesznik. A przecież to właśnie ku temu wewnętrznemu odwracaniu się od grzechu dzień po dniu popycha nas łaska. Bóg dotyka nas na nieskończone sposoby, aby oswoić nas z owym stanem nawracania się. My sami możemy tylko przygotować się na to, że zostaniemy dotknięci przez Boga.

Tak, wiele będzie musiało się wydarzyć, i to zupełnie niezależnie od naszej dobrej woli czy od naszej naturalnej wspaniałomyślności. Nawrócenie się zakłada nie tylko to, że zostaniemy wewnętrznie zranieni, ale również to, że nasz byt zostanie wstrząśnięty w swych posadach; że coś zostanie zniszczone, rozbite na kawałki; że coś będzie musiało się w nas zawalić. Niczym budowla z betonu, przy której pracowaliśmy przez całe lata z przykładną starannością i która miała nas chronić, a w pewnej chwili stała się niczym innym, jak tarczą wzbraniającą nam dostępu do naszego głębokiego "ja" i do innych ludzi, stwarzając zagrożenie, że "ochroni" nas również przed łaską Bożą.

Owo zawalenie się jest zaledwie początkiem, ale początkiem pełnym nadziei. Pod żadnym pozorem nie należy usiłować odbudowywać tego, co zburzyła łaska. Takiej postawy musimy się dopiero nauczyć, bo pokusa jest wielka, aby przed chylącą się ku upadkowi fasadą wznieść rusztowanie i na nowo zabrać się do pracy. Musimy nauczyć się trwać przy naszych ruinach, usiąść na gruzach, bez goryczy, nie obwiniając siebie i nie oskarżając Boga. Trzeba nam będzie oprzeć się na tych ruinach, z nadzieją i poddaniem się Bogu; z ufnością dziecka, które wierzy, że ojciec wszystko naprawi. Przecież on wie, w jaki sposób można wszystko odbudować, ale odbudować inaczej - tak, by budowla była lepsza niż dotąd. Zupełnie jak w przypadku syna marnotrawnego, którego życie rozsypało się w kawałki, który utracił pieniądze, honor, serce - wszystko, czego mógł się spodziewać po stworzeniach, a który jednak - mimo wszystko - pełen nadziei postanowił powrócić do swego ojca. Instynktownie przeczuwał, że nie będzie tylko niewolnikiem, którym spodziewał się zostać, ale że pozostanie synem. Kto raz był synem, zostaje nim na zawsze. Jeśli zagubiony syn przyjmuje prawdę o swoim upadku, w tej samej chwili jest już u siebie, w domu, przy ojcu. Natomiast jeśli buntuje się przeciwko tej prawdzie, to ciągle jeszcze buntuje się przeciw ojcu i przeciw Bogu, wciąż pozostaje wystawiony na gniew i nie jest jeszcze zdolny rozpoznać miłości. Kto zaś zdaje się na Boga do tego stopnia, że potrafi się cieszyć i być zadowolonym ze swej małości, ten poddał się już wyzwalającej miłości.

"Trwać w nawróceniu" możemy tylko dzięki Jezusowi, wyprawieni w drogę i umocnieni przez Ducha Bożego. Spotka nas to, co spotkało Jezusa w tajemnicy Jego śmierci i zmartwychwstania. Ufność Jezusa, Jego zdanie się na Ojca nawet w chwili śmierci, uczyniły gniew Boży nieskutecznym na zawsze. Jezus uzdalnia nas do rozpoznania - wraz z Nim - miłości Ojca wykraczającej poza śmierć i poza naszą, nawet najgłębszą, słabość. Wszak trwać w nawróceniu to nieustannie przechodzić przez tajemnicę grzechu i łaski. Zauważcie: nie przechodzić od grzechu do łaski, ale przechodzić przez tajemnicę grzechu i łaski. Oznacza to porzucenie wszelkich prób usprawiedliwiania się, porzucenie jakiejkolwiek prywatnej sprawiedliwości i uznanie własnego grzechu - aby otworzyć się na łaskę Boga.

Oto cud grzesznika-który-się-nawraca; sam Jezus przyznał, że Ojciec w niebie bardzo się nim raduje: "Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia" (Łk 15,7). Jest on radością i dumą Ojca, cudownym człowiekiem paschalnym, który nieustannie umiera i zmartwychwstaje z Jezusem. Oto cud, który powtarza się co dnia i nigdy nie znajduje kresu. Rzeczywiście, póki wiedziemy życie ziemskie, Bóg nieprzerwanie w nas działa. Wszak czas naszego ziemskiego życia jest również czasem łaski, która pojawiła się w naszym ciele: nieograniczonej i niezawodnej miłości Boga. Dzięki tej łasce możemy codziennie trwać w nawróceniu, z sercem wypełnionym dziękczynieniem. Każdy krok uczyniony poza owym stanem nawrócenia byłby krokiem uczynionym poza Bogiem i Jego miłością. I to nawet wtedy, gdy jeszcze o Bogu myślimy, gdy o Nim mówimy czy Go głosimy. Bez nieustannego nawracania się modlitwa do Boga byłaby niemożliwa, ponieważ nie ma prawdziwej modlitwy poza stanem ciągłego nawracania się.

Człowiek, który się nie nawraca, pozostaje poza Miłością. Ma on dwie możliwości: albo być zadowolonym z siebie i z własnej sprawiedliwości, albo odczuwać głębokie niezaspokojenie i beznadzieję.

Nie nawracając się, nie możemy pozostawać w obecności prawdziwego Boga, a jedynie w obecności któregoś z naszych niezliczonych idoli. Co więcej, bez Boga nie możemy trwać w nawróceniu. Wszak nawrócenie nigdy nie jest owocem naszych dobrych postanowień czy wytężonych starań. Jest ono pierwszym krokiem miłości, i to w znacznie większej mierze Miłości Boga niż naszej. Nawrócić się to ulec przemożnemu wpływowi Boga, to poddać się pierwszym oznakom miłości, którą On nam okazuje; a zatem nawrócić się to zdać się na Niego, skapitulować. Jeśli kapitulujemy przed Bogiem, to oddajemy się w Jego ręce. Wszelkie formy oporu nikną wówczas w palącym ogniu Jego Słowa i pod Jego spojrzeniem; pozostaje nam już tylko modlitwa proroka Jeremiasza: "Nawróć nas, Panie, do Ciebie wrócimy" (Lm 5,21; zob. Jr 31, 18).


Zobacz także
o. Michał Zioło OCSO
Kochać bez miary? Tak, wyzbyć się swoich miar, takiego przykrawania rzeczywistości, żeby pasowała do mojego małego świata bronionego do ostatniej kropli krwi. Dokąd nas to zaprowadzi? Kochanie Boga „bez miary” oznacza wejście w Bożą logikę, bulwersującą logikę, „która boli”...
 
abp Grzegorz Ryś
Dar Ducha Świętego przekłada się potem na konkretne owoce, ale nie redukujmy spotkania z Bogiem tylko do konkretnych żądań: „Daj mi to i to”. Duch Święty jest nam dany przeobficie i On sprawia, że zaczynamy zupełnie inaczej żyć. Mamy doświadczenie Jezusa, Duch Święty sprawia w nas radość i wreszcie żyjemy na całego. A to może być dość długi proces. Na przykład o Mojżeszu wiemy, że żył 120 lat: 40 lat na dworze faraona, potem 40 lat na wygnaniu i w przygotowaniu do misji, a w końcu 40 lat w prowadzeniu Izraela przez pustynię. Można by powiedzieć, że zaczął dość późno, ponieważ miał już wtedy 80 lat. Ale się nadawał! 
 
Józef Augustyn SJ

Osadziłabym tę [ewangeliczną] rozmowę w określonym momencie historii, co nie znaczy, że nie ma w niej ewangelicznej ponadczasowości. Izrael nie był suwerennym państwem i płacenie podatków Cezarowi oznaczało płacenie Rzymowi. Można by było tę sytuację przyrównać (nie spierając się o stopień ograniczenia suwerenności) np. do sytuacji w Polsce przed 1989 rokiem.

 

Z Hanną Gronkiewicz-Waltz rozmawia Józef Augustyn SJ

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS