Bóg znany ze słyszenia
Spojrzenie to mogłoby też podźwignąć, a ostatecznie uzdrowić Hioba. Po niekończących się bluźnierstwach hioba, w ostatniej części Księgi zostaje on wyzwolony. W zagubieniu i rozpaczy czegoś się jednak nauczył. Odgadł oblicze prawdziwego Boga: "Hiob na to odpowiedział Panu i rzekł: 'Wiem, że Ty wszystko możesz, co zamyślasz, potrafisz uczynić. Kto przysłoni plan nierozumnie? O rzeczach wzniosłych mówiłem. To zbyt cudowne. Ja nie rozumiem. Posłuchaj, proszę. Pozwól mi mówić! Chcę spytać. Racz odpowiedzieć! Dotąd Cię znałem ze słyszenia, teraz ujrzało Cię moje oko[…]'" (Hi 42,1-6). Księga Hioba nie mówi nic więcej o tym, w jaki sposób Hiob doszedł do takiego zrozumienia, ale tych kilka słów wystarczy, aby to odgadnąć. Hiob nie znał prawdziwego Boga. W rzeczywistości służył tylko dziełu swych rąk, swemu prywatnemu bożkowi, którego sam uczynił na miarę swych oczekiwań i zgodnie ze swymi gustami. Znał wyłącznie Boga surowego lub pobłażliwego. I oto nagle, w chwili próby, kiedy jego bożek nie może być dlań żadną pomocą, Hiob spotyka prawdziwego Boga, który jest trawiącym ogniem. Sytuacja ta trwa tygodnie, miesiące, wymaga niekończących się rozmów z przyjaciółmi, aż Hiob stanie się zdolny rozpoznać Boga i znieść Jego pełne miłości spojrzenie. Przecież spojrzenie Boga jest odmienne od tego, czego oczekiwał Hiob. Bóg ani nie przyklaskuje, ani nie potępia. Pozostawia Hiobowi całą jego wolność. Spojrzenie Boga jest spojrzeniem miłości, nieskończonej miłości. Bóg jest zawsze blisko Hioba - tak w dobrej, jak i w złej doli, w chorobie i w śmierci. Boga nie można przykładać do ludzkiej miary. Nie odpowiada On w pełni ani oczekiwaniom Hioba, ani jego lękom. Bóg słucha Hioba i przyjmuje go takim, jaki jest. Nie wsłuchuje się wyłącznie w jego dobre intencje i zamysły. Słucha również jego bluźnierstw, jego świętokradczych krzyków, jego rozpaczy. Słucha uważnie i z miłością. Bóg weźmie górę nad rozpaczą Hioba, i to znacznie łatwiej niż nad jego wcześniejszą pewnością siebie. Teraz oczy Hioba mogą się otworzyć. Tylko rozpacz mogła pouczyć Hioba, jaki jest Bóg.
My także znamy Boga tylko ze słyszenia, niekiedy przez całe lata. W godzinie próby reagujemy podobnie jak Hiob. Prawdziwy Bóg przychodzi, aby coś w nas skruszyć, a my usiłujemy się bronić. Bóg chce zniszczyć naszych bożków. Tyle w nas niewzruszonej pewności siebie, do której przywiązujemy się z całych sił, a z którą Bóg jak gdyby nie mógł sobie poradzić. Celem Boga jest odebranie nam owej pewności siebie. A to tak bardzo nas boli, tak mocno jesteśmy rozczarowani Bogiem, że przeklinamy Go i bluźnimy, a niekiedy nawet wątpimy o Jego istnieniu. Chcemy zemścić się na Bogu. To nic, gdyż nawet najbardziej gorzkie bluźnierstwa są krzykiem wiary. W każdym bluźnierstwie kryje się prawdziwe oblicze Boga, choć przedstawione niejako na opak. To sam Bóg bierze nas za rękę, aby pozbawić nas tego, co jest nam najlepiej znane i do czego jesteśmy przywiązani duszą i ciałem: naszego małego, prywatnego bożka, którego nosimy z sobą od lat i któremu oddajemy cześć niczym prawdziwemu Bogu.
Oto stanęliśmy pod ścianą: tak jak Sartre, jak Hiob staliśmy się żywym celem, który Bóg pragnie zburzyć, aby zbudować coś nowego. Wszak On jest Tym, który zrani i który uleczy (por. Hi 5, 18). Trzeba nam się z tym pogodzić, ze spokojną ufnością i z pokornym zawierzeniem. Przyjdzie nam czekać - z utajoną, ale głęboką radością: Bóg pomału otworzy nasze oczy. Jego spojrzenie oswobadza nasze spojrzenie. Aż do tej chwili znaliśmy Go tylko ze słyszenia. Już niedługo, bardzo niedługo ujrzymy go na własne oczy.