logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Remi Parent
Życie jako zmaganie ze śmiercią
Wydawnictwo Salwator
 


format: 145 x 205
stron: 96
ISBN: 83-89289-58-x


 

Oswobodzić horyzont

Mój bliski przyjaciel, wówczas ojciec dwojga małych dzieci, przyłączył się do grupy marksistów-leninistów. Były to lata wielkich marzeń o rewolucji. Wiedziony pragnieniem sprawiedliwości, które zresztą nigdy go nie opuściło, mój przyjaciel znalazł w działalności partyjnej możliwość zaspokajania swoich dążeń. Ale kochał też żonę i dzieci... na swoje nieszczęście! - miałbym ochotę dodać, gdyż wszystko przestało się pomyślnie układać w dniu, w którym paru "twardogłowych" zaatakowało go od tej strony. Czas spędzany z rodziną jest czasem zmarnowanym. Skradzionym "sprawie". Musiał wybrać.

Żadna "sprawa" nie zasługuje na to, by zaprzepaścić dla niej bez reszty całe życie. Nawet Bóg, jeśli Bóg jest tylko sprawą, której mamy bronić. Wszyscy fanatycy, łącznie z fanatykami religijnymi, we własnym mniemaniu pędzą na ratunek ludzkiej wolności. A w istocie zagrażają jej życiu. Zbyt wiele już zresztą zabili - i to dosłownie. Dzisiaj wciąż zbyt wiele zabijają.

"Sprawa" nie proponuje, lecz narzuca. Narzuca się. Zamiast otworzyć przed wolnością pole możliwych decyzji, raczej zawęża jej horyzont, zawojowuje ją i dusi. W ten sposób popycha w kierunku przeciwnym do tego, który Jezus proponuje swoim uczniom.

Bóg Jezusa Chrystusa chce zostać umieszczony w stawaniu się każdej osoby i każdej zbiorowości. Jeśli tak jest, to jak można uznać Boga za pretekst, aby uwiarygodnić uwięzienie wolności? Stłamsić człowieka w tym, co sztywne, jednolite? Doprawdy, w pierwszej kolejności powinniśmy być odpowiedzialni za respektowanie otwarcia, do jakiego Bóg Jezusa Chrystusa zaprasza nasze istnienie. Jesteśmy zaproszeni do otwierania wciąż na nowo całego wachlarza decyzji, które są po ludzku możliwe.

Myślę, że nasze życie jest znacznie bardziej zdolne do otwartości, niż przywykliśmy sądzić. Nawet w najmroczniejszych chwilach, w dniach czarnych jak noc. Także wtedy, kiedy nasza wolność wydaje się wyobcowana, a horyzont zablokowany. Po jakimś czasie, jeśli zachowamy troskę o to, aby być osobami odpowiedzialnymi i będziemy postępować odpowiedzialnie, w końcu jakaś maleńka decyzja okaże się decyzją możliwą na dzisiaj, która - chociaż pozornie znikoma - daje chwili obecnej odrobinę przyszłości.

Miłość do samego siebie, miłość do innych, a w przypadku wierzących - miłość do Boga. Jesteśmy odpowiedzialni za dopilnowanie, aby te trzy relacje pozostały otwarte. Jak konkretnie dokonać tego otwarcia? Nikt nie może odpowiedzieć za kogoś innego, przede wszystkim dlatego, że nikt nie jest posiadaczem pytań, jakie stawiają sobie inni. Jeśli pozwalam sobie podzielać niektóre zapytania, to wyłącznie po to, by zaprosić nas wszystkich do tego, abyśmy nie zamykali pochopnie horyzontu możliwych decyzji.

Stać się sobą, nauczyć się kochać samego siebie - już samo to wymaga czujnej uwagi na decyzje, które mam możność podjąć i które zachowają mnie przy życiu. Czy życie wydaje mi się nadmiernie wypełnione, abym mógł się zatroszczyć o swoje ciało? Zanim stanie się za późno, muszę sobie wygospodarować jakąś przestrzeń na ćwiczenia fizyczne i czynny odpoczynek, przyjrzeć się konkretnym możliwościom, a przede wszystkim, przejść do praktyki, choćby to było na przykład postanowienie, że przez pewien czas będę chodził do pracy pieszo. Czy ta praca jest do tego stopnia pochłaniająca, że powoduje zanik możliwości "tracenia czasu" dla osób dla mnie najważniejszych? Zaprzyjaźnione ze mną małżeństwo przez długi czas - niemal w każdą niedzielę - chodziło do restauracji na kawę. Z dala od domu i dzieci, mieli tę chwilę dla siebie. Po trzydziestu latach małżeństwa są szczęśliwi, że wiernie przestrzegali tego skromnego rytuału, który był bardzo prosty, ale konkretnie dla nich możliwy. Pomyślmy w szerszej perspektywie o obecnej ewolucji sytuacji kobiet. Jeszcze nie tak dawno przed kobietami powszechnie otwierał się horyzont obecności i pracy w domu. Ogromne rzesze kobiet odkrywają dzisiaj, że możliwe jest coś innego. Dzięki pewnym przesunięciom w obrębie życia małżeńskiego i rodzinnego, ale zbyt często jeszcze za cenę niemal nadludzkich wysiłków, kobiety mogą brać pod uwagę płatną pracę poza domem, a nawet robienie karier, które kiedyś były im zabronione.

Trud otwierania się powinniśmy kontynuować w dziedzinie naszych relacji z innymi ludźmi. W ogromnym tempie rozrasta się ubóstwo. Czy "wszyscy" ubodzy zaczynają mnie irytować, a być może zagrażać mojemu bezpieczeństwu? A gdybym tak poświęcił trochę czasu na przeprowadzenie analizy: co powoduje tę galopującą biedę, jakie są jej przyczyny? A może mógłbym - nawet ryzykując, że to mnie zrani - otworzyć się na niektórych ubogich, dopuścić, aby ich życie, które często wydaje się niemożliwe, chociaż odrobinę mnie poruszyło? Nie rozumiem - jakże odmiennego niż mój - sposobu życia, jaki wydają się prowadzić "wszyscy" homoseksualiści? A mimo to prawdopodobnie znam przynajmniej jednego, który zgodziłby się podzielić ze mną tym, kim jest i czym żyje, i oszczędziłby mi tkwienia w złych uprzedzeniach. Nawet relacje z najdalej mieszkającymi ludźmi zmieniają się radykalnie, choćby tylko dzięki niezwykłemu rozwojowi środków przekazu. Czy mogę jednak zadowolić się poznawaniem tych innych za pośrednictwem dzie­lącego nas ekranu, podczas gdy z całą pewnością blisko mnie żyją imigranci, którzy ukonkretniliby ten odległy świat, przybliżany i jednocześnie trzymany na dystans przez obraz?

Relacja do Boga wymaga równie wiele czujności co dwie poprzednie. A z pewnością jeszcze bardziej, bo nasze dni są tak szczelnie wypełnione: "Zajmę się tym, jak skończę najpilniejsze sprawy...". Czy jestem skłonny dołączyć do obszernych nurtów, które próbują zdyskredytować przez upływający czas wszelką prawdziwą pracę nad rozumieniem wiary? Przedstawiając rzecz nieco skrajnie i trochę wyolbrzymiając, im bardziej człowiek jest głupi w dziedzinie wiary, tym bardziej jest prawdziwym wierzącym... Czy umiem korzystać z niezliczonych sposobów, jakie są mi dane (z książek, konferencji, kursów, grup dzielenia itd.), abym nie popadł w wyjaławiający fundamentalizm? Co więcej: czy umiem zapewniać sobie czas na modlitwę? W małej wspólnocie, jaką stanowimy od blisko piętnastu lat, pytanie to powraca tak często, że już niemal powoduje wybuchy śmiechu! Wszyscy stwierdzają, że relacje do samego siebie i do innych ludzi znajdują pokarm i zyskują możliwość przemiany dzięki tym chwilom modlitwy. Wszyscy próbują zarezerwować sobie przestrzeń, która umożliwi regularną modlitwę. Pewnego pięknego dnia każdy dochodzi jednak do wniosku, że rozkład zajęć, ułożony tak niedawno temu, dzisiaj stał się niemożliwy; poganiany przez życie rodzinne, pracę, rozrywki, każdy po prostu "zapomniał" o tych chwilach, które nie przynoszą wymiernego pożytku, lecz są niezbędne, i musi wymyślić sobie jakiś inny układ dnia. Ostatnie pytanie: czy w świecie, który stał się ogromnie wymagający w dziedzinie kompetencji i skuteczności, nie doszedłem do tego, że oceniam samego siebie wyłącznie w kategoriach wydajności, którą można zmierzyć? A zatem najwyższy czas, aby dać szansę pragnieniom, które we mnie zamieszkują, ale są stłamszone. W przypadku wierzącego, przede wszystkim pragnieniom Boga, którego miłość jest bezinteresowna i zaprasza do bezinteresowności. Zatraca się smak wolności, kiedy człowiek jest bez reszty pochłonięty zaspokajaniem różnych potrzeb w sobie i wokół siebie, kiedy już nawet nie daje sobie radości, jaka płynie z rozbudzania i pielęgnowania najpiękniejszych pragnień.

Takie pytania moglibyśmy stawiać w nieskończoność. Ważne i niezbędne jest to, aby każda osoba pojęła zamysł takiego ćwiczenia i regularnie je powtarzała dla siebie samej. Niech nikt przedwcześnie nie zamyka horyzontu swojej wolności. Jak śpiewa Gilles Vigneault:
Kwiaty czasu miłości
Nigdy nie wyrosły w zamkniętym sercu
W nocy, we dnie, latem, zimą
Trzeba spać z otwartym sercem.

"Spać z otwartym sercem", znaczy także próbować stawać w prawdzie o sobie samym i nazywać po imieniu decyzje, jakie są dzisiaj w zasięgu moich możliwości. Jakże inaczej moglibyśmy pozostawać przy życiu, wypełniać Ewangelię, konkretnie pracować nad naszym własnym wyzwoleniem?


Zobacz także
Jacek Salij OP
Wiara katolicka z całą dosłownością wyznaje jedno i drugie: że Syn Boży jest prawdziwym Bogiem, równym przedwiecznemu Ojcu, oraz że On „dla nas ludzi i dla naszego zbawienia przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem”. Nowy Testament nie pozostawia wątpliwości co do tego, że Syn Boży, stając się człowiekiem, był do nas podobny we wszystkim za wyjątkiem grzechu.  
 
Jacek Salij OP

Gdy mowa o cmentarzach, to chodzi nie tyle o listopadowe wizyty na grobach, ile raczej o religijne nawyki (osobiste i zbiorowe), które mogą być puste jak grób Jezusa. Nie spotkamy Żyjącego we wspomnieniach dawnych cudów, choć one mogą być punktem wyjścia. Nie szukajmy Go w opłakiwaniu dawnych form pobożności. On nas wyprzedza, nie po to, żeby nam uciec, lecz żeby nas pociągnąć i poprowadzić. Powrót do Galilei, do zwyczajności, którą kiedyś nawiedził i rozświetlił, to nie jest cofnięcie się. To pójście dalej...

 
ks. Marek Dziewiecki

Kim jest człowiek? Kim ja jestem? Co się we mnie dzieje? Mamy poważne problemy z odpowiedzią na te pytania, a tym samym z poznaniem własnej godności, ze zrozumieniem samych siebie. Jesteśmy bardzo skomplikowani. W porównaniu z nami cała struktura wszechświata jest niezwykle prosta! Komputer można poznać w kilkanaście godzin. Zwierzęta wystarczy poobserwować parę dni, by przewidzieć ich reakcje. Gwiazdy można opisać po kilkuletnich badaniach, a my, ludzie, wyłamujemy się ze wszystkich obserwacji. Dlaczego?

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS