DRUKUJ
 
Mirosław Salwowski
Czy bawić się w wojnę?
Przewodnik Katolicki
 


Tymczasem tradycyjne prawowierne chrześcijaństwo zdecydowanie odrzuciło zarówno absolutny pacyfizm, jak i zarysowane wyżej pogańskie podejście do przemocy. Przemoc może być niekiedy smutnym obowiązkiem chrześcijanina, ale nigdy nie wolno mu przemieniać jej w coś radosnego, przynoszącego uciechę czy podnoszącego poziom adrenaliny. Argument siły fizycznej zawsze też powinien być ostatnim argumentem, czymś, po co sięga się dopiero po wykorzystaniu wszystkich innych dostępnych środków. Mówiąc wprost: czasami jest moralnie dozwolone ranienie, a nawet uśmiercanie złoczyńcy, ale zawsze winno być to ostatnie z możliwych rozwiązań. To dlatego Kościół katolicki odrzucił walki gladiatorów, tak jak i późniejsze, średniowieczne turnieje rycerskie.
 
Nie do pogodzenia
 
Co to wszystko ma wspólnego z tradycyjnymi dziecięcymi zabawami w wojnę? Trudno jest twierdzić, iż wojna, agresja, przemoc i przelew krwi są smutną i bolesną ostatecznością, a jednocześnie wiązać te pojęcia z zabawą, przyjemnością, rozrywką i miłym sposobem spędzania czasu. Niestety, tak właśnie czynimy, dając małym chłopcom imitacje broni. Czy można więc czerpać przyjemność z czegoś, co uważa się jednocześnie za wstrętne, smutne i bolesne?
 
To prawda, iż dziecięce zabawy wojenne najczęściej nie przeradzają się w rzeczywistą agresję. Faktem jest też, iż ogromna większość małych amatorów dziecięcych zabawek nie wyrasta na morderców albo na gangsterów. Czy nie jest jednak zastanawiające, iż wraz z dorastaniem chłopcy porzucają atrapy karabinów i zaczynają szukać rozrywek łączących się z coraz bardziej rzeczywistymi przejawami agresji?
 
Błędy młodości
 
Nie ma wątpliwości, że wielu mężczyzn w dzieciństwie urządzało sobie uliczne bójki na cienkie kije, piaskowe kule i drobne kamyki czy proce. W końcu te chłopięce zabawki szły w kąt, a przychodził czas na amatorskie walki bokserskie, w których młodzieńcy szukali sposobu na podniesienie poziomu adrenaliny. Znęcanie się nad słabszymi, szukanie zwady także nie należą do wynalazków ostatnich lat (choć zapewne ostatnio bardzo się to nasiliło i zbrutalizowało).
 
Powie ktoś: „to tylko błędy młodości”. Czy jednak szukanie rozrywki właśnie w agresji nie jest „przypadkowo” efektem tego, iż od małego byliśmy uczeni wiązać atrapy przedmiotów do ranienia, zabijania i niszczenia z chwilami radości, wytchnienia i ucieczki od szkolnych obowiązków? Warto poważnie zastanowić się nad odpowiedzią na to pytanie.
 
Czy wobec tego chłopcy powinni bawić się lalkami? Z pewnością nie. Istnieje wszak wiele pomysłów na gry i zabawy, które jak najbardziej pasują do chłopięcej natury, a zarazem nie kojarzą agresji z miłą rozrywką. Waleczności, odwagi i męstwa chłopiec może nauczyć się przy wielu innych okazjach, nie ryzykując przy tym, iż huk bomb czy strzały karabinów będą mu się później kojarzyły bardziej z dobrą zabawą aniżeli z rzeczywistym bólem, śmiercią i zniszczeniem. 
 
Mirosław Salwowski
 
strona: 1 2