DRUKUJ
 
Marcin Jakimowicz
Pan Bóg lubi bezczelnych
Gość Niedzielny
 


Koledzy aktorzy nie stukali się głowę? Kaziu zwariował...

Tak. Nawet księża nie wiedzieli, czy przyjąć mnie do seminarium. Bali się takiego aktora... Ale Prymas Wyszyński się na szczęście zgodził. Jestem księdzem.

I jest Ksiądz szczęśliwy?

Bardzo. Nigdy, nawet przez sekundę, nie żałowałem swej decyzji. Oj, nie chciałbym takiej pokusy, to okropne. Jestem często zmęczony, wykończony, ale szczęśliwy.
 
Przy wejściu do Księdza pokoju trzeba uważać. Zaraża Ksiądz innych. Wiarą.

Milcz, milcz, milcz...
 
Ale gdy Krystyna Janda mówi: „To cudowny człowiek. Jak ksiądz z książeczek dla dzieci. Zachwyca się łatwo, przeraża często, smuci wszystkim, cieszy byle czym”...Jak żyć z taką opinią i pokazywać Pana Boga, a nie siebie? 

Myślę, że w ogóle nie powinno się o tym myśleć. Nic nie pokazywać na siłę. Nie. Po prostu żyć, być sobą. Jeśli inni, widząc ciebie, zobaczą Boga, to łaska z nieba. Przejmowanie się sobą to zawsze będzie jakaś pycha, fałszywa pokora. Żyj. Bądź sobą. Bądź wolny. Jeśli cię będą krytykowali, to nie szkodzi, to też ci dobrze zrobi. Nie musisz się tym tak przejmować. Nie musisz być żadnym pokazem, okazem. Żyj sobie tak, jakbyś był podglądany. Ktoś zobaczy cię i zawoła: mój Boże, on się naprawdę, cholera, modli! Bo aktorzy się też modlą.
 
Aktorstwo polega na nieustannym zakładaniu masek. A przed Panem Bogiem one muszą opaść.

Ale kiedy aktor zakłada maskę, jest prawdziwy! To nie jest kłamstwo, oszustwo. Zły aktor będzie kłamał, a prawdziwy będzie w tej chwili Balladyną gotową zabić matkę. Wszystko jest prawdziwe. On jest Hamletem. Aktorzy „to nie są błazny, chociaż błaznów miano, oklaskiem darząc, w oczy im rzucano, lecz ludzie, których na to powołano, by biorąc na się maskę i udanie, głosili prawdy wiecznej przykazanie. Na co stać kogo – tajemnic tych sięga. Wieczna w tym groza, siła i potęga”. To zdanie Wyspiańskiego to moje credo, tym żyję.
 
Jak mówić do Pana Boga, by usłyszał? 

Jak dziecko. Każdy człowiek to dziecko. Słowo „Abba” nie oznacza wcale „ojca”, ale „tatusia”. To różnica: Ojca się boimy, a do tatusia się przytulamy, siadamy na kolanach. Tatuś ociera łzę... bezczelnych.
 
strona: 1 2 3