DRUKUJ
 
Daina Kolbuszewska
Tylko dusza jest nieśmiertelna
Miesięcznik W drodze
 


Wynikiem słynnej rozdmuchanej afery z doktorem G. był dramatyczny spadek liczby transplantacji w Polsce, stan zapaści, z którego polska transplantologia powoli wychodzi. Wspomniane wypowiedzi lekarzy dotyczące koncepcji śmierci mózgu spowodowały nagły wzrost liczby sprzeciwów wobec pobrania narządów po śmierci, wpływających do Centralnego Rejestru Sprzeciwów.
 
Wracając do tych wypowiedzi: jeżeli dochodzi u pacjenta do śmierci mózgu, a jest ona zjawiskiem biologicznym i nie da się jej podważyć, to musimy określić, czy pacjent jest martwy, czy też jest żywy. Jeżeli wyznajemy światopogląd chrześcijański i obecny sposób oglądu istoty człowieka, to śmierć mózgu jest równoważna ze śmiercią człowieka. Łatwo tym manipulować, bo lęki związane z rozpoznaniem śmierci, wynikające czasami z braku zaufania do środowiska lekarskiego – na które środowisko samo czasami sobie zapracowało – są dość głębokie. Ważne, by podkreślić – koncepcja śmierci człowieka i definicja śmierci mózgu powinny być rzeczą całkowicie oddzieloną od transplantologii. Możliwość pobrania narządów jest bowiem jedynie wtórna wobec rozpoznania śmierci człowieka.
 
Przy okazji kwestii rozpoznawania śmierci mózgu plącze się w dyskusjach także kwestia eutanazji.
 
Śmierć mózgu powinna być rozpoznawana także w przypadkach, gdy o pobraniu narządów nie może być mowy. Chodzi o możliwość jasnego stwierdzenia – "ten człowiek nie żyje". Na przykład powinna zostać rozpoznana u 95-letniej staruszki, u której funkcje życiowe są podtrzymywane przez urządzenia. Jeśli nie żyje, nie możemy prowadzić wobec zmarłej dalszych działań. Chcę wyraźnie powiedzieć – to nie jest eutanazja. Eutanazja jest przyspieszeniem czy wywołaniem czyjejś śmierci ze względu na różne uwarunkowania. Eutanazja może być zabójstwem, właściwie jest zabójstwem, choć jej powody są inne. Jestem osobiście jej przeciwnikiem. Natomiast rozpoznanie śmierci mózgu nie jest eutanazją, bo nie dotyczy żywego człowieka. Jest rozpoznaniem śmierci. Tak samo jak rozpoznanie śmierci człowieka, który zmarł np. na zawał na ulicy.
 
Jest pan przeciwny uporczywej terapii?
 
Tak, bo to jest nieludzkie. Najczęściej uporczywa terapia nie jest prowadzona ze względu na dobro chorego, ale z powodu nacisków rodziny czy obaw formalnoprawnych lekarzy. Pacjent znika, staje się nagle przedmiotem, nie podmiotem naszych działań. To jest jeden z głównych argumentów dla przyjęcia, że działania medyczne mogą się kończyć, i nie znaczy to, że mamy wtedy do czynienia z eutanazją. Jeżeli ktoś umiera w rozsianej chorobie nowotworowej, jego reanimacja – jeżeli wiemy, że za następne kilkanaście godzin znowu u niego zatrzyma się krążenie – jest po prostu nieludzka.
 
Skoro tyle mówimy o lękach związanych z rozpoznaniem śmierci, pojawia się pytanie o rodzinę zmarłego, który mógłby być potencjalnym dawcą. Co decyduje o tym, że rodzina akceptuje bądź nie pobranie narządów?
 
Niezbędne jest zaufanie do lekarzy, to jest niesłychanie istotny element. Śmierć mózgu nie ma tak wyraźnych objawów jak śmierć w wyniku zatrzymania krążenia: krążenie jest utrzymane – co prawda dzięki lekom i pewnemu automatyzmowi serca, oddychanie podtrzymuje maszyna, skóra pozostaje ciepła, nerki jeszcze pracują, pewne układy ciała człowieka ciągle funkcjonują. Pojawiają się odruchy, które mają jedynie charakter odruchów rdzeniowych, niezależnych od mózgu, ale dla osoby, która nie zna fizjologii i anatomii układu nerwowego, mogą być one bardzo deprymujące.
 
Ściskanie ręki?
 
Ściskanie ręki czy w skrajnym przypadku tzw. odruch Łazarza – człowiek siada, przygina ręce. Wygląda to dramatycznie, ale jest to odruch niemający nic wspólnego z mózgiem.
 
Rodzina zmarłego może kwestionować śmierć człowieka albo zaufać lekarzowi, że potrafi tę śmierć rozpoznać.
 
To trudne dla rodziny, która nagle, nieoczekiwanie traci bliską osobę.
 
Zwykle w takich przypadkach mamy do czynienia ze zdarzeniem gwałtownym, które rozgrywa się w ciągu kilku godzin czy kilku dni, rzadko trwa to dłużej. Zazwyczaj dotyczy to kogoś, kto był ważny w rodzinie, często w średnim czy nawet młodym wieku. Poza tym mamy do czynienia z niepowodzeniem w leczeniu – zdarza się, że pacjent przyjeżdża do szpitala przytomny, np. kiedy mamy do czynienia z pęknięciem tętniaka mózgu, i kilka godzin później nie żyje. I w takim momencie lekarz, który liczył na uratowanie pacjenta, musi powiedzieć rodzinie, że on zmarł. Że doszło do śmierci mózgu, a pozostałe układy funkcjonują. A dodatkowo, że rozważana jest kwestia pobrania narządów. Rodzina jest w stanie szoku emocjonalnego, nazywanego w psychologii mgłą emocjonalną. Na wszystkie bodźce o dużej sile emocjonalnej psychika ludzka reaguje negatywnie, bez względu na to, czy jest to bodziec pozytywny czy negatywny. A nie ma silniejszego bodźca niż wiadomość o śmierci najbliższego człowieka. W stanie mgły emocjonalnej osoby negują to, co się stało, a potem przestają przyjmować jakiekolwiek bodźce. Bardzo trudno się wtedy przebić z informacją o śmierci mózgu, z koncepcją śmierci mózgu i jeszcze trudniej uzyskać akceptację pobrania narządów.
 
 
strona: 1 2 3 4