DRUKUJ
 
Adam Langhammer SP
Nadzieja bez granic
eSPe
 


Patrząc na zło świata, odruchowo czujemy niechęć, by modlić się za tego, który jest sprawcą zła...
 
Opór bierze się stąd, że krzywdy i cierpienia przesłaniają oczy człowieka. Nie zwalajmy wszystkiego na Szatana, bo sam człowiek potrafi wyzwalać w swoim człowieczeństwie jego ciemną stronę. Jak istnieje – mówiąc językiem tradycji wschodniej – „bogoczłowieczeństwo”, tak istnieje też jego przeciwieństwo – „bestialoczłowieczeństwo”. 
 
W obliczu zła w świecie odczuwamy trudną do przekroczenia barierę psychologiczną. Chrześcijanin jest jednak człowiekiem, który usiłuje rozumieć to, co czyni sam Bóg. Jezus potrafił wybaczyć swoim oprawcom: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34). Usprawiedliwia wręcz ludzką niewiedzę, głupotę, religijne zacietrzewienie, ignorancję. W złu, które czynimy, nie zawsze jest tylko złość. Jest też wiele innych zawinionych racji, dla których zło w świecie istnieje i które sami tak często pomnażamy. Pomnaża je zwłaszcza błędne wychowanie i nieszczęśliwe dzieciństwo. Ludzie wychowywani przez tresurę, bici w dzieciństwie, oddają zło w późniejszym życiu. Coś się w nich załamało, zatracili zdolność współczucia i rozumienia innych. Widać to na przykładzie tyranów XX wieku. Wszyscy to ludzie bici: i Hitler, i Stalin, i Ceauşescu, i Mao Tse-tung. Jedno pokolenie przygotowuje zło drugiemu pokoleniu. Przebaczać jest rzeczą naprawdę trudną, ale tego uczy mądrość Ewangelii.
 
Strach przed śmiercią

Teologia klasyczna mówi, że śmierć jest konsekwencją grzechu pierworodnego. Czy dlaczego boimy się śmierci?
 
Wiele rzeczy łączymy z grzechem pierworodnym, choć nie umiemy precyzyjnie wyjaśnić, na czym on polega. Jeżeli wziąć poważnie ewolucyjną perspektywę wyłaniania się gatunków i powstania człowieka, to śmierć była jeszcze przed pojawieniem się człowieka. Jest to normalna wymiana pokoleń. Po grzechu pierworodnym zmienił się natomiast nasz sposób przeżywania śmierci. Odbieramy ją boleśnie, lękamy się jej, nie widząc drugiego brzegu, nie znając portu docelowego. Ale musimy odchodzić, żeby zrobić miejsce tej ogromnej ilości istot, które przyjdą po nas. Śmierć kładzie kres pewnemu etapowi istnienia, złym wyborom, czynieniu zła. Człowiekowi przygniecionemu cierpieniem śmierć jawi się jako wyzwolenie, bo pragnie on już odejść z tego świata. Istnieje konieczność śmierci, która pozwala człowiekowi uczestniczyć w czymś większym. Oczywiście, jest to perspektywa wiary, której nie dostrzega człowiek niewierzący. 
 
Czy śmierć jest koniecznością, czy nie ma innego sposobu przejścia na tamten świat? 
 
Nie ma innego sposobu! Jednostki duchowo bardziej dojrzałe potrafią przeżywać śmierć bardzo pogodnie. Nie łudźmy się jednak – nawet wielcy święci wychowani na tradycyjnej eschatologii odchodzili z tego świata z wielkim przerażeniem i bojaźnią. Jeżeli przed człowiekiem roztacza się wizję strasznego Sądu Ostatecznego i możliwości wiecznego potępienia, wtedy śmierć jest bardziej przerażająca. Nadzieja ma to do siebie, że rozjaśnia śmierć, czyni ją bardziej pogodną, bardziej ludzką. Dzięki nadziei czujemy, że miłosierdzie Boga roztacza się także po drugiej stronie. Jest to miłosierdzie Kogoś bardzo mądrego, kto w swojej pedagogii przewidział proces leczenia i przezwyciężania winy również po drugiej stronie życia. 
 
Czego więc potrzeba, aby śmierci się nie bać?
 
Trzeba nadziei! Trzeba spojrzenia na to, że przed nami tylu ludzi odchodziło i po nas tylu jeszcze odejdzie. Nie lękajmy się Boga! Ufajmy, że On poradzi sobie z naszymi „zaległościami”, jeżeli my nie zdążymy. Często powtarzam to ludziom, którym nagle umarł ktoś bliski, którzy się martwią o to, co z nim będzie. 
 
 
strona: 1 2 3 4