DRUKUJ
 
Magdalena Lesiak
Zagłuszyć sumienie
Wieczernik
 


Inna kobieta, młoda i atrakcyjna, żyje z tajemnicą – udaje przed mężem i godzi się na zabiegi in vitro z mikromanipulacją (żeby wybrać ten najlepszy plemnik z najgorszych – jak powiedziała), choć już wie, że z nasienia jej męża nic nie będzie… lekarz jej to powiedział wprost. Wprost też zachęcił do zdrady – "pani jest młoda, zdrowa, mąż ma jeszcze nadzieję, więc się nie zorientuje, że to nie jego dziecko…" Kocha męża i nigdy go nie zdradzi, nigdy też mu nie powie o tej rozmowie z lekarzem, ale wbrew sobie, dla męża, podejdzie kolejny raz do stymulacji i zabiegu in vitro. – "Może stanie się cud? Modlę się o to - dodaje na koniec - dobrze, że się wygadałam…"

Albo nawet więcej

Mam piętnaścioro dzieci… albo nawet więcej, licząc te które umarły po poronieniu

Obecnie rzadziej, ze względu na wdrożoną w klinikach procedurę podawania mniejszej liczby zarodków, ale kiedyś często słyszałam od pacjentek, że po stymulacji zapłodniono 9, 10 czy nawet 15 komórek, część wprowadzano do jamy macicy, a część zamrażano na kolejny raz. Ale następnego razu nie było… minęło klika lat, a pacjentka nie wie, co się dzieje z jej dziećmi. Tak - dziećmi. Może wtedy, łatwiej było jej zagłuszać sumienie, gdy używało się terminologii medycznej, że to tylko zarodek, blastula, embrion… teraz kiedy dalej nie ma potomstwa, albo szykuje się do adopcji, myśli powracają do decyzji sprzed lat i pokazują konsekwencje podjętych działań.

Wiele par, które po uporczywym leczeniu, stosowaniu wszelkich dostępnych metod i technik, decyduje się na adopcję, w rozmowach o swoim rodzicielstwie wspomina o zamrożonych embrionach - jedni jak gdyby nigdy nic, inni z wielkim poczuciem winy, lękiem i wątpliwościami, zastanawiają się co dalej z NIMI - dziećmi (embrionami) będzie?

Tylko tak naprawdę po takim czasie nie wiedzą, co dzieje się z ich dziećmi - np. klinika w Białymstoku po 3 latach bez kontaktu z rodzicami - przekazuje do adopcji, ale znowu następna niewiadoma, bo nie wiemy ile z nich nadawało się (brrrr... z punktu widzenia medycznego) do inplantacji i czy byli chętni (nie ma takich danych, tzn. ja nie znalazłam) no i wreszcie jeśli nie podano, to gdzie są?
Kiedyś na warsztatach dla niepłodnych małżeństw jedna z par podzieliła się doświadczeniem leczenia - pani próby stymulacji i in vitro dwukrotnie niemal przypłaciła życiem, bo doszło do hiperstymulacji i powikłań. Oboje stwierdzili, że na pewno już nigdy więcej tego nie zrobią, ale z każdym razem kiedy przejeżdżają przez Warszawę, to myślą o swoich zamrożonych dzieciach (8 embrionów). No i pary otworzyły się same z siebie na ten problem i rozpoczęły dyskusję.

Co zrobić?

Padały różne propozycje:
- płacić za ich mrożenie w nieskończoność;
- odebrać z kliniki i pochować;
- zaryzykować i spróbować jeszcze raz in vitro;
- oddać do adopcji;
- zapomnieć (?!);
- poświęcić na badania genetyczne;
- dać im szansę - podać wszystkie do macicy kobiety przez inseminację.

Oczywiście niektóre z tych propozycji są niezgodne z nauką Kościoła, dla wielu kolejny raz przyjdzie się zmierzyć z własnym sumieniem… To bardzo trudny problem, ale on istnieje, bo istnieją już embriony. Opisane historie to tylko przykłady rzeczywistości, gdzie setki, a może i tysiące par zmagają się ze swoją niepłodnością i decyzjami o wspomaganym sztucznie rodzicielstwie. Nielicznym się udaje, inni dają sobie spokój z upokarzającymi i wyczerpującymi procedurami i decydują się na adopcję, a jeszcze inni na bezdzietność.

Poczęte dziecko... ale

Każdego roku do ośrodków adopcyjnych zgłasza się tysiące par "po przejściach" - zranieni przez in vitro (w Polsce jest przeszło 80 ośrodków adopcyjno-opiekuńczych, tylko w AOAO w Łodzi każdego roku ok. 130 par przygotowuje się do rodzicielstwa zastępczego).

Nie jestem etykiem, ale widzę jakie konsekwencje dla życia ludzi i ich psychiki niesie ingerowanie w cud życia, zagłuszanie sumienia i zerwanie więzi z Bogiem przez świadome przekraczanie jego przykazań.

Z jednej strony poczęte dziecko, a z drugiej z drugiej pustka, niepokój, poczucie winy, krzywdy i żalu, ciężar wyrzutów sumienia, pogmatwane relacje... Chyba nie o to chodzi w godnym, szczęśliwym rodzicielstwie?

Magdalena Lesiak
 
strona: 1 2