DRUKUJ
 
Wywiad z ks. Rafałem Rausem
Nikogo nie naprawiam
Różaniec
 


Czy zakratowane, szczelnie zamknięte cele są wystarczającą motywacją do poprawy? 

Nie widzę w tym żadnej motywacji. Kara pozbawienia wolności nie jest - moim zdaniem - żadną karą. Skazany żyje na koszt państwa. To kara bardziej dla jego rodziny. Czasem rozpadają się małżeństwa… Dla kogoś, kto wraca do więzienia po raz szósty, pozbawienie wolności nie jest niczym strasznym. On w więzieniu wszystkich zna, ma tam pozycję - cieszy się. Więzienie dla tych, którzy stanowią zagrożenie - owszem tak! Cieszę się, gdy wracają narkomani. Dla niektórych cela rzeczywiście jest momentem zwrotnym. Nie wystarczy jednak człowieka zamknąć. Przedziwna jest procedura funkcjonowania więzienia… Człowiek nie zmienia się wskutek zamknięcia go w celi, ale wskutek spotkań z ludźmi i z Bogiem. Ważne jest zatem, jakich tam ludzi spotka.

Kiedy odwiedzałam więźniów, zauważyłam, że służba więzienna jest zazwyczaj bardzo smutna… Czy Ksiądz dostrzega ten marazm, obojętność i przygnębienie?

Praca w więzieniu jest na pewno bardzo stresująca, zwłaszcza praca wychowawców i działu ochrony. Na szczęście ten obraz funkcjonariusza więziennego zmienia się, łagodnieją relacje. Pomimo tego, że można tu spotkać pewną formę agresji i prowokacji, jestem pełen podziwu i uznania dla tych ludzi. Tu wewnątrz tworzy się mikroświat. Znamy się wszyscy. Można oczywiście się wypalić. Grozi to głównie młodym pracownikom. Ktoś po ukończeniu resocjalizacji przychodzi pełen zapału do pracy, ma nadzieję na kontakt z ludźmi, chce im pomóc, by stawali się lepsi, a tymczasem kończy głównie na pracy papierkowej. Łatwo wtedy się zniechęcić. Jeśli razem pracujemy, mamy się wzajemnie wspierać. Wielokrotnie, kiedy przeżywałem chwile zniechęcenia, pomagali mi bardzo ci, którym przyszedłem służyć, ci, którzy siedzieli, mający opinię najgorszych bandziorów.

Co daje Księdzu posługa wśród osadzonych?

Cieszę się bardzo, że trafiłem do więzienia jako 22-letni chłopak, kleryk. Pomogło mi to w budowaniu mojej tożsamości kapłańskiej. Kaplica jest wielkości małej salki, a więc Bóg jest tu tak bardzo bliski. Nie mogę schować się za majestatem kapłaństwa. Tworzymy razem Kościół. Nauczyło mnie to bezpośredniego, normalnego bycia z ludźmi, niemówienia slangiem kościelnym, przybierania jakiejś miny.

Służba w więzieniu utwierdza mnie też cały czas w tym, że mam tam przychodzić jako kapłan. Mam być bliskim przyjacielem, ale pozostając zawsze księdzem. Ludzie z więzienia wyczuwają, gdy się jest takim nie wiadomo kim, takim cwaniaczkiem w sutannie, pajacem. Mam być kapłanem, a jednocześnie jedną z owiec, do których jestem posłany. Mam rodzić w wierze.

Rozmawiała s. Wioletta Ostrowska CSL
 
strona: 1 2 3