DRUKUJ
 
Maciej Brachowicz
Nieuświadomiona rewolucja
Imago
 


Utylitaryzm w natarciu

Nie chcę odbierać ruchom "praw zwierząt" czy utylitarystom zasług. Bez wątpienia, zmniejszenie ilości bestialskich (często także kompletnie nieuzasadnionych naukowo) eksperymentów na zwierzętach czy też naświetlanie przypadków brutalności wobec nich, jest ich zasługą. Niewykluczone, że Kościół katolicki zrobił w swojej historii zbyt mało, aby przyczynić się do zmniejszenia brutalności wobec zwierząt, a przecież byli w jego historii wspaniali święci, którzy nie tylko mogliby być doskonałymi przykładami dobrodusznego podejścia do zwierząt, ale również wskazywali, że stosunek do zwierząt kształtuje stosunek do ludzi.

Utylitaryzm pozostaje jednak utylitaryzmem, czyli poglądem o możliwie największej ilości szczęścia lub możliwie najmniejszym cierpieniu wśród wszystkich, którzy do odczuwania szczęścia lub cierpienia są zdolni. Jeżeli zatem kobieta w ciąży uzna, że dziecko stoi na jej drodze do szczęścia, to w myśli utylitarnej powinna mieć pełne prawo do "pozbycia się ciężaru", przynajmniej do czasu, gdy płód zacznie odczuwać ból. Utylitaryzm nie liczy się zatem z tym, czym jest płód, ważne że można go usunąć bez krzyku z jego strony wskazującego na odczuwanie bólu lub strachu (z tego powodu film Niemy krzyk wywołał niegdyś taki wstrząs i stał się celem niezwykle zaciętych ataków, gdyż zachwiał pewnością utylitarystów).

Utylitaryzm jest też postępowy i zakłada, że postęp może przynieść szczęście, a przede wszystkim zmniejszyć cierpienie. Szczególnie istotne są badania medyczne mogące zmniejszyć cierpienia chorych lub nawet przyczynić się do wyeliminowania pewnych chorób – taka przynajmniej jest zapowiedź co bardziej przekonanych o swoich racjach utylitarystów. Skoro jednak zakazano lub ograniczono badania na zwierzętach, to trzeba znaleźć jakiś substytut, a do tego badania na ludziach wydają się idealne. Stąd tak silny nacisk na badania na embrionach i to mimo tego, że nie doprowadziły one jeszcze do wynalezienia antidotum na żadną chorobę, a alternatywne badania na komórkach somatycznych są znacznie bardziej obiecujące. Zmiana kierunku podważyłaby jednak podstawowe zasady utylitaryzmu i byłaby przyznaniem się do błędu.

Na szczególną uwagę w tym kontekście zasługuje program poszukiwania alternatyw dla badań na zwierzętach opracowywany obecnie w UE. Zgodnie z wnioskiem Komisji "w przypadku, gdy istnieje metoda badawcza, w której nie przewiduje się wykorzystania zwierząt i która może zostać zastosowana zamiast procedury, państwa członkowskie zapewniają stosowanie metody alternatywnej". Do jego stanowiska Parlament Europejski wprowadził pewne obostrzenia, które stanowią, iż "metody badawcze, w których wykorzystuje się komórki pochodzące z zarodków i płodów ludzkich, nie są uznawane za metody alternatywne, co oznacza, że w odniesieniu do stosowania tych metod badawczych państwa członkowskie mogą podejmować własne etyczne decyzje". Rada, która aktualnie pracuje nad tym projektem, prawdopodobnie utrzyma prawo do decydowania o tych kwestiach przez każde państwo, jednak tylko pod warunkiem, że państwo wyraźnie zabroni takich badań w swoim prawie. W przeciwieństwie do zdania stanowiska Parlamentu zabraknie tu jednak ogólnego postanowienia o tym, że takie badania "nie są uznawane za metody alternatywne", co może spowodować stan niejasności prawnej.

Komisja już obecnie finansuje badania z wykorzystaniem komórek pochodzących z embrionów ludzkich. Co prawda Komisja złożyła deklarację, że nie będzie finansować badań mających na celu niszczenie ludzkich embrionów, a "jedynie" badania na już istniejących komórkach pochodzących z embrionów ludzkich. Deklaracja ta jednak nie jest wiążąca prawnie i nie ma gwarancji, że Komisja rzeczywiście jej dotrzymuje i zamierza dotrzymać w przyszłości. Obecnie poziom finansowania podobnych badań z budżetu Komisji wynosi kilkadziesiąt milionów euro w ramach 6. (na lata 2002-2006) i 7. (2007-2013) Programu Ramowego UE na rzecz Badań i Rozwoju Technologicznego. Małym pocieszeniem może być to, że takie badania nie są (jeszcze?) obowiązkowe dla państw członkowskich. Najgorsze jest to, że w ogóle się je prowadzi i to za nasze pieniądze, bo przecież to my płacimy składkę do budżetu UE.
 
strona: 1 2 3 4