DRUKUJ
 
Ks. Andrzej Paś
Dylemat milczenia
materiał własny
 


Dylemat milczenia

Nigdzie w świecie Boga znaleźć nie można. Wymyka się On ucieleśnionej obecności i spostrzeganiu. Jego realność nie jest w czasie i przestrzeni. Jego istnienie nie może być dowiedzione. Jeżeli jest, to realność Jego musi być całkiem różna od realności świata. Żadna nauka, w sensie uniwersalnie ważnego poznania Boga, żadne poznanie, które mogłoby badać obiekt "Bóg", nie wywodzi się z myślenia o Bogu. Bo nie ma Boga dla wiedzy.

Tak. Myślę, że to dobry trop Karla Jaspersa. Cóż możemy powiedzieć o Bogu, Którego nikt, nigdy nie oglądał? Możemy powiedzieć spoglądając na świat, czym Bóg nie jest, a wiemy o Nim tyle, co wiemy o człowieku. To tylko chodzi o taką wiedzę umysłu ludzkiego. Tu teologia (z całym dla niej szacunkiem) zamyka usta i ostatecznie poznaje Wiecznego przez milczenie, które więcej chce powiedzieć...
O błogosławione milczenie, skoro jesteś jedynym, co możemy powiedzieć o Stwórcy! Myślę, że każdy, kto snuje choćby ułomki refleksji o Bogu, zadaje sobie pytanie:, Dlaczego nie jesteś w realności? Dlaczego ukrywasz się człowiekowi? Dlaczego każesz na siebie tak długo czekać?

A miałeś być Emanuelem - "Bogiem z nami".

To dobrze. To dobry początek, mianowicie myślę o zarzucie, który stawia człowiek Bogu. Dlaczego? Ponieważ, w tych ciągłych zapytaniach czuć potrzebę niezbędnej komunikacji Bóg-człowiek. A ten Pierwszy, dla tego drugiego nie jest obojętny, przeciwnie, właśnie tu rodzi się problem uczuć. W końcu każdy z nas chce wrócić do Domu- czyż nie? Gdy Bóg jest z człowiekiem pulsuje wiara. Gdy Bóg odnajduje się w ludzkim sercu rodzi się miłość. Gdy Bóg spotyka człowieka, to moment urodzin nadziei, w której rozpoczął się wolny od czasu i przestrzeni powrót Domu Ojca - do Ojczyzny. A więc sprawa Boga jest w człowieku i to tak bardzo, że nie ma dnia i nocy, aby ktoś zapomniał o Nieskończonym. Wiem to, i sam z tym żyję. Choć wielu ludzi nie wypowiada swego bólu samotności (tzn. z daleka od Pana), to nie znaczy, że on nie istnieje, a może bardziej, na sposób pragnienia - tęsknoty. I wtedy staje się lepsze, bo prawdziwe i co wtedy?

Patrząc z lotu ptaka na przeżywaną Eucharystię każdego dnia, mam nieodpartą chęć, ogłosić cały świat - Betlejem. Zdaje sobie sprawę z poetyczności i patetyczności moich słów i nie robię tego dla lekkiego pióra (byłbym wtedy trywialny, a taki nie chcę być). Czuję to, jak obserwator śledzący sytuację konstruującą się przed jego oczami. Dla mnie, celebrowana liturgia Kościoła uczyniła kosmos "Domem Chleba", gdzie czasem nie został przyjęty, bo -...nie było dla Niego miejsca - i tylko grota tych, co zapragnęli powiedzieć: "wierzę!", przyjęła Cud rodzonej Eucharystii, lecz zawsze tak niewielu: Maryja, Józef, Pasterze, Mędrcy, Dwunastu, Nas. Szkoda!

Nie, nie robię żadnego wyrzutu dla tych, którzy się nie pojawili. Po prostu szkoda, że człowiek nie chce wtedy, gdy Bóg chce, a On chce zawsze. Więc kto ma problem? Raczej człowiek, ponieważ nie poradzi sobie z samotnością. Bóg da sobie radę, nigdy nie jest samotny, zapewnia Mu to Jego ontologia: Ojciec kocha Syna a Syn w odpowiedzi posyła z miłością i w miłości Ducha.

Człowieku! mówię to, by ratować Cię z samotności. Dlatego takie przesłanie, a nie gadanie dla paplania. Potrzebujemy Jezusa Chleba, by nie być samotni. By wrócić do tego, co było w ogrodzie Eden, do tej zwyczajnej przyjaźni, do wspomaganej symbiotycznie egzystencji... Bez tego, wszystko tak bardzo upodabnia się do pustki - bladego nic.

A o to chodzi w życiu? Znaleźć samotność w wydaniu rozpaczy? Myślałem nad tym... Myślałem też nad zestawieniem człowieka i chleba. Dlaczego Bóg postanowił zostawić taką Pamiątkę? Dlaczego nie coś innego? Każdy chyba zna odpowiedź pierwszą: chodzi o pokarm, który staje się niezbędny, aby żyć. Tak, jak Bóg staje się niezbędny do egzystencji ludzkiej. Ale jest jeszcze druga odpowiedź: Człowiek będzie oczekiwać Chleba a Chleb, będzie zawsze czekał na człowieka, jak gdyby to, stawało się jakąś formą komunikacji: JA-TY, jakąś usensownioną i potrzebną relacją, jakimś spotkaniem...  "Wtedy przekazał im sakrament Ciała i Krwi Swojej i nakazał im, aby go sprawowali. Wynalazł ten nowy sposób przebywania z nimi (...) na pocieszenie po swym odejściu, aby, gdy odejdzie cieleśnie, nie tylko mocą sakramentu pozostać z nimi, ale w nich". Cytuje te słowa bł. Guerric`a z Igny (XII w.) ponieważ próbuje odszukać w nich jakiś racji uzasadniających moje refleksje nad obecnością Nieogarnionego w naturze ludzkiej i Boskiej, w dwóch momentach istnienia: pośród Apostołów, gdy dzielił z nimi dnie i noce, realizując i wszczepiając Ewangelię, oraz wtedy, gdy w paradoksie opuszczenia został z nimi na zawsze. Pytam siebie: jak lepiej nauczyli się Jezusa?

Co było bardziej potrzebne?

Z pomocą przychodzi mi scena z Dobrej Nowiny w wydaniu Św. Łukasza, który opisuje po Zmartwychwstaniu drogę uczniów do Emaus. Oni zobaczyli Boga dopiero przy łamaniu chleba. A więc Chleb... Tak, lepiej rozumie się Chrystusa. Nie było innego środka, by pozostać ze Swoimi, z nami. Szukam klucza, którym otworzę tajemnicę osobistej komunikacji człowieka z Bogiem, jaka dana była Apostołom, a teraz nam. Nie znajdę lepszej. Wiem. Chodzi o Chleb.

Rozpoczynałem od milczenia, którym jak szlakiem wędrowałem do tajemnicy Chleba Aniołów. Cisza widzi Boga w ciągłej adoracji. Wzroku, który nigdy nie gubi osób: człowieka i Boga, lecz pomaga im być bliżej. Proszę pozwolić mi jeszcze na krótka wzmiankę o Św. Edycie Stein, Męczennicy, Żydówce, Filozofie i Teologu. Gdy jako karmelitanka spędzała długie godziny na adoracji przed Eucharystią, pewnego dnia podzieliła się refleksją ze współsiostrą: "...nie wiesz jak to jest, patrząc na Eucharystię, myślisz sobie, że On ma taką samą krew, co ty - krew żydowską, że jesteście tak bardzo podobni do siebie. Nie wiesz, jak to jest!" - ...tak bardzo chciałbym wiedzieć, jak to jest.

Ks. Andrzej Paś
Kapłan Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej