DRUKUJ
 
o. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap.
Chrześcijanin w
Głos Ojca Pio
 


Coraz częściej nasza podstawowa codzienna komunikacja sprowadza się do SMS-ów i rozmów przez komórkę. Dają one pozór bliskości (bo mogę, przebywając w domu, rozmawiać z osobami, które znajdują się w każdym niemal miejscu kuli ziemskiej), ale takie porozumiewanie się z reguły jest powierzchowne, bo przecież też guziko-władne. W konsekwencji człowiek napotyka coraz większe trudności w mówieniu o problemach ważnych i w rzeczywiście głębokim kontakcie z rozmówcą.
 
Szybkość i powierzchowność komunikacji oraz porównywanie spotykanych ludzi do reprezentantów show-biznesowego olimpu sprawia, że zaczynamy "ślizgać się" po rozmowach, a ostatecznie i po ludziach. Zauważamy, jak nasz rozmówca jest ubrany, jakich używa perfum, ale często nie potrafimy powiedzieć, co właśnie przeżywa i z jakimi zmaga się problemami, ani też jak możemy się z nim spotkać. Nie wiemy o nim nic. Człowiek bywa wtedy traktowany jak telewizor albo komputer: pozostajemy przy nim, jeśli proponuje ciekawe komunikaty, ale gdy tylko przestają być one interesujące, korzystamy z guzika, zmieniamy program albo kanał, przechodzimy na kolejną stronę  www czy też najzwyczajniej przestajemy korzystać z komunikatora. Przykro – jeśli dotyczy to znajomego spotykanego podczas spacerów z psem, dramatycznie – jeśli zawieszamy dialog z najbliższymi osobami, przeraźliwie – gdy traktujemy Boga jako nudziarza.
 
W poszukiwaniu bliskości
 
Guzikowa władza nie eliminuje wszakże tęsknoty za bliskością drugiego człowieka. Pojęcie o niej kształtują wszakże życio-mity gwiazdek show-biznesu. Jest odlotowo, fajnie, jest chemia, magia, klimat, czyli jest miła chwila, bliskość ciał i psychiczne odprężenie, mierzone stwierdzeniem: "Z nim/nią to się dobrze czuję". A potem wielka rozpacz, bo chwila minęła i przypłynęła rzeka codziennych trudnych spraw. I nie ma klimatu ani odlotu.
 
Jednak to nie tylko inni mają być "odlotowi" dla mnie, również oni stawiają mi podobne wymagania. Konieczność bycia stale atrakcyjnym w kontaktach z innymi zmusza do nieustannego sprawdzania się, ciągłego porównywania się z nimi. Muszę się rozwijać jak inni, ba, nawet bardziej i intensywniej. W ten sposób zaczyna dominować model "człowieka kuli", który winien się rozwijać we wszystkich kierunkach. Uwidacznia się to już w kształceniu dzieci: mają one biegle mówić po angielsku i francusku, jeździć konno, pojąć sztukę fechtunku, tańczyć, znać biologię i świat teatru... Kultura bardzo często stawia dzisiaj człowieka w centrum. To on ma być tym, który o wszystkim decyduje. I bardzo często w takiej pozycji ustawia się też wobec Pana Boga, który ma tylko pomóc w odniesieniu sukcesu. Relacja z Nim ma stanowić zaledwie jedną z osi rozwoju, i to tylko wspomagającą.
 
Rozwijający się człowiek, prawdziwy guziko-władca, choć wyposażony w różne instrumenty elektronicznego kontaktu, w znajomość języków obcych, możliwość przemieszczania się po całym świecie, przymioty niezbędne do bycia królem towarzystwa, bardzo często czuje się samotny i wyobcowany. Coraz częściej słyszymy o tragicznych wypadkach w gimnazjach, gdzie obok sprawców dojmującego zła byli także niemi świadkowie, całkowicie bierni, jakby osoba cierpiąca była dla nich zupełnie obojętna. A zatem mamy samotność ofiary i obcość ludzi, którzy są świadkami wydarzającego się zła. Tu nie wystarczy przyciśnięcie guzika odpowiedniej maszyny, urządzenia. Odpowiedni przycisk trzeba znaleźć we własnym wnętrzu. Sytuacje takie wskazują na pogłębiające się doświadczenie osamotnienia człowieka wobec zła, które czyha w różnych przestrzeniach życia społecznego i osobistego.
 
Idące w parze poczucie osamotnienia i wyobcowania często prowadzą do zamknięcia się człowieka w sobie, ale mogą być również powodem do poszukiwania drogi ku światłu i odkrywania prawdy, że człowiek nie jest sam. Samotność staje się wówczas wyzwaniem do odkrywania wyzwalającej religijnej relacji do Boga.
 

 
strona: 1 2 3