DRUKUJ
 
Elżbieta Adamiak, Monika Waluś
O Maryi nigdy dość, ale poprawnie
Mateusz.pl
 


Sobór tworzy swą wizję mariologii czerpiąc przede wszystkim z Pisma Świętego, postulując w ten sposób, by każda mariologia była biblijna. Czy jest to jednak postulat wystarczający, skoro już w Nowym Testamencie istnieje kilka teologicznych wizerunków Matki Pana?
 
Naukowa rzetelność i zwyczajna ludzka uczciwość nakazują przyjmować z radością wszystkie biblijne obrazy Boga, Chrystusa i Maryi. Inna sprawa, czy potrafimy dokonać udanej syntezy. Trzeba się zgodzić na naszą bezradność w tworzeniu jednego "syntetycznego obrazu". Stare międzykonfesyjne spory, które zasadniczo dzielą Kościoły, wyrastają między innymi z pluralizmu wspomnianych obrazów biblijnych. Kalwin odkrył w Biblii nieco inny obraz Boga niż Luter, bracia Wesley'owie, twórcy ruchu metodystycznego, odnaleźli znacznie inną ikonę Boga niż obaj wielcy ojcowie Reformacji.
 
Bracia ewangelicy chętnie prowadzą katolików do Marka, by pokazywać namalowaną jego słowem Maryję, którą Jezus zdaje się usuwać w cień. Analogicznie, choć w innym kierunku katolicy: chętniej kontemplują Łukaszowy i Janowy obraz Maryi. Postawa ekumeniczna, czyli autentycznie katolicka, tzn. powszechna, nie przyjmuje do wiadomości propozycji: "Wybierz sobie!" Wyciąga ręce do każdego Chrystusa Ewangelii i do każdej ewangelicznej Maryi, chociaż nie umie wskazać ich "wspólnego mianownika".
 
Jak Ojciec ocenia recepcję mariologii soborowej w Polsce? Czy można powiedzieć, że problematyka mariologiczna "przoduje" w polskiej recepcji teologicznej myśli Soboru?
 
Najpierw muszę zgłosić poważne zastrzeżenia co do własnej bezstronności i obiektywności... Nie znalazłem w Polsce ani jednego tekstu, który by wyrażał niezadowolenie z mariologii soborowej. Wypowiedziano natomiast wiele słów solidarności. Lecz w pierwszych latach posoborowych nie mariologia, a eklezjologia Vaticanum II przyciągała uwagę teologów. O "przodowaniu" recepcji odnowionej po soborowemu myśli mariologicznej w tamtych latach nie ma mowy. Trzeba jednak odnotować spory wysiłek o. Bernarda Przybylskiego, dominikanina, wkładany w przybliżenie mariologom polskim orędzia Soboru o Matce Pana. Zorganizował on w 1967 r. krajowy Kongres Mariologiczny, z którego akt wynika, że ówcześni mariologowie polscy mieli poważne trudności z recepcją Soboru, chociaż wszyscy, oczywiście, byli "za". Z niewielkim uproszczeniem można powiedzieć, że przełomowym momentem w procesie polskiej recepcji mariologii soborowej stały się dwa sympozja z lat 1986 i 1987, zorganizowane przez Katedrę Mariologii KUL na temat adhortacji Pawła VI "Marialis cultus".
 
W Polsce raczej mało wiemy o tym dokumencie...
 
Niestety, mało; stanowczo za mało, jak na naród maryjny. Zaraz po Soborze – 13 maja 1967 r. – papież Paweł VI opublikował adhortację apostolską "Signum magnum" (o czci i naśladowaniu Najświętszej Panny Maryi, Matki Kościoła i wzoru wszystkich cnót), a następnie – 2 lutego 1974 r. – znacznie obszerniejszą adhortację apostolską "Marialis cultus" (o należytym kształtowaniu i rozwijaniu kultu Najświętszej Maryi Panny). W tych dwu wielkich tekstach Papież przedłożył program odnowy i pogłębienia czci maryjnej.
 
TAK JAK MARYJA

Jasno wskazany został w tej adhortacji kierunek postulowanych przemian: naśladowanie. W tradycyjnej pobożności maryjnej zdecydowanie dominuje wzywanie Matki Bożej (wystarczy przypomnieć "powodzenie" nabożeństw do Nieustającej Pomocy Najświętszej Maryi Panny). Wielki papież Paweł VI zachęca do  n a ś l a d o w a n i a:  tak jak Maryja zasłuchać się w słowo Boże, rozważać je w swoim sercu, tak jak Ona otwierać się na Ducha Świętego i być Jego sprawnym narzędziem, tak jak Matka Pana całkowicie oddać się Chrystusowi i być Jego sługą, tak jak Ona bez reszty poświęcić się sprawom Chrystusa i Jego Królestwa, tak jak Maryja spieszyć z pomocą potrzebującym... Wpatrując się w Nią jako nowego człowieka, przemieniać się na Jej wzór. Oba dokumenty zostały napisane jak gdyby specjalnie dla Polski z jej ludową pobożnością nastawioną raczej na "Matko, daj!" niż na nowe życie w Chrystusie jak Maryja, na Jej wzór.
 
Czy można mówić o "polskich szkołach mariologii"?
 
Byłoby to chyba przesadą. "Szkoła" to środowisko, uprzywilejowana tematyka, nowa metoda, jakaś tradycja, mistrz i uczniowie... Nie znam w takim sensie polskiej szkoły mariologicznej w dziejach naszej teologii. Ojciec prof. Andrzej Ludwik Krupa wspomniał kiedyś o mariologicznej szkole lubelskiej. Chodziło mu o cały szereg prac dyplomowych pisanych pod jego kierunkiem z dziejów mariologii polskiej.
 
A może nie mam racji, powątpiewając w istnienie polskiej szkoły mariologicznej? Skłonniejszy byłbym widzieć polską szkołę mariologiczną, czy raczej maryjną, w trójcy jezuickich "niewolników Maryi": Kasprze Drużbickim, Franciszku Stanisławie Fenickim i Janie Chomentowskim z pierwszej połowy XVII w., tym bardziej, że w naszych czasach pojawiła się analogiczna czwórca: o. Honorat Koźmiński, o. Maksymilian Kolbe, ks. prymas Stefan Wyszyński i ks. kard. Karol Wojtyła...

Sobór głosząc "podporządkowaną rolę Maryi" (KK 62) naucza, że "nie przyćmiewa i nie umniejsza [ona] jedynego pośrednictwa Chrystusowego, lecz ukazuje Jego moc" (KK 60). Jakie ujęcie pośrednictwa Maryi nie kłóciłoby się z postulatem chrystocentryzmu?
 
Bardzo ostrożnie przedstawił Sobór sprawę owego "ujmowania" i "nieujmowania". Ewidentną przecież jest prawdą, że św. Józef nie ujmuje chwały Maryi i Jezusowi, a Matka Boża św. Józefowi, Panu Jezusowi czy komukolwiek. Oni sobie nie "ujmują". Tak jest w porządku obiektywnym. Nie Oni stwarzają problem, ale my, kiedy o Nich mówimy. Jeśli jakiś sługa Boży głosi np. co tydzień kazanie o tym, jak Matka Boga niezawodnie oręduje za nami, a nie wygłasza ani jednego kazania o Panu Jezusie naszym Orędowniku, należy poważnie pytać, czy nauczanie owego kaznodziei nie zaciemnia objawionej prawdy o orędownictwie Chrystusa. Sformułowania Soboru przypomniane w pytaniu mówią o porządku obiektywnym.
 
Zastanawiam się nad nieprawdopodobną, ale hipotetycznie możliwą sytuacją. Spada na mnie wola Boża: mam przez cały rok, co środę, mówić kazanie o Matce Bożej Nieustającej Pomocy. Nie umiem w tej chwili zaproponować gotowego programu, ale wiem jedno: musiałbym wiele i pięknie mówić o wspaniałej miłości naszego Ojca, który się nami niezawodnie opiekuje i spieszy nam nieustannie z pomocą. I że objawił nam swoją niezawodną pomoc w naszym Zbawicielu Jezusie Chrystusie. I o tym, że Jezus, Odkupiciel rodzaju ludzkiego i nasz niezawodny Orędownik-Wspomożyciel objawia nam Ojca bogatego w miłosierdzie... Dopiero w tym kontekście próbowałbym mówić o tym, że Ojciec i Syn zdumiewająco chętnie przychodzą nam z pomocą  p r z e z   l u d z i.  W szczególny sposób przez szczególnych ludzi – w tym przez świętą Matkę Pana i naszą duchową Matkę. Mówiłbym, że taką ekonomię zbawienia odsłania nam słowo Boże: Przez ludzi! Przez Kościół! Przez kapłana! Przez rodziców, wychowawców, przyjaciół, także przez obcych. Możliwie często kończyłbym tak: Spróbujmy, by także przez nas Jezus przychodził komuś z pomocą...
 
Sobór stonował dążenia do dogmatyzacji pośrednictwa Maryi. Jak rozumieć powrót do tematu pośrednictwa i rozwinięcie go w encyklice "Redemptoris Mater" Jana Pawła II?
 
Celnie powiedziane: Sobór stonował. Właśnie – s t o n o w a ł,  ale nie wyrzucił poza burtę swojego nauczania. Jakaś ważka, aktywna obecność stworzeń – aniołów, świętych, Najświętszej – w przepływie Jezusowego zbawienia od Ojca do nas oraz chwały płynącej przez Jezusa w Duchu Świętym do Ojca jest elementem wiary wyrażanej w świętej liturgii, przeżywanej i przekazywanej przez Ojców Kościoła oraz inne formy wielkiej Tradycji chrześcijańskiej. Sobór nie mógł więc odrzucić tego tytułu i tego nie uczynił. Dostrzegł jednak problem niewielkiej uwagi zwracanej na słowa i tytuły, braku wrażliwości językowej, co zaciemnia różnice. Sam temat należy do najtrudniejszych w chrześcijaństwie. Gdyby tak nie było, odrzucenie wzywania świętych i Matki Bożej nie należało by do zestawu ładunków dynamitu rozsadzających olbrzymi blok zachodniego chrześcijaństwa.
 
strona: 1 2 3 4 5 6