DRUKUJ
 
Andrzej Koprowski SJ
Gdzie szukać świadków?
Idziemy
 


Konfrontacja chrześcijaństwa z islamem dokonuje się w młodym pokoleniu – w spotkaniu z muzułmańskimi rówieśnikami. Młodzi katolicy nie potrafi ą przyznać się do swojej chrześcijańskiej wiary, odpowiedzieć na pytania muzułmańskich rówieśników. Często konwersja związana jest z małżeństwem z muzułmanką. Islam nie toleruje małżeństw mieszanych, więc chrześcijanie wyrzekają się wiary. Młodzi muzułmanie w piątek idą do meczetu i nie kryją się z tym, a młodzi Europejczycy czują się zawstydzeni eksponowaniem swojej wiary, wspólnota zaś nie daje im oparcia. Podczas trwającej wizyty ad limina biskupi francuscy poruszają i ten temat: Jak odpowiedzieć na pragnienie młodego pokolenia, by katolicy mogli być dumni z faktu swego chrześcijaństwa? 

Odnaleźć sens wspónoty

Przyjeżdżając do Polski, słyszę skargi, że parafia wymaga praktyki wiary od rodziców chrzestnych, a przecież coraz częściej trudno o to wśród zaprzyjaźnionych w wielkomiejskich anonimowych w gruncie rzeczy sąsiadów czy kolegów z pracy. Jak wyjść z impasu? Dotykamy jednego z newralgicznych punktów problemu. Chodzi o biurokratyczny przepis czy o zderzenie się w prawdzie z rzeczywistością wiary? Chrzest nie jest formalnością, ale włącza w życie Jezusa Chrystusa. Jak mówi Ewangelia – wszczepia nas w Krzew życiodajny. Otwiera drogę przełamującą ograniczenia czasowe i barierę śmierci; drogę, którą katechizm nazywa zbawieniem. 
 
Co więcej, wprowadza w nurt historii, o którym Jan Paweł II mówił w Warszawie, inaugurując Kongres Eucharystyczny w 1987 roku: „Przebogate energie miłości złożone w sercu człowieka zostały rozproszone… W rezultacie człowiek nie umiał miłować dosyć ani swych bliźnich, ani nawet samego siebie, ani świata. Ulegał antymiłości. Bo miłować można siebie i bliźnich, i świat, tylko miłując Boga: miłując nade wszystko. A równocześnie: „jakże może człowiek miłować Boga, którego nie widzi, jeśli nie miłuje brata, którego widzi” (1 J 4,20)? Brata pod tym samym dachem, przy tym samym warsztacie pracy, na tej samej ziemi ojczystej i dalej: poza jej granicami – na Zachód i Wschód, na Północ i Południe… Syn Boży stał się człowiekiem, jednym z nas, ażeby w całym wszechświecie, stworzonym z Miłości, Ktoś wreszcie odpowiedział z taką samą miłością. Aby Ktoś wreszcie wypełnił swoim życiem i śmiercią owo wezwanie „będziesz miłował (…) z całego serca i ze wszystkich sił” (Mk 12, 30). Aby Ktoś wreszcie umiłował do końca: Boga w świecie. Boga w ludziach – i ludzi w Bogu. To jest właśnie Ewangelia. Wpisuje się ona w dzieje człowieka – i w dzieje wszechświata, przeobrażając stworzenie w „kosmos”. Chaos – w kosmos. W naszym stuleciu narasta opór i sprzeciw wobec tego, który „tak umiłował świat” – opór i sprzeciw aż do negacji Boga jako programu. Ale to wszystko nie jest w stanie zmienić faktu Chrystusa. Faktu Eucharystii. Jakkolwiek Bóg-Ojciec, Syn i Duch Święty byłby odrzucany przez ludzi. Jakkolwiek ludzie i społeczeństwa urządzaliby swoje życie, ignorując Boga: tak jakby Bóg nie istniał. To wszystko nie zmienia zasadniczego faktu: był i trwa w dziejach człowieka – i w dziejach wszechświata – Człowiek, prawdziwy Syn człowieczy, który „umiłował do końca”. Umiłował Boga taką miłością, która jest na miarę Boga: jako Syn Ojca. Miłością nade wszystko: z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich sił… aż do ostatecznego ich wyczerpania w agonii Golgoty. I tę właśnie miłość „do końca” uczynił sakramentem swojego Kościoła: sakramentem całej ludzkości w Kościele. 

Sakrament chrztu wprowadza nas w to życie. Określa nas wobec samych siebie i we wspólnocie z innymi, w kontekście mechanizmów społecznych, mechanizmów świata. Przestajemy być liściem unoszonym każdym podmuchem wiatru. Stajemy się uczestnikami Drogi, którą jest On, Jezus. Idziemy razem z innymi, we wspólnocie, nie pozostawieni sami sobie, nie zwróceni jedni przeciw drugim, czasem utrudzeni, ale solidarni, wspierający i mający wsparcie. 

W homilii na zakończenie niedawnego Synodu Biskupów o nowej ewangelizacji Benedykt XVI zwracał uwagę na osoby ochrzczone, które nie żyją zgodnie z wymogami chrztu świętego. Znajdują się na wszystkich kontynentach, zwłaszcza w krajach najbardziej zlaicyzowanych. Zwrócona jest na nie szczególna uwaga Kościoła, aby na nowo spotkały Jezusa Chrystusa, na nowo odkryły radość wiary i powróciły do praktyki religijnej we wspólnocie wiernych. 

Trudność węzła gordyjskiego w poszukiwaniu rodziców chrzestnych może więc okazać się sposobnością do podjęcia wspólnie drogi pogłębienia wiary, odnalezienia sensu wspólnoty opartej o więź z Panem naszym, Jezusem Chrystusem.
 
Andrzej Koprowski SJ
 
strona: 1 2