DRUKUJ
 
Krzysztof Stachewicz
Dla czego – żyjemy?
Zeszyty Karmelitańskie
 


Znakomicie opisywał to z właściwą sobie ironią i cieniem sarkazmu Sławomir Mrożek: „Świat stał się bieganiną, każdy biega z miejsca na miejsce i pyta drugiego: «„Nie było tu mojego ja? Szukam go wszędzie»”. «„Nie, ale może Pan widział moje tam, skąd Pan przybywa»”. Tu tamtego nie było, tego tam nie ma. Więc znowu pędzą, a wszyscy zdyszani. Już nawet ćwierćinteligent wie, że musi szukać swojego „«ja”, zamiast się czegoś porządnie nauczyć” (cyt. za: Z. Bauman, Moralność w niestabilnym świecie, Poznań 2006, s. 27).
 
Pytanie, „dla czego żyję”, jawi się dla tak opisanej kondycji człowieka ponowoczesnego jako trudne, i w zasadzie wręcz niemożliwe do zyskania odpowiedzi en bloc. Kalejdoskop wielu wartości, nierzadko wykluczających się wzajemnie, a zrelatywizowanych na konkretne epizody, części życia, role społeczne – oto ogólna odpowiedź.

I wreszcie poziom stricte psychiczny – stawianie sobie pytań o przyjmowane w życiu cele, ich hierarchizację, a także praktykę życiową – czasem zbieżną, czasem rozbieżną z teoretycznymi odpowiedziami na powyższe pytania. Psychologia w interesującej nas kwestii stawia pytania o zależności między określonym kształtem wyborów dóbr i wartości a cechami osobowości, stopniem jej dojrzałości, charakterem itd. Pyta też o motywy decyzji i działań.
 
Ogólnie można powiedzieć, że żyjemy dla tego, co jawi nam się jako cenne, ważne, wartościowe, jakoś korzystne. Może się to przedstawiać pod postacią dobra dla nas, tego, co subiektywnie zadowalające, co przyjemne, lub jako dobro samo w sobie, wartość obiektywna (Dietrich von Hildebrand). Klasycznie wartości – za Maxem Schelerem – dzieli się na hedoniczne (przyjemnościowe), witalne (związane z życiem, zdrowiem), użytecznościowe (z ekonomicznymi na czele), kulturowe (prawne, estetyczne, poznawcze) i religijne (związane ze sferą sacrum).
 
Człowiek staje wobec tych wartości i dokonuje wyborów,: jedne wartości afirmuje, inne odrzuca, dokonując tym samym aktów preferencji, realizujących lub unicestwiających wartości stricte moralne. W przestrzeniach tych wyborów ujawnia się konkretny, praktyczny i realny, a nie tylko deklaratywny kształt odpowiedzi na tytułowe pytanie. Żyjemy dla Boga, dla siebie, dla wartości użytecznościowych, dla moralnego dobra, dla wielkich i małych przyjemności. Opis dostarcza nam odpowiedzi na pytanie, jak od strony statystycznej wygląda życie współczesnego człowieka w wybranych współrzędnych geograficznych i kulturowych, w aspekcie określonych zmiennych. Nieustannie jednak pulsuje pytanie o wymiar normatywny. Wiemy – przynajmniej w ogólnych zarysach – jak jest, ale jak być powinno?
 
Poziom normatywny
 
Dla czego powinienem żyć? Czy odpowiedź na to pytanie jest uzależniona wyłącznie od mojego arbitralnego postanowienia, czy też istnieje jakiś kod egzystencji, jakieś zobowiązanie wynikające z bycia człowiekiem? Co jest właściwym etosem, rozumianym jako domostwo człowieka? Co stanowi przestrzeń jego wzrastania, ewangelicznego „owocowania”? Jak żyć? – pytamy za etyką, która stawia to pytanie w kulturze europejskiej począwszy od Sokratesa, czyli od dwóch i pół tysiąca lat. Czy istnieje jakaś fundamentalna prawda o ludzkim życiu?
 
Jean-Paul Sartre, opisując egzystencję człowieka skazaną na wolność, na wybór w świecie bez obiektywnych dóbr i wartości, przekonywająco ukazał absurd takiego bytowania. W świecie, w którym wszystko jest równie ważne i istotne, nic nie jest ważne i istotne, a wolność staje się przekleństwem (jesteśmy „skazani na wolność”, powie Sartre). Całkowita dowolność, brak obiektywnych zobowiązań, zakazów, powinności skazuje człowieka na poczucie pustki i jałowości życia, czyniąc w zasadzie każdy wybór równie dobrym (i, konsekwentnie, równie złym).
 
To sfera tego, co Paul Ricoeur nazywał „dziką wolnością”. Wolność może stać się odpowiedzialnością, nabrać właściwego sobie sensu tylko w świecie obiektywnego dobra, obiektywnej „prawdy o dobru” (Karol Wojtyła). Obiektywne „co” naszego życia jest przez nas poszukiwane. Wierzymy, że jest to rzeczywistość zastana, a nie tylko kreowana przez nasze dowolne, migotliwe decyzje i zmienne postanowienia.
 
Doświadczamy wszak często „wołania” powinności, nierzadko zresztą idącej na przekór naszym własnym potrzebom, dążeniom, zamierzeniom. Kant mówił o obowiązku moralnym, który należy wypełniać, nie pytając nawet o powody i racje. Tu otwiera się przestrzeń stricte moralna, której doniosłości dla bycia człowiekiem przecenić się nie da. Akcentował to Artur Schopenhauer, pisząc: „doskonałość moralna stoi wyżej od wszelkiej mądrości teoretycznej (…). Człowiek szlachetny, jakiekolwiek byłyby jego braki pod względem intelektualnym, dowodzi swymi czynami największej wiedzy i najwyższej mądrości i zawstydza człowieka genialnego i uczonego, który by swym postępowaniem zdradzał, że owa wielka prawda pozostała obcą jego sercu” (O podstawie moralności, tłum. Z. Bossakówna, Warszawa 1994, s. 169-170).
 
strona: 1 2 3