DRUKUJ
 
Marie Mazurek
Pasja miłości
Miłujcie się!
 


 
Św. Teresa kładła duży nacisk na modlitwę wewnętrzną i kontemplację, sama też starała się doskonalić w miarę ludzkich możliwości swoje życie wewnętrzne. Przełomem na jej duchowej drodze był rok 1555, który uważa się za moment jej „nawrócenia” (miała wówczas 40 lat i od 20 lat była zakonnicą!), kiedy to Teresa całkowicie oddała się do dyspozycji Bogu. 18 listopada 1572 roku jej wewnętrzne wzrastanie znalazło szczytowy punkt w duchowych zaślubinach z Chrystusem.
 
Doświadczenia mistyczne św. Teresy bardzo wzbogaciły przeżycie wiary i obecności Boga w Kościele.

 
Znajdujemy u niej wszystkie stopnie i rodzaje ran miłości, o których tak obszernie pisał doktor mistyki, św. Jan od Krzyża. Było jednak coś, co wyróżniało jej przeżycia – rana serca.

 
Podczas jednego z modlitewnych uniesień (ekstazy) św. Teresa miała wizję anioła z włócznią zakończoną płomiennym grotem w ręce. Wizja ta powtarzała się. „Tą włócznią, zdało mi się, kilkoma nawrotami serce mi przebijał, zagłębiając ją aż do wnętrzności.” Ogromnemu bólowi duchowemu, jaki odczuwała, towarzyszyła zarazem słodycz ponad ludzkie wyobrażenie.

 
Taki zapis przeżyć mistyczki, dla wielu stał się podstawą do wyjaśnienia rany cielesnej jej serca. Stał się też źródłem polemiki, gdyż przy opisach „łaski grotu” jaką została obdarzona, święta zaznaczała, że „nie jest to cierpienie cielesne, ale duchowe”, że nawet jeśli anioł przybiera postać ludzką i zdaje się mieć włócznię, to ona ma świadomość, że nie jest to nic cielesnego, materialnego w ziemskim tego słowa znaczeniu. Jeśli jednak nazwać tę ranę miłości stygmatem, nie trzeba uciekać się do fizycznych wyjaśnień. Czyż stygmaty naśladujące rany Chrystusa powstawały przez użycie materialnych narzędzi?

 
Niektórzy kładą także nacisk na relacje świadków śmierci mistyczki. Teresa pod koniec życia weszła na znacznie wyższy poziom wiary, nie miała już wizji Serafina. Tuż przed śmiercią weszła w stan głębokiego rozmodlenia, który nastąpił po przyjęciu Komunii św. Twarz świętej, która była już tak słaba, że nie mogła się ruszać, ożywiła się, ona natomiast sama podniosła się z łoża i uklękła. Z ust mistyczki popłynęły słowa płomiennej modlitwy, słowa powitania Oblubieńca: „O Panie mój i Mężu mój, nareszcie nadeszła wyczekiwana godzina; czas, byśmy się zobaczyli! ... Czas, bym wyszła z tego wygnania i żeby moja dusza, tworząc jedno z Tobą, radowała się tym, czego tak pragnęła”. Następnego dnia święta nadal trwała w gorącej i radosnej modlitwie (którą nazywa się też „ekstazą 14 godzin”), a słowa zachwytu i inne znaki wskazywały, jakoby do kogoś mówiła i otrzymywała odpowiedzi. Wszystko to działo się w wielkim spokoju. Twarz świętej cała się przemieniła, promieniała wewnętrznym ogniem, zniknęły zmarszczki.

 
Był 4 października 1582 roku, były to ostatnie wezwania Oblubieńca i ostatnie słowa miłości kochającej Go duszy wypowiedziane w ziemskim życiu.

 
Świadectwa tych ostatnich chwil Teresy z Avila dowodzą, że upojona miłością, umarła z zachwytu. Późniejsze objawienie się świętej Teresy siostrze Katarzynie od Jezusa, które było badane dla potrzeb procesu beatyfikacji i kanonizacji, uświadamia badaczom, że radość spotkania Pana może serce zranić – „...serce jest tak ściśnięte przez pragnienie widzenia Boga, że ulega zranieniu” – pisze o. Jan od Jezusa-Marii.
 
 
strona: 1 2 3 4