Autor: Michał (---.Zabrze.Net.pl)
Data: 2005-11-27 23:49
Żarty, żartami, ale protestanci, szczególnie w Stanach i to wcale nie wolni chrześcijanie zajmują się od jakiegoś czasu tym tematem na poważnie. To nie jest tylko Wikerson i LaHaye (skąd inąd bardzo rozsądny autor, jeśli chodzi o pozycje z dziedziny walki duchowej, czy pożycia małżeńskiego). To są luteranie, kalwini, episkopalianie i inni, którzy tym tematem do niedawna wcale się nie zajmowali. Chciałem zauważyć, że zielonoświątkowcy, też byli traktowani jako swoiste curiosum w swoim czasie. Tymczasem protestanci zachodni na poważnie wzięli sobie na tapetę Apokalipsę, księgę Daniela, Zachariasza, Micheasza i inne dotyczące czasów ostatecznych. Niezależnie od wniosków, które wyciągają nasi bracia odłączeni, chyba czas na teologię katolicką, która w/g mnie do tej pory traktowała temat po macoszemu. Zetknąłem się z bardzo odmiennymi próbami interpretacji tekstów dotyczących czasów ostatecznych i nie tyle interesujące są niekiedy karkołomne wnioski, do których dochodzą domorośli egzegeci, niekoniecznie z wolnych Kościołów (niektórzy mają poważne tytuły naukowe), co powaga i zaangażowanie, z jakim starają się te teksty odczytać i zinterpretować. To nie jest tylko kwestia "powieści z kluczem" i "gatunków literackich", ani metod Świadków Jehowy. Niektóry interpretacje uwzględniając dorobek biblistyki protestanckiej i katolickiej idą dalej i stawiają pytania, na które nie znajdują odpowiedzi. Po stronie katolickiej natomiast nie zauważyłem zainteresowania tematem. Przy czym wcale nie chodzi ani o to, kiedy nastąpi, ani jak będzie wyglądał koniec świata. Marginalnym, ale wcale nieobojętnym, nawet dla nas pokłosiem tych rozważań jest choćby obecna polityka Stanów Zjednoczonych, albo próba zredefiniowania proroctwa biblijnego.
|
|