logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Marta Agnieszka (---.devs.futuro.pl)
Data:   2006-01-21 20:38

Witam. Właściwie nie mam problemu, tylko czasem mi smutno że nie jestem w KK w tym kościele w jakim zostałam wychowana...
Jako dziecko byłam bardzo wierząca, podobnie jako nastolatka - oazy, odnowy, rekolekcje ignacjańskie - mnóstwo formacji i moja wiara wielka (dziś wiem że to był tylko typowy objaw grupowej eureki)
potem poszłam na studia teologiczne. zostałam teologiem... moje życie doświadczyło mnie nie lekko choroba matki, problemami rodzinnymi, z rodziną męża... i tak wiedza z uniwersytety i życie zmieniło mnie. nauczyło samodzielnego myślenia i hartu ducha. odeszłam od wiary choć tego nie chciałam - czuję się przywiązana z dzieciństwa, uważam za najssensowniejszą z dróg i też jest ta typowa "obawa potępienia" - ale oszukiwać siebie nie lubię. nie wierzę - więc nie chcę być faryzeuszem. po co mam chodzić do Kościoła a diabłu stawiać ogarek?
w co wierzę? Wierzę że jest Bóg, wierzę ze jest osobą (bo jakże by inaczej?) wierzę w to że spełnieniem życia jest Miłość, wierzę w swojego Anioła Stróża. i na tym koniec. począwszy od dowodów na istnienie Boga Tomasza do świadectwa życia Jana Pawła II - ja tego nie czuję w sobie nawet troszkę. widocznie Bóg poszczędził mi łaski wiary.
pytanie za sto punktów - żyjąc dobrze, według nakazów sumienia, choć nie zawsze idealnie pokrywającym się z szczegółową nauką Kościoła w obecnych czasach, to czy mam szansę zbawienia trwając w tym odszczepieniu?
ile teologów tyle teorii. jedni nie wierzący w piekło okrzyknęli by chóralne "tak" inni trzymaliby się ściśle zasady św. Cypriana, a inni powiedzieliby precyzyjne "może"
tylko ze dla spokoju duszy te może powinno być płytkie.
wrócić do KK czy pozostać tam gdzie się jest? jedno złe i drugie nie lepsze. choć gorzej czuję się trwając w KK bo wówczas przeczę sobie samej, jestem fałszywa przed sobą mimo starań, więc z trwam poza obrębem KK choć człowiekowi w samotności jest źle.
więc jak ?

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Grzegorz Kramer sj (---.hsd1.il.comcast.net)
Data:   2006-01-22 02:23

Witam,

jak szedłem na studia teologiczne, mówiono mi: uważaj - stracisz tam wiarę. I co jest z tego jest. Chyba - to moja teoria - Pan Bóg jakoś to wpisał w plan zajęć z teologii: poważne wątpliwości z możliwością 'utraty wiary".

Ale już poważnie: myślę, że nie ma co polemizować z Pani argumentami, będzie miała Pani milion odpowiedzi. Jedno pomogę powiedzieć: proszę zacząć od tego, o czym nawet Pani nie wspomniała. Proszę wrócić – pomimo ‘nie czucia’ – do osobistej relacji z Jezusem. Nie z Bogiem teologów, naukowców, Bogiem z dzieciństwa, ale Jezusem, który jest z Panią w tym wszystkim co Pani przeżywa.

Życzę powodzenia i odważnych decyzji.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Bogna (---.chello.pl)
Data:   2006-01-22 03:16

Hm. Droga Marto, Agnieszko. Czytając Twego posta, widzę, że w moim życiu wszystko zupełnie odwrotnie, niż w Twoim się toczyło. :)). W sumie to jestem Bogu wdzieczna, że właśnie w tej kolejności. Bo jestem obecnie szczęśliwym człowiekiem, nie mając już tego typu dylematów, wątpliwości, które właśnie Ty przeżywasz. Oczywiście nachodzą mnie jeszcze czasem jakies tam drobne wątpliwostki, ale staram się je szybko rozwiewać, szukąjac odpowiedzi albo w Piśmie św., albo u autorów chrzescijańskich, czyli Ojców Kościoła, tudzież innych teologicznych autorytetów. Dziekuję Bogu, że przywrócił mi łaskę wiary, bo bez niej, ani rusz. Nie muszę Tobie, teologowi tłumaczyć tego, że Bóg 'pozwala' nam wątpić, ale oczekuje też od nas konstruktywnego dażenia do poszukania rozwiązań, wyjasnień, czyli prostych dróg, które prowadzą do Niego.
I jeszcze przyznam sie, że w zasadzie to nie rozumiem, jak można w takiej sytuacji, jaką tu opisujesz, stracić wiarę. Mogłabym pisać i pisać, ale zaproponuję byś, jeśli chcesz poznać moją drogę, napisała do mnie na priva, klikając w mojego nicka, to sobie o sprawach wiary i niewiary będziemy mogły porozmawiać.
Tymczasem pozdrawiam serdecznie i... proponuję skorzystaj z rady o. Grzegorza. Jest świetna. I nie jest to, i na pewno nie będzie faryzeizmem z Twojej strony.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Patrycja (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-22 04:09

Taak, uczona w piśmie...:)
"czy mam szansę zbawienia trwając w tym odszczepieniu?
ile teologów tyle teorii. jedni nie wierzący w piekło okrzyknęli by chóralne "tak" inni trzymaliby się ściśle zasady św. Cypriana, a inni powiedzieliby precyzyjne "może' "

Kto będzie potępiony? Zapytajmy u Źródła.

"(17) Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. (18) Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. (19) A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki" J 3:15-21

"(35) Dobry człowiek z dobrego skarbca wydobywa dobre rzeczy, zły człowiek ze złego skarbca wydobywa złe rzeczy. (36) A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. (37) Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony" Mt 12,35-37

"(16) Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. (17) Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; (18) węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie" Mk 16,16-18

Taki znak jest np. tu:

http://www.rodzinapolska.pl/dok.php?art=prawdahistor/archiwum/2004/300_1.htm

Jest to relacja o cudzie związanym ze świętą Bernardettą Soubirous. Jej ciało jest po śmierci idealnie świeże od 1879 r. (leży w szklanym sarkofagu, były badania komórek).

Mówienie o cudach (uznanych przez Kościół) jest jak najbardziej na miejscu, po to je Pan Bóg sprawił, aby były pomocne następcom "niewiernego Tomasza" ;)

Posłannictwo Pana Jezusa "(...) Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, (...)" (Dzieje Apost. 2:22)

My staramy się realizować słowa Pana Jezusa "błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli" (J 20:29), ale jeżeli ktoś potrzebuje takiego znaku, to może mu to być pomocne. Widzę, że na stronach Adonai twórcy serwisu jest cały dział "Cuda", a w nim np.:
http://www.adonai.pl/?id=cuda/n4.htm
Serdecznie pozdrawiam.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Jurek (---.perm.iinet.net.au)
Data:   2006-01-22 06:46

Droga Marto, Agnieszko
Piszesz: "w co wierzę? Wierzę że jest Bóg, wierzę ze jest osobą (bo jakże by inaczej?) wierzę w to że spełnieniem życia jest Miłość, wierzę w swojego Anioła Stróża. i na tym koniec. począwszy od dowodów na istnienie Boga Tomasza do świadectwa życia Jana Pawła II - ja tego nie czuję w sobie nawet troszkę."
Przed chwila przeczytalem piekne swiadectwo. 'Maryja spowodowala nawrocenie Zyda', (jesli potrzebujesz to Ci przetlumacze, bo mysle, ze warto przeczytac.)
'Wczesnym rankiem szedlem w lesie z plazy, kiedy Bog zainterweniowal.... znalazlem sie w obecnosci Boga, jakgdybym wpadl do nieba. 'Chcialem znac Jego imie , aby Go czcic...pojsc za Nim. Pamietam, modlilem sie powiedz mi Swoje imie. Jest mi obojetnie, czy jestes Apollo,... Krishna,... Buddha, jesli tylko nie jestes Chrystusem.'
Moze to nie przypadek, ze bodajze wczoraj bylo Sw. Agnieszki a dzisiaj w Ewangelii Mk 1:14 Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: 15"Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!" 16Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. 17Jezus rzekł do nich: "Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi". 18I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. 19Idąc dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. 20Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim."
Wierze, ze co mowil P. Jezus. "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem*. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie." J 14:6. Wczoraj tu napisalem, ale sie nie znalazlo.
Podczas wczorajszej i dzisiejszej Mszy Sw. dotknely mnie slowa wierszy 19 i 20. Po Mszy Sw. przyjaciel, ktory zostal wyleczony przez chemoterapie z rak jelita, powiedzial mi, ze ma raka watroby.
"It was when I was in the spectacular natural beauty of the Alps that I became aware of the existence of God for the first time since college. I remember the scene -- I was high up on the mountain, still well above tree line, shortly after sunset, with the sky glowing a soft red and the snow and granite glowing blue in the twilight. My heart opened with gratitude, and I knew that such beauty had been created by God. It is worth noting that the area of Austria which I was in was still deeply and piously Catholic, with beautiful crucifixes everywhere, both inside the houses, hotels and restaurants and also along the roads and even trails. Even in the ski town the Church was packed for Sunday Mass. (In fact, in the bed-and-breakfast where I was staying a carved wooden crucifix, with corpus, hung over my bed. Every evening when I returned to the room I would remove it and place it in a drawer -- I had no desire to sleep under a cross ! -- and the following day I would find it had been rehung over the bed,without comment, by the devout, elderly woman in whose home I was staying)....
After a few years of living for skiing, that too began to pale, and I became more and more despondent. The only relief I could find was spending time alone in nature, trying to recapture a hint of the consolation which I had felt in the Alps. During the spring of 1987 I took a few days off from work and went to Cape Cod to spend time in the nature there. I was walking in the early morning, in the woods just back from the beach, when God intervened, dramatically and distinctly, into my life to pull me back and put me onto the right path. As I was walking, lost in my thoughts, I found myself in the immediate presence of God. It is as though I "fell into Heaven." Everything changed from one moment to the next, but in such a smooth and subtle way that I was not aware of any discontinuity. I felt myself in the immediate presence of God. I was aware of His infinite exaltedness, and of His infinite and personal love for me. ...I wanted to know His name, so that I could worship Him properly, so that I could follow "His" religion. I remember silently praying "Tell me your name. I don't mind if You're Apollo, and I have to become a Roman pagan. I don't mind if You're Krishna, and I have to become a Hindu. I don't mind if You're Buddha, and I have to become a Buddhist. As long as You're not Christ, and I have to become a Christian!" (Jewish readers might be able to identify with this deep-rooted aversion to Christianity, based on the mistaken belief that it was the "enemy" which lay behind two thousand years of persecution of the Jews.)
Not surprisingly, He did not tell me His name. Obviously, I wasn't ready to hear it -- my resistance at the time was still too great. But I knew, from that moment on, the meaning and purpose and goal of my life; and that sense has not faded or wavered, although the immediate state of perception did...
Yet every night before going to sleep, I would say a short prayer to know the name of my Lord and Master and God whom I had met on the beach. A year to the day after the initial experience, I went to sleep after saying that prayer, and felt as though I was woken by a gentle hand on my shoulder, and escorted to a room where I was left alone with the most beautiful young woman I could imagine. I knew without being told that she was the Blessed Virgin Mary. I felt entirely awake (and my memory is as though I had been awake), although I was dreaming. I remember my first reaction, standing there awed by her presence and grandeur, was wishing I knew at least the Hail Mary so that I could honor her! She offered to answer any questions I had. I remember thinking about what to ask, asking the questions, and her answers. After speaking to me a while longer, the audience was ended. When I woke the next morning I was hopelessly in love with the Blessed Virgin Mary, and I knew that the God I had met on the beach was Christ, and, and that all I wanted was to be as much of, and as good a, Christian as possible. I still did not know anything about Christianity, nor the difference between the Catholic Church and any of the hundreds of Protestant denominations. It took me another two years or so to find my way to the Catholic Church, guided by my love and reverence for the Blessed Virgin Mary...
I will just touch briefly on some of the milestones which led me to the Catholic Church. After the dream of Mary, I started going to a local Protestant Church, but left when I asked the pastor about Mary and he made a disparaging remark. I started hanging around Marian shrines, particularly a shrine of Our Lady of La Salette which was in Ipswich, Mass., about 40 minutes from my house. On a winter ski trip to the Alps, I decided to visit the real La Salette apparition site (in the French Alps), and ended up spending the rest of the "ski" trip there, in deep prayer (more details on that stay can be found here). Someone I met there recommended that I make a visit to a Carthusian monastery, and I ended up doing so, spending a week there, on a kind of solitary "come and see" although I was still Jewish! There I became aware, for the first time, how the Catholic Church was itself an outgrowth of Judaism. It was unavoidably obvious, given how the monks spent many hours a day chanting the Old Testament psalms, with their continual references to Israel, Zion, Jerusalem, the Jewish Patriarchs, and the Jewish people, visibly identifying with the "Israel" of the psalms (that is, the Jews). A small illustration: One day when I was working alone in the fields, an elderly monk came out to speak with me. He approached and shyly asked, "Tell us, if you don't mind -- We couldn't help noticing that you do not receive communion, so you must not be Catholic. What then are you?" When I replied "Jewish", he grinned and with a deep sigh said "That's a relief! We were afraid you were Protestant!". At the time I had no understanding at all of the difference between Protestants and Catholics -- they were just meaningless words to me describing Christians -- yet I was deeply struck by the fact that in some mysterious way this monk identified with Jews as opposed to Protestants. I later realized that in his eyes Jews were "elder brothers in the Faith" who had not yet received the grace to recognize the Messiahship of Jesus, whereas Protestants had once had, but then rejected, the fullness of the truth. "
wiecej: http://www.salvationisfromthejews.com/christversion.html
Jurek

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: TM (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-22 11:05

Marto, kiedy czytałam Twoją wypowiedż (a szczególnie słow):
przypomniały mi się słowa św. Ignacego Loyoli:

"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a pracuj tak, jakby
wszystko zależało od ciebie"

Piszesz, że:

>nauczyło samodzielnego myślenia i hartu ducha.

Wg mnie tutaj to, co napisałaś powyżej to jest jedna strona medalu.

Ale pomyśl ile tracisz, a raczej ile mogłaby zyskać gdybyś dodała do tego jeszcze:
"proście, a otrzymacie"? :) Jak wiele człowiek traci nie modlac się?

Poza tym piszesz, że:

>dziś wiem że to był tylko typowy objaw grupowej eureki

Nie skreślałabym tego tak szybko. Podejrzane jest to "dziś wiem";), wtedy też "wiedziałaś"?
Mam znajomego, który kiedy dołaczył do pewnej grupy charyzmatycznej to mówił, że wszystko co było wcześniej było tylko "teatrem" (był ministrantem). Minęło parę lat i teraz mówi, że to, co było w grupie charyzmatycznej jest "objawem grupowej eureki" a to co było wcześniej było Ok :).
Moim zdaniem problem jest o wiele bardziej złożony.
Być może mamy łatwość wydawania pochopnych sądów i uproszczeń (albo albo).
Ja też mam za sobą "okres grupowej eureki" i to był najpiękniejszy okres w życiu choć pełen błedów:).

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Lili (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-22 13:35

Ja mam teorię na ten temat i stosuję ją na swój własny użytek - jeśli brakuje "emocji" (a często jest tak, że brakuje, wszak wiara nie opiera się na uczuciu), trzeba trzymać się rutyny (w tym przypadku Kościoła). Entuzjazm kiedyś wróci (zawsze wraca), ale musi mieć do czego. Z Twojego postu wynika, że wiara była dla Ciebie bardzo związana z emocjami. I chyba to trzeba sobie przemyśleć.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: agu (---.devs.futuro.pl)
Data:   2006-01-22 15:12

Wiara nie opiera się na czymś tak marnym jak wiedza czy uczucia. Wiedza tu nic nie znaczy i nie może nikogo zmienić. Tu zabrakło ważniejszych rzeczy.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: wojtek (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-22 15:46

Witam
Ja również chcialbym sie odnieść do Twoich słów - tak jak jeden z moich poprzedników:
"w co wierzę? Wierzę że jest Bóg, wierzę ze jest osobą (bo jakże by inaczej?) wierzę w to że spełnieniem życia jest Miłość, wierzę w swojego Anioła Stróża. i na tym koniec. począwszy od dowodów na istnienie Boga Tomasza do świadectwa życia Jana Pawła II - ja tego nie czuję w sobie nawet troszkę. widocznie Bóg poszczędził mi łaski wiary."
Jest to powiem szczerze dla mnie sprzeczne - najpierw piszesz: "Wierzę że jest Bóg" (i to jest chyba najważniejsza sprawa - nie negujesz istnienia Boga)- zeby chwile pozniej napisac -"Bóg poszczędził mi łaski wiary." .....(???). Przecież KK - nie powstał sam z siebie - został powołany przez Chrystusa - Syna Bożego, abyśmy za posrednictwem tych których On powoła - doszli do zbawienia... (nie bede sie rozpisywał - bo nie jestem teologiem...) a skoro piszesz że wierzysz - i masz nadzieje zbawienia wiecznego - to tylko przez KK (chociażby kwestia sakramentów) możemy dojśc do Zbawienia.

Marto - żyje sie raz - nie przegap tej szansy. Zawsze możesz powrócić - tym bardziej, że piszesz: "Wierzę że jest Bóg" ....
Pozdrawiam

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Ola i Tomek (---.c160.msk.pl)
Data:   2006-01-22 16:52

Opierając się na Twoich własnych słowach -
czemu niby miałabyś być "potępiona"?

Za grzech "apostazji"? Jak mówisz - to była tylko
grupowa eureka. Nie przestałaś być kimś, kim nigdy
nie byłaś.

A na pytanie o potępienie nikt nie odpowie - ale nie
powinno się odpowiadać na głupie pytania. Musisz
się wyleczyć z obsesji potępienia.

Zapraszamy do naszej wspólnoty (KK), ale ostrzegamy,
że w naszym kościele jest tylko jedna ambona, a dużo
klęczników. Bo wiara to dziedzina praktyki, a nie
teologicznych dysput.

Mimo pozornej erudycji - Twoja wizja zbawienia i potępienia
jest jakaś dziwna - chyba chcesz słyszeć słowa o bulgoczącej
smole itp.? Musimy Cię zawieść... Jeżeli odrzucasz relację
z Chrystusem, to właśnie sama się potępiasz. Nic gorszego
Cię tam po drugiej stronie nie spotka - poza zrozumieniem
swojego stanu.

Dziwi nas Twoje stawianie się dużo wyżej nad całym
Kościołem... No, po prostu wyprzedzasz swoją epokę,
wszyscy geniusze byli niezrozumiani.

Nie zrozum nas tak, że chcemy Ci powiedzieć dużo
gorzkich słów. Poza całym pseudoteologicznym kamuflażem,
z Twojego pytania wyziera jak zza krzaka dramatyczne
wołanie o pomoc, może o przyjaźń. Chciałabyś z kimś
podyskutować, nie po to, żeby go przekonać, ani dać się
przekonać - ale po to, żeby być z kimś w jakiejś relacji.

Nasi szanowni przedmówcy to dostrzegli. Ale my chcieliśmy
uprzedzić Twoją odpowiedź, że "nie odpowiedzieli na pytanie".
Otóż nie ma odpowiedzi - bo to głupie pytanie. Uwierz -
istnieją głupie pytania, nie tylko głupie odpowiedzi.

Jaka jest nasza rada? Potrzebujesz właściwych adwersarzy.
Tylko oni niekoniecznie będą mówili językiem z zakurzonych
książek teologicznych (mamy tu na myśli zwłaszcza te nowsze,
bo porządna klasyka jak św. Tomek nie rdzewieje). Ale
poszukaj kogoś godnego mierzyć się z Tobą w dziedzinie
Twoich wielkich cnót, o których piszesz.

Pozdrawiamy

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Dagmara (---.p.lodz.pl)
Data:   2006-01-22 17:12

Przecież jako teolog, Pani wie i zapewne "instynktownie " wyczuwa, że "czyniąc dobrze" zostanie Pani zbawiona, skąd więc taka obawa? Napisała Pani, że wierzy w Boga, to wystarczy...Nie mamy obowiązku przyjmować "wbrew sobie", tego co nie jest dogmatem, tj :świadectwa życia innych (JPII), czy 5 Dróg św. Tomasza, to może pomagać, lecz nic na siłę.
Co do powrotu do KK, odpowiedziała sobie Pani sama, dając komuś radę w innym poście, najważniejsze to "wsłuchać się we własne serce", ono da odpowiedź. Przepraszam,że do tego nawiązałam, ale tak mi przyszło do głowy jak czytałam tamtą wypowiedż.
I jeszcze coś...(To też już tu padło) szczera, indywidualna więź z Jezusem:) , może warto się uczciwie przyjrzeć Tej Relacji, może czuje Pani żal do Boga, za swoje "doświadczenia życiowe", może w tym tkwi problem, że On Panią tak "doświadczył", a Pani Mu i rekolekcje, i teologię, i oazę...Serce odpowie...
Bóg nie jest z cukru, więc proszę się nie obawiać dochodzenia do Prawdy.
Szczerze przepraszam jeśli Panią uraziłam i nie tak zrozumiałam posta.
Odwagi w poszukiwaniach :) Pozdrawiam.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: basia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-22 17:28

Zawierz TYLKO Jezusowi - z Nim WSZYSTKO jest możliwe.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Marta Agnieszka (---.devs.futuro.pl)
Data:   2006-01-22 17:44

Dziękuję Wam wszystkim za wypowiedzi, szczególnie Oli i Tomkowi.

Piszecie, że za dużo u mnie "emocji". To nie tak. U mnie panuje brak zarówno emocji jak i przekonania intelektualnego - bo gdy brakuje jednego - zawsze na drugim można się podeprzeć, gorzej gdy nie ma nic. stąd pisze o braku łaski wiary.

Ola i Tomek:
>Dziwi nas Twoje stawianie się dużo wyżej nad całym
>Kościołem... No, po prostu wyprzedzasz swoją epokę,
>wszyscy geniusze byli niezrozumiani.

bynajmniej nie stawiam się wyżej, odwrotnie - jestem na tyle głupia, że do mnie nie docierają te mądrości.

>Twoich wielkich cnót, o których piszesz.
>Cnót? A skąd. poszły w las.

Padła też propozycja trzymania się KK mimo wszystko. Należy Wam się szczegółowsze wyjaśnienie - Trwałam tak "mimo wszystko" kilkanaście lat. do czasu kiedy moja postawa zaczęła mnie samą męczyć. byłam tak mdła, że nawet sama siebie znieść nie mogłam. zostałam zimna z nadzieją że w takim stanie przejdę do bycia gorącą. ale tkwię w zimnie. jest mi w nim zdecydowanie lepiej niż w letniości, ale pozostaje pewien brak. stąd tak jak Ola i Tomek piszą "wołam", a nóż ktoś naprowadzi na coś co mną pokieruje... mi koncepcje się skończyły ... miałam je kilkanaście lat, a potem został tylko agnostycyzm.
Jak mam wrócić co KK skoro kwestionuję w nim tyle rzeczy. i nie chodzi tylko o szczegóły.

zawierzyć, ufać, wierzyć.
wierzę mężowi, gdyby wyjechał do dalekiej Afryki i bym go rok nie widziała, a pisałby mi listy - wierzyłabym w ich treść i w to że jest. tak samo jest z Bogiem, z tym że widziałam się z Nim w momencie gdy byłam w Jego zamysłach. Mogę wierzyć w coś czego nie widziałam, mogę, ale najpierw muszę mieć podstawę tej wiary. chyba tu tkwi sedno mojego problemu.....

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Marek (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-22 18:41

Przede wszystkim - nie idzie o to by się Boga bać . On chce zbawić.
Po drugie - trzeba go szukać. Bardzo dobrze że stajesz w Prawdzie o sobie i swojej wierze. WIem z doświadczenia, że On lubi jak się z Nim rozmawia szczerze (nawet jeśli z braku wiary czasem jest to na zasadzie "jeżeli jesteś to...").
Jest taki fragment, który zawsze towarzyszy mi w zwątpieniu :

" Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą."/Łk 11,10-13/

pozdrawiam serdecznie, bo wiem jak to jest...
Marek Piotrowski

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Calina (---.tnt7.chi15.da.uu.net)
Data:   2006-01-22 19:06

Droga Marto Agnieszko :)
'tylko czasem mi smutno, że..' - piszesz na początku

Ten smutek jest twoją głęboką tęsknotą za Jezusem w Sakramencie Ołtarza.
- Myśl o tym i poddawaj się temu smutkowi jak najczęściej,
a on cię zaprowadzi do radości,
..jeśli tylko będziesz tego chciała.
Obyś chciała.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Iga (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-22 19:58

Myślę,że Ks.Grzegorz udzielił Ci bardzo mądrej i wyczerpującej odpowiedzi.
Wydaje mi się,że jeśli przemawia do Ciebie poezja,to może tę "podstawę wiary" o której piszesz znajdziesz tutaj:

Karol Wojtyła - *** (Z wolna słowom odbieram blask)



Z wolna słowom odbieram blask,
spędzam myśli jak gromadę cieni,
- z wolna wszystko napełniam nicością,
która czeka na dzień stworzenia.
To dlatego, by otworzyć przestrzeń
dla wyciągniętych Twych rąk,
to dlatego, by przybliżyć wieczność,
w którą byś tchnął.

Nienasycony jednym dniem stworzenia,
coraz większej pożądam nicości,
aby serce nakłonić do tchnienia
Twojej Miłości.
///////////////////////////////////////////

lub tutaj:
Jan Twardowski - Szara pliszka
/fragment/
(...)Boga się nie udowadnia
Boga się poznaje
po tym,że serce pęka
i świat nie ustaje(...)
//////////////////////////////////////////
Co prawda nie jestem teologiem ale w taki właśnie sposób swego czasu poradziłam sobie z podobnym problemem w moim życiu.
Życzę powodzenia.
Pozdrawiam serdecznie.Szczęść Boże.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Lili (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-22 21:31

Mnie zaciekawiła jedna rzecz w Twoim drugim poście: "Jak mam wrócić co KK skoro kwestionuję w nim tyle rzeczy. i nie chodzi tylko o szczegóły." Czy zatem naprawdę chodzi o wiarę, czy o jakieś bliżej nam nie znane "rzeczy" w Kościele? Im dalej czytam Twoje wypowiedzi, tym mniej wiem, czego naprawdę chcesz i co masz na myśli. Szukasz Boga na trudnych drogach. Oby nie były to wyłącznie manowce, czego szczerze Ci życzę.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: aga w (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-23 00:13

Św. Piotr był "prostym" rybakiem, a został następcą Chrystusa na ziemi, św. Teresa od Dzieciątka Jezus miała liche wykształcenie, a została Doktorem Kościoła, św. Faustyna Kowalska, która ukończyła raptem trzy klasy podstawówki, zadziwia wiedzą i duchowością teologów.

Co się liczy tak na prawde?
Pokora i prostota serca. To sa prawdziwe drogi do Boga. Drogi "bożych prostaczków" po których tak trudno jest stąpać "uczonym w Piśmie" - "mądrym i roztropnym"...

Łk 10, 16-21:

16. Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał.
17. Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają.
18. Wtedy rzekł do nich: Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica.
19. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi.
20. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie.
21. W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Marcin (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-23 10:03

Pokój Tobie
Po co chodzić do kościoła? By dać Bogu szansę by przemówił do Ciebie. Gdzie znaleść Boga? Wspólnotowa modlitwa -
"Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich" Mt 18,20.
Rozważanie Pisma Świętego, przecież Jezus jest Słowem. Eucharystia - tu nikt chyba nie ma wątpliwości, że Jezus jest obecny.
Uważasz się za faryzeusza, uczonego w Piśmie? Nikodem też był uczonym w Piśmie, Jezus chodził w gościnę do faryzeuszy, żadnego z nich nie odtrącił. To oni uznali, że wiedzą lepiej.
"Zamknij" wszystkie książki w Twojej głowie, i idź szukaj Jezusa w prostocie :)
Marcin

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Michał (---.Zabrze.Net.pl)
Data:   2006-01-23 14:34

I tak tego Moderator nie puści, ale ktoś Ci to musi napisać:
Dziołcha - bredzisz!
Zmarnowałaś szmat życia na daremne poszukiwania i jesteś w punkcie "0".
Gratulacje!
Jak Ci się udało zaliczyć to wszystko, o czym piszesz i nie spotkać Jezusa?
No tak, spotykałem takie osoby nawet po KODA, które nie wiedziały, co to znaczy przyjąć Jezusa jako Pana i Zbawiciela, ale nawracały innych.
Przykro mi, ale prawda jest taka, gdybyś dzisiaj opuściła ten świat - masz pewne miejsce w piekle. Wcale nie dla tego, że jesteś poza Kościołem. Jesteś poza Jezusem.
I nie wierz w te brednie: wystarczy być dobrym muzułmaninem, buddystą, człowiekiem, etc., by się zbawić.
Się nie zbawisz - i tyle. To taka sama brednia, jak to, co ostatnio zaczęli twierdzić ekumeniści: Nie możemy tego, co obserwujemy, nazywać podziałem Kościoła, to taki wirtualny podział, tak na prawdę nigdy się nie podzieliliśmy, tylko zaczęliśmy dostrzegać odmienne aspekty tej samej prawdy, więc nie ma potrzeby, byśmy się łączyli.
Oto filozofia z piekła rodem, taka sama jak Twoja teologia. Powodzenia.

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Marek (217.153.160.---)
Data:   2006-01-23 15:01

Marto
Czy Twoje wątpliwości są , że tak się wyrażę, "ogólne" czy dotyczą jakichś konkretnych prawd wiary ?
Napisz proszę, bo od tego zależy jaką Ci dać radę
pozdrawiam serdecznie
Marek

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Dziadek_Muminka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-23 20:44

No tak...nie ma to,jak zostac mądrzejszym od Boga i zostac takim oczytanym analfabetą.Wybacz Marto,ale stan przed lustrem,jakim jest Jezus i popatrz w siebie.On nigdy z Ciebie nie zrezygnowal i nadal czeka na Ciebie,ale tylko Ty mozesz otworzyc drzwi swego serca Jezusowi.Nie jestem żadnym mądralą,ale sama piszesz,ze wierzysz w Boga,ktory jest Miloscia,a jednoczesnie od tej Milosci uciekasz,to znaczy,ze stoisz w miejscu i nie posuwasz sie w kierunku Boga.
No i co teraz ma powiedziec Twoj Anioł Stróż?
Mysle,ze własciwe byloby powrocic "do żródeł".To nie żaden wstyd upokorzyc sie przed Stwórcą,ale jak juz napisałem,tylko Ty mozesz zdecydowac.Szczesc Boze:)
p.s.
Polecam Przypowiesc o synu marnotrawnym:)

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Marek (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-23 22:25

A ja Martę rozumiem.
Bo to wszystko jest tak niepojęte i tak mnie przerasta, że aż... trudno uwierzyć.
Nawet jeśli nasz umysł wierzy, przyjmuje różne filozoficzne dowody itp - to gdzieś tam w głębi czai się niewiara - bo to takie nieprawdopodobne, takie przerastające nasz umysł...

Ale... chciałbym zwrócić uwagę że nie tylko to.
Nauka mówi nam że jesteśmy złożeni głównie z pustki, w której z rzadka nawtykane są cząstki. Czy mój umysł, który o tym wie z fizyki tak naprawdę w głębi wierzy że stół przy którym siedzę czy moja ręka to taka rozproszona chmura cząstek ?

Patrzę w Niebo. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić nieskończonego Wszechświata. Ale i przeciwnie - nie umiem też sobie wyobrazić Wszechświata skończonego...

Już nawet nie wspominam o wszechświatach wypukłych w wyższych wymiarach, o zwiniętych wymiarach, teorii strun czy piany kwantowej....

Czy jest coś dziwnego w tym że nie mogę wyobrazić sobie Boga i mój umysł o nim wątpi, skoro zwykłych atomów nie umiem sobie wyobrazić ( a nie wyglądają one wbrew powszechnym przekonaniom jak model Bohra...)

pozdrawiam serdecznie Marto Agnieszko i zachęcam do przygody z Niewyobrażalnym
Marek

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Iga (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2006-01-23 22:42

Droga Marto,
bardzo przepraszam za pomyłkę.Otóż pragnę sprostować,że tytuł wiersza Ks.Twardowskiego którego fragment przytoczyłam w poprzedniej wypowiedzi brzmi prawidłowo:

Z PLISZKĄ SIWĄ /a oto całość/:


Śmierć miłości potrzebna
jak sól ją utrwala
ukochani umarli są z nami już blisko
w śnie na palcach podchodzą
czytamy ich listy
dopiero po rozstaniu pamięta się wszystko
jak pachniał orzech suszona lawenda
jak wujek kochał ciotkę w pamiętniku
bawił dowcip o kuchni z widokiem na cmentarz
spotkanie we dwoje nad wodą zieloną
w milczeniu to jest wtedy gdy wstydzi się słowo
z pliszką siwą co podgląda na wysokich nóżkach
nad Narwią zwą ja starą panną młodą
Boga się nie udowadnia
Boga się poznaje
po tym że serce pęka i świat nie ustaje
choćby wieś na której można pokochać króliki
życie miłość umniejsza znieważa odbiera
śmierć ocala na zawsze i teraz
/////////////////////////////////////////////////

Marto,czytając ten wiersz nasunąła mi się pewna myśl,a mianowicie:
Kardynał Ratzinger w artykule "Wielka Sobota i uczniowie z Emaus" m.in.tak pisze:
"...artykuł wiary o zstąpieniu Pana do Piekieł przypomina nam,że do objawienia chrześcijańskiego należą nie tylko słowa Boga,lecz także milczenie Boga...
Tylko wówczas ,gdy doświadczyliśmy Go jako milczenia,możemy mieć nadzieję,że dosłyszymy jego słowo,kóre rozlega się w milczeniu...
///////////////////////////////////////////////////////////////////
Co,o tym myślisz?.Dla mnie to bardzo proste a zarazem fenomenalne "odkrycie".
Przecież najłatwiej spotykamy Boga w "ciszy cisz",a taką znajdziesz właśnie w Kościele. Może Adoracja? Pomyśl...
Pozdrawiam :) .
- Iga

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Jurek (---.perm.iinet.net.au)
Data:   2006-01-24 01:24

Droga Marta Agnieszko,
Zadajesz "pytanie za sto punktów - żyjąc dobrze, według nakazów sumienia, choć nie zawsze idealnie pokrywającym się z szczegółową nauką Kościoła w obecnych czasach, to czy mam szansę zbawienia trwając w tym odszczepieniu?

Sw. Tomasz i Sw. Jan od Krzyza stwierdzaja, ze mamy trzech kusicieli: Szatana, swiat (jak dzis jest to oczywiste) i samych siebie, nasz egoizm. Najgrozniejszym kusicielem jestesmy sami dla siebie, poniewaz sami siebie oszukujemy.
W obliczu oszustwa jest pozadane, ze wierzacy Katolik ma wieksza niz kiedykolwiek wiedze katolickiej doktryny. Apostolstwo musi promowac kompeduim katechizmy KK jako nadzwyczajnie uzyteczna srodek walki z ignorancja. Diabel prawdopodobnie sam jest motorem tej ignorancji: On odciaga czlowieka od Boga i wielka szkoda, ze znajduje promujace i odpowiednie apostolstwo w mediach, specjalnie w TV, biorac pod uwage ile czasu ludzie traca czasu na TV programy, czesto z zawartoscia kulturalnie i moralnie zla.

'Diabelska akcja jest takze skierowana (spuszczona jak pies z lancucha) przeciwko ludziom Kosciola - w 1972 papiez Pawel VI mowil - "dym Szatana, ktory wszedl do swiatyni Boga sugerujac i dewalujac moralnosc...lacznie z czlonkami kleru, popelniajacymi grzech wywolujacy skandal."'
Pomimo calej gamy wspolnoty grzesznikow, wierze, ze Kosciol jest swiety i pomaga mi szukac Boga Prawdziwego. Mysle, ze Kosciol ksztaltuje moje sumienie, ze w Kosciele jest latwiej trafic na wlasciwa sciezke, bo wielu na zewnatrz juz sie pogubilo.
wiecej:
http://www.zenit.org/english/visualizza.phtml?sid=83206
Jurek

 Re: Zostałam... hmm... 'wierzącą inaczej'.
Autor: Michał (---.Zabrze.Net.pl)
Data:   2006-01-24 13:26

Tak jeszcze do wypowiedzi Jurka, bo to szerszy problem.
1. Kościół nie jest miejscem robienia kościelnej kariery (zaliczanie tych wszystkich szczebli). Kościół jest wspólnotą (ułomną ze względu na pierwiastek ludzki), w której dokonuje się nasze zbawienie.
2. Szatan, jak mówi Pismo (Moderator jak się uprze, zechce odnośniki), też wierzy (por. Jk 2,19). I co z tego? Dotyczy to wprawdzie Pisma Świętego, ale w równym stopniu zdobywania kościelnej wiedzy. Możemy być pewni stałej obecności tego nieodłącznego towarzysza naszego życia (i nie tylko jego). Jeśli weźmiemy się za studiowanie Pisma Świętego, z pewnością:
- będzie nas do tego zniechęcał wszelkimi możliwymi sposobami (tysiąc spraw, tyleż telefonów, zepsuty budzik, ciekawy film w telewizji itp.) Dlatego zbawienie dokonuje się przez wytrwałość (rutynę wytrwałości - mniej więcej)
- będzie nas dobitnie przekonywał, że nie ma nic nudniejszego, książka jak inne, czytanie donikąd nie prowadzi, efekty zerowe, tekst trudny i oderwany od rzeczywistości, z którego nic nie można zrozumieć.
- jak i to nie pomoże, będzie najwierniejszym naszym towarzyszem w czytaniu. Sprytnie ukryje przez nami jedne fragmenty, a do drugich będzie nas namawiał z uporem maniaka. Doskonale wie, co się w danym momencie dzieje w naszym życiu i z pewnością się postara, byśmy trafili do odpowiedniego miejsca.

I co z tego?

Chrześcijaństwo jest relacją z Osobą, we wspólnocie z innymi. Reszta jest wszędzie indziej. Jeśli nie znasz kogoś, jak możesz Mu ufać? Ja bym w życiu nie poszedł za kimś, kogo nie znam. Czy jesteś małym, zagubionym dzieckiem?

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: