Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data: 2006-03-09 09:08
Ks. Karol Wojtyła swoją działalność prowadził w środowiskach świeckich ludzi młodych. Na bazie doświadczeń duszpasterskich i myślę, że rodzinnych, powstawały Jego prace teoretyczne. W uproszczeniu, były teorią opisującą praktykę i nadającą jej kierunek duchowy. W otoczeniu Karola Wojtyły były pary małżeńskie realizujące w życiu rodzinnym świętość. Stąd myślę, taki nacisk Jana Pawła II na dowartościowanie (wskazanie wzorców) małżeństwa poprzez beatyfikacje i kanonizacje małżonków. Problem w tym, że nawet patronka dnia dzisiejszego realizowała (jak dla mnie) osobliwy wzorzec małżeństwa. Nie sposób się oprzeć wrażeniu, że dopóki to było normalne małżeństwo, to było niedoskonałe, a świętość małżonków jest osiągana niejako wbrew podstawowym ideom przyświecającym małżeństwu. Ja tak odbieram wzorce dawane wiernym przez Kościół. Z tym (wg mnie) przesądem walczył Karol Wojtyła. Jednak pontyfikat Jana Pawła II był zbyt krótki, by pokonać opór materii w tej sprawie. Mamy teraz zatrzęsienie inicjatyw muzealnych po Janie Pawle II (po erze pomników nastała era muzeów). Muzea mają to do siebie, że ze swej natury służą do kontemplowania tego, co było. Trudno oczekiwać po nich twórczego spięcia pomiędzy teorią (świętości), a rzeczywistością (teraźniejszością). To jest moja obawa, (że jakieś sensowne ruchy beatyfikacyjno-kanonizacyjne, czyli przykłady dla wiernych, czekają nas za lat kilkadziesiąt). Na dzisiaj mamy to, co mamy, czyli małżonków, którzy po pokonaniu żądz cielesnych, przechodzą na nowy, wyższy etap małżeństwa, a ich dzieci, poczęte na tym początkowym etapie rozwoju ich świętości, niejako w akcie ekspiacji za niedostatki miłości rodziców, poświęcają się życiu konsekrowanemu. Oczywiście jest to złośliwe przedstawienie rzeczywistości (mniej więcej na poziomie Jerzego Urbana). Ale jeśli rodzina ma przetrwać, to potrzebujemy zupełnie innych teorii i wzorców. Te były dobre w innej epoce. Rodzice Karola Wojtyły są pozytywnym przykładem - żadne z ich dzieci nie myślało o drodze powołania kapłańskiego i zakonnego (w przypadku Karola Wojtyły doprowadził do niego, tak by to trzeba było niefortunnie określić, splot nieszczęśliwych okoliczności), a jednocześnie każde realizowało swoje powołanie do świętości (myślę, że jako aktor, też zostałby świętym). Rodzina Molla, jest dobrym przykładem normalnego i świętego życia, tyle, że to przykład niedokończony. Marzy mi się by ktoś, zamiast kontemplować, podjął prace Karola Wojtyły.
|
|