Autor: Anna (---.centertel.pl)
Data: 2006-03-31 14:25
Chcę się z wami podzielić swoim doświadczeniem z własnej walki z samotnością (czy tez oswajaniem jej, jak zwał, tak zwał".
Nie wnikając w szczegóły jestem po przejściach, kiedy miałam 25 lat rozpadł się mój związek, który miał być na całe zycie... to było z wielu względów bardzo dramatyczne przeżycie, z którego podnosiłam się kilka lat. Kiedy doszłam już do siebie na tyle, zeby otworzyć się bojaźliwie na nową znajomość, byłam innym człowiekiem, miałam innych znajomych, świat wokół mnie zmienił sie całkowicie (po studiach, szukanie pracy, rozpad strych wiezi ze względu na odległość i małzeństwa znajomych).
A wiedziałam, ze moim powołaniem jest rodzina... a ja - 28 lat i jakbym otwierała dopiero oczy na świat, który tak był inny od tego co pamietałam sprzed mojego nieudanego związku...
Postanowiłam skorzystać z internetu. Kilka standardowych portali rankowych, źródełko i przeznaczeni.
Wstydziłam się, ale ku mojemu zaskoczeniu trafiłam na całkiem fajnych ludzi. Zawarłam kilka znajomości (oczywiście nie naraz), ale dwóch bardzo obiecujących panów miało ewidentny problem z alkoholem (w moim, nie ich odczuciu), choć nie byli pijakami i obibokami, pracowali cieżko, byli wykształceni, inteligentni, wrażliwi... niestety, nie byli też praktykującymi katolikami. To było dla mnie jednak ważne doswiadczenie, bo uświadomiłam sobie, że nie ma ludzi idealnych, za każdym stoi jakaś tragedia, jakiś krzyż, każdy ma jakiś "defekt". Że tak duzo trzeba, zeby 2 ludzi mogło być razem, że to musi być prawdziwy dar, łaska...
Niestety nie mam najlepszych doświadczeń z portali katolickich. Po pierwsze, chłopcy byli tam mało aktywni, rzadko w ogóle ktoś cos napisał ("akcję" prowadziłam z moją koleżanką i ona miała podobną sytuację, na komercyjnych było zpełnie inaczej i wcale nie było tak, że każdy chciał seksu, wiekszosć to normalni ludzie, problem polegał raczej na różnicy zaintetresowań czy zwykłym "braku chemii"), a poza tym - ja poznałam raczej kolegów niż chłopaków, ona natomiast wciaż trafiala na jakichs depresyjnych, smutnych typów, którzy szukali raczej rękawa do wypłakania. Może to problem nadmiaru kobiet na tym portalu, zwłaszcza z miast innych niz Warszawa? Acha, i jeszcze taka specyficzna pycha płynąca niby stąd, ze to my, katolicy, niesamowici ludzie, lepsi od innych...
Chciałam podkreślić, że nie chcę absolutnie nikogo zniechecać do tych portali, ale to jest moje (i koleżanki) doswiadczenie.
W sumie muszę napisać, że szanuję te osoby, które w jakiś sposób dały sie poznać i to, że z nikim się nie "sparowałam" wynikalo z tego, że "nie zaiskrzyło" (lub z podanych wyzej przyczyn, alkohol, inne, choć uczciwie wyznane podejście do czystosci, do wiary), a nie z jakichś dramatycznych przejść typu "chciał mnie zgwałcić, mówił ze ma lat 20 a mial 50".
Dla mnie ten szacunek to ważna rzecz. Myśle czasem o tych ludziach, wspominam ich w modlitwie i zwyczajnie mam dla nich wdzięczność...
No i na końcu napiszę, że nie jestem teraz sama.
Moja koleżanka, zdesperowana nieco nieudanymi próbami poznania "tego jedynego" przez internet, postanowiła wybrać się na dyskotekę, zeby sie zwyczajnie odprężyć. Ortodoksyjna katoliczka, w wielu blisko 30 lat wybierała sie tam pierwszy raz... niemal siłą wyciagnęła też mnie (od czasu rozpadu mojego związku, a i wcześniej nieczesto, nie korzystałam z tej formy rozrywki).
No i tam pewien chłopak wyciagnął mnie z sali, żebysmy pogadali trochę przy piwie. Już na początku powiedzial mi, że jest wierzący...
To było 5 miesięcy temu... Dziś jestesmy razem, wiemy o sobie wszystko (także o moich "internetowych wycieczkach"), myslimy o sobie poważnie.
Jaki z tego wniosek? Sama się nad tym zastanawiałam, czy internet mi pomógł, czy mnie zniszczył. I chyba jednak mi pomógł. Pomógł otworzyć sie na drugiego człowieka, poznac też trochę siebie, wyjść z kręgu uprzedzeń wobec meżczyzn, jakie były we mnie po poprzednim związku. Dlatego myslę, ze wszelkie (szczere i czyste) inicjatywy, o jakich wspominacie, są dobre. Zatem powodzenia!
|
|