Autor: wietrząca_piwnice (---.chello.pl)
Data: 2007-08-28 23:29
Nawiązując do wątku: "Bóg po rozwodzie - gdzie szukać pomocy?" chciałabym podzielić sie swoimi przemyśleniami w tym temacie z Marceliną, która go założyła.
Wiesz, są pewne kościelne rozwiązania niektórych kwestii, z którymi ciężko mi sie jest pogodzić. Nakaz życia w samotności po rozwodzie jest dla mnie cały czas niezrozumiały - zwłaszcza jeśli Ty sama wcale nie sprzeniewierzałaś sie małżeństwu, tzn. kochałaś, starałaś się i mimo to sie nie udało. Łatwo sie mówi, że przed ślubem jest dużo czasu na zastanowienie się, na przyjrzenie sie partnerowi, ale jasnowidzami nie jesteśmy. Kościół tak to urządził, że padłaś niejako ofiarą własnej religii. Co Ci da należenie do duszpasterstwa czy uzyskanie odpowiedzi na jakieś pytania, skoro i tak jesteś skazana na wygnanie z łona Kościoła.
Na szczęście to nie to samo co wygnanie przez Boga. Nie wierzę w Boga - Zgrywusa, który nie wiedzieć czemu nakazywałby Ci życie w nieszczęściu. Do szczęścia zostaliśmy powołani i choć nie musi to oznaczać ciągłego kroczenia po wiosennych łąkach, to jednak trwanie w nieszczęściu bez przerwy sie z tym kłóci. Nie wierze, że Bóg to tak urządził. A jeśli tak jest, to chyba nie potrafię wierzyć w takiego Boga. I nie chcę. Jakby nie było - samotność po rozwodzie to ustalenie Kościoła. Może Bóg zerka na to przychylniejszym okiem :) On w końcu nie patrzy tylko na to, co zrobiliśmy, liczy sie dla niego również to dlaczego tak sie stało :) Ale na co sie zda, to co Ci napisałam, skoro do Komunii i tak pójść nie możesz, bo przecież ja Ci pozwolenia nie udzielę - a nawet jeśli, to nic ci po nim :)
|
|