Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2007-09-03 16:32
hipokryzja 'obłuda, dwulicowość, nieszczerość' (PWN)
Od kiedy mamy do czynienia z hipokryzją? No właśnie od wtedy, gdy to nie jest szczere. Ale pokora to cnota. Cnota to nie to samo co jednorazowe odpowiednie zachowanie. Cnota to nie tak, że raz zrobisz w tej dziedzinie dobrze i możesz powiedzieć, że masz tę cnotę. Cnota rodzi się w trudzie, przez zrozumienie o co w tym chodzi, przez powtarzanie pewnych zachowań i unikanie zachowań przeciwnych. Wymaga to wiele czasu. Zawsze się trochę w tym wszystkim błądzi, upada, pyta, wstaje. Dopóki nie ma cnoty, każde zachowanie się w tej dziedzinie wydaje się sztuczne, nieprawdziwe. W zasadzie takie jest, ale na początku liczy się intencja. Z czasem jest staje się bogactwem duszy, z którego czerpiemy w trudnych sytuacjach. Cnota jest dobrą dyspozycją, która pomaga już naprawdę szczerze czynić dobrze. Wtedy już nie odczuwamy tego jako sztuczne, tylko prawdziwe.
Osiągnięcie cnoty w jakiejś dziedzinie zawsze łączy się z jakimś spokojem w konkretnych sytuacjach. Choćby w tym cytacie wskazanym przez ks. Mariana: "Odrzekł mu Jezus: 'Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?' " Ile w tym, jest spokoju! Jak inne może zachowanie człowieka niedojrzałego: "No co? No co?!! No przecież mam rację i dobrze o tym wiesz!! Nie podskakuj, bo mi do pięt nie dorastasz! Wiesz kim jestem?!" To też może być prawda, ale na pewno nie pokora. Cnota przynosi spokój. Ja przecież wiem, jak jest naprawdę. Tę prawdę przekazuję. Co drugi człowiek z nią zrobi - w pewnym sensie nie moja sprawa. Ale prawdę trzeba mówić. Chrześcijanin ma obowiązek mówienia prawdy - nie tylko w sensie niekłamania, ale w sensie pokazywania jej innym (nauczanie). Jeśli nie powiemy, że coś jest niesprawiedliwe, złe - to w pewnym stopniu bierzemy część winy na siebie. Uczestniczymy w tym złu. Mam mówić prawdę nawet za cenę drugiego policzka. Bez oddawania. Jeśli oddam złem za zło - przekreślam wszystko.
I jeszcze uwaga do tak często powtarzanych słów, że pokora to zauważanie także swoich talentów, zalet. Jest to prawda, ale trzeba trochę z tym uważać. No bo co pomyślicie o mnie, jeśli ja tutaj na forum bardzo pokornie stwierdzę, że jestem mądra, dobra, punktualna, szczera, pobożna, święta, doskonała, odważna, itd :))) Nawet gdyby było to prawdą, każdy powie chyba tylko to, co czasem mówią: ona nie ma żadnego problemu z pokorą :)))) Jaki można mieć problem z czymś, czego się nie ma?
Pokora jednak jest ukierunkowana na akceptowanie złej (gorszej) strony mojego życia, a nie dobrej. Jeśli stanę w prawdzie przed Bogiem, to przecież, z której bym strony siebie nie oglądała, to jednak zawsze mi wyjdzie, że jestem grzesznikiem, co znaczy że jestem mała i słaba. Pokorą jest właśnie zauważenie tego, a jest to bardzo ważne, bo muszę wiedzieć na czym zacznę budowanie. Natomiast stwierdzenie, że pokora to prawda, jest oczywiście jak najbardziej słuszne. Bo psu na budę taka pokora, która by mi mówiła: jesteś zupełnie nic nie warta. To jest od szatana. To nigdy nie jest prawdą. To właśnie jest albo hipokryzja, albo głupota, albo depresja. To po prostu jest kłamstwo. Od Boga jest pokora. Pokora ma powiedzieć jakie mam wady, w czym jestem kiepska, do czego lepiej się nie brać. (o dobrych rzeczach, to mi powie pycha :)). Ale wskazuje te słabe strony, które rzeczywiście mam. (o wadach i grzechach których nie mam powie mi nie pokora, ale szatan). Mam to rozeznać, żeby się poprawiać, ale też żeby nie widzieć swojej misji w czymś, do czego się nie nadaję. To nie jest łatwe. Przyznać się do swoich wad, niedoskonałości, grzechów - zawsze jest bólem, upokorzeniem. Ale właśnie pokora sprawia, że się nie powieszę z tego powodu, nie zwariuję, nie znienawidzę. Do tego prowadzi pycha. Pokora mi mówi: faktycznie taka jesteś. Dzisiaj. Ale Bóg mimo to mnie kocha, chce tylko żebym próbowała coś z tym zrobić. Bóg nie kocha mnie za moją doskonałość. Więc mogę być spokojna, to mi daje właśnie ten spokój. Ale też Bóg mnie nie kocha za moje grzechy - dlatego muszę się z nich dźwigać. Możesz mi mówić, że jestem złym człowiekiem. Może to jest i prawda, w każdym razie tam gdzie grzeszę - to jest prawda. Ale to nie tak, że jestem złym człowiekiem i koniec. Musiałabym mieć wszystkie wady i grzechy. Pokora nie polega na tym, żeby tak właśnie myśleć: totalnie zła. To przekreślanie Bożej Miłości, brak wiary w nią. To jak? Wszystkich Bóg czymś obdarował, a mnie nie? Zauważyć wady - tak. Ale w prawdzie. To znaczy: "tej" wady nie mam, tej też, tej też. Jak można mówić, że mam brzydkie oczy, jeśli mam ładne oczy? Pokora? Nie, to kłamstwo. Albo pycha. Bo chcę, żeby ludzie temu zaprzeczali, żeby mówili: ależ skąd! masz piękne oczy. Wmawianie innym że czegoś nie mam, choć mam, że nie jestem, chociaż jestem, to zwykłe kłamstwo, nie pokora.
Pokorą nie jest bieganie po ulicy z afiszem: jestem mądra! Ale też nie jest pokorą bieganie po ulicy z afiszem: jestem głupia! Dla mnie pokorą jest dobre poznanie siebie, swoich wad i zalet, tego co dobre a co złe, ale nie afiszowanie się ani jednym ani drugim. Pokora daje spokój wewnętrzny bo wiem na czym stoję. Ale dlaczego miałabym o tym opowiadać innym? Przecież i moje wady i zalety ludzie wcześniej czy później doskonale poznają. Pokora to niemówienie niepotrzebnie o sobie ani tak, ani tak. Pokora to wiedza o sobie, która mi pomoże w podejmowaniu konkretnych decyzji w konkretnych sytuacjach bez niepotrzebnych emocji albo pomimo emocji. Wiem jaka jestem i na co mnie stać. Wiem, kiedy to co ludzie o mnie mówią jest prawdą, kiedy nie. To daje wewnętrzną równowagę, albo pozwala szybko do niej powrócić.
|
|