logo
Sobota, 27 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Jak sobie pomóc?
Autor: flora (---.icpnet.pl)
Data:   2007-08-31 13:22

Kochani, pomóżcie. Jestem mężatką z wieloletnim stażem, mamy dzieci. Moje dzieciństwo i młodość w domu rodzinnym były bardzo trudne, małżeństwo także. Jakoś przetrwałam w jednym i w drugim.
Jakiś czas temu przypadkowo, chciałoby się powiedzieć - choś wiem, że przypadków nie ma, poznałam zakonnika. Pomógł mi sporo, był oparciem, dał dużo dobrych rad, wspierał modlitwą. Pomógł też mojemu mężowi. Z własnej checi. Teraz mam więcej pokoju, więcej wiary w to, że jestem kochanym dzieckiem Bożym, także wiary w siebie, w sens mojego życia.
Ale... Nie, nie zakochałam się, natomiast myslę, że uzależniłam się od jego pomocy, obecności w moim życiu. Bardzo mi zawsze brakowało takiego starszego mądrego człowieka (mężczyzny) - mój rodzony ojciec niespecjalnie mnie zauważał.
Wiem, że nie jestem samodzielna życiowo - właśnie w takim wewnętrznym znaczeniu. Odrzucana, traktowana surowo przez rodziców (tzw zimny wychów) "przyssałam się" do dobrego człowieka, który okazał mi bardzo dużo serca. On jest już tym trochę zmęczony (choć pierwotnie przejawiał inicjatywę), a ja jestem na tyle świadoma siebie, że wiem, że nie przeżywam tego zdrowo, w poczuciu wolności. Że jestem zdeterminowana przez moje puste akumulatory emocjonalne.
Chodzę na Eucharystie, modlę sie, czytam Biblię - jednym słowem - szukam pomocy we właściwych miejscach. Ale cierpię - jak sobie pomóc?

 Re: Jak sobie pomóc?
Autor: Agisan (---.net140.okay.pl)
Data:   2007-08-31 16:09

Polecam wyjazd na rekolekcje, może ignacjańskie?
Dodam jeszcze, że warto wejsć w jakaœ wspólnote w parafii np. Odnowa w Duchu Swiętym, przejsć seminarium. Myslę, że choć uczucia, póki co, biorš górę, to daj sobie czas. Takie uzdrowienia trwaja długo dlatego zyczę wytrwałosci i nie zniechęcania się. Pan jest przy Tobie.

 Re: Jak sobie pomóc?
Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data:   2007-08-31 20:23

Wróć do zimnego wychowu, to Ci wyjdzie na zdrowie. (Kiedyś trzeba się usamodzielnić) Swoją drogą, niektórzy zakonnicy są zbyt łagodni, ja w takiej sytuacji odstawiłbym Cię od piersi. Wydaje mi się, że możesz już przejść na kaszki i zupki. Na pokarm stały jeszcze za wcześnie, więc nie przesadzaj.

 Re: Jak sobie pomóc?
Autor: marta-maria (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-08-31 21:01

Floro, bardzo dobrze rozumiesz swoją sytuację i potrafisz sobie w niej doskonale sama poradzić. Jedyna rada, jaka przychodzi mi do głowy, to ta, żebyś nie trwoniła tego cierpienia i po prostu ofiarowała je najogólniej mówiąc - za zbawienie świata. Mam głębokie wewnętrzne przekonanie, że Twoja ofiara zostanie przyjęta, a cierpienie to z czasem wypali się w Tobie, natomiast Ty nie tylko odzyskasz wewnętrzną wolność, ale jeszcze zdobędziesz wewnętrzną mądrość. Wszystko będzie dobrze.

 Re: Jak sobie pomóc?
Autor: Dziadek_Muminka (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2007-08-31 22:03

Droga Floro :)
A moze nadszedł czas, aby swoim zyciem i postawa udowodnic, że jestes już dojrzałym człowiekiem?
Udowodnic też to, że wszelkie nauki i wskazówki nie poszły na marne.
Ponadto trzeba pomyslec o "oddaniu długu" - Ty skorzystałaś z pomocy człowieka, którego Bóg postawił na Twej drodze, teraz Twoja kolej, aby pomóc komuś innemu.
Zdaję sobie sprawe, ze to tak dobrze jeśli ktos pokieruje, pomoże i powie jak postąpic. Jednak ten czas naprowadzania na właściwe tory nie moze byc czasem zmarnowanym, bezmyślnym.
Życie ma to do siebie, ze ciagle trzeba sie uczyć - od małego dziecka az po grób i wyciagać wnioski czyli myślec.
Po co?
Ano po to, że kiedy zabraknie już w naszym życiu takiego przewodnika trzeba sprostać wyzwaniom stawianym przez życie. Inaczej cała nauka "pójdzie w las", owoce zmarnują sie i pozostanie tylko uczucie rozgoryczenia.
Piszesz, że chodzisz na Eucharystię. Hm, a czy w niej bierzesz udział?
Modlisz się, czytasz Biblię. Wspaniale, tylko moze trzeba zawołac jak Bartymeusz?
Proszę ponadto swoja drogę do wolności, jak to ujęłas, rozpocząć od konfesjonału i ofiarować Komunię św. w intencji owego zakonnika, który wyświadczył Wam tak wiele dobra. Nie można tylko ciagle brać, trzeba też coś dać z siebie, o czym wspomniałem na początku.
No i proszę się uśmiechnąć - życie jest na tyle uciążliwe, że smutasom jest trudniej.
Pozdrawiam :)

 Re: Jak sobie pomóc?
Autor: flora (---.icpnet.pl)
Data:   2007-09-01 10:10

Agisan, dzięki, jestem we wspólnocie i zdarza mi się jeździć na rekolekcje - po prostu szukam Boga i pomocy, gdzie się da. Także na tym forum.
Michale, do zimnego wychowu nie wrócę - to nieludzkie, to jest bezdroże. I myślę, że Jezusowi by się nie podobało - On mówił o łagodności, a jeśli - "kochaj bliźniego, jak siebie samego", to chyba od siebie trzeba zacząć.
Marto-Mario, dzięki za ciepło, bardzo mi pomogłaś, proszę o modlitwę ;-)
Dziadku_Muminka, nie mogę udowadniać, że jestem osobą dojrzałą, jeśli nią nie jestem - mimo dojrzałego wieku. Bywają takie rany z dzieciństwa, że ledwo życia starczy, aby zostały uleczone. Wołam często "Jezusie, synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznikem" - bo od Niego tego uleczenia przede wszystkim oczekuję i współpracuję jak potrafię. Modlitwa i Komunia w intencji "owego zakonnika" też już nieraz była :-)

 Re: Jak sobie pomóc?
Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data:   2007-09-02 21:58

Zimny wychów jest pojęciem symbolicznym. Miałem nadzieję, że wystarczająco to opisałem. Jesteś już dorosła (niekoniecznie w pełni dojrzała (kto jest?), kiedyś trzeba się usamodzielnić) Nie można całe życie ssać piersi.

 Re: Jak sobie pomóc?
Autor: I. (---.4.15.vie.surfer.at)
Data:   2007-09-03 12:18

Też jestem mężatką, więc od razu pytam "co z Twoim mężem?" Może powinniście w sobie wzajemnie szukac oparcia i zrozumienia?
Choc mój ojciec jest w porządku, staram się jednak szukac rady, wsparcia i jedności z mężem (pomimo tego, że mam oczywiście świadomośc jego wad). Gdyby mój mąż szukał wsparcia i zrozumienia u osób trzecich, nawet duchownych albo u własnego ojca lub matki, zamiast szukac tego u mnie, czułabym się zraniona.
Twoje małżeństo, jak piszesz, jest trudne, ale zostało Ci dane jako Twoja droga do świętości. Czy przypadkiem nie zrezygnowałaś już ze starań o prawdziwą jednośc z mężem? Jeśli przekreśliłaś tę możliwośc - to jasne, że cierpisz.
Czy mąż jest z Tobą we wspólnocie? Czy modlisz się za niego i o wiarę dla niego?
Szczęc Boże

 Re: Jak sobie pomóc?
Autor: flora (---.icpnet.pl)
Data:   2007-09-03 13:11

Dziękuję, I.
Mąż jest ze mną we wspólnocie, modlimy się za siebie, modlimy się razem. Był długi czas, kiedy to on właśnie "zrezygnował ze mnie", a ja walczyłam o nas i może dzięki temu to małżeństwo istnieje nadal - nie tylko na papierze. Ale przez te najtrudniejsze lata, a teraz też jest trudno, wypaliłam się jakoś, "zszarzałam".Szukam więc rady, pomocy - a przy okazji wpadłam w to "uzależnienie", o którym pisałam w pierwszym poscie.To nie jest tak, że znalazłam sobie rycerza na białym koniu, a mąż ma przynosić do domu pieniądze i siedzieć cicho.
Zakonnik, o którym piszę ma dobry, choć rzadki kontakt również z moim mężem.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: