Autor: Dorota (---.zone9.bethere.co.uk)
Data: 2011-09-18 10:56
Beato,
popełniłam ten sam ogromny błąd, jak Ty. Żałuje jak nic innego w życiu. Codziennie modle się o wybaczenie. Ale nie o wybaczenie przez mojego partnera ale do Boga, że złamałam zasady ludzkiej przyzwoitości, lojalności, że upokorzyłam sama siebie i zraniłam wielu ludzi.
Od 6 lat mieszkamy w UK. Byłam z moim narzeczonym prawie 6 lat. Mamy 2,5-letniego synka. Od dawna nie było dobrze, ale najgorszym wyjściem z sytuacji było zrobienie tego co zrobiłam. Powinnam była z nim porozmawiać, próbować ratować swój związek jeśli był chociaż cień szansy. Od dawna brakowało u nas miłości, uczuć, bliskości, wspólnie spędzanego czasu. Dużo miedzy nami popsuła jego rodzina, oprócz taty. To ludzie kierujący się tylko dobrami materialnymi. Dyktatorzy własnej woli i kiedy im się nie podporządkujesz, zawsze będziesz gorszy. Tak byłam traktowana.
Mój partner jest ogromnie podatny na ich wpływ.
5 lat czekałam na ślub, bo nie miał być on dla nas i Boga, a dla jego rodziny. Nasz synek do dziś nie jest ochrzczony, bo teściowa z góry wybrała datę, chrzestnych i restauracje a przecież, nie o to w tym wszystkim chodzi.
Chciałam ochrzcić synka ale usłyszałam, ze bez obecności jego rodziny się to nie odbędzie, a dla mnie chrzest, ślub czy Komunia nie jest powodem do urządzania bankietu.
Było coraz gorzej. Od 3 lat nie słyszałam słowa kocham, dziękuję, ze po prostu jesteś. Urodził się nasz synek - nie dostałam nawet drobnego kwiatka. Prałam, sprzątałam, gotowałam, dbałam o niego, dom, ogród i oczywiście synka. Będąc w ciąży myłam mu nawet auto.
Pierwsze 2,5 roku pracowałam. Potem zaszłam w dwie pierwsze ciąże, które poroniłam wiec zdecydowaliśmy, ze dla dobra zdrowia zrezygnuje z pracy.
Urodził się nasz zdrowy synek. Dwa lata byłam z nim w domu po czym wróciłam do pracy na popołudnia. Zaczynałam od 14-stej do 22-giej. Przyjeżdżał po mnie narzeczony z synkiem zawoził do domu, sam na 23-cia wracał do pracy, gdyż pracuje na nocna zmianę, wracał o 6:30 i spal do 13-stej i znów wiózł mnie do pracy i całymi dniami sie nie widywaliśmy. Wolne miałam weekendy, on czwartki i piątki, bo tak było lepiej z opieka nad synkiem.
Czas spędzaliśmy zupelnie oddzielnie. Nie pamiętam kiedy mnie przytulił i powiedział, ze wszystko będzie dobrze. Nie okazywał mi żadnych uczuć. Zaczęłam się czuć jak "jest, bo jest, ma kto ugotować, zająć się dzieckiem i posprzątać".
Czułam się tak zresztą od dawna. Upokarzana przez jego rodzinę, nigdy za mną nie stanął. A kochałam z całych sił, starałam się stworzyć naszemu dziecku wbrew wszystkiemu szczęśliwą rodzinę, bezpieczny dom. W końcu coś pękło. Poznałam w pracy innego, który po prostu poświęcał mi więcej czasu, interesował się mną i tym co się ze mną dzieje. Dopóki nie odeszłam od partnera, bo szczerze mu powiedziałam, ze ktoś się pojawił, nigdy z tamtym nie byłam w łóżku. Długo zastanawiałam się czy słusznie robię, bo wiedziałam, ze jest mój synek. W którymś momencie zaczęłam coraz częściej wychodzić wieczorami, mój obecny partner nawet nie zwrócił na to uwagi, o nic nie pytał, jakby mu kompletnie nie zależało, jakby coś podejrzewał ale w sumie jakby mu to pasowało. Sama kiedyś zapytałam co się dzieje a on na to, ze NIC, ze jest ok. Którejś soboty nie wytrzymałam i powiedziałam mu prawdę. Zabrałam synka i się wyprowadziłam, bo on nie chciał wyprowadzić się z naszego mieszkania (wynajmowanego). Niestety to był mój największy błąd jaki mogłam popełnić, którego żałuję do dziś, każdego dnia modle się o wybaczenie. Człowiek dla którego się wyprowadziłam okazał się kompletna pomyłką, nieodpowiedzialny, bez wyobraźni. Ojciec mojego synka w złości przestał po niego przyjeżdżać, wiec straciłam prace, bo nie miałam z kim go zostawiać, tamten sam rzucił prace, myślał, że ja go będę utrzymywać. Zaczęło brakować pieniędzy nawet na czynsz, a tamten nawet nie szukał pracy. W końcu znalazłam stale zatrudnienie i się wyprowadziłam od tego potwora. Nadal mieszkam u koleżanki, nie stać mnie na nic, bo zarabiam grosze. Ojciec mojego synka nie pozwolił zabrać mi nic z rzeczy, które wspólnie kupiliśmy przez lata. Nie mam pralki, lodówki, telewizora, łóżka, mebli nawet talerzy. Wszystko łącznie z autem zostało jego własnością. Doszło do tego, ze nie stać było mnie na opłacenie opiekunki i wynajęcie mieszkania. ZMUSZONA byłam oddać mu synka pod opiekę na jeden miesiąc bo nie miałam go z kim zostawiać. Nie mam transportu do pracy. Wstaje o 4:30 rano i o 5 wychodzę do pracy, o 6-stej zaczynam kończę często po 15-stej, 16-stej. Nikt nie chce przyjeżdżać o 5-tej rano pilnować cudzego dziecka a nie stać mnie na opłacanie opiekunki czyli 50 godzin tygodniowo, bo to cala moja pensja. Nie mamy mieszkania i żadnych rzeczy.
Ojciec dziecka jest wściekły, ze musiał zająć się synem, ze musi opłacać opiekunkę, a jego akurat jest na to stać, bo jest kierownikiem i ma bardzo dobra pensje. Koleżanka pozwoliła mi zostać jak długo będę musiała. Drobnymi krokami uzbierałam na wynajęcie malej kawalerki w której nic nie ma. Od października za ostatnie pieniądze jakie mam opłacę opiekunkę aby mój synek mógł być z mama na co dzień.
Byłam ostatnio go odwiedzić u jego ojca w domu. Nawet mnie do niego nie wpuścił, zamknął drzwi na klucz, jak otworzy i chciałam wejść, wypchnął mnie na oczach dziecka z całej siły. Przepraszałam go milion razy, błagałam o szanse, wybaczenie o spróbowanie odbudowania naszego domu dla dobra naszego dziecka, mówiłam jak ogromny błąd popełniłam, żałując tego ogromnie, bo nie jestem idealna. Oczywiście powiedział NIE. Tak naprawdę to wszystko uświadomiło mi, ze on nigdy mnie nie kochał. Byłam bo byłam, najbardziej szkoda mi mojego synka w tym wszystkim. Wyrządziłam wiele zła ale i mnie je wyrządzono. Teściowa i szwagierka od razu nastawiły go przeciwko mnie, poniżyły jak tylko można było, dyktując mu co ma robić a on się słucha. To one podsunęły mu pomysł żeby niczym ze mną się nie dzieli, bo nic mi się nie należy, nikt nie parzy na dobro dziecka, które w pustym domu będzie się wychowywało. Liczą się tylko pieniądze i ich dobro. Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze czuje się jak śmieć, jak margines społeczeństwa, nie miałam na chleb, a moja rodzina, która mieszka w Polsce (w Anglii jestem sama) powiedziała, ze muszę sobie poradzić jakoś sama. Za to, ze próbowałam buc szczęśliwa place najwyższą cenę. Nie potrafiąc przy tym przestać kochać ojca mojego dziecka pomimo tego co robi. Tłumacze go, ze ma zal, ze zawiódł się. Jednak z drugiej strony odeszłam, bo było mi, źle, bo mnie nie kochał. Czasu nie cofnę choć nie wiem jak bardzo bym tego chciała, mogę się tylko modlić i błagać o wybaczenie i pomoc Boga.
|
|