Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data: 2007-10-07 23:39
Trochę bym się wzdragał przed pozycją zajętą przez Martę - Marię. Chyba nie o to było pytanie! Oczywiście sam znam osoby nieszczęśliwe i innych unieszczęśliwiające przez wybór drogi zawodowej (zwłaszcza w zawodach z tzw. powołaniem ma to swoje znaczenie), wielkie znaczenie ma też trzymanie się raz obranego kierunku (wytrwałość na obranej drodze), jednak w normalnym życiu cywilnym i normalnych zawodach liczenie na to, że wybór dokonany na starcie jest ostateczny, jest zasadniczym błędem. W czasach, jakie nadchodzą decydująca będzie mobilność zawodowa. A nikt nie jest w stanie zagwarantować, że jeśli ukończę studia inżynierskie, będę nim do końca życia. W minionych latach zniknęło wiele zawodów i zajęć (gdzie dzisiaj są szewcy np.?) . Ja jeszcze pamiętam kuźnię i kowala, z którego usług korzystałem (Na pracach ręcznych musieliśmy samodzielnie wykonać młotek. Jak???? Piłowanie bryły metalu przez dziecko trwało tygodniami) Znikają górnicy (a miałem kolegów, którzy byli pewni, że ten zawód ustawi ich na całe życie), a kto słyszał o telemarketerze, czy informatyku 50 lat temu? Skąd wiadomo, że nie będzie żadnej wojny, katastrofy, że obecny system gospodarczy się nie zawali? Owszem, skończyłem podwójne studia, oba kierunki satysfakcjonujące. Tyle, że w jednym było oczywiste, że nie mam czego szukać, bo z przyjemności rodziny się nie utrzyma, w drugim przepracowałem 9 lat, po czym okazało się, że Polski nie stać na takich pracowników jak ja, bo jesteśmy zbyt biednym krajem, którego nie stać na fachowców z dziedziny ochrony środowiska. Mogłem emigrować, lub zmienić zajęcie. Wybrałem to drugie i okazuje się po kilkunastu latach, że perspektywy rozwojowe tego zajęcia się kończą. Być może stopniowo pojawiają się w tych dziedzinach, od których odszedłem (co nie jest pewne), ale po prawie 20 latach ja jestem do tyłu o 20 lat i nie mam czego tam szukać. Pisałem wyżej o doświadczeniach rodzinnych. Gdybyśmy popatrzyli na doświadczenia np. matki Teresy z Kalkuty, to "karierę" zaczynała w momencie, w którym czas na podsumowania przedemerytalne. To było czyste szaleństwo. Podobnie brat Albert, jeden z bardziej oryginalnych polskich malarzy. Nie przywiązuj. Podałem kryteria ogólne. Trzeba mieć busolę, trzeźwy rozsądek, rozwagę, otwartość na życie i odrobinę szaleństwa. To, czego oczekuje od nas Bóg to wierność i wytrwałość. Opisany przykład tzw. mordęgi, według mnie, bierze się oczywiście nie z obranej drogi życiowej, ale z przyjętych fundamentów na życie. Możesz zamiatać ulice i być człowiekiem spełnionym. Możesz być prezydentem głęboko nieszczęśliwym. Miałem dobrego znajomego, który w nocnej rzeźni w Holandii w stanie wojennym zarabiał na bilet do Australii. Wszyscy tam pracujący przeklinali swój los, on nie - pracował dla Boga. Twoje życie może być nieznaczące i zniknąć bez śladu, tak jak tych wymordowanych w Katyniu, albo ich rodzin, wiezionych tygodniami bez jedzenia w bydlęcych wagonach na wschód, potem karmionych słonymi śledziami bez kropli wody, a w końcu wagony polewano lodowatą wodą, na 40 stopniowym mrozie, po to by po kilu godzinach wyrzucać z nich zamarznięte trupy dzieci i starców. Życie bez śladu, bez znaczenia? Dla ludzi tak, ale nie dla Boga. Wszystko, każdy gest się liczy. Jakie to ma znaczenie, czy ktoś ma takie czy inne studia wobec tego, jakim jest człowiekiem, jak przeżył życie? Czy ma znaczenie jak długo żył? Ile żyła Karolina Kózkówna? Czego dokonała? Czy to ją uszczęśliwiło? Dobrze szukasz - wartości, na których można oprzeć życie. Reszta jest nie ważna, nie leży w Twoich rękach. Bóg nie oczekuje od Ciebie, że będziesz kimś wspaniałym, polecisz w kosmos, zdobędziesz biegun. Bóg oczekuje, że będziesz cegiełką na swoim miejscu w Jego Kościele. Nocnik jest tak samo użyteczny jak puchar na wino, powiedziałbym, że nawet bardziej. Nocnikiem można być szczęśliwym lub nie, to prawda. Ale jedno z drugim nie ma związku.
P.S.
Nudzą mnie te kody, które trzeba wpisywać po 5 razy. Sesja wygasła?
|
|