Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2009-01-14 14:04
W każdej dziedzinie życia i wewnątrz każdego przykazania może zaistnieć zarówno grzech ciężki i grzech lekki. Jak pisał Adam, żeby był grzech ciężki muszą równocześnie zaistnieć trzy warunki: było to dobrowolnie, świadomie i w ciężkiej materii. Jeśli któregoś zabrakło, nie może być grzechu ciężkiego.
Przykazania Boże i kościelne to nie tylko te konkretne zakazy/nakazy, które są zapisane (tak by wynikało z twojego listu). Faktycznie, w większości zapisane są grzechy ciężkie (materia): zabić, cudzołożyć, czcić innego boga, nie być w święto na mszy świętej. Ale już z kradzieżą nie masz tej pewności: widzisz różnicę między kradzieżą 10 gr a całej pensji, między kradzieżą kromki chleba przez głodnego a okradaniem banku. Takie ogromne różnice mogą być w każdym przykazaniu, tylko że w niektórych także nazwy grzechów są różne, nie tylko ciężar. Każde z przykazań zawiera w sobie tysiące sytuacji z danej dziedziny, jedne dotyczą ciężkiej materii, inne lekkiej. Każde z nich trzeba raczej traktować jako temat główny, a nie jako jedyny zakaz. Zapewniam cię, że prawie każdy grzech w jakiś sposób "należy do dekalogu", jak to nazywasz, także grzechy lekkie.
Jeśli chodzi o grzechy cudze, to one też dotyczą dekalogu czy przykazań kościelnych. Są tylko innym spojrzeniem, są przypomnieniem dla tych, którzy zapominają, że "zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem", a nie tylko uczynkiem. Grzechy cudze mogą być lekkie, mogą być bardzo ciężkie, mogą być obłożone nawet ekskomuniką. Najprostszy przykład: aborcji. Ciągle za mało się mówi, że gdy zostało zabite dziecko, bardzo rzadko się zdarza, żeby grzech miała jedynie matka i lekarz. Czasem wystarczyłoby wsparcie przez ojca, a kobieta nigdy by dziecka nie zabiła. Grzech ma każdy, kto popierał myśl o aborcji, zachęcał, pomagał, albo nie próbował choćby słownie przeciwstawić się temu, milczał bo tak jest najwygodniej. Oczywiście ciężar grzechu zależy od tego co zrobił, na ile jego słowo było ważne, ile mógł zmienić. Ale jest to udział w grzechu obciążonym ekskomuniką i może też podlegać ekskomunice. Tym bardziej coś innego może być "zwykłym" grzechem ciężkim lub lekkim. Czyli materia jest takiej samej wagi jak grzech o tej nazwie, gdyby się go samemu popełniło. Problem jedynie w okolicznościach: na ile świadomie, na ile dobrowolnie, a więc czy widziałam możliwość interwencji, czy próbowałam pomóc, czy nie podjudzałam do grzechu.
Inna jeszcze sytuacja może być przy "grzechach głównych". Niektórzy uważają, że nie ma grzechów głównych, są to "wady główne". A grzechem stają się dopiero wtedy, gdy nad nimi zupełnie nie pracujemy. I wtedy mają już nie nazwę jedną z siedmiu wymienianych, ale nazwę konkretnego grzechu. Np. nie spowiada się "byłem nieczysty", bo kapłan, żeby rozgrzeszyć, musi wiedzieć jaki to był grzech. Wada polega na tym, że mam problemy w tej dziedzinie, niewiele trzeba i upadam, ciągle się koło tego kręcę. Mam walczyć z wadą, zawsze, wszędzie, nawet do końca świata. A grzech jest konkretny: cudzołożę, onanizuję się, oglądam strony pornograficzne, opowiadam wulgarne dowcipy, myślę sobie o jakimś (jakim?) miłym grzechu bo tak lubię, gwałcę - jedne są ciężkie, drugie lekkie, ale każdy z nich ma swoją nazwę. "Grzechy główne" są czymś ogólnym, dlatego mówi się o wadach, a nie o grzechu, o kierunku w którym najczęściej upadam. Można nawet nie mieć w ogóle grzechu, ale mieć ciągłe skłonności do niego i trzeba ciągłej walki z pokusami. To jest wada główna. Zresztą analogicznie do zalet. Zaleta: jestem pobożna. Ale to się musi w czymś ujawniać: może częsta modlitwa, częsta obecność na mszy św., może lepsze korzystanie ze zbawczych środków, które Kościół proponuje (spowiedź, komunia, różaniec, litanie itd). Nie ma pobożności tak w oderwaniu: siedzę przed telewizorem cały dzień i uważam się za pobożną, bo mam czasem jakieś miłe myśli o Bogu. Może mi się wtedy łatwiej modlić, gdy mam dobre skłonności w tę stronę, ale dobro jest dopiero wtedy gdy to ZROBIĘ, a nie wtedy, gdy MOGŁABYM zrobić i byłoby łatwe. A wada (złe skłonności) wcale nie muszą wynikać z mojego grzechu, mogą być skutkiem złego wychowania czy złego traktowania w dzieciństwie. To czasem grzechy rodziców, a nie własne, powodują, że ktoś może do końca życia będzie się borykał z jakimś problemem.
Grzech to jest coś konkretnego, jakiś fakt, który się zdarzył (myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem). Granicą przystępowania do komunii jest TYLKO grzech ciężki. Grzechów lekkich się nie sumuje, nigdy one w sumie nie staną się grzechem ciężkim, mogą najwyżej do niego w przyszłości doprowadzić.
|
|