logo
Wtorek, 14 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Julianna (---.ambit24.pl)
Data:   2009-07-16 22:10

Witam, mój problem dotyczący miłości, związku a także wątpliwości jakie się w nim pojawiają. Otóż mam 20 lat, zaś mój chłopak Piotr 21, spotykamy się od ponad 3,5 roku. Wiele nas łączy, oboje studiujemy w tym samym mieście, mamy podobne charaktery, żadne z nas nie pali i nie pije, szanujemy siebie nawzajem a nasz związek jest czysty (jestem dziewicą, on prawiczkiem) Czasem sobie żartujemy o naszej przyszłości, że po studiach się pobierzemy, itd ;) Wszystko wydaje się w porządku, gdyby nie fakt że w moim sercu często rodzi się zwątpienie, niechęć, chęć bycia samej, wolnej, poznania innych mężczyzn, przekonania się, czy naprawdę warto dalej angażować się w ten związek... Czuje znudzenie i może chęć takiego wyszumienia się, chodzenia razem z przyjaciółką na imprezy, jak dawniej... Często mi się też wydaje że Piotra nie kocham jednak, tylko po prostu się bardzo przyzwyczaiłam. Mówiłam mu o swoich uczuciach wprost, wiele razy zrywałam, ale Piotr kontaktuje się ze mną nadal, twierdząc, że skoro ciągle jeszcze choć trochę mi na nim zależy, to nie powinnam niszczyć tego związku (miał trochę racji: w obliczu rozstania pragnęłam tylko się do niego przytulić). Jestem rozdwojona w sobie, na tym polega mój problem i niezdecydowanie. Dziwna jestem, bo z jednej strony marzy mi się aby na ślubnym kobiercu widzieć koło siebie nikogo innego jak tylko Piotrka, a z drugiej strony odczuwam niechęć, przekonania się jak to jest być z kimś innym, więcej luzu (niedawno nawet poznałam paru mężczyzn, którzy chcieli się ze mną umówić) Takie wątpliwości mam od paru lat, najbardziej w wakacje, a chcę się w końcu zdecydować. Co robić? :(

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Margola (---.chello.pl)
Data:   2009-07-22 23:53

Ostatnio czytałam fajny artykuł o związkach wśród młodzieży.
Zacytuję fragment:
"Człowiek rozwija się przez kontakt z drugą osobą, tak z mężczyzną, jak i z kobietą. Każde spotkanie może być ubogacające, przyczyniać się do wszechstronnego rozwoju człowieka. Istnieją jednak takie formy spotkań, które zamykają na innych ludzi lub też wszystko zawężają tylko do spraw seksualnych. I jedne, i drugie mogą zubożyć osobowość człowieka . Zwłaszcza młodej, rozwijającej się osobie - tak chłopcu, jak i dziewczynie - potrzebny jest szeroki kontakt z wieloma rówieśnikami, potrzebne są kontakty z kolegami i koleżankami, przyjaźnie. Rozmowy, spotkania z różnymi ludźmi mogą ubogacać duchowo. Jeśli natomiast dorastający chłopak zawęża swoje kontakty z innymi do dziewczyny, z którą „chodzi” na sposób narzeczeński, lub dziewczyna spotyka się tylko „ze swoim” chłopakiem, dokonuje się ich wewnętrzne zubożenie. Traktując swoje spotkania na sposób narzeczeński, izolują się od ludzi, chcą być sami. Nawet gdy nie dochodzi między nimi do współżycia seksualnego, samo to odizolowanie zubaża ich. „Nie widzieć świata” poza jedną osobą staje się zagrożeniem dla pełnego rozwoju dorastającego człowieka, który powinien się ubogacać przez kontakt z wieloma kolegami i koleżankami /.../.
Źródło: teologia.pl
Ograniczyłaś swój kontakt do jednego człowieka (pomijając znajomych, przyjaciół) nie masz za bardzo możliwości poznawania innych chłopców, dusisz się w tym związku. Patrząc od drugiej strony być może po prostu opadła pierwsza euforia a przecież miłość to decyzja, wybór a nie uczucie.
Mam sporo znajomych b. szczęśliwych małżeństw, które poznały się w wieku licealnym. Mam też kuzynkę która wyszła za mąż w 21 roku życia i jej małżeństwo praktycznie nie istnieje bo mam wrażenie że dolega jej dokładnie to co Tobie, strasznie ciasno jej w tym małżeństwie, szuka sama nie wiem czego przy okazji raniąc swojego męża i rozbijając małżeństwo.
Przemodliłabym to, powierzyła ten związek Bogu, i podjęła decyzję jak najszybciej bo swoim obecnym zachowaniem ranisz swojego chłopaka, pomyśl co on przeżywa. Ostatnio słuchałam świadectwa kobiety od której odchodził mąż (nie wiedział czy ma odejść do innej kobiety, ociągał się tylko ze względu na dzieci, niby był a go nie było). Powiedziała że ten czas tego jego niezdecydowania był czymś strasznym: on chce odejść, ale zostaje, ona ma nadzieję, on jednak odchodzi, potem wraca, ona znów ma nadzieję, istny horror. I Ty dokładnie taki sam horror serwujesz swojemu chłopakowi.
Mam wrażenie ze Ty wiesz co zrobić ale ociągasz się bo przywiązanie, bo jakieś uczucie jeszcze się tam tli, bo po rozstaniu będziesz sama, nie będzie się do kogo przytulić, a jak później nie spotkasz nikogo innego, lepszego...
Ale decyzja jest Twoja, przemódl to i zdecyduj i konsekwentnie zostań albo odejdź i nie rań tego człowieka bo on cierpi.

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data:   2009-07-23 10:03

To jest dobra odpowiedź, trudno o lepszą niż dała Margola.

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Krystyna (78.8.25.---)
Data:   2009-07-23 12:36

Zwykle dobro bywa docenione dopiero wtedy, kiedy go zabraknie.
Julianno, wszystko wskazuje na to, że masz wartościowego, kochającego Cię chłopaka. Zaczyna cię to nudzić, masz potrzebę mocniejszych wrażeń, myślisz jakby to był z innym. Z innym może być tak, że "pobawi się" Tobą, po czym odejdzie "w siną dal". I co wtedy? Oczywiście, będziesz mogła powrócić do swojego chłopaka, bo przecież skoro kocha - zaczeka. Tylko zastanów się, czy naprawdę warto.
Spędziliście ze sobą dość dużo czasu i jest czyś normalnym, że wasza miłość nie jest tą sprzed 3-ech lat, jest inna - nie znaczy to jednak, że jej nie ma. Minęła euforia towarzysząca zakochaniu i jest tak normalnie, jak w starym, dobrym małżeństwie. Trzeba umieć to docenić.
Co stoi na przeszkodzie, abyś zaczęła chodzić na imprezy z Piotrkiem? Powiedz mu o tym, może i on o tym marzy?
Pozdrawiam Ciebie i Twojego chłopaka :)

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data:   2009-07-23 21:20

Tak jeszcze dodam od siebie. Ech te Kobiety. I co tu się dziwić, że my mężczyźni potem tak szybko wykorkowujemy. Jest to normalne, że w pewnym wieku (i później też) kobieta szuka ideałów, księcia z bajki, rycerza na białym koniu, żabki, która po pocałowaniu zamieni się w królewicza. Dzisiaj, po zwycięstwie Wyborczej nad Rospudą, zdecydowanie najłatwiej o żabkę.

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data:   2009-07-23 21:54

Najbardziej podoba mi się tytułowe. Prawdziwy opis, prawdziwej Kobiety.

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Ola (78.8.105.---)
Data:   2009-07-24 08:44

serio, jakbym czytała o sobie, mam ten sam problem, wydaje mi się ze jest średnio monotonnie, ze to tylko przyzwyczajenie, często jestem oschła i jakby mi nie zależało, często mam tez pragnienie "wyszumieć się i trochę "lajtowniej" do życia podejść" wydaje mi się ze nie wiem czy to prawdziwa miłość czy to tylko przyzwyczajenie i w ogóle o co chodzi ze mną :( i szczerze nie wiem jak mam się przekonać czy to to czy to miał być tylko epizod (tez dosyć długi bo 3 lata) w życiu. Tez mam 20 lat. Nie wiem jak ma wyglądać prawdziwa miłość jak powinno być w związku po 3 latach, nie czuje jakiegoś wzlotu, i sama nie wiem co robić :( pozdrawiam autorkę posta. ;)

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Krystyna (---.elblag.dialog.net.pl)
Data:   2009-07-24 09:15

Może pora na małżeństwo - na pewno będzie "najlajtowniej" i "wyszumieć się" można :)) Michale, znawco kobiet rozdwojonych - czyż nie tak? :))

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem
Autor: karla (---.net.inotel.pl)
Data:   2009-07-24 11:39

myślę, ze osobom w wieku 16-22 lat jako ludziom niedojrzałym powinno się zabronić "posiadania" chłopaka, czy dziewczyny oczywiście to żart, ale trochę w tym prawdy.
w tym wieku, człowiek się rozwija, musi poznawać ludzi, życie, świat. musi mieć czas na podjecie decyzji o tym z kim chce się spotykać, być, zawrzeć ślub. skoro już od tylu lat chodzisz z Piotrkiem, a to był ten wiek, w którym powinnaś poznawać zarówno sama siebie, Twoje oczekiwania wobec ewentualnego partnera, a także innych mężczyzn.
i dopiero po poznaniu około 1000 mogłabyś świadomie podjąć decyzje jakie cechy charakteru, wyglądu, intelektu Ci odpowiadają.
nie miałaś takich możliwości, doświadczeń itp, a one są normalne i dlatego teraz Cie do nich ciągnie.
nie umiem Ci doradzić, chce Cie jednak pocieszyć, ze Twoje odczucia są normalne, i nie jesteś dziwna :)

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Julianna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2009-07-24 12:54

Czy więc w mojej sytuacji rozstanie byłoby najlepszym rozwiązaniem? Albo jak znaleźć rozwiązanie kompromisowe? Jak w ogóle takie problemy mają się do nauki Kościoła? Chciałabym bowiem dobra nie tylko dla siebie ale i także dla tej drugiej osoby, bez kręcenia i kłamstw...

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data:   2009-07-24 13:15

Takie problemy nijak się mają do nauki Kościoła. Kościół z natury nie zajmuje się problemami dojrzewania nastolatek (dzisiaj nastolatka to do 35). Natomiast małżeństwo winno być związkiem trwałym. Co do istoty kobiecości - z niektórych sakramentów Kościół kobiety wyłącza, nie bez powodu.
P.S.
Miłość, to miłość (zdefiniowana przez Kościół), natomiast uczuciami nękającymi kobiecą duszę Kościół w zasadzie się nie zajmuje (oficjalnie). Nie mogą być one przedmiotem refleksji n/t sakramentu małżeństwa, ponieważ nie istnieje taka dyscyplina: teologia manowców.

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: agata (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2009-07-24 18:57

Bardzo brakuje nauki Kościoła skierowanej do kobiet i o kobietach. Manowce, o których pisze Michał, to chyba bardzo "stronnicze" określenie. Kobiety same siebie nie znają bo nikt im nic nie wyjaśnia na temat ich własnych odczuć, reakcji, obaw - związanych również z tymi najważniejszymi wyborami, jak np rozeznanie powołania (w tym do małżeństwa). Kobiety (mówię o sobie, ale mam wrażenie, ze nie tylko) siebie nie znają, bo ciągle słyszą, ze to, co odczuwają jest irracjonalne, bez znaczenia i nieistotne. Tymczasem wydaje mi się, ze pytanie Julianny to pytanie o świadomy wybór przyszlego małżonka i o coś co mi tez wydaje się trudne - kiedyś rola kobiety ograniczała się do przyzwalania i odpowiedzi na oświadczyny: "tak" lub "nie". Dziś społeczeństwo pozwala kobietom samodzielnie aranżować związki, budować je i inicjować na roni z mężczyznami, i wydaje mi się, ze wiele kobiet, w tym praktykujących katoliczek, nie umie się w tym odnaleźć (na przykład ja). Nie wiadomo jak właściwie praktykować prawdziwą kobiecość, na ile kobieta ma czuć się odpowiedzialna za aranżowanie własnego małżeństwa - na ile ma być bierna, na ile aktywna. Myślę, ze Julianna może mieć podobne dylematy - coś jeszcze by chciała zrobić, coś jeszcze zainicjować na własną rękę, zobaczyć jakie ma możliwości, zanim złoży ostateczna przysięgę. Przy okazji bardzo chciałabym poprosić o tytuły jakiejś dobrej lektury o katolickiej nauce dla młodych kobiet w podobnej sytuacji, jeśli ktoś zna. dzięki.

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data:   2009-07-24 22:00

Cóż kiedy kapłani to mężczyźni i byłoby im trudno z przyczyn naturalnych. Wpis agaty jest właśnie przejawem takie emancypacji kobiet, które domagając się równouprawnienia (rozumiem, że w stosunku do mężczyzn?), domagają się w istocie specjalnego traktowania i przywilejów, spychając mężczyzn na z góry stracone pozycje. Nikt nie chce być seksistą, cokolwiek to znaczy. Tymczasem problemem kobiet nie jest seksizm, tylko problemy z psychiką w nowej dla nich roli. My mężczyźni, musimy się z tym pogodzić, że najdalej za 20 tys. lat, a prawdopodobnie znacznie wcześniej, płeć męska zupełnie zaniknie. Jest to zjawisko obserwowane przez antropologów. Role się odwracają i we współczesnym świecie, dla mężczyzn właściwie nie ma miejsca. To nie wyrzut, tylko prosta konstatacja. Inaczej mówiąc, chodzi o to, by w istniejącej sytuacji kobiety jak najszybciej wykształciły w sobie niezbędne cechy męskie. To powinno pomóc w przetrwaniu gatunku.
Lektura: Ingrid Trobisch, Elżbieta Sujak, żona Ditricha von Hildebrandta (imienia nie pomnę), a z żyjących o. Karol Meisner i o. Joachim Badeni. Zakonnicy (wiadomo benedyktyni i dominikanie), z natury swojej mają więcej czasu na studia nad kobieca duszą. A z racji wieku, im już wypada.

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2009-07-27 22:21

"w moim sercu często rodzi się zwątpienie, niechęć, chęć bycia samej, wolnej, poznania innych mężczyzn, przekonania się, czy naprawdę warto dalej angażować się w ten związek" – Czyli chcesz uwolnić się od Piotra, po to, by móc wejść w inne związki i na podstawie tych nowych doświadczeń stwierdzić, czy obecny związek jest wystarczająco dobry, żeby go (ewentualnie) kontynuować. W pewnym sensie masz rację. Różnorodne relacje mogą pomóc w poznaniu siebie, własnych potrzeb i oczekiwań. Ale twoje życie upływa i nigdy nie wrócisz z większą mądrością życiową do punktu wyjścia. Co najwyżej, dodatkowe doświadczenia pomogą ci lepiej ocenić trafność twoich decyzji. Stwierdzić – dobrze, że odeszłam, albo - nie warto było zrywać (wersja łagodna ;)). Nie weźmiesz sobie urlopu dziekańskiego od Piotra, żeby po roku "wyszumiania się" wrócić do niego. Piotr jest ci dany teraz. Owszem, jeśli wejdziesz w nową relację, będziesz mogła porównać ją ze starą i uszeregować je. A potem wejść w kolejną i zrobić to samo. Ale decyzję, która z nich ma się zakończyć przed ołtarzem, i tak będziesz musiała podjąć na etapie trwania którejś z nich, być może ze świadomością, że ta nowa nie dorównuje starej. Zdobyte doświadczenie może stać się twoim ciężarem.

"marzy mi się aby na ślubnym kobiercu widzieć koło siebie nikogo innego jak tylko Piotrka" – Czy to tylko marzenia o ślubie? Ty, stojąca przed ołtarzem w białej sukni i obok... :) Jeśli tak, to raczej więcej czasu poświęć na zastanawianie się nad tym, czy w zwykłej szarej codzienności, też chcesz widzieć u swojego boku właśnie Piotra. Takich dni będzie najwięcej. A czas poznawania się przed ślubem jest po to, żeby mniej więcej oszacować, czy dasz radę z nim wytrzymać do końca życia ;)

"Chciałabym bowiem dobra nie tylko dla siebie ale i także dla tej drugiej osoby, bez kręcenia i kłamstw..." – Wobec tego polecam ci więcej refleksji nad miłością. O nią ci głównie chodzi, prawda? Obecnie, chyba postrzegasz ją wyłącznie w kategoriach wzniosłych uczuć względem drugiej osoby. A kiedy chcesz naprawdę kochać, nie koncentrujesz się na własnych uczuciach, nie idziesz ślepo za nimi. Nie dajesz się wodzić pokusom niewierności (nawet w myślach), bo te, mogą się pojawić na każdym etapie związku, również po ślubie. Nie ranisz drugiego zbędnym odkrywaniem każdej swojej myśli i uczucia - taką przesadną szczerością, niosącą mu jedynie ból.
Odpowiedzi na pytanie czy się kocha, nie szuka się we własnych uczuciach. Taki przekaz płynie od tej drugiej osoby.

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: 38 na karku (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2009-07-28 11:49

Agato, nauczanie o kobietach jest. Poczytaj Jana Pawła II - szczególnie: List do kobiet i List "Mulieris dignitatem", i inne: o rodzinie, o życiu konsekrowanym, np.

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: WerkaMarek (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2009-08-16 18:54

Julianno,
czytając tego posta czułam jak powracały moje wspomnienia. Otóż byłam kiedyś z chłopakiem i miałam takie same problemy. podobnie jak Ty byłam rozdwojona, nie wiedziałam co zrobić :(
ale zacznę od początku. Poznałam Marka w 2 klasie liceum (on był w technikum, podobnie jak Ty byłam młodsza o rok od niego). Zaczęliśmy sie spotykać (nikt inny sie nie liczył), po trzech latach związku pragnęłam wolności, tak samo jak Ty myślałam o szaleństwach, imprezach, o tym aby spróbować być z kimś innym.
Ta sytuacja ciągnęła sie kilka miesięcy, Marek błagał mnie, prosił abym dala nam jeszcze szanse. Mówił, ze cierpi ale myślałam, ze przesadza. Mimo tych próśb nie chciałam wrócić. Poszłam na studia, zaczęłam chodzić na imprezy, spotykać sie z przyjaciółmi. Nawet spotykałam sie z chłopakami, ale to nie było to co z Markiem (ze mogłam z nim o wszystkim porozmawiać, dosłownie o wszystkim, zawsze mi pomagał gdy tego potrzebowałam). W moich następnych związkach przekonałam sie ze nie ma już tak wspaniałego chłopaka jak Marek (większości zależało na jednym, seksie, a ja byłam dziewicą i chciałam pozostać czysta do ślubu.) już nie mogłam porozmawiać na każdy temat jak kiedyś, z Markiem.
Byłam w związku ale w głębi serca nie uczulam się bezpieczna, nie miałam oparcia. Po kilku miesiącach spostrzegłam, ze nie mam na kogo liczyć :( zaczęłam żałować tego, zaczęłam wspominać jak było z Markiem :(:(:( Spotkałam sie z nim, w jego oczach ujrzałam ból, cierpienie które wywołało we mnie łzy,(nie byłam w stanie nic powiedzieć, on tez milczał) mimo iż minęło kilka miesięcy wciąż cierpiał. Okazało sie, ze zawalił rok na studiach. Wtedy dopiero poczułam, ze to ten jedyny, ze to Maruś :)
Znów zaczęliśmy sie spotykać :) Po kilku tygodniach przyznał sie, ze chciał odebrać sobie życie lecz ktoś z rodziny go powstrzymał :( Uświadomiłam sobie ze o mały włos nie zabiłam swojej miłości :(
Dopiero po tej rozmowie tak naprawdę zrozumiałam, ze nie wyobrażam sobie życia bez niego :)
Potrzebowałam tyle czasu aby uświadomić sobie ze miłość to decyzja, którą należy podjąć a nie czekać aż uczucia sie rozwiną i sama do nas to przyjdzie. Uczucia miedzy mną a Markiem były w takim stopniu zaawansowane ze już nic więcej nie mogło sie rozwinąć. Pobraliśmy sie :) to był wspaniały ślub :) 16-ego września będziemy obchodzić 8 rocznice ślubu :). Kochamy sie :). Czasem nie jest łatwo ale czym, jakie byłoby życie gdyby było zawsze usłane różami? Niczym. Wiem, ze pokonamy wszystko, bo zdecydowaliśmy sie na wspólne życie, zdecydowaliśmy sie na miłość :)
Mam nadzieje ze ten post choć troszkę pomoże Ci w podjęciu decyzji :) To jest Twoja decyzja, ale chciałabym abyś nie popełniła tych błędów co ja, bo wiem jaki horror zafundowałam Markowi, to jest niewyobrażalny ból gdy osoba kocha ale nie jest kochana :( Proszę Cie nie rań go tak jak ja raniłam Marka czego nie mogę sobie do dziś wybaczyć :(
Proszę Cie również o to abyś szybko zdecydowała gdyż mówisz ze studiujecie razem a rok akademicki coraz bliżej. Przez takie niepewności możecie oboje zawalić sobie rok (tak jak zawalił sobie Marek).
musicie oboje dojść do porozumienia gdyż tak jak napisała Joy: "Nie weźmiesz sobie urlopu dziekańskiego od Piotra, żeby po roku "wyszumiania się" wrócić do niego. Piotr jest ci dany teraz...". -
Przemyśl to i nie mecz go. Napisz jaka podjęłaś decyzje :)
Pozdrawiam Was :)

 Re: Mój problem: rozdwojona w sobie, niezdecydowana. Dziwna jestem.
Autor: Julianna (---.19.165.86.osk.enformatic.pl)
Data:   2010-02-12 22:23

Bardzo dziękuję wszystkim za mądre rady, które jak się okazało znacznie pomogły mi w podjęciu właściwej decyzji. Rozstałam się z Piotrem pół roku temu, i w tym momencie widzę wszystkie błędy w tym związku jak na dłoni, wiele mnie to nauczyło, mam nadzieję że Piotra również. Pozdrawiam.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: