Autor: Marysia (---.ambit24.pl)
Data: 2009-07-16 22:13
Witam Was. Nie oczekuję że ktoś mi udzieli odpowiedzi na moje pytania, ale chociaż pomoże wytrwać w tej sytuacji... jestem jak wycięta z życia. Miałam chłopaka, zaczęło się od przyjaźni, niezwykłej - to mój najlepszy przyjaciel, a raczej był. Później coś zaiskrzyło, zdecydowaliśmy się być parą ale na krótko, nie wyszło, może to było za wcześnie dla nas. Później znów przyjaźń, z mojej strony zaczęło rodzić się uczucie, bałam się tego ale dawał mi znaki że tez nie jestem mu obojętna. Wyznałam mu że go kocham, on... że nie wie co czuje, że potrzebuje czasu. W końcu usłyszałam te magiczne słowa, powiedział że mnie kocha. Nie pytałam go o to, nie naciskałam, po prostu zachowywałam się jak dawniej. Byłam taka szczęśliwa gdy pewnego dnia mi to powiedział. Czułam jego zaangażowanie. Minął miesiąc... zaczął się zmieniać, mówił, ze nie wie co czuje, ze się boi, ze nie wie co robić, poprosił o to, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Ochłodziło się miedzy nami, bo nie potrafiłam przełknąć jego decyzji, chciałam dystansu by o nim zapomnieć jako o mężczyźnie, zależało mi jednak na przyjaźni bo była wyjątkowa.
Udało się. Znów byliśmy na stopie przyjacielskiej choć coś czułam, walczyłam z tym, czasem było lepiej czasem gorzej. Myślałam ze nie mogę go zmusić do miłości, a nie chciałam go stracić jako człowieka. Znamy się prawie 2 lata. Powiedział ze już mnie więcej nie skrzywdzi, nie będzie robił nadziei.
Minęło kilka miesięcy. Zaczął flirtować, obracałam to w żart, nie chciałam znów cierpieć ale tak go kochałam... aż uległam. Zaczęliśmy być ze sobą. Jeszcze nie tak dawno planowaliśmy wspólne wakacje, mówił ze jest szczęśliwy, ja tez byłam. Powiedział, ze "chyba mnie kocha". Naprawdę dawał mi to odczuć, godzinami rozmawialiśmy, wspieraliśmy się, chcieliśmy czekać aż będziemy mogli mieszkać w jednym mieście.
I znów stało się to w co już nie wierzyłam - powiedział ze nie potrafi się we mnie zakochać. Ze się modlił o uczucie ale ze nie potrafi. Tez się modliłam byśmy wytrwali. Jest mi tak źle, bo pierwszy raz zdecydowałam się na taki krok jak zerwanie kontaktu, zmieniłam numer telefonu. On chciał przyjaźni, ale nie umiem spojrzeć na niego tylko jak na przyjaciela. Próbowałam, nie potrafię. Tak mi szkoda, ze straciłam najważniejszą osobę w moim życiu, Potrzebuje go jako człowieka ale wiem ze gdybyśmy znów byli przyjaciółmi to moje uczucie będzie się tylko podsycało. Boje się tez ze znów zacznie ze mną flirtować i skończy się na moim rozczarowaniu.
Kocham go, dlatego zerwałam kontakt. By nie kusić okazji, by sobie ułożył życie tak by był szczęśliwy, skoro przy mnie się nie czul.
Czemu tu pisze? Bo nie wiem o co prosić Boga, o kolejną szansę dla nas - owszem chciałabym z drugiej strony już bym nie zaufała temu mężczyźnie. O to byśmy oboje dojrzeli i spotkali się po latach? tez tak myślałam, ale już nie chcę mieć nadziei, chcę zapomnieć.
O to żeby wygasło uczucie a została przyjaźń, której tak pragnę? nie umiem go nie kochać, zawsze to uczucie powraca.
Nie wiem o co... mecze się z sobą. Nie rozumiem tego wszystkiego. Żałuję tylko ze byłam z kimś tak długo, kto nie kochał, jednak czekałam. Już raz się doczekałam. Teraz zastanawiam się czy te słowa ze mnie kocha sprzed jakiegoś czasu były prawdą, bo miłość przecież nie ustaje tak nagle, z miesiąca na miesiąc.
Boli mnie teraz brak kontaktu - po kilkunastu miesiącach kiedy to dzień w dzień rozmawialiśmy, nie umiem sobie poradzić. Straciłam taką ważną osobę w życiu.
|
|