logo
Czwartek, 16 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Co zrobić z natrętną osobą?
Autor: Aga (---.in.net.pl)
Data:   2010-11-15 23:31

Na początku chciałabym przedstawić mój problem. Mam natrętną wieloletnią koleżankę z którą znam się od dziecka. Chodziłyśmy razem do podstawówki, do tej samej klasy. Odkąd pamiętam zawsze to była osoba zwariowana, potrafiła naśmiewać się ze mnie i z moich wad których tu wymieniać nie będę. Miałam poważne problemy przez nią w szkole, bo umiała tylko plotkować przeklinać itd.. Obecnie wybaczyłam jej w duchu bo, wiem że ma zły przykład z domu ale problem jest w tym że, się się ciągle mnie czepi. Cały czas chce ze mną kontaktu. Ja oczywiście wybaczyłam jej za te krzywdy ale straciłam już całkowicie zaufanie do niej i nie potrafię z nią już kolegować. Jak dać jej to do zrozumienia?, do niej to nie dociera. Nie chcę się z nią zadawać, bo całe życie mi tylko głupoty gada lub do złego namawia. Mamy odmienne poglądy. Ona toleruje seks przed ślubem, tak się prowadziła i uważa to za normalne. Ja uważam co innego, bo staram się zachowywać przykazania a seks uznaję tylko w małżeństwie. Ta koleżanka niby wzięła już ślub kościelny ale wiem że, tylko na na pokaz lub z tradycji. Nie chodzi do kościoła nawet przed samym ślubem naśmiewała się z kościoła, twierdzi że, księża głupoty mówią itd. Zastanawiam po co wzięła ten ślub kościelny skoro żyje tak jak żyła i nadal nie chce znać prawdy i żyć tak jak kościół nakazuje. Nie chcę z nią już kolegować, bo jak sami widzicie ma ona zły wpływ na mnie mnie i mam dość słuchania jej głupot. Jak dać jej do zrozumienia że, nie chcę bliższej relacji. Owszem mówię jej cześć czy chwilę pogadam na ulicy ale zadawać się już nie chcę z nią. Co mam zrobić żeby ta natrętna osoba dała mi spokój?

 Re: Co zrobić z natrętną osobą?
Autor: Michał (---.bnet.pl)
Data:   2010-11-18 22:43

Przepraszam, czy ty jesteś zniewolona? Masz jakiś przymus psychiczny utrzymywania z nią kontaktów? Jak nie chcesz to mówisz: nie chcę z tobą utrzymywać kontaktów, bo to i tamto. Do widzenia. Oczywiście koleżanka to sobie zapamięta i być może to cię wzrusza, ale to jest błąd, bo nie powinno. Twoi znajomi to twoja sprawa.

 Re: Co zrobić z natrętną osobą?
Autor: zuzka (Bogumiła) (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2010-11-19 11:09

To są bardzo trudne sprawy. Ludzie natrętni zazwyczaj nie czują, że są natrętni. Jeśli podejmujesz rozmowę (choćby kłótnię), to przyjmują, że Ty też chcesz utrzymywać znajomość. Ona widocznie w jakiś sposób tego potrzebuje, skoro wywołuje Cię do odpowiedzi. Trudno nam się z takich znajomości wyzwolić, bo wiemy, że to jakoś ich zrani. Trzeba jednak pamiętać, że spokojne powiedzenie prawdy jest dużo lepsze i mniej raniące, niż wybuch. A jeśli jest to dla Ciebie trudne i długo trwa, to wcześniej czy później "wybuchniesz", emocje się skumulują i w efekcie rozstaniecie się w dużo gorszy sposób. W emocjach rani się mocniej, choć nie zawsze się tego chce. Potem jeszcze większy żal do siebie, wyrzuty sumienia. Lepiej nie dopuszczać do takiej chwili, kiedy już nie będzie siły.

Pamiętaj, że masz prawo wybierać bliskich Ci ludzi, przyjaciół. Wobec innych masz być jedynie życzliwa i pomocna, jeśli zajdzie taka potrzeba. Nie masz obowiązku być przyjacielem dla wszystkich, bo się nie da. Nie masz obowiązku podejmowania propozycji przyjaźni, ale trzeba w tym być stanowczym, żeby nie zwodzić innych. Nie masz też obowiązku spędzać czasu z kimś, kto Ci w życiu przeszkadza, a nie wiążą was wspólne obowiązki. Tylko mężowi ślubujesz "dożywocie". O tym, kto i na ile Ci przeszkadza w życiu (ma zły wpływ) wiesz tylko Ty. Nikt nie ma prawa tego oceniać. Każdy z nas ma inne możliwości przyjmowania złych słów i czynów od ludzi. Każdy z nas ma inną psychikę, inne zranienia. To często nasze wcześniejsze przeżycia decydują o tym, ile potrafimy przyjąć i co, dlaczego z jednych cudzych wad się śmiejemy, a przy innych wariujemy emocjonalnie. Jeśli czujesz, że czyjaś obecność Cię niszczy, masz prawo odejść. Nie czuj się winna. Może za pięć lat będziesz mieć więcej siły psychicznej (duchowej), żeby podjąć rozmowę. A teraz, dopóki nie wytrzymujesz psychicznie takich rozmów - i tak nie przekażesz rozmówcy nic dobrego. Tylko te nerwy. Bóg nie wymaga od nas tego, czego dzisiaj nie potrafimy jeszcze zrobić.

Najważniejsze, żeby pozostać życzliwą, pomimo zerwania kontaktu. Żeby w sercu nie podtrzymywać nienawiści, złości. Nie zapraszaj, nie korzystaj z zaproszenia. Zakończ każdą rozmowę jeśli zaczyna przeszkadzać (np. najeżdżanie na Kościół). Przestaniesz słuchać, to ona przestanie mówić. Możesz powiedzieć: będę odchodzić, kończyć rozmowę zawsze, gdy zaczniesz obrażać Kościół. Ale uważaj, bo to jest z kolei sygnał, że jeśli nie będzie obrażać Kościoła, to jesteś gotowa na bliższy kontakt. Osoby natrętne każde dobre słowo i pomoc mogą traktować jako zachętę, uznają, że to Ty chcesz kontaktu. Zdecyduj więc, na ile przeszkadzają Ci konkretne słowa, a na ile nie umiesz przyjąć "całej" osoby. Ale powtarzam: nie damy radę utrzymywać bliskiego kontaktu ze wszystkimi. Życie polega na ciągłych wyborach. Do tych wyborów masz prawo. Najpierw jesteś odpowiedzialna za siebie. Za swoje zdrowie psychiczne, fizyczne i duchowe.

Chciałam jeszcze tylko zwrócić uwagę na jedno zdanie: "Zastanawiam po co wzięła ten ślub kościelny skoro żyje tak jak żyła i nadal nie chce znać prawdy i żyć tak jak kościół nakazuje". Widzisz Aga, to już nie jest Twoja sprawa. Tu już wchodzisz w cudze sumienie. Nigdy nie będziesz wiedzieć, na ile ten ślub chroni koleżankę przed złem. Nigdy nie będziesz wiedziała, jaka by ona była, gdyby cały czas żyła bez ślub, w grzechu. To, co pokazuje na zewnątrz, to mogą być pozory. To może być samoobrona przed jakimiś problemami wewnętrznymi. Może by się stała bez ślubu bardzo złym człowiekiem, a teraz jest tylko taka jaka jest. To dokładnie tak, jakby ona powiedziała Tobie: po co chodzisz do spowiedzi, skoro dalej grzeszysz. A Ty doskonale wiesz, że gdybyś przestała chodzić do spowiedzi, to stałabyś się dużo dużo gorsza. Spowiedź nas chroni przed wieloma grzechami. Pozwala zaczynać na nowo. Przez ślub kościelny ona nabiera odniesienia do Boga, nie odrzuca Go całkowicie, łatwiej będzie powrócić. Nawet spowiedź raz w roku już pomaga zastanowić się nad sobą. A może chodzi częściej. My widzimy człowieka tylko z zewnątrz, jakieś fakty. Nie wiemy ile nad sobą pracuje, jak bardzo się sam ze sobą męczy. Może przed Bogiem wygląda to wszystko inaczej. Jeśli nie potrafisz jej pomóc, to nie pomagaj. Ale też nie oceniaj, czy jakieś spotkanie z Bogiem ma sens. Skoro Bóg do niej podczas sakramentu małżeństwa przyszedł, to widać, że było warto. Dla Boga było warto.

Rozstań się z nią, jeśli nie masz sił podtrzymywać znajomości. Ale pomyśl, czy oceną jej zachowania nie próbujesz usprawiedliwić swojego braku sił psychicznych. Czy nie byłoby bardziej szczere stwierdzenie: "widzę, że ona mnie jakoś potrzebuje, skoro do mnie wraca, choć mamy tak odmienne poglądy. Ale wiem, że nie potrafię jej pomóc, bo ja jestem psychicznie za słaba i źle się to dla mnie skończy". Zamiast wywlekać jej wady i upadki, lepiej przyznać się do swojej niemocy. Każdy z nas odpowiada jedynie za swoje życie, dlatego na pierwszym miejscu ma się swoim życiem zajmować, a nie cudzym. Patrz na siebie. Jej nie zmienisz, dopóki ona nie zechce. Ale siebie możesz zmienić. A uznanie swojej niemocy (teraz, dziś) może pomóc we własnej przemianie. Pamiętasz, że Jezus "zadawał się" z wielkimi grzesznikami? To jest dla nas wzór. Jeśli tego samego nie robimy, to nie dlatego, że oni są źli. Źli potrzebują naszej pomocy. Jeśli tego nie robimy, to dlatego, że MY nie jesteśmy jeszcze na tyle dobrzy, na tyle mocni, żeby im pomagać. Nawet tylko swoją świętą obecnością. Wina jest więc po naszej stronie, a nie po ich stronie. Wina - nie mówię o grzechu, ale o przyczynie. "Wina" jest po stronie mojej niemocy, mojej słabości psychicznej, mojej podatności na zło. W tym jest nasze prawo niepomagania niektórym ludziom. Bo przecież miłość bliźniego powinna objąć wszystkich. Jeśli za niektórych mogę się jedynie modlić (modlitwa to już jest wiele dobrego), to dlatego, że jeszcze bardzo mizernie naśladuję Chrystusa. Mam za małą wiarę, żeby czynić cuda.
Takie zwrócenie się na siebie, a nie innych, pomoże nam wzrastać. Siebie mamy oceniać. Życie innych będzie oceniał Bóg.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: