Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2011-06-14 14:23
Osobiście jestem przeciwnikiem chodzenia na Mszę świętą tylko po to aby "zaliczyć" obecność. Przepis kościelny nakazujący niedzielną obecność na Mszy pojawił się w określonym kontekście historycznym i był potrzebą czasu.
Pierwsi chrześcijanie spotykali się w sobotni wieczór nie po to aby wypełnić jakikolwiek nakaz (a wręcz przeciwnie, postępowali wbrew obowiązującemu prawu) ale dlatego, że wierzyli, że wśród nich obecny jest Mistrz z Nazaretu. Spotykali się także dlatego, że naśladowali spotkania Mistrza i Jego uczniów. Jest taki hebrajski termin "habura" (od słowa "haver" - przyjaciel). Spotkania przyjaciół przy stole biesiadnym (nie jest to dobre słowo, w języku polskim "biesiada" oznacza tyle co ucztowanie, balangowanie, jedzenie i picie, głownie mocnych trunków). Tymczasem "biesiada" (w rosyjskim to zostało) to wspólne spotkanie przy stole, gdzie siada się razem (u pierwszych chrześcijan to była raczej uczta na leżąco, takie obyczaje), rozmawia, tworzy się wspólnotę przyjaciół, razem pije się wino, łamie się chlebem. Na stole jakaś oliwa, trochę ziół, nic specjalnego ale zawsze. Kto z nas głodny, tego nakarmimy, kto strapiony tego pocieszymy, kto chory, będziemy go leczyć.
Daleką drogę od tego czasu przeszliśmy, ale istota została. Jezus Pan jest wśród nas, łamiemy chleb, z winem trochę gorzej ale zawsze, zbieramy tacę, aby podtrzymać tych, którym się nie powiodło.
Proszę sobie przemyśleć sens Mszy, spotkania w ramach Kościoła (po grecku: ekklesia to mniej więcej to samo co synagoge, zebranie, spotkanie).
|
|