Autor: Matrta (---.play-internet.pl)
Data: 2011-06-24 17:39
Mam 28 lat i straciłam nadzieje, że poznam mężczyznę, który będzie kochał Boga. Za sobą mam związki z mężczyznami, którzy nie są blisko Pana Boga, którzy deklarują wiarę, a robią i myślą zupełnie coś innego. Związki te z powodu różnic światopoglądowych kończyłam. Straciłam nadzieje, że są mężczyźni silni, wierzący w Boga, dla których czystość to coś pięknego. Albo inaczej. Może są, ale jest ich tak mało, że dziewczyna wierząca, ma procentowo marne szanse na znalezienie takiego. Nie chce być sama. Modle się do Pana Boga o mężczyznę odpowiedzialnego, dojrzałego, wierzącego i nic. Czy zatem większość kobiet samotnych jest skazana na życie jako singielka?
Uchodzę za dziwaczkę, że mam tyle lat i nie mam faceta. Koleżanki dziwią się, że tyle wytrzymuje bez seksu. W pracy nie wiedzą, że jestem wierząca. Czuje się jak trędowata, wytykana palcami. Uchodzę na osobę, która szuka ideału - ale czy to tak wiele? Czy marzenia o mężu wierzącym, to rzeczywiście zbyt wysokie wymagania?
Boję się, że zostanę sama, że nie będę miała dzieci. Zapewne napiszecie - módl się, módl się, a Bóg da Ci męża. Ale nie każdemu jednak daje. Może właśnie jestem tą osobą, której nie da?
Część koleżanek z mojego otoczenia będących w podobnej sytuacji, wybrało zakon - na zasadzie - chce rodzinę, chce być żona, ale skoro Bóg mi tego nie daje, a jestem osobą wierząca, modlącą się, to pójdę do zakonu. Często taki scenariusz da się zauważyć. Chętnie przeczytam co o tym myślą osoby duchowne.
|
|