logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Monika (78.133.191.---)
Data:   2011-09-29 17:28

Witam, proszę o pomoc Was, natchnionych przez Boga.
9 lat temu, jako 19-letnia dziewczyna spotkałam mężczyznę. Zakochałam się, pokochałam mimo, że wiedziałam, iż jest rozwiedziony i wychowuje 2 dzieci. Pokochałam całą trójkę. Gdzie wtedy był Mój Bóg? Zawsze blisko mnie. Głupia tłumaczyłam się przed Bogiem przez lata, że przecież kocham, nie robię nic złego, że seks w takich sytuacjach jest wskazany bez ślubu, bo go nigdy nie będzie, a najgorsze przez lata wmawiałam sobie, że Miłosierdzie Boże jest wielkie i jeśli tylko będę dobrym człowiekiem, Pan Jezus wybłaga mi u Swego Ojca zbawienie. Uważałam się za wspaniałą kobietę, pomagającą w życiu mu, opiekująca się i dbającą o jego dzieci.
Lata mijały, pan Bóg co jakiś czas upominał się o mnie cichutko, pukał do mojego serca, rzucał mnie przed Swoim obliczem na kolana, a ja coraz bardziej cierpiąc popadałam w grzech. Zamieszkaliśmy razem, wzięliśmy ślub cywilny, kupiliśmy wspólne mieszkanie. Minęło 9 lat, dzieci traktują mnie jak bardzo bliska osobę, mąż nie mąż twierdzi że kocha, ja kocham jego.
Ale po 5 latach życia bez spowiedzi i Komunii pękłam. Modląc się coraz więcej i częściej dostrzegłam to, czego wcześniej nie widziałam, że żyję w obrzydliwym grzechu, którego Bóg nie chce. życie stało się męką, każda noc spędzona z "mężem" przepłakana w poduszkę.
podjęłam decyzję za nas dwoje. życie wspólne tak, ale w czystości. jak długo/dopóki nie zapadnie decyzja o unieważnieniu jego ślubu kościelnego? niemożliwe, być może, ale pomyślałam, że wiara i modlitwa czynią cuda. wstałam rano i powiedziałam: "Boże wracam do Ciebie".
To było miesiąc temu, mąż nie zrozumiał. powiedział ze go oszukałam, że on od początku był uczciwy, szczery a ja z niego zakpiłam. zarzucił mi, że stworzyliśmy rodzinę, którą teraz ja chcę zniszczyć, że go ranię, nie liczę się z jego uczuciami. Powiedział że gdyby mógł odejść, wiedział jak i miał gdzie, a przede wszystkim miał siłę, zrobiłby to, ale mnie kocha, dzieci mnie kochają i nie ma odwagi i siły.
powiedział, że nie czuje tego, nie potrzebuje tego, i że niszczę nasz związek.
od miesiąca trwa piekło w moim życiu, a miało być tak pięknie. wiem, czuje, że to się rozpadnie, albo serce któregoś z nas nie wytrzyma i pęknie z bólu.
pisze i płaczę, bo nie wiem jak żyć dalej, w którą stronę iść, każda droga wydaje się straszna, błagam pomóżcie.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Franciszka (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-05 14:23

Duch Święty wieje kędy chce, więc nie wiadomo kogo i kiedy natchnie. Czy jesteś przekonana, że to Bóg nie chce twojego grzechu? A kochasz Boga? Jeśli tak, dlaczego trwasz w tym grzechu? Pan Bóg dał ci wolną wolę i szanuje ją. Nie zasłaniaj się w ten sposób, nie uciekaj przed Bogiem. Po prostu przyznaj się przed Nim, że pobłądziłaś. Nową drogę życia zacznij od spowiedzi świętej. W Polsce są duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Tam szukaj porady. Zapytaj w swojej parafii, a jeśli przez internet, to szukaj według diecezji.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: lola (---.cable.net-inotel.pl)
Data:   2011-10-05 15:12

Często jest tak, że w momencie, kiedy podejmujemy decyzję o grzechu nie widzimy jego konsekwencji. Wydaje nam się, że wszystko jest dobrze, że nie robimy nic złego. Dopiero po kilku latach przychodzi ból. Często grzesząc, ranimy kogoś kogo nie chcemy zranić. I bardzo często koło grzechu się zamyka. Kto w tej sytuacji ponosi winę? Dlaczego wcześniej ta sytuacja Ci nie przeszkadzała, a teraz po latach tak bardzo Cię rani? Może przeżywacie kryzys, a Ty szukasz logicznego "wyjścia" ze związku. Twój mąż się rozwiódł, pokochał Ciebie. Zaufał Ci, przyznał się do wszystkiego. Mimo, że jego przeszłość Cię drażni nie możesz jej zmienić. Ta bezsilność jest najgorsza. Nie wiń męża, nie wiń siebie My jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy. Winą obarcz szatana. I postaraj się, aby w Twoim życiu było jak najmniej grzechu, kłótni i złości, bo diabeł teraz czeka tylko na to aby jeszcze bardziej skomplikować Wam życie.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Monika (---.pioneer.com.pl)
Data:   2011-10-05 16:14

Tak, jestem przekonana że Pan Bóg nie chce mojego grzechu, że mnie kocha i ciągnie mnie w Swoją stronę z całych sił. Byłam w parafii, spotkałam cudownego księdza, który obiecał pomoc, czekam na spowiedź, ale żeby do niej przystąpić ksiądz musi porozmawiać także z moim mężem. Każdy dzień zamienił się w piekło, Mąż nie chce o tym słyszeć, nie chce rozmawiać, nie przyjmuje moich argumentów, twierdzi że moja wiara jest obłudna, bo jak można mówić o Bogu i miłości a jednocześnie krzywdzić najbliższe osoby

Uwielbiam Pana Boga. żyć bez Niego nie potrafię, wolę umrzeć, niż żyć bez Jezusa miłosiernego, ale zrozumienia brak, bo jak przekonać mężczyznę, którego wiara jest gdzieś dużo dalej po 9 latach do życia w czystości?

Franciszko to co, mam odejść? Wyprowadzić się? Gdzie, dokąd skoro tu jest mój dom? Mąż nie chce spać ze mną w jednym łóżku, prawie nie rozmawia, obwinia o wszystko, wysyła do psychologa.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2011-10-05 16:15

Przykro mi. Zarówno z tego powodu, że znalazła się Pani w takim a nie innym położeniu, jak i z tego, że mam świadomość, że nie znajdzie Pani tutaj sensownej pomocy. Przynajmniej w takim zakresie w jakim Pani oczekuje.
Nikt nie podejmie za Panią decyzji, nikt nie powie: masz iść tędy lub owędy.

Ten wybór, który przed Panią stoi to sprawa Pani sumienia. I tam powinna Pani szukać pola wyboru, odpowiedzi.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Skrupulantka (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2011-10-05 18:51

To nie jest tak, że grzech, o którym piszesz, jest jakoś "wyjątkowo obrzydliwy". Bo tak naprawdę każdy grzech rani Boga, więc Twoja sytuacja, choć trudna, nie jest bez wyjścia i Stwórca jakoś to poukłada. Ty musisz być "tylko" (albo raczej "aż") cierpliwa.
Też mi się wydawało, że kiedy się człowiek nawraca (tak, że zaczyna widzieć, gdzie popełniał błędy), to Bramy Nieba się otwierają, jest pięknie, cudownie, bezstresowo. Niestety, tak nie jest, bo wtedy swoje różki wystawia szatan i zaczyna "swoją misję", bo jest mu wybitnie nie na rękę, że chcesz powrócić do Pana Boga. Fakt, że książę ciemności jest wyjątkowo inteligenty i uparty, a do tego pomysłowy, każe nam przygotować się na wielkie trudności.
W Twoim przypadku jest o tyle trudno, że nie jesteś sama, jest Twój cywilny mąż, z którym musisz/powinnaś szukać jakiegoś kompromisu, co pewnie nie jest proste. Ale poradzisz sobie. Polecam "Nowennę Pompejańską", wpisz sobie w google z dopiskiem świadectwa, a wtedy zobaczysz, że Maryja potrafi działać cuda. :)
Życzę powodzenia, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego. Więc i dla Ciebie znajdzie idealne rozwiązanie. :) Trzymaj się dzielnie, będę o Tobie pamiętała w dzisiejszej modlitwie. :)

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2011-10-05 21:07

"wysyła do psychologa" - Jeśli to sugestia na serio, a nie rzucona tylko w gniewie, pokaż może, że masz dobrą wolę i idź. Najlepiej gdybyś wybrała chrześcijańskiego.

"jak można mówić o /.../ miłości a jednocześnie krzywdzić najbliższe osoby" - Słowa Twojego cywilnego męża dotyczą również jego. Mówi, że Cię kocha. Czy zupełnie go nie obchodzi to, że seks z nim jest dla Ciebie krzywdą? I zawsze był, mimo że ze wszystkich sił próbowałaś przekonać siebie, że było inaczej.

"Ksiądz musi porozmawiać z moim mężem również" - Czy mąż wyraził zgodę na tę rozmowę? Jeśli nie, to czy przynajmniej uzasadnił dlaczego nie.

"zarzucił mi /.../, że Go ranię nie liczę się z jego uczuciami" - Z uczuciami chyba się liczysz. Z jego popędem seksualnym trochę mniej.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: A-Mail (---.grudziadz.mm.pl)
Data:   2011-10-05 21:45

Proponuję aby wszyscy, którzy przeczytają ten wątek pamiętali w modlitwach przez najbliższy tydzień, miesiąc, ofiarowali swoją najbliższą Mszę w intencji Moniki, aby mogła wrócić do pełnego udziału w Ofierze Eucharystycznej.
A Ty droga Moniko jeżeli możesz wsiadaj w samochód kierunek Częstochowa i powierz swoje problemy Matce Naszej, Ona wie jak najlepiej rozwiązać nasze problemy. Pełne zawierzenie się Maryi i ufność Jej Synowi pomoże znaleźć najlepsze rozwiązanie
PS
Jeżeli dobrze zrozumiałem, nie macie wspólnych dzieci, więc i odejście od niego i ułożenie sobie życia na nowo powinno wchodzić w grę. Mieszkanie zawsze można sprzedać.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Nell (178.73.48.---)
Data:   2011-10-05 22:26

Bardzo Ci współczuję tej trudnej sytuacji, w której teraz jesteś i jednocześnie cieszę się, że Bóg dotarł do Twojego serca, wzywa Cię do nawrócenia. Jednak to, co Ci teraz radzę, to przede wszystkim zachowanie spokoju i zastanowienie się, jak mądrze i odpowiedzialnie rozwiązać problem. Rozumiem Twoją tęsknotę za sakramentami. Relacja z Bogiem jest najważniejsza w naszym życiu. Z drugiej strony jednak decyzje, które podjęłaś wcześniej, sprawiły, że jesteś teraz w jakiś sposób odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale też za mężczyznę i dzieci - przez tyle lat byli oni (i nadal są) Twoją rodziną. I to też ma znaczenie. W Kościele istnieje duszpasterstwo par niesakramentalnych. Żyjący w nich ludzie to właśnie takie osoby, które podobnie jak Ty odkryły, że żyją w grzechu i bardzo pragną nawrócenia. Prowadzą gorliwe życie modlitwy. Jednak, mimo tego, że bardzo tęsknią za pełnią życia sakramentalnego oraz wiedzą, że rozstanie lub białe małżeństwo utorowałoby im drogę do sakramentów, jednak wielu z nich nie decyduje się ani na jedno, ani na drugie. Uznają, że muszą troszczyć się wspólnie o dzieci lub zdają sobie sprawę z tego, że w czystości nie wytrwają. Kościół ich nie potępia, lecz otacza ich opieką. Radzę Ci zatem, żebyś skontaktowała się z najbliższym duszpasterstwem par niesakramentalnych. Z pewnością znajdziesz tam osoby, które przeszły przez podobne doświadczenia jak Ty i będą potrafiły realnie Ci pomóc w Twojej konkretnej sytuacji, wytłumaczyć, jakie są drogi wyjścia, jakie rozwiązania. Nie wiem, jaka jest odpowiedź w Twoim przypadku. Nie namawiam Cię na życie w grzechu, być może odejście to właściwy wybór, chcę tylko Ci uzmysłowić, że powinnaś szukać rozwiązania spokojnie, biorąc także pod uwagę dobro mężczyzny, z którym dzielisz życie i dzieci, którymi się opiekujesz. Ani Bóg, ani Kościół nie odwracają się od ludzi, którzy są w takiej sytuacji jak Ty. Módl się, proś Boga o pomoc. On jest miłosierny, On jest przy Tobie już teraz, nawet jeśli (jeszcze) nie możesz przyjmować sakramentów. Módl się także za swojego "cywilnego męża".
Strona internetowa duszpasterstwa jest tutaj: http://www.niesakramentalni.pl/

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Iwona (82.132.248.---)
Data:   2011-10-06 00:04

Czy jego dzieci traktują cię jak matkę? Czy mieszkają one z wami, czy ze swoją matką. Jeśli to pierwsze, nie jest już tak prosto spakować walizkę i wynająć mieszkanie. W tym wypadku porozmawiaj z księdzem o duszpasterstwie par niesakramentalnych. I jeszcze jedno pytanie. Czy potrafisz odpowiedzieć sama sobie szczerze, czy jest to twoje szczere nawrócenie, czy ucieczka, bo jest kryzys w małżeństwie? Jeśli jego dzieci traktują cię jak matkę i mieszkają z wami, twoje decyzje dotyczą także ich życia, to też ich dramat. jeśli nie mieszkają z wami, albo są dorosłe, to całkiem inna sytuacja.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: B. (---.warszawa.mm.pl)
Data:   2011-10-06 03:58

A co jest z żoną? Słyszałam wypowiedź jednej z żon, że czeka już 20 lat na powrót męża. Rozwód stworzył i jej sytuację dogodną do grzechu (możliwość związku cywilnego z innym mężczyzną, niemożność uzyskania wówczas rozgrzeszenia i przystępowania do sakramentu Eucharystii).
Miałaś 19 lat gdy związałaś się z tym mężczyzną. Trudno, stało się. Zaczęłaś robić to, co leży w Twojej mocy. Niech Pan Bóg pomaga Ci doprowadzić rzecz do właściwego końca. Mężczyzna z którym jesteś ma kłopoty, potrzebuje nawrócenia.
Pozdrawiam serdecznie.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Monika (---.pioneer.com.pl)
Data:   2011-10-06 08:18

Przede wszystkim: A-Mail po przeczytaniu tego co napisałeś serce z radości chciało wyskoczyć. Dziękuję, po stokroć dziękuję. :)

Dzieci mieszkają razem z nami, dlatego spakowanie walizek i wynajęcie mieszkania to dla mnie abstrakcja, bo świadomość skrzywdzenia trzech bliskich osób i w jakimś stopniu sprawienia im zawodu sama chyba by mnie zabiła.
widzę wyraźnie jak szatan przemawia do mnie przez mojego cywilnego męża, jak mi wczoraj cierpliwie tłumaczył i błagał ze łzami w oczach o znalezienie innego, "płytszego" rozwiązania. Jak bardzo jest on inteligentny, jak doskonale wie gdzie uderzyć, aby ugiąć człowieka. Mąż obiecywał ile to on dla nas nie zrobi, że będzie się modlił ze mną, chodził do kościoła, że mi Nieba uchyli, ale nie życie w czystości bo tego nie zaakceptuje.
Wiem że sama muszę z tym uporać się, naważyłam sobie piwa przez lata, które teraz muszę jakoś przełknąć, ale nawet nie zdajecie sobie sprawy ile siły dodaje mi każde Wasze słowo.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Monika (---.pioneer.com.pl)
Data:   2011-10-06 08:45

Skrupulantko, masz ogromna rację. Gdy po kilkumiesięcznych przemyśleniach podjęłam decyzję o powrocie do Boga, urosły mi skrzydła. Myślałam, że swoją wiarą góry przeniosę, że będzie teraz TAK pięknie, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwej. Ale rzeczywistość szybciutko zweryfikowała wszystko. Nagle codzienne problemy się powiększyły, w domu, w pracy. Wcale nie jest łatwo i pięknie. I nagle się zastanawiasz - Boże, a miało być tak pięknie.
Dusza z euforii i jasności popada w totalną ciemność. Nawet chwilami modlitwa wydaje się być nieosiągalna, taka ciężka i niedostępna. Tęskni za Bogiem ale nie wie gdzie Go szukać, jak.
Wieczorem położyłam się do łóżka i czytając Dzienniczek św. s. Faustyny głośno w duszy wykrzyknęłam: "W Imię Boga, szatanie zaklinam Cię odejdź z tego domu, zostaw nas" i usnęłam spokojnie. Rano było o wiele lepiej. życzę Wam wszystkim spokojnego dnia. Z Bogiem.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Kami (---.play-internet.pl)
Data:   2011-10-06 14:56

Moniko, proszę przeczytaj uważnie te słowa, bo to one są dla Ciebie najważniejsze w tym temacie:
"Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła. Powiedziano też: Jeśli kto chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy. A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa" (Mt 5, 27-32).
Jezus powiedział też: "Idź, a od tej chwili już nie grzesz" (J 8,11b). To tyle. Jezus sam, przez Pismo Święte, mówi Ci co masz zrobić.
Lepiej rozczarować ludzi i żyć w czystości, lepiej wybrać czystość i zbliżyć się do Boga, lepiej zbliżyć się do Boga i żyć prawdziwie i wiecznie.
Przecież na Ziemi w zasadzie zostało Ci w najlepszym przypadku ok. 60 lat, a od Twojego wyboru w kwestii czystości i tego jak żyjesz może zależeć już dziś kogo wybierasz: Czy wybierasz mężczyznę, który nie jest Twoim mężem czy wybierasz Boga, który Ciebie kocha bardziej niż ktokolwiek inny, który Ciebie stworzył i chce dać Ci prawdziwe wieczne szczęście. Wybór należy do Ciebie.
Z ziemskim mężczyzną będziesz żyć najwyżej 60 lat, a z Bogiem możesz być prawdziwie szczęśliwa, i to wiecznie. :)
Używając nawet prostej logiki wybór nasuwa się sam. A sumienie jest tego najlepszym potwierdzeniem. Z Bogiem.
P.S. Będę się za Ciebie modlić. Razem z Bogiem i Maryją dasz radę przez to przejść.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Esterka (---.146.5.96.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2011-10-06 17:24

Szkoda mi dzieci. Przez nieodpowiedzialność dorosłych raz już miały życie przewrócone do góry nogami, a teraz grozi im to samo drugi raz.
Nie dziwię się reakcji męża - podjęłaś decyzję niezgodną z dotychczasowym życiem, na dokładkę sama, nie biorąc jego zdania pod uwagę.
Uważam, że powinnaś dać mężowi czas na oswojenie się z Twoją decyzją. Jego reakcja jest normalna w tej sytuacji. Ma prawo czuć się skrzywdzony, ma też prawo do własnego zdania w tej kwestii, ma prawo nie widzieć sensu Twego postanowienia. Jego deklaracja chęci chodzenia z Tobą do kościoła i wspólnej modlitwy to dobry początek nowego życia.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Marlinek (---.rzeszow.vectranet.pl)
Data:   2011-10-06 18:31

Zaufaj Bogu, dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych (por. Łk 1,37). "Mąż obiecywał ile to on dla nas nie zrobi, że będzie się modlił ze mną, chodził do kościoła, że mi Nieba uchyli, ale nie życie w czystości bo tego nie zaakceptuje" - skoro tak bardzo obiecuje, to niech spełni obietnice i idźcie razem na spotkanie małżeństw niesakramentalnych. Tam uzyskacie duże wsparcie i pomoc. Idźcie też przed Najświętszy Sakrament. Bóg będzie działał w Waszych sercach. On na pewno ma niesamowity plan. Tylko Mu zaufaj.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2011-10-06 20:21

"Mąż obiecywał ile to on dla nas nie zrobi, że będzie się modlił ze mną, chodził do kościoła, że mi Nieba uchyli, ale nie życie w czystości bo tego nie zaakceptuje." - Niestety, to brzmi jak próba przekupstwa. Gdyby powiedział, że teraz nie umie zaakceptować życia w czystości, ale podejmie starania, żeby tak się stało, znaczyłoby, że jest na dobrej drodze.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2011-10-06 23:27

"Dzieci mieszkają razem z nami, dlatego spakowanie walizek i wynajęcie mieszkania to dla mnie abstrakcja, bo świadomość skrzywdzenia trzech bliskich osób i w jakimś stopniu sprawienia im zawodu sama chyba by mnie zabiła." - Gdy chodzi o dzieci, to wyrządzona im ewentualna krzywda zależy między innymi od tego, w jakim są wieku, kim dla nich jesteś i jakiego rodzaju emocjonalna więź was łączy. Czy jesteś dla nich jak matka, czy bardziej jak starsza siostra. Czy jedyną bliską kobietą w ich życiu, czy jedną z wielu. Czy Twoje odejście traktowałyby jako odrzucenie, czy raczej jako niewygodę. Dla małych i bardzo mocno z Tobą związanych dzieci byłaby to ogromna krzywda. Skutki prawdopodobnie ciągnęłyby się za nimi przez całe życie. I nie byłoby to jedynie "rozczarowanie ludzi", jak ktoś wcześniej to określił, chcąc przekonać Cię do odejścia. Trochę inaczej sprawa wygląda, jeśli dzieci są już dorosłe, mają swój własny świat i brak pod ręką "mamy" nie wywróci im go ponownie do góry nogami. Czasem tak bywa, że matki wmawiają sobie, że są dorosłym dzieciom bardziej potrzebne, niż rzeczywiście są. To ich świat się wali, gdy przychodzi im rozstać się z dziećmi.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Kami (---.play-internet.pl)
Data:   2011-10-07 00:12

Nawiązując do wypowiedzi Joy. Przecież te dzieci mają już matkę, która gdzieś jest na świecie i za nimi tęskni.
Czy życie w nieczystości to dobry przykład dla dzieci? Trwanie w nieczystości prowadzi do śmierci duchowej i trzeba to jasno sobie uświadomić. W sprawach duchowych nie ma kompromisów. Albo jest tak albo nie. Jezus nie mówi, że można jedną nogą grzeszyć, a drugą żyć w czystości.
Miłość nie polega na chodzeniu do kościoła, ale trwaniu w Kościele i wypełnianiu wszystkich Bożych przykazań. Jeżeli ktoś proponuje uczestnictwo w siedzeniu w ławce, a odrzuca czystość, to chyba coś jest nie tak.
Jednak wspólna modlitwa i uczestnictwo we Mszach św. to dobry krok, który może przynieść owoce, więc to jak najbardziej na TAK.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Monika (---.pioneer.com.pl)
Data:   2011-10-07 09:00

Kami, wszystko to wiem, że Bóg wymaga radykalnych wyborów, że tego od nas oczekuje, że nie ma nic pośrodku. Ale gdy Twoje życie zostało już jakoś określone, gdy stworzyłaś ze Swoim cywilnym mężem świat jego dzieciom, odejście nawet w imię Boga nie usprawiedliwia. Byłam z nim i dziećmi (10 i 13 lat) praktycznie od zawsze, wychowywałam, tłumaczyłam co dobre a co złe, uczyłam kim jest Bóg i jak żyć w imię Jego przykazań. Dzieci wiedzą jaki związek tworzymy z mężem, wiedzą, że jest to wbrew Bożym planom. Kochają mnie jak matkę, wiem i czuję to każdego dnia, też bym za nie życie oddała. Jak więc w imię Boga powiedzieć im, że po tylu latach odchodzę, bo co? Bo zmieniłam zdanie? Nie, niemożliwe. Nawet w imię wiary nie jestem w stanie skrzywdzić dzieci, zostawić ich po raz drugi, one by mi tego nie wybaczyły. Mąż szuka ze mną kompromisu, składa deklarację, zgodził się na uczęszczanie na spotkania małżeństw niesakramentalnych, powiedział że zdecyduje się na czystość po uzyskaniu wyroku I instancji w Sądzie Kościelnym, że odda mi dwa miesiące w roku na życie w czystości. Dużo, ale wiem, że nie tego Bóg chciał. Boje się, że to zły przemawia do mnie i przekupuje. A Matuchna nasza kochana płacze nade mną. Gdybym mogła zapaść się pod ziemię.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Anka30 (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-07 09:29

Kami, jak dzieci mieszkają tyle lat z ojcem, to coś ta miłość i tęsknota matki szwankuje. Normalnie dzieci zostają przy matce. Wszystko zależy od wieku dzieci, ale widać że to Monika zastępuje im matkę. "W sprawach duchowych nie ma kompromisów". Tak, ale jest często ciężka droga powrotów. Kościół to rozumie lepiej, niż Ty, prowadząc duszpasterstwo "niesakramentalnych".

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Nell (178.73.48.---)
Data:   2011-10-07 10:36

Myślę, że Matka Boża nad Tobą nie płacze. Nawracasz się przecież krok po kroku, weszłaś na, jak to dobrze określiła Anka30, "ciężką drogę powrotu", a w Niebie jest wielka radość z tego powodu (por. Łk 15,10). I wszyscy tam wspierają Ciebie i Twojego męża. Pamiętaj, że on też musi mieć czas, żeby to wszystko "ogarnąć". On, o ile rozumiem, nie spotkał jeszcze Boga tak jak Ty i nie zapragnął oddać Mu swojego życia. Bądź cierpliwa. Módl się, by Bóg udzielił Mu tej łaski. To wspaniale, że idziecie na spotkanie niesakramentalnych. Moim zdaniem to jest teraz najważniejsze - żebyście korzystali z pomocy doświadczonego kapłana i wsparcia wspólnoty. Dzięki temu będzie też mniej dylematów w stylu "czy to zły, czy nie zły", lepiej będziecie rozumieć, czego Bóg oczekuje od Was teraz, w tym momencie Waszego życia. Pozwólcie się prowadzić Bogu.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: salamanka (---.acnielsen.pl)
Data:   2011-10-07 11:19

Spróbuj też pozbyć się przynajmniej części egzaltacji, która bije z Twoich postów ("Matuchna płacze", itd). Domyślam się, że jako dla osoby świeżo nawróconej lub nawracającej się może być to trudne, ale nikomu tym nie pomagasz, a najmniej sobie. Zaburza to trzeźwe i praktyczne postrzeganie sytuacji.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Kami (---.play-internet.pl)
Data:   2011-10-07 14:31

Jedyne co mogę zrobić w tej sytuacji to modlić się za Ciebie.
Polecam bardziej czytanie Pisma Świętego i udział we Mszach świętych niż postów na katoliku. To nie my mamy Ci mówić co zrobić. Możemy wyrazić nasze subiektywne opinie, ale i tak nie znamy całej sytuacji. Potrzeba by na to napisania kilku tomów książek Twojej historii, a i tak nie dałoby to pełnego obrazu. Tylko Bóg zna Twoje życie, więc lepiej to u Niego szukaj odpowiedzi na pytania, problemy, itp. On wie wszystko i zna Ciebie najlepiej i bardzo Ciebie kocha. Pomoże Ci.
Z Bogiem.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Monika (---.pioneer.com.pl)
Data:   2011-10-07 15:12

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi i pomoc. Będę nieprzerwanie tak jak już od lat szukać odpowiedzi w Piśmie Świętym i w Modlitwie. Z Bogiem.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: A-Mail (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-09 22:57

Droga Moniko, siedzę akurat w Czytelni "katolik.pl" i znalazłem coś dla Ciebie. Wydaje mi się, że ten artykuł może umocnić twoją decyzję. http://www.katolik.pl/slowo--ktore-zmienilo-dyplomate,22268,416,cz.html - A tak na marginesie, czy Twój cywilny mąż kocha Ciebie, czy twoje ciało?

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: B. (---.warszawa.mm.pl)
Data:   2011-10-10 02:54

A co jest z żoną? Czy gdyby nie to że jesteś w tej rodzinie, to czy mężczyzna nie szukałby możliwości pojednania z żoną? Szczególnie, gdyby nawrócił się?

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: salamanka (---.acnielsen.pl)
Data:   2011-10-10 08:41

Nie ma co gdybać, sytuacja jest, jaka jest, i to jest punkt wyjścia. Nawiasem mówiąc, ten mężczyzna nie wydaje się być podatnym materiałem na nawrócenie (chociaż oczywiście Bóg może wszystko), a fakt, że dzieci mieszkają z nim, a nie z żoną, też dość dobitnie może świadczyć o tej ostatniej - w Polsce matka musi naprawdę negatywnie się "postarać", żeby sąd przyznał opiekę nad dziećmi ojcu. Więc może po prostu nie było już czego sklejać... dzieci mają prawo do normalnego dzieciństwa, a nie w domu wiecznych kłótni albo cichych dni.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: B. (---.warszawa.mm.pl)
Data:   2011-10-10 10:28

"Nie ma co gdybać". - Nie przemawia Jezusowe: "Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" (Mt 19,6)? To może aspekt materialny będzie czytelny? W sytuacji, o której teraz piszę nikt z ludzi nie upomniał się o żonę i dziecko (upomni się i upomniał już tylko Bóg) dopiero sprawy spadkowe obudziły dalszą rodzinę. Druga "żona" na równi z pozostałymi krewnymi pretendowała do spadku po rodzinie. Pierwsza żona i dziecko nie mieli praw żadnych. W sytuacji załatwiania spraw spadkowych ktoś z rodziny niezbyt dyplomatycznie (ale trafnie) zaczął pytać "a co do tego ma ta przybłęda?"
Moniko, młoda byłaś i głupia, sama to przyznajesz. To Pan Bóg Ci odpuści w spowiedzi Świętej. Niech Twoja historia będzie chociaż ostrzeżeniem dla innych młodych kobiet - od żonatego (także rozwiedzionego ale żonatego sakramentalnie) ucieka się gdzie pieprz rośnie. Nie jest rolą innej kobiety litowanie się nad mężczyzną i troska o cudze dzieci. Ta troska jest jednocześnie zablokowaniem właściwego kierunku myślenia mężczyzny (-> "pojednanie z żoną"). Czy po 9 latach Jezusowe "Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!" (Mk 10,9) - przestaje obowiązywać? Czy kiedykolwiek "jest już za późno"? Nauka Chrystusa nigdy nie traci aktualności, nigdy więc nie jest za późno. Napisałaś Moniko, że uczyłaś dzieci odróżniania dobra i zła. A czego nauczyłaś je o Przykazaniu "czcij ojca swego i matkę swoją"? Może jest chora, samotna i nieszczęśliwa?
I proszę nie pisz "proszę o pomoc Was, natchnionych przez Boga", - Jak widzisz są różne odpowiedzi, kto więc jest natchniony a kto nie? Jakoś tak nie wypada orzekać o tym człowiekowi.
Masz dopiero 28 lat, jesteś młoda. Odejdź więc, spróbuj założyć rodzinę z wolnym mężczyzną, miej własne dzieci i normalne życie małżeńskie. Rozstanie zawsze musi poboleć, ale poboli i przestanie. Dla dzieci, sporych już (miały pewnie kilka lat jak tam przyszłaś plus 9 lat Twojego pobytu) będzie to przepiękny przykład nawrócenia, powrotu do Boga, tego, że Bóg jest aż tak ważny. To im możesz dać, ten dobry szok wierności Bogu. Módl się za nich, aby mężczyzna nawrócił się i aby dzieci żyły po Bożemu mimo złych doświadczeń. Zamiast myśleć o wyrzeczeniu się życia intymnego na całe życie pomyśl o tym co powiedział Pan Jezus i o założeniu własnej, zdrowej rodziny. Pozdrawiam.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: salamanka (---.acnielsen.pl)
Data:   2011-10-10 10:50

Dla małych dzieci nie będzie to żaden piękny przykład nawrócenia, tylko życiowa tragedia. I szok, jak najbardziej. Tylko raczej negatywny. Przywiązanie do jednego z przykazań Dekalogu nie może oznaczać rezygnacji z przykazania miłości, bo wtedy mamy do czynienia z jakąś karykaturą chrześcijaństwa.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Kami (---.play-internet.pl)
Data:   2011-10-10 12:40

Salamanka, co to za przykład miłości, kiedy pokazuje się dzieciom, że w życiu trzeba unikać zranień i bólu? To przecież pójście na łatwiznę. Prawdziwa miłość jest zdolna do poświęceń i rozstań w imię najwyższego Dobra jakim jest Bóg. To On powinien być na pierwszym miejscu i wtedy wszystko będzie na dobrym miejscu.
Dzieci być może chcą poznać bliżej swoją prawdziwą mamę, a życie na kocią łapę w tym przeszkadza. To tyle. Jeżeli jesteś katolikiem, będziesz wiedziała co robić. Najlepiej posłuchaj Jezusa.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Black & White (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2011-10-10 12:54

Czasem i przykazanie miłości traktowane nie po Bożemu, ale po naszemu (ludzku) staje się karykaturą chrześcijaństwa. A dzieci w wieku 10 i 13 lat mają swój rozum, potrafią myśleć i wyciągać wnioski. Tym bardziej, kiedy się z nimi rozmawia, tłumaczy, wyjaśnia, traktuje serdecznie i jednocześnie poważnie. A społeczne przyzwolenie na grzech (nawet choćby miało się najlepsze intencje), zawsze jest złem.
Ale widzę, że Moderator pozwala na dyskusję, która niewiele pomoże zainteresowanej. Czytając ją widzę oczyma wyobraźni dwie postaci: białą i czarną - anioła i diabła. Ich walkę. Czy o to chodzi?

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Esterka (---.wbiis.tu.koszalin.pl)
Data:   2011-10-10 13:44

Kami, tu nie chodzi o unikanie jakichkolwiek zranień i bólu, tylko tak traumatyczne przeżycie, jakim jest pozbawienie dziecka matki. Nie wiem, czy znalazłaś się w takiej sytuacji - ja tak i żadnemu dziecku jej nie życzę. A te dzieci już raz były w takiej sytuacji. To, o czym piszesz, to ideał, do którego dorośli nie dorastają, a co dopiero dzieci.
Black & White - możesz wyjaśnić, co rozumiesz poprzez traktowanie w tej sytuacji przykazania po ludzku, a co po Bożemu?
Wg mnie dzieci wyciągną jeden wniosek - jedna mama nas nie chciała, teraz druga nie chce, więc po co w ogóle żyć?

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Nell (---.ip.netia.com.pl)
Data:   2011-10-10 13:50

Gdyby jedynym wyjściem z sytuacji związku niesakramentalnego było rozstanie, Kościół nie prowadziłby duszpasterstwa związków niesakramentalnych. A jednak prowadzi. Niektóre pary pozostają razem otoczone troską duszpasterską. Może powinniśmy oskarżyć Kościół o to, że promuje życie w grzechu? To "dziwne", a jednak Bóg daje czas mężczyznom i kobietom w takich związkach, by dojrzeli do radykalnych decyzji, sam ich z czasem uzdrawia i uzdalnia do pójścia trudną drogą. Sytuacja Moniki jest bardzo skomplikowana i chyba wszyscy odpowiadający zdają sobie sprawę z tego, że nie znamy wielu istotnych informacji dotyczących relacji ona-mąż, mąż-poprzednia żona, ona-dzieci, mąż-dzieci, była żona-dzieci, itd.
Nie lubię się powtarzać, ale się powtórzę - Monice prawdziwie może pomóc tylko doświadczony kapłan i ewentualnie doświadczeni świeccy z duszpasterstwa dla osób w związkach niesakramentalnych, którzy pomogą jej w realu. Tylko taka pomoc ma sens, po pierwsze ze względu na to, że osoby te posiadają wystarczającą wiedzę i doświadczenie, a po drugie dlatego, że mogą się dopytać o istotne szczegóły. Rady takich osób rzeczywiście rzucą światło na sytuację Moniki, w odróżnieniu od naszych postów, które - z oczywistych względów - piszemy trochę "na czuja". Moderator czasem, zresztą bardzo słusznie, nie publikuje niektórych pytań, tylko odsyła pytającego do specjalistów w realnym świecie, gdy sprawa jest delikatna i skomplikowana, i jako taka nie kwalifikuje się do roztrząsania na forum. Wydaje mi się, że sprawa Moniki należy do tej kategorii. Roztropność jest miarą cnót. Cokolwiek Monika ma zrobić (odejść, zostać, zdecydować się z mężem na białe małżeństwo, cokolwiek), powinna zrobić po głębokim przemyśleniu i przemodleniu sprawy, biorąc pod uwagę wszystkie jej aspekty (np. swoją relację z dziećmi), wsparta radami i prowadzeniem mądrego duszpasterza.
I właśnie do udania się po fachową pomoc jeszcze raz Cię, Moniko, zachęcam.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: salamanka (---.acnielsen.pl)
Data:   2011-10-10 14:12

Nie wiemy, czy dzieci chcą na pewno poznawać swoją biologiczną matkę - jest to przypisywanie małym ludziom sposobu myślenia i odczuwania dużych ludzi (zresztą nie jedyne w tym wątku) i moim zdaniem całkowicie błędne. Natomiast z tego co pisze Monika, na pewno nie chcą stracić swojej mamy przybranej. Podobnie jak Nell uważam, że Monice jest potrzebna fachowa pomoc w duszpasterstwie małżeństw niesakramentalnych, a nie podejmowanie decyzji pod wpływem emocji i rad z internetu. Może zamęt, jaki panuje teraz w jej głowie i z jakim bagażem cierpień wiąże się każda decyzja, jest już wystarczającą pokutą za grzech popełniony w wieku 19 lat.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Kami (---.play-internet.pl)
Data:   2011-10-10 17:33

"Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła" (1 Tes 5,22)
Moniko, sama widzisz, że ilu ludzi tyle porad i różnych odłamów systemów moralnych. A prawdziwy system moralny jest jeden - Boży, najlepiej więc udaj się z tym wszystkim do Boga. Szukaj rozmowy z dobrym duszpasterzem i módl się. Bóg zawsze pomaga.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Alanka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-10 18:37

Witaj, Przeżyłam nawrócenie, wyjście z takiego związku, powrót do sakramentalnego męża i zupełny już rozpad swojego małżeństwa. Tylko wiara została. Nie wracam do przeszłości, więc nie powiem, czy to miało sens. Takie decyzje podjęłam, Bóg to wie i ludzie, których swoją nieodpowiedzialnością skrzywdziłam podejmując decyzje w tą, lub drugą stronę. To niezwykle trudny konflikt sumienia i ogromne podziękowania spowiednikom, że zawsze starali się wspomóc i podtrzymać na duchu.
Nie jest też tak, że wiara i sakramenty wypełnią pustkę po miłości i drugim człowieku. Wcale nie ułatwią dalszego życia.
Moniko, może Jezus upomni się tak bardzo o Ciebie, że swoje dotychczasowe życie zrujnujesz. Ale uwierz mi, nie będzie łatwiej. Cokolwiek postanowisz wytrwaj w tym i nie oglądaj się za siebie - to jedyne wyjście. I nie skrzywdź tych ludzi ponownie.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2011-10-10 19:10

"ilu ludzi tyle porad i różnych odłamów systemów moralnych" - Owszem porady różne, ale moim zdaniem, wszystkie oparte na jednym systemie moralnym - Dekalogu. W żadnej wypowiedzi nie ma poparcia dla grzechu cudzołóstwa. Ich przeciwstawność bierze się między innymi stąd, że bardzo różnimy się umiejętnością spojrzenia na świat oczami dziecka.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Kami (---.play-internet.pl)
Data:   2011-10-10 22:11

Czy życie w takim związku jest oparte na Dekalogu? Skoro Monika ma wyrzuty sumienia, chyba jednak nie jest wszystko w porządku, a wręcz przeciwnie. Sumienia nie można zagłuszać, bo będzie coraz gorzej. Lepiej jak najszybciej zacząć działać w tej sprawie i porozmawiać z księdzem, a co najważniejsze być w kontakcie z Bogiem. Miłość nie polega na tym, żeby ludziom wokół Ciebie było przyjemnie. Miłość to dbanie o zbawienie i dobro drugiego człowieka.
Czy pozostawanie z mężczyzną, który w ten sposób ma okazję popełniać cudzołóstwo jest dla niego dobre?
Czy pokazywanie dzieciom takiego przykładu jest dla nich dobre? Czy zmniejszanie szansy pojednania dzieci ze swoją biologiczną mamą i męża ze swoją żoną jest dobre?
I co najważniejsze, czy zamykanie sobie drogi do sakramentów świętych i bliskiego kontaktu z Bogiem jest dobre?
To podstawowe pytania, jeżeli chcemy mówić o miłości.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-11 00:33

Życie nie jest czarno-białe, niestety. To jest naprawdę bardzo trudna sytuacja. I bardzo Ci współczuję, bo kiedy się spotyka Boga, to chcielibyśmy wszystko rozwiązać natychmiast i już się tylko cieszyć. Niestety, za niektórymi grzechami konsekwencje ciągną się do końca życia, nie tylko naszego. Adam i Ewa już dawno są w niebie, a my tu przez nich się ciągle musimy męczyć.
Tu nigdy nie będzie prostej radości z nawrócenia. Jak wyżej napisano, czeka Cię ciężka droga powrotu. Na tym przykładzie widać najlepiej, że nasz grzech zawsze unieszczęśliwia i nas i innych. Bo nam się zawsze na początku wydaje, że dajemy szczęście - na tym polega fałsz grzechu. Prawdę widzimy dopiero po latach.
Dziękujemy Ci za ten wątek, bo trzeba, żeby go czytali młodzi ludzie, którzy właśnie próbują sobie życie spaprać i wydaje im się, że ich miłość jest ważniejsza od Boga. Do nich trzeba kierować ostre słowa, nimi trzeba potrząsnąć, żeby nie zniszczyli życia sobie i komuś. Gdybyś 9 lat temu mówiła, że chcesz pomóc rozwodnikowi, który samotnie wychowuje maleńkie dzieci (czy dobrze rozumiem, że miały wtedy rok i cztery lata?), bo go kochasz, tłumaczyłabym, że nie tędy droga. Ale teraz już wszystko się stało. Dla dzieci jesteś matką, bo spędziły z Tobą całe swoje świadome życie. Zaczyna się ich trudny wiek, kiedy bardzo będą potrzebować Twojej pomocy i miłości. Teraz nie możesz od nich odejść, bo zniszczysz ich świat. Podobnie jak nie można adoptowanych dzieci wyrzucić z domu. Wychowywanie dzieci, dla których jesteś od wielu lat matką, nigdy nie będzie grzechem, tylko miłością. One nie są niczemu winne. Podjęłaś się wobec nich obowiązku bycia matką i dopóki nie będą dorosłe, powinnaś to kontynuować.

Warto poczytać Familiaris Consortio Jana Pawła II.
Z jednej strony bardzo wyraźne podkreślenie, że ludzie żyjący w związku niesakramentalnym nie mogą przystępować do sakramentów i nie można liczyć na jakąkolwiek zmianę stanowiska Kościoła w tej kwestii. Bo to jest Boże przykazanie. To jest potępienie grzechu. Tam, gdzie jest trwanie w grzechu, tam Bóg jest wyrzucony za drzwi. Na nic się nie zdadzą tutaj uczucia, ani Twoje, ani nasze, na nic zrozumienie i współczucie. Tego nie zmienisz.
Cytat: "Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do Komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do Komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa".

Ale papież - potępiając grzech - nie potępia grzesznika. Szuka rozwiązania. Prosi Kościół w jego duszpasterzach o pomoc dla tych ludzi.
Cytat: "Razem z Synodem wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego życiu. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei".

Jakie wyjścia papież proponuje? Czy jedynie kategoryczne rozstanie, bez względu na konsekwencje, na dzieci, na wspólnotę miłości, majątku? Rzucić wszystko bez patrzenia wstecz, niech sobie oni radzą, bylebym ja była wolna? O ile zamieszkanie razem było tylko i wyłącznie złem, o tyle teraz sytuacja nie jest jednoznaczna. Najpierw: że nie wszystko jest całkiem czarne albo białe i trzeba to zauważyć:
Cytat: "Niech wiedzą duszpasterze, że dla miłości prawdy mają obowiązek właściwego rozeznania sytuacji. Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne".
Przy okazji tego cytatu pytanie Moniko do Twojego męża: jeśli żona odeszła, zostawiając jemu na wychowanie dwójkę tak maleńkich dzieci, to naprawdę coś z nią musiało być "nie tak". Napomykasz o Sądzie Kościelnym. Czy to znaczy, że mąż złożył wniosek o stwierdzenie nieważności ślubu i czekacie na decyzję? To byłoby piękne rozwiązanie problemu. Jeśli natomiast jest to tylko gdybanie, namów go, żeby próbował. Dla mnie jest to ogromna niedojrzałość jego żony i jest to dla was szansa, żeby wszystko się rozwiązało.

Natomiast "na teraz" papież pisze w adhortacji:
"Pojednanie w sakramencie pokuty — które otworzyłoby drogę do Komunii eucharystycznej — może być dostępne jedynie dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Oznacza to konkretnie, że gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów — jak na przykład wychowanie dzieci — nie mogąc uczynić zadość obowiązkowi rozstania się, postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom".
Czyli z jednej strony absolutny wymóg życia w czystości, ale z drugiej strony - wcale nie ma kategorycznego wymogu odejścia od założonej rodziny, co tu wyżej było sugerowane. Papież mówi "dla ważnych powodów". Którzy dla ważnych powodów nie mogą się rozstać. Na przykład wychowanie dzieci - pisze papież. Na przykład - oznacza to, że mogą być jeszcze jakieś inne względy, a nie tylko dzieci. Może konieczność opieki w jedną czy drugą stronę, czy brak środków do życia, czy co innego. Ale nas tutaj interesują przede wszystkim dzieci. To nie ma znaczenia, że Monika ich nie urodziła. To są dzieci przysposobione - tak to rozumiem, choć nie wiem jak jest w papierach. Monika pisze: "wiedziałam, iż jest rozwiedziony i wychowuje 2 dzieci". - To dziewięć lat temu, kiedy go poznała. Teraz dzieci mają 10 i 13 lat - czy dobrze to rozumiem, Moniko? To o takiej sytuacji papież pisze: "nie mogąc uczynić zadość obowiązkowi rozstania się". To się nazywa "odpowiedzialność". O ileż prostsze byłoby życie, gdyby człowiek nie musiał ponosić odpowiedzialności za swoje poprzednie decyzje, prawda? Rzucić wszystko w cholerę, a samemu być świętym, nie zastanawiając się co inni czują. Niestety, grzech komplikuje życie.

Dla dzieci nie byłby to przykład miłości do Boga, już prędzej zrodziłby nienawiść do Boga i Kościoła, który im zabiera matkę. Monika pisze, że tak w tej chwili czuje to mąż. I to przełożyłoby się na dzieci. Trzeba myśleć także o ich wierze. Dzieci byłyby porzucone. Nie da się porzucić dzieci i być szczęśliwym z Bogiem. One nie są dorosłe. Mąż już przeżył szok. To prawda, on jest dorosły i musiałby sobie z tym poradzić. MUSI sobie z czasem z tym poradzić.

Dobrze Moniko, że namówiłaś go na spotkania "niesakramentalnych". Tylko nie spodziewaj się prostych rozwiązań. Nikt tam wam nie powie: "a idźcie kochani do Komunii, bo biedni jesteście". Ale mąż zobaczy, posłucha świadectw, że da się żyć w czystości. Ty uspokoisz się trochę i nauczysz się na czym teraz polega miłość do męża, który mężem nie jest. Będziecie szukać wyjścia. Będziecie się razem modlić. Miej cierpliwość do męża, bo Ty kiedyś też tego nie rozumiałaś. W swoim dobrym pragnieniu musi być miejsce na miłość do męża. Ta miłość teraz nie może być mniejsza. Przeciwnie, po spotkaniu Boga musi być mocniejsza. Cierpliwsza. Inaczej okazywana. Bo to jest Twoje świadectwo o Bogu. On nie może czuć się nagle dla Ciebie niczym. Musisz nauczyć się go kochać inaczej, i on też musi się tego nauczyć. To będzie naprawdę trudne. Cudownie by było, gdyby i on z czasem spotkał Boga naprawdę. Ale na to wszystko potrzeba czasu.

Jedynym w tej chwili rozwiązaniem jest życie w czystości. Do tego trzeba przekonać męża. Dla mnie Moniko sytuacja o tyle jest łatwiejsza, że jest nadzieja na dobrą dla Was decyzję sądu kościelnego. A ta nadzieja oznacza, że nie musicie mówić: "już nigdy", "na zawsze nie". Macie ten czas podzielony na części. Nie "już nigdy", ale do chwili decyzji sądu. To jest łatwiejsze. Ta granica jest bliżej. Ten czas ma koniec. Jeśli sąd orzeknie inaczej - dopiero wtedy będziecie myśleć dalej. Na razie nie ma co myśleć o nieskończoności. Czas łatwiej przeżyć, gdy ma jakiś koniec. A gdy będziecie pośród innych ludzi, którzy przeżywają to samo co wy, będzie znów troszkę łatwiej. Tam nie będzie potępiania. Nie będzie niezrozumienia. Będziecie sobie wzajemnie pomagać. Kochaj swoją rodzinę. Kochaj męża mocno i módl się za niego, żeby Twoja decyzja nie popchnęła go w grzech z kim innym. Razem weszliście w świat grzechu i razem powinniście z niego wyjść. Musisz go jeszcze mocniej pokochać. Tylko inaczej. Teraz musisz dbać także o to, by męża nie prowokować. W stroju, zachowaniu. By nie dopuścić do zbytniej intymności.
Może się uda i kiedyś będziecie prawdziwym małżeństwem?

Cytuję:
Małżeństwa niesakramentalne

Środowisko Spotkań Małżeńskich prowadzi specjalne rekolekcje dla osób pozostających w związkach cywilnych zawartych po rozwodzie. W czasie tych rekolekcji małżeństwa żyjące w związkach cywilnych mogą przeżyć bardzo głęboką prawdę, że Bóg stawia również na ich drodze drogowskazy miłości. Uczestnikom rekolekcji nie proponujemy gotowych schematów ani łatwych rozwiązań. Każda sytuacja osób żyjących w drugim związku po rozwodzie jest bardzo indywidualna, niepowtarzalna. Z tego względu w czasie rekolekcji zachęcamy do indywidualnej refleksji nad własnym życiem; refleksji inspirowanej wprowadzeniami kapłana i świadectwami małżeństw animatorów, które doświadczyły dramatu rozwodu i przeżyły pojednanie z Bogiem.

"Wyjechałam z tych rekolekcji umocniona na duchu z poczuciem, że Bóg mnie kocha i chociaż nie da się cofnąć zaistniałej sytuacji, to jednak On będzie nas prowadził, jeżeli tylko my sami będziemy chcieli żyć bliżej Niego" - powiedziała jedna z uczestniczek rekolekcji.
"Zetknąłem się już z różnymi głosami w sprawie naszego małżeństwa. Za każdym razem proponowano nam rozwiązania, które były dla nas nie do przyjęcia, byłyby naprawianiem zła przez wyrządzanie zła jeszcze większego. Tu tego nie było. Zobaczyliśmy jak zło naprawdę zwyciężać dobrem".

Zgłoszenia na rekolekcje dla małżeństw w powtórnych związkach po rozwodzie przyjmują:
Irena i Jerzy Grzybowscy, e-mail: spotkmal@qdnet.pl;
Irmina i Krzysztof Antoszkiewiczowie, tel. 605 588 121, (022) 815 30 97
e-mail: antoszkiewiczowie@spotkaniamalzenskie.pl
Najbliższe: 9-11 grudnia 2011 Warszawa

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: B. (---.warszawa.mm.pl)
Data:   2011-10-11 11:47

"Środowisko Spotkań Małżeńskich prowadzi specjalne rekolekcje dla osób pozostających w związkach cywilnych zawartych po rozwodzie." - Do tego Środowiska zostało skierowane zapytanie:
"Szanowni Państwo, W związku z organizowaniem rekolekcji dla par żyjących w związkach niesakramentalnych uprzejmie pytam, czy są też rekolekcje dla porzuconych żon i dzieci?" Odpowiedź była następująca:
"Witam Niestety my takich rekolekcji nie organizujemy. Pozdrawiam"

Czy zacytowane wyżej wypowiedzi Ojca świętego są wypowiedziami ex cathedra, orzekającymi (jak np, ogłoszone oficjalnie nieomylne dogmaty)?
Nie są takimi. Ojciec święty nie tworzy wszystkich dokumentów sam. Często jest projekt i jego autor, jest analiza specjalistów i ich opinia na temat projektu, jest podpis (lub jego brak) Ojca Świętego. Ale nawet Katechizm Kościoła katolickiego, kluczowy dokument podpisany przez Ojca świętego był już zmieniany, a poprawki są widoczne w wydaniach on line (przekreślona czcionka słów wykreślonych, inny kolor czcionki słów dodanych). Zatem rozmowa o sprawach poruszanych w wątku nie jest zamknięta. W stosunku do orzeczeń o uznawaniu małżeństw za nieważne wypowiadał się też Ojciec święty (Benedykt XVI):
"Benedykt XVI o orzekaniu nieważności małżeństwa
Watykan, 28.01.2006
Proces kanoniczny orzekający nieważność małżeństwa nie jest "niepotrzebnym komplikowaniem życia wiernym, ani tym bardziej zaostrzaniem ich konfliktu, ale jedynie posługą prawdzie" - stwierdził Benedykt XVI.
Papież mówił o tym sędziom i adwokatom Trybunału Roty Rzymskiej, którzy rozpoczęli 98. rok sądowniczy od reformy tej instytucji przez św. Piusa X.
W obszernym przemówieniu Papież podkreślił, że celem procesu jest "orzeczenie prawdy przez bezstronną osobę trzecią, po przedstawieniu przez strony argumentów i dowodów". Zaznaczył też, że "żaden proces nie jest wymierzony w żadną ze stron". - Specyfiką procesu w sprawie nieważności małżeństwa jest to, że nie chodzi w nim o spór stron o dobro, które ma być przyznane którejś z nich. Przedmiotem procesu jest orzeczenie prawdy w sprawie ważności bądź nieważności konkretnego małżeństwa, czyli rzeczywistości, która jest podstawą instytucji rodziny i która w najwyższym stopniu interesuje Kościół oraz społeczeństwo. W procesach tego rodzaju adresatem prośby o orzeczenie jest sam Kościół - powiedział Benedykt XVI.
Zauważył też, że w postępowaniu należy dążyć do zagwarantowania obiektywizmu i wydania orzeczenia w rozsądnym terminie, czyli bez niepotrzebnej zwłoki.
Papież przypomniał, że "orzeczenia kościelne w tej materii wpływają na możliwość bądź niemożliwość otrzymywania Komunii eucharystycznej przez niemałą liczbę wiernych".
Mówiąc o wymiarze duszpasterskim procesu kanonicznego unieważnienia małżeństwa Benedykt XVI zwrócił uwagę, iż "może się czasem zdarzyć, że miłosierdzie duszpasterskie zostanie zakażone postawą uległości wobec osób". - Postawa ta może wydawać się duszpasterska, w rzeczywistości jednak nie odpowiada dobru osób i samej wspólnoty kościelnej; unikając konfrontacji z prawdą, która zbawia, może ona nawet okazać się szkodliwa w odniesieniu do zbawczego spotkania każdego z Chrystusem - zwrócił uwagę papież.
Benedykt XVI podkreślił, że "zasada nierozerwalności małżeństwa należy do całości chrześcijańskiej tajemnicy". - Dzisiaj musimy niestety skonstatować, że prawda ta bywa czasem przyćmiona w sumieniu chrześcijan i osób dobrej woli - dodał papież. Podkreślił, że "zwodniczą przysługą" wyświadczaną małżeństwom przeżywającym trudności byłoby umacnianie w nich "tendencji do zapominania o nierozerwalności własnego związku".
KAI (ml, kg //mr)"

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: salamanka (---.acnielsen.pl)
Data:   2011-10-11 12:34

Bogumiło, jak zwykle trafiasz w sedno. Dziękuję Ci za tę wypowiedź.
Od siebie dodam dla Moniki tylko tyle: jeżeli nawet sprawa skończy się tak, że Twój mąż uzyska orzeczenie o nieważności poprzedniego związku, postępuj w tej sytuacji bardzo delikatnie i ostrożnie - żeby się na koniec nie okazało, że z Waszego związku nie ma już de facto czego "zbierać", bo zostały same zgliszcza. Z dziećmi będzie pewnie inaczej, ale pytanie, czy Twój mąż nie okaże się tak głęboko zraniony (pamiętaj, że on nie ma oparcia w wierze, nie ma się czego uchwycić, czuje się zdradzony przez Ciebie, a może i obwinia o wszystko Boga, nie rozumie tego, co się dzieje w jego życiu), że nie będzie już chciał, albo nie będzie w stanie wejść z Tobą w związek sakramentalny. Moim zdaniem to bardzo ważna kwestia, której nie wolno zaniedbać.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Monika (---.pioneer.com.pl)
Data:   2011-10-11 14:08

Raz jeszcze chcę wszystkim podziękować, 40 odpowiedzi. Wielu z Was napisało, że internet to nie miejsce na roztrząsanie takich spraw. I pewnie macie rację. Ale każdy z nas potrzebuje czasem poznać opinię kogoś z boku, kto znalazł się w podobnej sytuacji, albo właśnie nie ma o tym pojęcia i trzeźwym okiem spojrzy na wszystko z boku.
Podjęłam decyzję walki. Ale walki rozsądnej, nie wbrew wszystkiemu. Pewnie spakować walizki i odejść byłoby najprościej, zostawiając wszystko w rękach Boga. Ale pozostaje jeszcze kwestia odpowiedzialności za drugiego człowieka, za swoje błędne decyzje, odpowiedzialność za ewentualne konsekwencje mojej decyzji. Myślę, że to nie byłaby właściwa droga.
Podjęłam walkę o miłość swojego cywilnego męża, o zrozumienie i nawrócenie na właściwą drogę. I będę się o to modlić i błagać, póki sił mi wystarczy. Nie odpuszczę. Bóg będzie musiał mnie wysłuchać i pomóc. Wymodlę też decyzję Sądu, bo wiem, że są mocne podstawy. Będę czekać do końca,
Bóg mnie kocha i mi pomoże. W mym sercu wyryte są trzy słowa: JEZU UFAM TOBIE.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: 38 na karku (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-11 15:45

Moniko, modlimy się, mówiąc do Boga: "bądź wola Twoja". Taka jest nasza wiara. A Ty sama wszystko już ustaliłaś i nawet myślisz wymusić coś na Bogu? Przemyśl to jeszcze raz.
Byłoby mi bardzo trudno tak spakować walizki i odejść. To wcale nie jest takie proste, jak myślisz. Szczęść Boże w Twoich poszukiwaniach i decyzjach.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-11 21:22

Nawiązując do posta 38 n/k i ostatniego Moniki.
Masz prawo, Moniko, mieć pragnienia. Masz prawo o te pragnienia się modlić. Masz prawo nawet w jakiś sposób "walczyć" z Bogiem, jak kiedyś Jakub. Ale to "bądź wola Twoja" jest bardzo ważne. Po swojemu już raz zrobiłaś. I widzisz jak wyszło. Nastaw się teraz, że zrobisz tak, jak Bóg chce. Kiedy pisałam, że to bardzo trudna sytuacja, dokładnie to miałam na myśli, że będzie trudno. Musisz wziąć pod uwagę wszystkie scenariusze. Jeszcze nie wiesz jaką drogą poprowadzi Cię Bóg, albo w co się wmiesza diabeł, i jak to się wszystko skończy. Niekoniecznie tak, jak sobie wymarzyłaś. Z tych marzeń masz prawo brać siłę do walki ze sobą i swoim grzechem, do nawrócenia. Ale już teraz zgódź się na to, co może być.
Zmyślam. Ale może być przecież i tak, że sprawa w sądzie kościelnym połączy dawnych małżonków, a nie podzieli. Mogą się spotkać i wrócić do siebie. Ludzie się zmieniają. Twój "mąż" może jednak nie umieć żyć w czystości obok Ciebie. Prawowita żona może zmądrzeć, i uczepi się ostatniej deski ratunku przy przypadkowym spotkaniu męża w sądzie. Nawet taka sprawa jak głód seksu męża, może ich na nowo połączyć. Tu byłoby przynajmniej dobro. Ale mąż może też odejść do innej kobiety i zabrać dzieci. Zło, którego nie dasz rady zmienić. Albo sąd może orzec, że ślub był ważny. To, że matka zostawiła męża i dzieci (jeśli to był jej wybór) może jedynie oznaczać, że była złym człowiekiem po ślubie, a nie, że ślub nie był ważny. Nie chcę Cię straszyć, ale zwrócić uwagę na to, że życie może przynieść niespodzianki, niekoniecznie miłe.
A Ty musisz trwać w swoim postanowieniu powrotu do Boga. Twoja decyzja na pewno przyniesie jakieś dobro. Ale jeszcze nie wiadomo jakie. Dobro może czasem bardzo zaboleć. Ucz się mówić: "bądź wola Twoja", bo wtedy łatwiej będzie Ci przyjąć te różne scenariusze życia.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: A-Mail (---.grudziadz.mm.pl)
Data:   2011-10-11 22:58

Namawiam Cię do walki o tzw. białe małżeństwo, jeżeli czytałaś mój poprzedni post, lekko o tym wspomniałem podając linka. W ten sposób dzieciom nie zaszkodzisz, sobie też, kochajcie się miłością braterską nie małżeńską. Jeżeli Twój cywilny mąż to zrozumie, byłoby to najlepsze rozwiązanie.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: 38 na karku (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-12 08:01

Walczyć warto i trzeba przede wszystkim o zbawienie.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: A-Mail (---.grudziadz.mm.pl)
Data:   2011-10-13 08:31

Takie życie w "białym małżeństwie" też jest wg mnie drogą do zbawienia, bo zachowujemy 6 przykazanie.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: 38 na karku (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-10-13 09:07

Ale jeśli to "białe małżeństwo" byłoby przeszkodą do zejścia się sakramentalnego małżeństwa, to co? Nie wiemy, jak jest w przypadku Moniki, nie wiem, czy Monika wie. Chodzi o dotrzymanie przysięgi ślubnej. W takich sprawach potrzeba wiele delikatności i mądrości, żeby tak trudne sytuacje rozwikłać, a walka w takich sprawach trochę zaślepia.
Walka o zbawienie to coś więcej niż tylko zachowanie przykazań. To walka o to, by żyć zgodnie z wolą Bożą.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Michał (---.range86-178.btcentralplus.com)
Data:   2011-10-13 10:48

"Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie" (Łk 21,19).
Uwierz, a zbawiona będziesz ty i twój dom (por. Dz 16,31).
"Myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami" (Iz 55,8).

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Elżbieta 2 (---.warszawa.mm.pl)
Data:   2011-10-25 14:10

"odpowiedzialność za drugiego człowieka" - ta kwestia podobno nie pozwala autorce wyjść z grzesznego życia. Po ludzku myśląc, to może i logiczne. Ale gdzie troska o życie wieczne? Gdzie troska o swoją duszę, o duszę owego partnera, gdzie troska o dusze dzieci? Przecież nawet "białe małżeństwo" to fałsz. No i jeszcze gdzieś żyje żona owego pana, to wyklucza owo "małżeństwo", choćby nawet nazwano je białym.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2011-10-25 17:28

"gdzie troska o dusze dzieci" - Elżbieto, wyjaśnienie znajdziesz we wpisie Bogumiły z 2011-10-11 00:33. Naprawdę warto go uważnie przeczytać i przemyśleć.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Monika (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2017-05-06 22:39

Lata minęły, nie udało się mężowi uzyskać stwierdzenia o niewaznosci małżeństwa. Orzekly tak obie instancje.... Spełniło się to przed czym ostrzegala mnie Bogumiła.

 Re: Żyję w obrzydliwym grzechu którego Bog nie chce.
Autor: Gosia (---.dynamic.mm.pl)
Data:   2018-06-02 17:06

Moniko, czytałam to co pisałaś i modliłam się, żeby Twoja sytuacja uległa zmianie. Czy na pewno już wyczerpaliśmy wszystkie możliwości w świetle prawa kanonicznego? Może warto rozważyć inny kanon? Może odwołać się wyżej? Wiem, że to trudne, ale jeśli istnieją jeszcze jakieś drogi to skorzystajcie z nich. Modlę się w Waszej intencji. Z Panem Bogiem.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: