Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2011-10-11 00:33
Życie nie jest czarno-białe, niestety. To jest naprawdę bardzo trudna sytuacja. I bardzo Ci współczuję, bo kiedy się spotyka Boga, to chcielibyśmy wszystko rozwiązać natychmiast i już się tylko cieszyć. Niestety, za niektórymi grzechami konsekwencje ciągną się do końca życia, nie tylko naszego. Adam i Ewa już dawno są w niebie, a my tu przez nich się ciągle musimy męczyć.
Tu nigdy nie będzie prostej radości z nawrócenia. Jak wyżej napisano, czeka Cię ciężka droga powrotu. Na tym przykładzie widać najlepiej, że nasz grzech zawsze unieszczęśliwia i nas i innych. Bo nam się zawsze na początku wydaje, że dajemy szczęście - na tym polega fałsz grzechu. Prawdę widzimy dopiero po latach.
Dziękujemy Ci za ten wątek, bo trzeba, żeby go czytali młodzi ludzie, którzy właśnie próbują sobie życie spaprać i wydaje im się, że ich miłość jest ważniejsza od Boga. Do nich trzeba kierować ostre słowa, nimi trzeba potrząsnąć, żeby nie zniszczyli życia sobie i komuś. Gdybyś 9 lat temu mówiła, że chcesz pomóc rozwodnikowi, który samotnie wychowuje maleńkie dzieci (czy dobrze rozumiem, że miały wtedy rok i cztery lata?), bo go kochasz, tłumaczyłabym, że nie tędy droga. Ale teraz już wszystko się stało. Dla dzieci jesteś matką, bo spędziły z Tobą całe swoje świadome życie. Zaczyna się ich trudny wiek, kiedy bardzo będą potrzebować Twojej pomocy i miłości. Teraz nie możesz od nich odejść, bo zniszczysz ich świat. Podobnie jak nie można adoptowanych dzieci wyrzucić z domu. Wychowywanie dzieci, dla których jesteś od wielu lat matką, nigdy nie będzie grzechem, tylko miłością. One nie są niczemu winne. Podjęłaś się wobec nich obowiązku bycia matką i dopóki nie będą dorosłe, powinnaś to kontynuować.
Warto poczytać Familiaris Consortio Jana Pawła II.
Z jednej strony bardzo wyraźne podkreślenie, że ludzie żyjący w związku niesakramentalnym nie mogą przystępować do sakramentów i nie można liczyć na jakąkolwiek zmianę stanowiska Kościoła w tej kwestii. Bo to jest Boże przykazanie. To jest potępienie grzechu. Tam, gdzie jest trwanie w grzechu, tam Bóg jest wyrzucony za drzwi. Na nic się nie zdadzą tutaj uczucia, ani Twoje, ani nasze, na nic zrozumienie i współczucie. Tego nie zmienisz.
Cytat: "Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do Komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do Komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa".
Ale papież - potępiając grzech - nie potępia grzesznika. Szuka rozwiązania. Prosi Kościół w jego duszpasterzach o pomoc dla tych ludzi.
Cytat: "Razem z Synodem wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego życiu. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei".
Jakie wyjścia papież proponuje? Czy jedynie kategoryczne rozstanie, bez względu na konsekwencje, na dzieci, na wspólnotę miłości, majątku? Rzucić wszystko bez patrzenia wstecz, niech sobie oni radzą, bylebym ja była wolna? O ile zamieszkanie razem było tylko i wyłącznie złem, o tyle teraz sytuacja nie jest jednoznaczna. Najpierw: że nie wszystko jest całkiem czarne albo białe i trzeba to zauważyć:
Cytat: "Niech wiedzą duszpasterze, że dla miłości prawdy mają obowiązek właściwego rozeznania sytuacji. Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne".
Przy okazji tego cytatu pytanie Moniko do Twojego męża: jeśli żona odeszła, zostawiając jemu na wychowanie dwójkę tak maleńkich dzieci, to naprawdę coś z nią musiało być "nie tak". Napomykasz o Sądzie Kościelnym. Czy to znaczy, że mąż złożył wniosek o stwierdzenie nieważności ślubu i czekacie na decyzję? To byłoby piękne rozwiązanie problemu. Jeśli natomiast jest to tylko gdybanie, namów go, żeby próbował. Dla mnie jest to ogromna niedojrzałość jego żony i jest to dla was szansa, żeby wszystko się rozwiązało.
Natomiast "na teraz" papież pisze w adhortacji:
"Pojednanie w sakramencie pokuty — które otworzyłoby drogę do Komunii eucharystycznej — może być dostępne jedynie dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Oznacza to konkretnie, że gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów — jak na przykład wychowanie dzieci — nie mogąc uczynić zadość obowiązkowi rozstania się, postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom".
Czyli z jednej strony absolutny wymóg życia w czystości, ale z drugiej strony - wcale nie ma kategorycznego wymogu odejścia od założonej rodziny, co tu wyżej było sugerowane. Papież mówi "dla ważnych powodów". Którzy dla ważnych powodów nie mogą się rozstać. Na przykład wychowanie dzieci - pisze papież. Na przykład - oznacza to, że mogą być jeszcze jakieś inne względy, a nie tylko dzieci. Może konieczność opieki w jedną czy drugą stronę, czy brak środków do życia, czy co innego. Ale nas tutaj interesują przede wszystkim dzieci. To nie ma znaczenia, że Monika ich nie urodziła. To są dzieci przysposobione - tak to rozumiem, choć nie wiem jak jest w papierach. Monika pisze: "wiedziałam, iż jest rozwiedziony i wychowuje 2 dzieci". - To dziewięć lat temu, kiedy go poznała. Teraz dzieci mają 10 i 13 lat - czy dobrze to rozumiem, Moniko? To o takiej sytuacji papież pisze: "nie mogąc uczynić zadość obowiązkowi rozstania się". To się nazywa "odpowiedzialność". O ileż prostsze byłoby życie, gdyby człowiek nie musiał ponosić odpowiedzialności za swoje poprzednie decyzje, prawda? Rzucić wszystko w cholerę, a samemu być świętym, nie zastanawiając się co inni czują. Niestety, grzech komplikuje życie.
Dla dzieci nie byłby to przykład miłości do Boga, już prędzej zrodziłby nienawiść do Boga i Kościoła, który im zabiera matkę. Monika pisze, że tak w tej chwili czuje to mąż. I to przełożyłoby się na dzieci. Trzeba myśleć także o ich wierze. Dzieci byłyby porzucone. Nie da się porzucić dzieci i być szczęśliwym z Bogiem. One nie są dorosłe. Mąż już przeżył szok. To prawda, on jest dorosły i musiałby sobie z tym poradzić. MUSI sobie z czasem z tym poradzić.
Dobrze Moniko, że namówiłaś go na spotkania "niesakramentalnych". Tylko nie spodziewaj się prostych rozwiązań. Nikt tam wam nie powie: "a idźcie kochani do Komunii, bo biedni jesteście". Ale mąż zobaczy, posłucha świadectw, że da się żyć w czystości. Ty uspokoisz się trochę i nauczysz się na czym teraz polega miłość do męża, który mężem nie jest. Będziecie szukać wyjścia. Będziecie się razem modlić. Miej cierpliwość do męża, bo Ty kiedyś też tego nie rozumiałaś. W swoim dobrym pragnieniu musi być miejsce na miłość do męża. Ta miłość teraz nie może być mniejsza. Przeciwnie, po spotkaniu Boga musi być mocniejsza. Cierpliwsza. Inaczej okazywana. Bo to jest Twoje świadectwo o Bogu. On nie może czuć się nagle dla Ciebie niczym. Musisz nauczyć się go kochać inaczej, i on też musi się tego nauczyć. To będzie naprawdę trudne. Cudownie by było, gdyby i on z czasem spotkał Boga naprawdę. Ale na to wszystko potrzeba czasu.
Jedynym w tej chwili rozwiązaniem jest życie w czystości. Do tego trzeba przekonać męża. Dla mnie Moniko sytuacja o tyle jest łatwiejsza, że jest nadzieja na dobrą dla Was decyzję sądu kościelnego. A ta nadzieja oznacza, że nie musicie mówić: "już nigdy", "na zawsze nie". Macie ten czas podzielony na części. Nie "już nigdy", ale do chwili decyzji sądu. To jest łatwiejsze. Ta granica jest bliżej. Ten czas ma koniec. Jeśli sąd orzeknie inaczej - dopiero wtedy będziecie myśleć dalej. Na razie nie ma co myśleć o nieskończoności. Czas łatwiej przeżyć, gdy ma jakiś koniec. A gdy będziecie pośród innych ludzi, którzy przeżywają to samo co wy, będzie znów troszkę łatwiej. Tam nie będzie potępiania. Nie będzie niezrozumienia. Będziecie sobie wzajemnie pomagać. Kochaj swoją rodzinę. Kochaj męża mocno i módl się za niego, żeby Twoja decyzja nie popchnęła go w grzech z kim innym. Razem weszliście w świat grzechu i razem powinniście z niego wyjść. Musisz go jeszcze mocniej pokochać. Tylko inaczej. Teraz musisz dbać także o to, by męża nie prowokować. W stroju, zachowaniu. By nie dopuścić do zbytniej intymności.
Może się uda i kiedyś będziecie prawdziwym małżeństwem?
Cytuję:
Małżeństwa niesakramentalne
Środowisko Spotkań Małżeńskich prowadzi specjalne rekolekcje dla osób pozostających w związkach cywilnych zawartych po rozwodzie. W czasie tych rekolekcji małżeństwa żyjące w związkach cywilnych mogą przeżyć bardzo głęboką prawdę, że Bóg stawia również na ich drodze drogowskazy miłości. Uczestnikom rekolekcji nie proponujemy gotowych schematów ani łatwych rozwiązań. Każda sytuacja osób żyjących w drugim związku po rozwodzie jest bardzo indywidualna, niepowtarzalna. Z tego względu w czasie rekolekcji zachęcamy do indywidualnej refleksji nad własnym życiem; refleksji inspirowanej wprowadzeniami kapłana i świadectwami małżeństw animatorów, które doświadczyły dramatu rozwodu i przeżyły pojednanie z Bogiem.
"Wyjechałam z tych rekolekcji umocniona na duchu z poczuciem, że Bóg mnie kocha i chociaż nie da się cofnąć zaistniałej sytuacji, to jednak On będzie nas prowadził, jeżeli tylko my sami będziemy chcieli żyć bliżej Niego" - powiedziała jedna z uczestniczek rekolekcji.
"Zetknąłem się już z różnymi głosami w sprawie naszego małżeństwa. Za każdym razem proponowano nam rozwiązania, które były dla nas nie do przyjęcia, byłyby naprawianiem zła przez wyrządzanie zła jeszcze większego. Tu tego nie było. Zobaczyliśmy jak zło naprawdę zwyciężać dobrem".
Zgłoszenia na rekolekcje dla małżeństw w powtórnych związkach po rozwodzie przyjmują:
Irena i Jerzy Grzybowscy, e-mail: spotkmal@qdnet.pl;
Irmina i Krzysztof Antoszkiewiczowie, tel. 605 588 121, (022) 815 30 97
e-mail: antoszkiewiczowie@spotkaniamalzenskie.pl
Najbliższe: 9-11 grudnia 2011 Warszawa
|
|