Autor: magda (---.play-internet.pl)
Data: 2011-12-31 11:52
Jest pięć warunków dobrej spowiedzi świętej:
1.Rachunek sumienia.
2.ŻAL za grzechy.
3.MOCNE postanowienie poprawy.
4.Szczera spowiedź.
5.Zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu.
W zasadzie nie wiem o co Ci chodzi z tą spowiedzią świętą. Po co Ci ta spowiedź, skoro tak naprawdę nie chcesz się pojednać z Bogiem i prosić Go przebaczenie? Nie chcesz się nawrócić, nie chcesz zmienić kierunku patrzenia - z pychy na Żywego Boga. Nie chcesz żyć mówiąc po ludzku, "jak Pan Bóg przykazał" - więc po co Ci to? Skąd ta myśl o spowiedzi, skoro patrząc na Twoją wypowiedź, ani jednego z tych warunków dobrej spowiedzi świętej, nie spełniasz? Nie rozumiem. Żyjesz w grzechu ciężkim kilka lat i nie żałujesz tego, odpada zatem drugi warunek spowiedzi świętej. A o reszcie już nie wspomnę, bo to naturalna kolej rzeczy. Nie ma jednego spełnionego warunku, to i następne też nie mogą być spełnione. Choć raczej nie jestem ekspertem od rozgrzeszania, bo to zrobić może tylko kapłan, wiem jedno - nikt nie dostanie rozgrzeszenia, jeśli nie żałuje grzechów popełnionych w rzeczach ważnych. Chcesz przeprosić Boga, czy nie chcesz? Chcesz do Niego wrócić? Ale jak, skoro nadal chcesz tkwić w tym złu, które popełniasz? Jaki tu jest sens? Źle robisz (nie zachowujesz szóstego przykazania: "nie cudzołóż", nie wspominając już o pierwszym "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną"), ale w swoich własnych oczach postrzegasz całą swoją sytuację, jakby nic się takiego nie działo. Zatem skoro "nic" takiego się nie dzieje (przecież jak sama piszesz: "nikogo nie zabiłaś), po co chcesz iść się wyspowiadać? Nie rozumiem. Gdzie tu logika? Gdzie podstawowa wiedza religijna? A gdzie Pan Bóg? Zastanów się, kto jest Twoim bogiem? Jak ma na imię? Specjalnie piszę przez małe "b", bo nie jest to Bóg - Stwórca Wszechświata, który w Kościele Świętym, dał nam przykazanie miłości i Dekalog (10 przykazań Bożych), które to dają nam gwarancje prawdziwego życia zarówno tu na ziemi, jak i po tamtej drugiej stronie. Kocha więc wymaga. Pierwsze przykazanie Dekalogu: "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną". Stąd moje pytanie wcześniej postawione: "kto jest Twoim bogiem"? A jeśli sobie odpowiesz, pamiętaj, że prawdziwy Bóg czeka na Ciebie cały czas, bo bardzo Cię kocha i zależy Mu na Tobie, na Twoim życiu i szczęściu. Bóg jest naprawdę Żywy i naprawdę chce być w naszym życiu, bo wie, że z Nim tego szczęścia możemy doświadczyć, choć nie zawsze będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Mam nadzieję, że kiedyś będziesz chciała usłyszeć Jego głos, że zdążysz usłyszeć. A co do przyjmowania Pana Jezusa w Komunii świętej, w Twojej sytuacji i nastawieniu do sakramentów - NIE MOŻNA. Gdyby ktoś przyjął Ciało Pana mając na sumieniu grzech ciężki, ściągnąłby na siebie kolejny grzech - świętokradztwo. Kiedyś jeden kapłan powiedział mi, że ktoś, kto przyjmuje Pana Jezusa w stanie grzechu ciężkiego, to tak jakby Boga wyrzucił na śmietnik. Bo przecież ktoś, kto ma na sumieniu taki grzech (grzech ciężki) - to jest właśnie człowiek z takim "śmietnikiem w duszy". Czyli raczej nic przyjemnego, pachnącego i ładnie wyglądającego.
I jeszcze jedna myśl co do pytania "jak bardzo ciężki grzech popełniam"? - Ciężki to nie lekki, czyli to śmiertelny. Ale podejrzewam, że też możesz nie wiedzieć o co w tym chodzi. Spróbuję tak prosto. Każdy człowiek składa się z ciała i duszy. Ta dusza jest nieśmiertelna, czyli pomimo śmierci ciała dusza idzie tam, dokąd ją przez całe nasze życie przez nasze wybory prowadziliśmy. Albo do Boga, albo do szatana. Grzech ciężki czyli śmiertelny, trwanie w nim, to taki grzech, który grozi wiecznym potępieniem w piekle. Jednym słowem nic fajnego i w dodatku na zawsze. Człowiek ma wolną wolę i sam decyduje, które miejsce mu bardziej po śmierci będzie odpowiadało. Dusza i tak nie zniknie. Nie ma na to rady.
A tak a propos odczytywania przez Ciebie intencji z jaką inni uczęszczają na niedzielną Eucharystię, tak mi się przypomniały słowa znajomego księdza, który wspominał jak to inni mają tendencję do spowiadania się z cudzych grzechów. Przychodzą, opowiadają jaki to niedobry zięć, żona, matka, szwagier/szwagierka, sąsiad, pies sąsiada i co oni to w życiu narobili, i czym nadal ranią Boga. Po czym pada pytanie: "A pani?" Za co pani/pan chce przeprosić Boga?" - "Ja???" Z Bogiem.
|
|