Autor: Nula22 (---.19.165.86.osk.enformatic.pl)
Data: 2012-03-27 19:28
Zastanawiam się czy mój brak entuzjazmu w stosunku do studiów jakie podjęłam wynika
A - z lenistwa i trudu przy pokonywaniu trudności
czy
B- z niezgodności z jakimś tam moim powołaniem.
Niedawno obroniłam pracę inżynierską i z marszu wybrałam się na magisterkę. Pomimo, iż na pierwszym roku studiów byłam zafascynowana moim kierunkiem, obecnie nie jestem przekonana do tego co robię. Studia wymagające bardzo dużo czasu, własnej twórczości i pracy przy komputerze bardzo często mnie męczą i denerwują i wysysają z energii.
Bardzo dużym kosztem, ale szczęśliwie i uczciwie pozaliczałam semestr po semestrze.
Obecnie coraz bliżej mi do mety i jestem rozdarta pomiędzy dwiema racjami. Z jednej strony wierzę, że nasz dobry Bóg każdemu człowiekowi dał pasje, aby je rozwijał, czerpał z nich radość, satysfakcję i dodatkowo uszczęśliwiał nimi innych; z drugiej strony realia życia bywają brutalne, trzeba cieszyć się że w ogóle ma się jakąś tam pracę i zarabiać, aby utrzymać siebie i rodzinę.
Do moich studiów raczej nie mam szczególnego talentu i nie są one moją wielką życiową pasją, jednak są dosyć przyszłościowe i nie nudne. A swoich talentów ciągle szukam angażując się w masę pozauczelnianych zajęć, ale jakoś bardzo nie mogę się określić.
Hm, jak to jest z tymi talentami i pracą?
Czy macie jakieś przemyślenia na ten temat, a jeszcze lepiej - podobne doświadczenia, byłabym za nie ogromnie wdzięczna.
|
|