Autor: Ewika (---.wist.com.pl)
Data: 2012-04-05 10:12
Zauważyłam, że panuje (zwłaszcza w małych miejscowościach) jakieś dziwne niezrozumienie kwestii związanych z rozwodem. Rozwódki są potępiane, skazywane na izolację, ostracyzm, piętnowane przez starsze panie podczas przystępowania do sakramentów - wszystko to ma miejsce kiedy rozwiedziona pozostaje samotna. Rozwód jest przedstawiany jako zło większe od tego, które miało miejsce w małżeństwie - częstokroć napiętnowane alkoholizmem, przemocą, molestowaniem, wpędzaniem w długi, przestępczością, zdradami. Kobiety, zwłaszcza te starsze wychodzą z dziwnego założenia, że takie małżeństwo należy za wszelką cenę utrzymać - jest nawet takie powiedzenie "Niechby pił, niechby bił byle był". I męczy się taka, poniewierana razem z dziećmi jednocześnie modląc się o śmierć dla współmałżonka, bo na jego nagłą zmianę dawno straciła nadzieję. Przerażające. Dodatkowo jest wpędzana w poczucie grzechu, bo widocznie jest złą kobietą, która "chłopa wywaliła z domu" (cytat dosłowny). Tego, że chodziła z podbitymi oczyma, z obitą buzią, tego, że nie miała za co dzieciom kupić butów na zimę, bo odłożone pieniądze małżonek wynosił, tego że on przesiadywał całymi dniami napity pod lokalnym sklepem mówiąc obraźliwe, wulgarne słowa na swoją połowicę, tego że znosiła inne kobiety w małżeńskiej sypialni, tego nikt wcześniej nie widział. Natomiast widzi się, że taka ma czelność przystąpić do Komunii i wmawia się jej śmiertelny grzech, tam gdzie mogło go tak właściwie nie być.
|
|