Autor: Karolina (---.opera-mini.net)
Data: 2012-04-24 11:15
Jestem licealistką, chodzę do dobrego liceum. Aby móc uczyć się w tej szkole, zamieszkałam w internacie, w mojej miejscowości zaś bywam tylko w weekendy/święta. Zawsze zależało mi na nauce, kształceniu się, zdobywaniu wiedzy, rozwijaniu umiejętności, pasji. Poświęcałam na to dużo czasu i sił. Sądzę, że w pewien sposób oddalało mnie to od Boga. Było to często przyczyną wielu egoistycznych, niechrześcijańskich zachowań,np. wolałam siedzieć nad książką, zamiast iść w dzień powszedni na Mszę, tłumacząc sobie, że to jest nieobowiązkowe. Specjalnie w niedzielę wybierałam najwcześniejszą z możliwych godzin, byle tylko nie tracić za dużo czasu. Teraz jest mi za to bardzo wstyd i żałuję.
W Kościele spotykałam młodzieńca (zwłaszcza w Święta), który zawsze przychodził z ojcem. Widać było po postawie, zachowaniu, że to człowiek pobożny i bardzo porządny, choć zdawałam sobie sprawę, że pozory mylą.
Zwrócił moją uwagę i tylko tyle. Pewnie dlatego, że wyglądał na starszego.
Pewnej niedzieli spóźniłam się na 8:00 i poszłam na 10:00. Lekko się spóźniłam, a jedyne wolne miejsce było właśnie koło niego. Czułam się dziwnie, coś lekko ściskało moje serce, ale starałam się skupić na Mszy. Pod koniec Eucharystii była pieśń. Na ławkach leżały teksty, ale akurat tam, gdzie stałam ich nie było. Młodzieniec poszedł do sąsiednich rzędów i wziął jedną kartkę, po czym z uśmiechem stanął koło mnie i trzymał tak, żebym widziała. Pamiętam dokładnie, jak trzęsła mu się ręka. Od tamtej pory zaczęłam chodzić czasami na 10:00, mimowolnie szukałam go wzrokiem. Od Triduum Paschalnego nie mogę przestać o nim myśleć. Dowiedziałam się, jak ma na nazwisko, gdzie studiuje. Mój dziadek zna jego ojca, twierdzi, że to bardzo porządna rodzina, niestety kilka lat temu zmarła mu matka.
Widuję go nieregularnie. Na niektórych Mszach jest sam ojciec, na niektórych on też się pojawia. Od tamtej niedzieli zbliżyłam się do Boga, poczułam potrzebę zawierzenia mu moich trosk, tej sytuacji, tego chłopka. Zaczęłam czerpać radość z modlitwy, Eucharystii. Jednak mam problemy ze skupieniem się na rzeczach doczesnych. Mało mnie interesuje, nic mi się nie chcę, wszystko mi jedno. Odliczam dni do Niedzieli. Modlę się o pomyślne rozwiązanie tej sytuacji, nic nie mogę zrobić. Widuję go tylko w kościele. Wiem, że pan Bóg działa, tak żeby było dla mnie dobrze. Dziś, wątpiłam, że go spotkam, minął miesiąc, jak się nie pojawiał, modliłam się szczerze do Matki Boskiej i był. Znów trzymał mi tę kartkę, znów stał koło mnie.
Wiem, że powinnam dać sobie spokój, jestem młoda, wciąż się uczę, modlę się szczerze, ale moje serce jest bardzo niespokojne. Mam pretensje do siebie, bo jest tyle wolnego czasu, a zamiast zrobić coś pożytecznego rozmyślam o nim. Mam mętlik w głowie, proszę o pomoc.
|
|