logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Żałuję za grzech. Ale...
Autor: Dawid (22 l.) (---.174.221.87.dynamic.jazztel.es)
Data:   2012-05-29 17:54

Witam serdecznie. Jestem studentem, mam kilka pytań, które nie dają mi spokoju.
1. Współżyję ze swoją dziewczyną używając środków antykoncepcyjnych. Wiem, że jest to według Kościoła grzech i w związku z tym przystępuję do sakramentu spowiedzi. Ciężko mi jednak żyć ze świadomością, że z jednej strony żałuję tego, że jest to grzech, ale z drugiej nie mogę sobie obiecać, że już tak nie będę postępował przed ślubem.

2. Są zakonnicy/księża, którzy spowiadają mnie, mówiąc, że trzeba starać się poprawić, choć wiadomo, że nie jest łatwo itp. Jeden powiedział mi nawet, żeby nie zaczynać spowiedzi od grzechu współżycia, bo to znaczy, że jest to dla nas najważniejsze w życiu, a nie powinno tak być. Ogólnie - są tacy, którzy (jak uważam) rozumieją ten grzech i jego powszechność, a są tacy - jak ten, u którego byłem dzisiaj - wkładający współżycie do worka z najcięższymi grzechami. Mianowicie - po wyjawieniu grzechów, usłyszałem, że to jest grzech śmiertelny, samo współżycie jest już bardzo złe, a do tego jeśli zostaję u dziewczyny na noc, to już okropne. Tak jest tylko w małżeństwie i że nie powinienem dostać rozgrzeszenia. Przyznam, że dało mi to do myślenia.

Pochodzę z katolickiej rodziny - może nawet bardzo. Mama z babcią są bardzo gorliwe w wyznawaniu wiary i dogmatów katolickich. Tata natomiast jest nieco bardziej zdystansowany. Całe dzieciństwo byłem wychowywany w duchu katolickim. Dziewczyna, z którą jestem, jest moją pierwszą dziewczyną (wcześniej, będąc w domu nawet wstydziłbym się przyjść z jakąś, bo właśnie taki panował u mnie klimat, że to już jest tylko dla dorosłych i chyba nigdy nie został poruszony u mnie temat seksu, może nawet i lepiej). Dziewczyna pochodzi z rodziny, gdzie, z tego co mi wiadomo, rodzice nie chodzą do kościoła. Owszem, przyjmuje się u nich sakramenty, ale do kościoła chodzi się tylko w najważniejsze święta. Ciężko było mi zaakceptować tę sytuację, że dziewczyna, z którą jestem nie chodzi do kościoła, bo dla mnie chodzenie do kościoła jest czymś normalnym, tak zostałem wychowany. Pamiętam, że gdy pierwszy raz się ze sobą kochaliśmy czułem potworne wyrzuty sumienia i musiałem od razu biec do spowiedzi. Taka sytuacja trwa rok, a przez ten rok zacząłem patrzeć na sprawy etyki seksualnej trochę szerzej, a po dzisiejszej spowiedzi tym bardziej zacząłem się zastanawiać.
Jestem w stanie zrozumieć stanowisko Kościoła odnośnie seksu przed ślubem. Dziewczyna, z którą się spotykam miała kogoś przede mną i przyznam, że bardzo mnie to boli, bo biorę pod uwagę, że to będzie właśnie TA dziewczyna, z którą będę chciał spędzić resztę życia. Rozumiem, że czas narzeczeństwa powinien opierać się na poznaniu siebie, sprawdzeniu, czy rzeczywiście się do siebie pasuje, czy można będzie na siebie liczyć. Jednak nie jestem w stanie pojąć stanowiska Kościoła do seksu po ślubie. Pary, które się kochają nie mogą stosować antykoncepcji, ponieważ jest to wg Kościoła grzechem. Podczas dzisiejszej spowiedzi odniosłem wrażenie, że seks to najgorsze zło. Zakonnik powiedział mi, że po ślubie będzie to można robić aż do obrzydzenia. Kurczę, dziwnie się czuję, kiedy coś takiego słyszę, ponieważ jest to sprowadzanie aktu seksualnego do, przepraszam za porównanie - dupczenia w filmach pornograficznych. Wiem, że wszyscy w Kościele mówią o naturalnych metodach planowania rodziny etc. Owszem, nie jestem kompetentny w tych sprawach, ale czy akt seksualny jest nastawiony tylko i wyłącznie na przekazywanie życia? Czy małżonkowie - pomijam tu już fakt seksu przedmałżeńskiego, choć też jest to ciężkie - mając po 22 lata nie bierze się jeszcze ślubu, ale człowiek jest człowiekiem i jest tak stworzony, że ma również pewne potrzeby natury fizjologicznej, o których mówił już Maslov, więc kiedy się kogoś kocha - wiem, trudne słowo - to czymś naturalnym jest chęć wyrażenia tego w pełnej postaci. Choć zgodzę się, że dopóki nie weźmie się ślubu, to zawsze można się "odkochać" i rzeczywiście to nie jest w porządku - więc jeszcze raz, czy małżonkowie kochając się ze sobą (mam tu ma myśli fizyczną miłość, ale przecież jej nie da się odgraniczyć od miłości psychicznej) nie mogą robić tego dla przyjemności? Czy przyjemność w tym wypadku zawsze jest grzechem według Kościoła? Nie jestem w stanie tego pojąć, że Bóg stworzył człowieka z takimi, a nie innymi potrzebami i organami, a później Kościół/czy też sam Bóg(?) uznał, że nieważne, że taki jest człowiek, ale tego mu nie wolno robić, bo to jest złe. Skoro jest złe, to dlaczego czujemy takie potrzeby? I dlaczego chcemy wyrażać swoją miłość również aktem seksualnym, a nie tylko opieką, byciem ze sobą z dnia na dzień. Rozumiem, że moja wypowiedź wygląda jak zapewne setki innych i, że jako młody człowiek może mnie to tym bardziej dotyka, ale czuję się trochę jakbym w tej kwestii stał na grząskim gruncie. Czy nie jest rzeczą normalną stosowanie środków antykoncepcyjnych? Przecież to logiczne, a do tego według mnie zgodne z naszą wiarą, że kochając się ze sobą nie można mieć dziesiątki dzieci. To byłoby okrutne wobec nich, bo wiadomo, że nie można byłoby utrzymać rodziny, a życie to nie raj, tylko miejsce, gdzie trzeba jakoś spróbować powiązać koniec z końcem i starać się przy tym być dobrym człowiekiem.

Proszę o jakąś odpowiedź, która może choć trochę rozświetliłaby mi tę dziedzinę naszego życia. Bo współżyjąc przed ślubem, mam poczucie grzechu, ponieważ nie wiemy na 100% czy zostaniemy małżonkami. Ale kiedyś, gdy weźmiemy ślub ciężko będzie żyć i kochać się ze świadomością, że całe życie się grzeszy, mimo że może jest się w miarę dobrym człowiekiem. W tej sytuacji każde zbliżenie jest niby okazywaniem miłości, a przy tym zaprzeczeniem miłości wobec Boga. Przyznaję z pochyloną głową, że nie jestem w stanie tego zrozumieć. I jako osoba "nie siedząca" w temacie przyznaję, że nie rozumiem stanowiska Kościoła wobec aktu seksualnego małżonków po ślubie, którzy stosują antykoncepcję. Dlatego, że robią tak wszyscy, których znam - będąc małym dzieckiem, pamiętam, że siostra omyłkowo znalazła w szafce mamy prezerwatywy i księża przecież o tym wiedzą. Czy jest w ogóle jakaś szansa na to, że środki takie zostaną zaakceptowane przez Kościół? Pytam o Kościół, bo stanowiska Boga nie znam, czytając Pismo Święte natknąłem się na fragmenty o Onanie oraz o tym, że ludzie czystego serca będą oglądać Boga. Czy to zależy od Kościoła co znaczy wyrażenie czystego serca? Czy nikt w Kościele nie myśli, że ludzie, którzy są ze sobą całe życie, ale stosują antykoncepcję mimo wszystko mają wobec siebie czyste serca? Wiem, że przeciwko każdym argumentom można wytoczyć szereg kontrargumentów, jednak gdyby chodziło o krzywdzenie drugiego człowieka byłbym w stanie pojąć, że mimo, iż większość tak robi, to jest to złe. Ale w przypadku okazywania sobie miłości przez dwoje małżonków - nie pojmuję tego. Proszę o odpowiedź. Serdecznie pozdrawiam.

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: xn (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2012-06-01 22:29

Jestem od Ciebie niewiele starsza, napiszę co mnie przekonuje, być może trafi i do Ciebie. ;) A NPR mam nadzieję, że ktoś bardziej obeznany Ci wyjaśni, bo wydaje mi się, że bierzesz metody naturalne za coś, czym one nie są.
Oczywiście to nie jest tak, że seks przedmałżeński jest prostą drogą do piekła i czymś niewiarygodnie złym. Słusznie zwrócił uwagę spowiednik, że to nie jest najważniejsza rzecz – przykazania nie brzmią I nie cudzołóż; II nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną itd. To jest dopiero VI przykazanie, i choć obecnie jest rozumiane bardzo szeroko, ważne jest, żeby nie tracić z oczu jego istoty. W dodatku VI przykazanie ma to do siebie, że grzechy przeciw niemu obarczone są dużym poczuciem winy, są też niewątpliwie jednymi z najczęściej słyszanych w konfesjonale. Ta materia jest dla nas bardzo ważna, więc nie można jej zupełnie bagatelizować.
I też rzecz nie w tym, żeby negować seksualność i dusić to w sobie. Trzeba dojrzeć emocjonalnie i psychicznie, a nie negować czegoś, co jest uznawane za grzech. Z seksem czeka się do ślubu nie dlatego, że jest czymś złym. Zastanawiałeś się kiedykolwiek dlaczego 5 min. przed ślubem nie można, a 5 min. po ślubie można? Chodzi tu o wiarę w to, że sakrament coś radykalnie zmienia, chociaż w Tobie się nic nie zmienia. Albo w to wierzysz, albo nie.
Dobrym przykładem jest kapłaństwo. Kościół wierzy, że po święceniach kiedy ksiądz w momencie przeistoczenia wyciągnie rękę nad chlebem i winem i wypowie formułkę, zmienia się to w Ciało i Krew. Przed święceniami mógł sobie to robić ile chciał i nic.
Seks przedmałżeński nie jest grzechem, dlatego że jest zły. Ale dlatego, że jest tak dobry, tak niewiarygodnie piękny, że chwycić to własnymi rękoma, bez pomocy Boga jest pychą. Bo jeżeli twierdzisz, że jesteś w stanie sam kochać doskonale, szanować swoją dziewczynę i traktować ją tak, jak na to zasługuje, jest to zwykła pycha. I to jest grzech. Chcesz żeby była szczęśliwa, to oczywiste, ale jest to obarczone Twoim egoizmem. Nie jesteśmy w Raju. Nie da się dawać siebie bez Boga.
Przyjmując sakrament dajesz Bogu szansę. Oczywiście sam sakrament nic nie zrobi i można też grzeszyć po sakramencie małżeństwa. To polega na współpracy z sakramentem. Trzeba przyjąć, zgodzić się na sakrament i wykorzystać go, a Bóg Ci wtedy pomoże.
I inny aspekt: właśnie teraz jest okres, kiedy macie się nauczyć kochać się nawzajem, udoskonalać swoją miłość. Seks jest najłatwiejszym wyrazem miłości. Nie trzeba być wyedukowanym, żeby tym się zająć, bo to się po prostu dzieje. Okazywanie czułości ciałem jest strasznie proste. Najłatwiejsze, bo to jest w nas, bo tak jesteśmy stworzeni. Poczekaj z tym i nauczcie się wszystkich innych sposobów miłości, dla własnego dobra, żeby zapobiec sytuacji, że się posypie, kiedy w przyszłości zabraknie Wam tego jednego spoiwa, którym jest czułość fizyczna. Niestety wydaje mi się, że to dotyczy ogromnej większości par. A posypie się, bo nie będziecie mieli żadnego innego poziomu bycia ze sobą, bo nie został on zbudowany. Kiedy skończy się ten najłatwiejszy, może okazać się, że nie ma nic. Dlatego warto zatroszczyć się o te inne poziomy.

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: hanna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-06-01 23:08

No widzisz, nie ma się co łudzić - współżycie przed ślubem, czy bez ślubu jest grzechem. Zastanówmy się najpierw na spokojnie, dlaczego tak żyjecie. Dlaczego nie możecie poczekać. Ale nie pisz, proszę: "bo my się kochamy". Twoje sumienie dobrze reagowało, skoro natychmiast chciałeś biec do spowiedzi. Jest taki Boży zamysł dotyczący intymności i życia seksualnego: dopiero w sakramentalnym związku. Sam wiesz, piszesz: "można się odkochać". :)

Co stoi Wam na przeszkodzie, że żyjecie inaczej, wbrew temu zamysłowi? Myślę, że warto znaleźć odpowiedź.
I to jest pierwsza rzecz.

Druga: W małżeństwie seks może być dla "przyjemności" - dla radości więzi, dla pogłębienia więzi, dla umocnienia, ale nie dla przyjemności w sensie użycia. Przyjemnie jest jeść lody, kupię sobie lody i posłużę się tym zimnym jedzonkiem dla przyjemności. Przyjemny jest seks, wezmę sobie żonę (wybacz styl) i posłużę się tą kobietą dla przyjemności. Tu jest ryzyko, czujesz?

Trzecia: Nie jest rzeczą normalną używanie środków antykoncepcyjnych, bo to jest też coś z serii: chcę Cię, ale jednak nie jako matkę dzieci, tylko jako źródło przyjemności, a tę przyjemność chcę już, już, nie mogę poczekać.
Jasne, piszesz: logiczne - że nie musisz mieć, chcieć, dziesiątków dzieci. OK, ale są sposoby naturalne, znajomość fizjologii itd. które pozwalają poczekać z tą "przyjemnością" do chwili, gdy prawdopodobieństwo poczęcia będzie maleńkie, albo żadne. I co, nie da się nauczyć tych metod? Nie da się poczekać? Trzeba już, już, już, z prezerwatywą? Trzeba "używać" drugiej osoby dla przyjemności (nawet wspólnej)? Nie trzeba. Pan Bóg tego nie chce.
Można więc roztropnie zarządzać płodnością bez antykoncepcji. Ale to wymaga wysiłku. Stać Cię, czy musisz już sięgnąć po gotowe i wygodne?
A może: kocham, to poczekam?
Nie dasz się obdarować dzieckiem według praw Bożych i reguł naturalnej fizjologii, wolisz sztucznie. Wolisz? serio? Dlaczego?

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: Joy (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2012-06-02 05:44

Polecam uważną lekturę strony: http://szansaspotkania.net/

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: migrateur (---.icpnet.pl)
Data:   2012-06-02 09:28

Polecam Ci do odsłuchania konferencje z "Pomarańczarni", głoszone przez dominikanina o. Adama Szustaka. Może nie bezpośrednio o współżyciu (choć o tym też się zdarzały przez 3 lata), ale o Bożym Planie na związek. ;) Najlepiej wspólnie z dziewczyną posłuchajcie. :) www.beczka.krakow.dominikanie.pl/index.php?section=audio&pomaranczarnia=yo
Jeszcze jedna sprawa. Czy rozmawiacie o wierze? Modlicie się wspólnie? Przykazanie VI "nie wychodzi", a co z pozostałymi dziewięcioma? Co z I przykazaniem w Waszym związku? Zastanowienie się nad tymi kwestiami może być pomocne.

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: kwiatek (---.tktelekom.pl)
Data:   2012-06-02 12:05

Każdy kto uczestniczy w stosunkach pozamałżeńskich będzie musiał ciężko pokutować. Każde łamane przykazanie jest grzechem, a grzechy nieczystości bardzo obrażają Boga. Współżycie seksualne jest przeznaczone tylko dla małżeństwa. Narzeczeni nawet na minutę przed sakramentem nie są małżeństwem. Teraz rozumiesz? Znam wiele par które tak żyły przed ślubem, a teraz są po rozwodzie. Jak widać, współżycie przed ślubem jest nie tylko zgorszeniem, ale niszczy miłość, niszczy wszystko. Dlatego Bóg mówi "tak, po ślubie".

Zarówno współżycie seksualne przed ślubem jak i poza małżeństwem jest grzechem ciężkim. Musisz wiedzieć, że to Pan Bóg ustanowił przykazania, a nie człowiek, czy ksiądz. Poza małżeństwem, jak i przed, to jest tylko brudzenie się grzechem. Współżycie seksualne jest tylko dla sakramentalnego małżeństwa. Rozumiesz?

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: Ewa A. (---.range86-177.btcentralplus.com)
Data:   2012-06-02 14:55

Jeśli będziesz w małżeństwie, nie będziesz się bał planów Bożych wobec siebie. Będziesz spokojnie i z radością przyjmował każde nowe życie. Ale do tego trzeba dorosnąć, a przede wszystkim nawrócić się.
Krzywdzisz dziewczynę strasznie, bo sam napisałeś, że ona jest daleko od Boga. A co z Tobą? Czy nie chcesz zamiast Bożych przykazań napisać swoje? Jesteś jeszcze tak młody, że nie rozumiesz co robisz. Będziesz STARY to wszystkie grzechy będą stały przed Twoimi oczami. Na razie jeszcze daleko nie odszedłeś od Boga. Czy nie boisz się Go stracić? Czy myślisz, że Pan Bóg nie jest zbyt mądry i nie umiał nam przekazać dobrych przykazań, które dawałyby nam szczęście? Co za pycha. A co z dziewczyną, która jest daleko od Boga? Ona tych spraw nie rozumie. Zacznijcie szukać między sobą wspólnego celu. Czy będzie nim zbawienie?

"Mądrze" piszesz o dziesiątkach dzieci. A czy Ty wiesz o tym, że w ogóle będziesz je miał? Nie jesteś Bogiem, nie możesz wiedzieć. Po różnych środkach antykoncepcyjnych młode kobiety nierzadko stają się bezpłodne. A czy wiesz, że czas na dzieci wcale nie jest długi. Najwyżej kobiety zazwyczaj pragną mieć dzieci do 40-tki. A czy to jest długi czas? Kobiety teraz wychodzą za mąż nierzadko daleko po 30-tce. A gdzie czas na rodzenie, na zdrowie, na urządzenie swojego gniazdka. Miliony innych problemów spada na głowę dzisiejszych młodych.

Ty masz dopiero 22 lata. Nie kochasz tej dziewczyny, ani nawet siebie. Kierowałbyś się wtedy dobrem swoim, swojej przyszłej rodziny, przyszłych dzieci, ażeby doprowadzić ich do Boga, dać im chleb, wykształcenie. Zastanów się po co żyjesz? Używasz swojego ciała do krótkich przyjemności, bo jesteś po prostu kapryśnym dzieckiem. Ale cielesna miłość nie zaspokoi Cię. Człowiek jest jeszcze istotą duchową. Tylko w Bogu nasza siła i nasze szczęście. Bez Niego trudno jest żyć. Ale zawsze wybór będzie za Tobą: "szczęście, czy przekleństwo".
Proś Ducha Świętego o rozeznanie swojego grzechu, bo ten grzech jest naprawdę CIĘŻKI. Jak poznasz swoją nędzę (duchową) uspokoisz swoje sumienie i odwrócisz się od takiego sposobu życia. Będziesz prawdziwie szczęśliwy.

Teraz udajesz "szczęśliwego w prezerwatywie". Co to za szczęście współżyć z gumą? Takie zachowanie swiadczy o wielkiej głupocie. Jak można kochać Boga, nie kochając Jego przykazań?

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: kwiatek (---.tktelekom.pl)
Data:   2012-06-02 20:18

Ewa A. napisała bardzo mądrze i zrozumiale. Gdybyś kochał Boga i zależało ci na życiu w czystości zerwałbyś z dotychczasowym grzechem. Bo współżycie przed ślubem to nic innego jak tylko prosta droga do piekła. Nie można zła nazywać dobrem a dobro złem. Bóg obdarzył nas popędem seksualnym, ale i jeszcze rozumem. Nie można służyć Bogu i mamonie. Zachowanie czystości nie jest łatwe, ale całkiem możliwe. Jesteś istotą duchową, a żyjesz i chcesz żyć jak zwierzęta, które niczego nie rozumieją, a kierują się instynktem, tłumaczysz się popędem seksualnym. Sam musisz zdecydować, czy chcesz żyć w czystości i zerwać z grzechem, czy trwać w grzechu.

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: Tionne (---.ssp.dialog.net.pl)
Data:   2012-06-02 20:57

Myślę, że nieprzypadkowo przykazanie VI - nie cudzołóż jest tuż po przykazaniu V - nie zabijaj. Grzesząc przed ślubem (mimo, że nie wiem jak bardzo kochasz, pożądasz swojej dziewczyny) właśnie zabijasz miłość swoją i bliźniego swego. Przykazanie VI jest też nie przypadkiem w samym sercu (środku) Dekalogu. Więc póki jest czas wyjmij to ostrze grzechu z serca. Aby nie okaleczać bardziej swojej miłości i dziewczyny. Serca wasze i tak są już bardzo poranione. Przykazania Bóg dał po to, aby nasza miłość wzrastała. Nie na odwrót. Pozdrawiam.

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: xn (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2012-06-03 01:40

Kwiatku, a skąd wiesz co akurat bardziej obraża Boga, a co mniej? Jestem przekonana, że są ważniejsze rzeczy oddzielające nas od Boga. Bóg nie ma obsesji na punkcie seksu.

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: kwiatek (---.tktelekom.pl)
Data:   2012-06-03 07:52

"Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie. Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić duchowi, nie znajdziecie się w niewoli Prawa. Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne. Co do nich zapowiadam wam, jak to już zapowiedziałem: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą. Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność" (Ga 5, 17-22).

Gdybyście czytali Pismo Święte, nie mielibyście wątpliwości i nie zastanawialibyście się nad żadnym grzechem.

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: Mala (---.multi-telekom.pl)
Data:   2012-06-03 18:52

Swoją wypowiedź zacznę od odpowiedzi na pytanie: dlaczego używanie prezerwatywy jest grzechem? Odpowiedź jest prosta.
Bo jest to zabawa w Pana Boga.
Chcesz się bawić w Boga w swoim życiu? Chcesz mieć tak wielką władzę nad swoim życiem (i nie tylko swoim), nie wiedząc nawet co tak naprawdę jest dla Ciebie (i nie tylko dla Ciebie) dobre? Nie chcesz zaufać Bogu, który Cię kocha, ale samemu sobie, którego ani krzty tak naprawdę nie znasz?
To po pierwsze.
Po drugie: pytasz czy naprawdę seks musi służyć tylko do płodzenia dzieci, a nie dla przyjemności.
Seks został stworzony właśnie dla przyjemności. Jednak przyjemność nie zawęża seksu tylko do fizycznych aspektów orgazmu. Przyjemnością jest oddanie siebie komuś innemu. Jest to coś ponad ciałem. Patrząc Twoim tokiem rozumowania spłaszczasz przyjemność seksualną do zjedzenia ptysia z kremem. A tymczasem dopiero wtedy seks będzie pełny i prawdziwie przyjemny, gdy będzie pochodził z prawdziwej miłości. Czy wiesz, czym jest prawdziwa miłość?
Szacunkiem do siebie, akceptacją drugiej osoby, potrzeba niesienia dobra dla niej, a to tylko trzy z szeregu.
Czy Twoja miłość jest prawdziwa?
Nie szanujesz dziewczyny, bo gdyby tak było, nie robiłbyś jej takiej krzywdy i nie sprowadzał do obiektu czysto seksualnego przed ślubem, służącego tylko do ziemskiej przyjemności. Czy ją akceptujesz? Też nie, bo stosujesz antykoncepcję, nie akceptujesz jej płodności. Czy chcesz dobra tej dziewczyny? nie. Zagłębiacie się w zwykłe zwierzęce popędy i tłumaczysz to "miłością". Nie, to nie jest miłość, zdaj sobie z tego sprawę. To tylko Twój popęd. Nawet nie masz pewności, czy będzie Twoją żoną, czy będzie przy Tobie zawsze, nigdy nie możesz mieć pewności, dopóki nie staniesz z nią przed ołtarzem. Co, jeśli to nie ona? Chcesz się oddawać komuś dla zwykłej przyjemności, jedną z najcenniejszych rzeczy jakie masz - własne ciało? Jeśli twierdzisz, że ją kochasz, dlaczego pozwalasz, aby ona robiła taką krzywdę samej sobie?
Zastanów się nad tym.

 Re: Żałuję za grzech. Ale...
Autor: mamma (---.224.224.91.static.amelek.eu)
Data:   2012-06-03 20:22

1. Mając na uwadze własne przejścia i zmagania przed ślubem - rozumiem Cię i wierzę, że nie jest łatwo. I nie pocieszę Cię - łatwo nie będzie. :) Padło w tej rozmowie wiele podniosłych stwierdzeń, niekiedy trochę oderwanych od rzeczywistości, ale ośmielę się poczęstować Cię jeszcze jednym - większość wartościowych rzeczy w życiu nie przychodzi łatwo.

2. Piszesz o tym, że po spowiedzi masz różne odczucia, w zależności od podejścia spowiednika, na którego trafisz. Moim zdaniem powinieneś znaleźć stałego spowiednika. Myślę, że to najlepsze wyjście w tej sytuacji - wszystko będzie jasne, będziesz mógł o wiele kwestii zapytać, łatwiej będzie walczyć o relację z Panem Bogiem. Bo o to de facto rozgrywa się teraz walka. Na pewno nie będzie to łatwe, bo spowiadanie się u jednego kapłana to zgoda na to, że on pamięta i Ciebie, i Twoje zmagania. Człowiek jest wtedy troszkę bardziej "zmuszony" do pracy nad sobą - i to nie jest łatwe, ale patrz punkt pierwszy. ;) Moim zdaniem WARTO.

3. Wiem, że różnie się w życiu układa, i że w wieku 22 lat rzadko człowiek jest samodzielny w sensie finansowym i mieszkaniowym, ale polecam większą otwartość w myśleniu. Wyszłam za mąż jako 23-latka (a było to 7 lat temu, więc nie chodzi mi o czasy naszych rodziców, którzy zasadniczo wiązali się w młodszym, niż nasze pokolenie, wieku). Poza tym jeśli współżyjecie, ZAWSZE istnieje prawdopodobieństwo zajścia w ciążę (znam przypadki, kiedy nie zadziałała ani prezerwatywa, ani zastosowana później "tabletka po stosunku" - psikus, prawda?). I wtedy trzeba szybko dorosnąć, a młody wiek i brak samodzielności finansowej już nie jest argumentem.

4. Jeśli chodzi o NPR, napiszę krótko - seks, jak wszystko w życiu, potrafi się znudzić. Jeśli jadłbyś czekoladę na śniadanie, obiad i kolację, to po jakimś czasie nie mógłbyś już na nią patrzeć. A jeśli czasem musisz poczekać na deser, smakuje on dużo lepiej. Z seksem małżeńskim jest podobnie - przekonałam się o tym sama. Na własnych BŁĘDACH. NPR niekoniecznie wiąże się z tym, że współżyjesz tylko w celach prokreacyjnych, ale po prostu czasem trzeba na siebie poczekać. Jeśli w danym okresie nie chcesz się starać o dzieci, to po prostu przez część cyklu musisz zachować wstrzemięźliwość, ale nie jest to umartwianie się jako sztuka dla sztuki. To czekanie na deser, tak jak pisałam.

5. Powodzenia, będę pamiętać o Was w modlitwie.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: