Autor: Gośka1981 (---.dynamic.chello.pl)
Data: 2013-01-09 12:17
Chciałabym prosić Was o pomoc. Zostałam poproszona o zostanie świadkiem ślubu cywilnego i mam wielki dylemat. Poprosiła mnie o to koleżanka, ale sprawa jest trochę skomplikowana. Otóż koleżanka mieszka w moim mieście od jakiegoś czasu i nie ma tu tak naprawdę bliskich znajomych. Jest to osoba z jakimś tam stopniem upośledzenia, trudno określić jakim, skłonna do kłamstwa (kłamie nawet w najbardziej absurdalnych i najmniejszych sprawach, a do tego nie uważa, żeby było to coś złego, jest to dla niej normalne, fajne), to jest tzw. przylepa, albo nawet upierdliwiec. Ja nie uważam jej za kogoś bliskiego, za to ona stawia mnie w niezręcznej sytuacji, ponieważ twierdzi, że jestem dla niej jak starsza siostra lub przyjaciółka. Staram się być ciepła w kontaktach z nią, nie traktuję jej oschle, ale też nie czuję, żebym potrzebowała z nią jakiegoś wielkiego kontaktu. Natomiast ona dosłownie narzuca mi się, ciągle mnie do siebie zaprasza, także raz na tydzień/dwa jestem u niej na herbatce. Toleruję jej zachowanie, nie chcę jej obrazić, do tego wiem, że naprawdę potrzebuje kontaktów z ludźmi, bo całe jej towarzystwo to mniejsza lub większa patologia. Dziewczyna mieszka w moim mieście z facetem, który jest od niej starszy o kilkanaście lat (ona w tym roku skończy bodajże 22 lata), mają kilkutygodniowego synka. Facet ma dwoje dzieci z kobietą, która ułożyła sobie życie inaczej, nigdy nie byli małżeństwem. Z tamtą kobietą i dziećmi nie ma kontaktu. Niestety, facet pije. W zasadzie wygląda to tak, że nie pije przez kilka czy kilkanaście tygodni, aż pewnego dnia zaczyna pić i pije przez tydzień, czy dwa. Dawno się to nie zdarzyło, bo rzeczywiście mam, że tak powiem, stały monitoring w tej rodzinie, będąc w częstym kontakcie z tą dziewczyną, ale jednak ten alkohol jest obecny. W ubiegłym tygodniu zapytałam dlaczego nie wezmą ślubu. No i okazało się, że oni w ogóle są niezorientowani w temacie. Ten mężczyzna myślał nawet, że ślub konkordatowy działa "w drugą stronę", tzn., że jak się bierze ślub w USC, to urząd zgłasza to w parafii i ślub jest tak jakby kościelny. Był wielce zdziwiony, że to jednak tak nie działa. Tak jak piszę, jeśli wezmą ślub, to będzie to ślub wyłącznie cywilny. Argumenty są w sumie śmieszne. Dziewczyna ma nieciekawą rodzinę, matka się nią nie zajmowała za bardzo, podobno mówiła, że żałuje, że ją urodziła, dwóch braci było w ośrodkach (zapewne szkolno- wychowawczych), chyba całe rodzeństwo- 5 osób- jest po szkole specjalnej i dziewczyna mówi, że nie zaprosi rodziców na ślub. Próbowałam jej to wczoraj wyperswadować, ale ona uważa, że skoro rodzina ją "olała", to ona też ma to gdzieś. Oczywiście zrobi co będzie chciała, jeśli w ogóle do jakiegokolwiek ślubu dojdzie. Na dodatek dziewczyna nie jest ochrzczona z winy rodziców, którzy to zaniedbali. Niby jest zorientowana w katolicyzmie, niby obchodzą i obchodzili święta, niby nawet się modliła (twierdzi, że wymodliła sobie synka, ja uważam, że po prostu postawiła na swoim i swego dopięła, a nie że wymodliła sobie dziecko), mówi, że Bóg jest wszędzie i ona nie musi chodzić do kościoła. Jej facet jest za to ochrzczony, ale księdza po kolędzie zamierzają przyjąć tylko w tym roku w drodze wyjątku, ponieważ dziewczyna chce ochrzcić dziecko, bo nie chce popełnić błędu swoich rodziców. Do dziś ma do nich żal, że jej nie ochrzcili, a ona potem źle się czuła kiedy inni szli do Pierwszej Komunii, Bierzmowania. Jej facet ma lekceważący stosunek do wiary, do księży, do Kościoła. Myślę, że oni w ogóle nie uważają, że będąc ze sobą robią coś złego. Kochają się i jest im dobrze.
Głupio mi się zrobiło, kiedy poprosiła mnie o zostanie świadkiem ślubu, próbowałam jej to delikatnie powiedzieć. Powiedziałam, że to jest dla mnie dyskomfort jeśli chodzi o sumienie, że wolałabym, aby wzięli ślub kościelny. Ona uważa, że chce cywilny, bo ciągle się ze sobą kłócą, więc jakby co to można będzie wziąć rozwód, a poza tym na kościelny to trzeba zaprosić całą rodzinę, a facet ma dużą rodzinę, ona też, no a ich nie stać nawet na to, żeby obiad dla rodziny zrobić. A poza tym to chyba lepiej wziąć ślub cywilny niż żaden. Takie są właśnie argumenty. Mój mąż uważa, że jednak powinnam się zgodzić, bo faktycznie lepszy taki ślub niż żaden, ale dla mnie to jest naprawdę dylemat, bo to jest jakby przyzwolenie, pokazanie, że akceptuję ich życie w grzechu. Jestem w 100% przekonana, że gdyby nawet wzięli ślub kościelny (ona oczywiście jako niewierząca), to dalej nie widzieliby niczego złego w alkoholu, antykoncepcji, dalej nie chodziliby do kościoła, nie modliliby się, a kolejna wizytę duszpasterską przyjęliby jak mały byłby przygotowywany do I Komunii.
Bycia chrzestną odmówiłam, choć też mi to zaproponowała. Wymówiłam się tym, że dopiero co chrzestną zostałam (po konsultacji ze spowiednikiem, Bogumiło, pamiętam Twoje zdanie z mojego wątku o chrzcie bratanka) i tym, że nie chcę brać na siebie większej odpowiedzialności, zresztą chodzi również o odpowiedzialność finansową, bo jednak nie wypada, żeby chrzestna nie przyszła z prezentem na święta, urodziny, czy I Komunię. Mamy z mężem już po jednym chrześniaku i pięcioro własnych dzieci (a kto wie co Pan Bóg jeszcze może mieć w planach?), także modlić się za synka tej dziewczyny mogę i bez tego. Mimo to też czuję się niezbyt dobrze, bo uważam, że w tym momencie faworyzuję brata, a tę dziewczynę odpycham, mam wzgląd na osoby, jak to nazywa Pismo Święte. Problem w tym, że nie chcę wchodzić w tę rodzinę, a bycie chrzestną jednak w jakiś sposób to sprawia.
A teraz poproszono mnie o bycie tym świadkiem. Jestem w kropce. Nie chcę, żeby się obrazili, ale jednak chyba powinnam się trzymać swoich zasad. Kłopot w tym, że dziewczyna prosząc mnie o to, powiedziała, że jestem jej bliższa niż siostra, która ma ją gdzieś i że... mam wszystkie sakramenty, a siostra nawet tego nie ma (nie wiem co to ma do bycia świadkiem ślubu cywilnego, ale ok).
No i jeszcze jedna rzecz- nie wiem czy ona w ogóle mogłaby wziąć ślub kościelny, bo nie wiem czy jej niedojrzałość, infantylność, skłonność do kłamstwa, manipulacji nie wykluczają ślubu kościelnego. Znając ja, to nawet w czasie spisywania protokołu przedślubnego nakłamałaby księdzu bez żadnego "ale". Pomóżcie...
|
|