logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Tomasz (33 l.) (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2013-01-14 01:27

Nie chcę pisać tu zbyt wiele, by nie odejść od istoty poruszonego przeze mnie tematu. Postaram się użyć jak najprostszych słów. Otóż moim problemem jest to, iż jest mi bardzo trudno a czasami wręcz nie potrafię postrzegać Jezusa jako Boga łagodnego, cierpliwego, spokojnego, prostego i wyrozumiałego. Przy tym nie neguje Jego miłosierdzia względem ludzi. Czytając Pismo Święte i modląc się do Jezusa, cały czas, od bardzo dawna, jest On dla mnie Bogiem surowym, upominającym, wymagającym, strofującym, karzącym. Nie chcę przytaczać tu przykładów Jego słów ("plemię żmijowe", "idźcie precz") itp. gdyż niczego one nie dowodzą. Wierzę też, że to co czuję jest złe, niewłaściwe, nieprawdziwe ale nie "czuję" Jezusa jako pełnego łagodności i dobroci. Tak bardzo bym pragnął umieć postrzegać Go jako Boga kochającego, pełnego cierpliwości i wyrozumiałości dla mnie ale boję się Go, Jego kary i tego, że Go obrażam swoimi grzechami i że nie zasługuje na Jego miłość. Zaznaczam raz jeszcze, wiem, że to nieprawda ale trudno walczyć mi z moimi uczuciami wewnętrznymi. Powiedzcie mi Kochani, czy ktoś z Was miał podobne doświadczenia, czy spotkał się z czymś takim, czy przeżywał podobne rozterki? Będę wdzięczny za każdą pomoc.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Maggy (---.play-internet.pl)
Data:   2013-01-14 09:06

A jacy są Twoi rodzice? A tata jaki jest?

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Dziadek_Muminka (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2013-01-14 09:43

Czasem bywa, że rzucamy się jak ryba bez wody. Ale taka już natura człowieka, że ciągle szuka.
Polecam dla rozmyślań Psalm 8 i Psalm 139. Kto nie posiada własnej Biblii może skorzystać z wirtualnej.
Pozdrawiam serdecznie :)

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Franciszka (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-14 10:09

"Czy ktoś z Was miał podobne doświadczenia" - Kochany, każdy człowiek zanim dojdzie do wieku dorosłego ma podobne doświadczenia. Każde dziecko ma niską samoocenę, a przekonanie o tym, że jest kochane nabywa lub nie - w zależności od wychowania, jakie otrzymuje od rodziców czy opiekunów. "Uczucia wewnętrzne" mogą stać się bogiem dla człowieka, jeśli zabraknie siły charakteru.
"Jeśli masz wyraźną wolę, a brak ci tylko mocy, w oczach Boga dokonałeś wszystkiego." (Johannes Eckhart)
"Nie chcę pisać tu zbyt wiele, by nie odejść od istoty poruszonego przeze mnie tematu" - W takim razie wybierz się na rekolekcje ignacjańskie. "Istotę tematu" omawiaj z Panem Jezusem Miłosiernym, najlepiej przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Pomocą jest osoba indywidualnie towarzysząca rekolektantowi na rekolekcjach ignacjańskich.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-14 10:10

Jezus jest Barankiem, ale to nie znaczy, ze byl potulny jak jagnię. Wszystko, co o Nim piszesz, jest prawdą: jest surowy, upominający, wymagający i karzący. Na każde z tych określeń znajdziesz uzasadnienie jakąś sceną Ewangelii. Ale to nie wyczerpuje wszystkich cech Jezusa.

Bog jest jednoczesnie gwaltowny i cierpliwy, surowy i wybaczajacy, upominajacy i nierychliwy, wymagajacy i wyrozumialy, przebaczajacy i karzący. Niemozliwe? A mozliwe, ze Bog sie urodzil, przyjal granice smiertelnego ciala Nieskonczony Król nad wiekami, jak niedawno spiewalismy w domach i kosciolach? Ta pozorna sprzecznosc jest ludziom bardzo potrzebna, co widac w całkowicie niereligijnych filmach typu "gangster/superbohater znajduje dziecko". Filmów o wymoczku lulającym przez cały film dzidziusia nigdy nie widziałam. Za to takich o twardzielu bez wahania zabijającym wrogów, a jednoczesnie delikatnym i cierpliwym w stosunku do dziecka - bardzo dużo.

Jakiekolwiek oddzielanie cech wspolistniejacych w Bogu bez sprzecznosci, czy to w kierunku, za przeproszeniem, milej pierdoły, czy to w kierunku bezwzględnego tyrana, jest pokusą. Bog jest bezwzgledny dla demonów, a wyrozumialy dla wszystkich, ktorzy zaluja. Na milosc Boga nikt nie zasluguje, bo to "On pierwszy nas umilowal" (1J 4,19). "Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5:8) Bog nie kocha wyłącznie swoich grzecznych dzieci. Kocha wszystkie. Tym, które chcą do Niego wrócić, przebacza. A jesli ktos opowiedzial sie przeciwko Bogu i w tym uparcie tkwi, to Pan Bog jego decyzje po prostu uszanuje. Trudno kogos zmusic do kochania i uszczesliwiac swoja obecnoscia na sile, zwlaszcza przez cala wiecznosc. Kochac to takze szanowac wybor dokonany przez kochaną osobę, chocby serce pękało.

Jesli Bog uzywa sily, to zawsze w obronie. W kwestii odczarowania przekonania, ze siła = tyrania polecam wycieczke do kina na "Hobbita", ktory wlasnie wszedl na ekrany. O ile w przypadku "Wladcy pierscieni" zarowno ksiazka, jak i film byly przesiaknietą chrzescijanstwem historią o ostatecznej rozprawie dobra ze zlem, o tyle w przypadku "Hobbita" z przygodowej bajeczki dla dzieci reżyser zrobił kolejną historię o męstwie, przyjaźni, honorze i szlachetności. Nie wiem, czy obraz Thorina idącego na pewną śmierć z rąk odwiecznego wroga był pomyslany przez Tolkiena jako obraz Chrystusa, pewnie nie, ale słysząc słowa Balina - jak służyć, to pod takim królem - od razu odniosłam je do Jezusa.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Pani_Pedagog (---.ssp.dialog.net.pl)
Data:   2013-01-14 10:55

Z tego co piszesz wynika, że uważasz się za większego od Boga. Wiem - brutalnie to brzmi. Ale On jest ponad Twoimi grzechami, jest ponad Twoimi ograniczeniami. Jeżeli mówisz, że nie zasługujesz na Jego miłość to znaczy, że myślisz, że Ty i Twój grzech jesteście potężniejsi niż Bóg i On nie ogarnie tak wielkiej nędzy.
Być może taki punkt widzenia pomoże Ci zmienić myślenie.
Polecam rekolekcje o. Adama Szustaka, np. Ewangelia dla potłuczonych (można posłuchać na www.langustanapalmie.pl).

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: EmGie (217.97.152.---)
Data:   2013-01-14 11:44

Nigdy nie wyobrazimy sobie Pana Jezusa w ten sposób, jeżeli będziemy to sobie tylko wyobrażać. Nawet jeśli będziemy mówić sobie, że Go kochamy i że On nas kocha nawet 100 razy dziennie to będą to tylko słowa. On nas na pewno kocha bo cały czas czeka na nas aż do Niego wrócimy z wielokrotnego obracania się przeciwko i przede wszystkim cierpiał dla nas.
Z powrotem do Pana Boga teraz przyszła mi taka analogia.
Żona zdradziła męża i wróciła z żalem, on jej wybaczył, jakiś czas temu znowu stało się to samo, i znów wybaczył i przyjął ja do siebie, bo ją kochał. Ona jeszcze wywinęła mu ten numer kilkadziesiąt razy, a on kochający mąż czekał i wybaczał, bo jego miłość była wielka. Oczywiście ona wracała za każdym razem z wielkim żalem, bo po pewnym czasie zawsze sobie uświadamiała że źle czyni i robi wielką szkodę rodzinie, dzieciom, mężowi i wracając próbowała naprawiać zepsute relacje, wylane łzy, itd. Może to przykład ekstremalny, ale taka właśnie jest miłość.
Czy teraz łatwiej wyobrazić sobie miłość Chrystusa?
Gdyby ta żona wracała bez żalu, myśląc że zagrzeje się trochę w domku, uspokoi sytuację a potem znowu "pójdzie" to byłaby żmiją.
Pytanie, a jak kochać pana Boga?
Odpowiedź jest prosta: On jest w każdym z nas. Co zrobisz bliźniemu, zrobisz Bogu.
Tego już sobie nie musimy wyobrażać. Teraz wystarczy zacząć działać.
...
Tak miałem takie rozterki ... oraz to co powiedziałem to nie znaczy że wszystko mi z łatwością przychodzi. Ale wiesz, wolnym krokiem, często przystając, dojdziesz na Mount Everest.

pozdrawiam
Nie wiem jak Wy forumowicze, ale doświadczam że Rok Wiary jest jakimś szczególnie namacalnym rokiem.
Mirek

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: xc (---.146.156.180.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2013-01-14 16:20

Myślę, że odbieranie Jezusa jako słodkiego Jezusika albo rozanielonego hipisa to jednak spore uproszczenie. Jezus opisany na kartach Ewangelii potrafi uronić łzę nad losem Jerozolimy czy śmiercią Łazarza. Potrafi też chwycić za bat zrobiony ze sznurów i pogrozić tym, którzy nie potrafią uszanować powagi Świętego Miejsca. Potrafi być kostyczny wobec własnej Matki ale i lekko ironiczny gdy mówi o monecie i rybie albo Herodzie Antypatrze - trzcinie. Potrafi pokpiwać z apostołów i ich słabości. Jest Bogiem ale też jest i człowiekiem, z krwi i kości.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Michaela (---.xdsl.centertel.pl)
Data:   2013-01-14 17:42

Mogę dać Ci tylko jedną radę. Nie będę przekonywać, że Bóg jest Miłością, choć jestem tego pewna bardziej niż tego, że istnieję w ciele. Poradzę Ci, abyś poprosił Pana, aby objawił Ci swoją miłość miłosierną w taki sposób, abyś mógł być jej pewny.
Powiem Ci tylko jedno, co lepsze, z autopsji. Byłam na pierwszych w swoim życiu rekolekcjach ewangelizacyjnych. Byłam mocno poraniona przez życie. A rekolekcjonista sypał dużą ilością pięknych słów o miłości Ojca Niebieskiego. Nic nie rozumiałam i byłam zła, a może nawet wściekła. Nadszedł moment modlitwy wstawienniczej o doświadczenie miłości Boga. Nie wierzyłam. Starałam się wierzyć w tę prawdę, przekonywałam siebie i innych, uparcie odrzucałam złe myśli, ale żyłam wątpliwościami. Nic się nie stało w czasie tej modlitwy, ale kapłan dał mi radę: proś o doświadczenie Miłości. To fakty są pewnością... Bóg mnie wysłuchał po roku od tamtej modlitwy. Przyszedł w ciele drugiego człowieka, który bezwarunkowo mnie przyjął i swoją posługą miłości względem mnie uzdrowił moje serce. Co więcej byłam pewna, że to dotknięcie miłości Ojca Niebieskiego, a nie tamtego człowieka. To było parę dobrych lat temu, ale trwa, bo fakt pozostaje faktem. Jak to się mówi, z faktami się nie dyskutuje. Bóg przyszedł tak ze Swoją miłością, abym była pewna Jego czułości, delikatności i łagodności...
Jezus Chrystus objawił nam tę miłość, gdy niewinnie umierał na krzyżu, podczas gdy to my powinniśmy tam wisieć za swe grzechy. To co widzisz na kartach Ewangelii to oblicze Boga, który jest miłosierny nieskończenie, ale też doskonale sprawiedliwy. Wymaga i karze, ale także kara jest objawieniem Jego miłości, choć w trudny do pojęcia sposób. "Kogo Bóg kocha, tego karci i ćwiczy", mówi Apokalipsa.
Wiesz, po doświadczeniu Miłości - mam na myśli prawdziwe Boże doświadczenie, a nie iluzję emocjonalną - pozostaję pewna Miłości Pana, nawet w codziennych krzyżach życia. Módl się o to, a On okaże Ci łaskę! Módl się za przyczyną św. Faustyny i zaglądaj do jej Dzienniczka, oby Bóg Ci okazał Swoją miłość według nieskończonej litości Serca Jezusowego.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Kasia (---.hsd1.ma.comcast.net)
Data:   2013-01-14 19:13

Mialam z tym rowniez problem. Odmienilo sie to dopiero kiedy zaczelam sluchac swiadectw wiary ludzi ktorzy w ktorych ludzie opowiadaja o tym jak ich Jezus uzdrowil czy wyleczyl z nalogow. Polecam rowniez czytanie objawien (tych zatwierdzonych przez Kosciol). Przyznaje ze w Pismie Sw. Jezus brzmi stanowczo ale musisz pamietac ze w tamtych czasach w ktorych nauczal i w zwiazku z Jego misja ktora miala wypelnic musial byc silny i czasem karcacy. Zachowywal godnosc Syna Bozego ktory owszem upominal i karcil ale przy tym uzdrawial i uczyl Milowac innych. Kiedys postanowilam przeczytac caly Stary Testament. Ludzie mi odracali z obawy ze sie przestrasze. Po przeczytaniu odkrylam Boga jakiego nie znalam. W calym Jego wielkim gniewie kryla sie niesamowita Milosc i litosc. Szukaj w Bibli milosci i na pewno ja znajdziesz.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-14 19:31

Stary Testament wydaje sie surowy tylko na wyrywki i tylko przy łapaniu Pana Boga za słówka wyrwane z kontekstu. Jesli sie na przyklad wie, ze narody, ktore Bog kazal wytracic, składały poganskim bozkom (o ktorych Pismo Swiete mowi wprost: demony) ofiary z niemowląt i małych dzieci, paląc je żywcem, to Bóg byłby potworem, gdyby na to pozwalał bez mrugnięcia okiem. A jako ten, który znał ich dusze i przyszłość, wiedział, że perswazja nic nie da, więc jedyny sposób, żeby położyć temu kres, to unicestwić autorów tego bestialstwa. Ale tak to juz z niektórymi ludzmi jest, ze jak Pan Bog nie interweniuje, to pytają "gdzie jest Bóg", a jak wkroczy, to mają pretensje, że się wtrąca.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: A-Mail (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-14 20:50

Też tak miałem. Jedyne wyjście: iść dalej tą drogą, Chcieć być przy Panu Bogu na razie wolą. Podjąć decyzję że wierzysz w Boga, pomimo że "rozum" (a tak naprawdę zły) mówi co innego. Potem przyjdzie czas wiarę sercem i wiara zamieni się w zawierzenie.
Ale pierwszy krok to trwanie w decyzji że wierzysz mimo wszystko.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Ewa (89.204.154.---)
Data:   2013-01-14 21:39

Też tak miałam. Ale Pan Bóg postawił na mojej drodze człowieka, który mnie w pełni zaakceptował, który szukał we mnie tylko dobra i jednocześnie wskazywał sobą na Boga. Wtedy pomyślałam sobie: skoro człowiek może być taki dobry, to co dopiero Pan Jezus. I wszystko się zaczęło we mnie zmieniać. Zachwyciłam się miłością Pana Boga i to trwa już wiele lat. Od tamtego momentu zaczęłam budować moją osobistą relację z Bogiem, ale relację opartą na miłości i zaufaniu. Módl się, żeby Pan objawił Ci jakoś swoją miłość.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Kasia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-15 07:45

Tez kiedyś uwazałam,że Jezus jest tylko surowy, karzący itd. Ale od momentu,kiedy zaczęłam się szczerze modlić, czytać i studiować Pismo Święte odkryłam, że Bóg Jest Dobry, Kochający, Przebaczający nasze winy. Za darmo. Biblia mówi, że 'z łaski jesteśmy usprawiedliwieni' (por. Rz 3,24; Ga 2,21; można by sporo przytoczyć wersetów na ten temat z Biblii). Poza tym Pismo Święte mówi, że: 'Bóg Jest łaskawy, nieskory do gniewu' (Ps 145,8). Czyż nie jest to zapewnienie, że Bóg jest Dobry i że nas Kocha? Owszem, nie znaczy to że Jezus to ,kumpel', który niczego nie wymaga i na wszystko pozwala. Nie. Czasami Bóg karze, ale tylko po to by człowiek odwrócił się od swego złego postępowania i szedł dalej za Nim. Nieraz Bóg dopuszcza na ludzi cierpienie. Chce tym samym zobaczyć czy będziemy nadal Mu wierni. Warto przeczytać historię Hioba. Bogaty, miał wszystko i tu... w jednej chwili stracił wszystko. Jeszcze trąd. Mimo tego nie odwrócił się od Boga, ale szedł wiernie za Nim. Bóg jeszcze na ziemi obficie to wynagrodził.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Tomasz (33 l.) (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2013-01-15 09:23

Doskonale to wszystko rozumiem. Fakt, że Bóg Wszechmogący zesłał na ziemię swojego Syna, by zbawił ludzkość jest dowodem Miłosierdzia tak ogromnego, że nikt nie jest w stanie go pojąć. Nie jest też tak, jak napisał moderator w temacie, że boję się Jezusa i że uważam, iż nie zasługuję na Jego miłość. Problem tkwi w tym, że moje relacje z Jezusem są bardzo "oficjalne", pełne dystansu, poczucia ogromnej przepaści między mną, maluczkim pyłkiem i Nim - Zbawicielem. Pragnął bym umieć tak jak wielu ludzi postrzegać Jezusa jako mojego przyjaciela, móc wyobrazić sobie jak siada obok mnie, jak mogę mu złożyć głowę na kolanach, powiedzieć mu tak zwyczajnie po ludzku jak bardzo Go kocham i potrzebuję. Móc kontemplować go poprzez wspólny z nim spacer, wspólną rozmowę podczas jazdy autobusem, wspólne czytanie książki. Móc i umieć postrzegać go jako najbliższą mi osobę, która kocha mnie jak nikt inny. Moja wiara jest pozbawiona radości, rozpierającej od wewnątrz radości, że mnie, Tomka, ukochał sam Bóg, że ja maluczki jestem dla Niego ważny, że umierając na krzyżu wiedział o mnie i uwzględnił mnie już wówczas w swoim planie zbawienia. Miotam się, staram, coś osiągam, potem to tracę, analizuję, myślę, kontempluję, potem zapominam, zmieniam zdanie, jestem pełen zapału, potem go tracę. Wiem, że jest to mój krzyż. Wiem, że być może powodem być surowy ojciec, mój trudny charakter czy chęć bycia "świętszym od papieża". Wiem, że być może oczekuję odpocznienia, które stanie się (modlę się o to) moim udziałem dopiero po śmierci. Ale rozumiecie chyba Kochani, jak niezrozumiała jest dla mnie sytuacja, gdzie z jednej strony wiem, że jestem uczestnikiem najwspanialszego cudu, obietnicy w dziejach ludzkości i nie umiem jednocześnie być pełnym radości.

Dodam tylko, że jestem w związku z kobietą i zakładam, że nie będę już w innych związkach. Mamy cudownego syna. Wierzę, że mój obecny stan jest darem Boga i nie okaże mi On swojej miłości poprzez innego człowieka (jak wspomnieli o tym niektórzy z Was). Winę za ten stan upatruję w sobie, w swoich niedoskonałościach. Jak uważacie?

-----------

Cytat z Pańskiego pierwszego posta:
"boję się Go [Jezusa], Jego kary i tego, że Go obrażam swoimi grzechami i że nie zasługuje na Jego miłość".
moderator

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Tomasz (33 l.) (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2013-01-15 09:41

No tak, dowód na jedną z moich wielu sprzeczności i targających mną uczuć. Przepraszam moderatora :)

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-15 10:23

Przyczepilabym sie do surowego ojca, ale zastanowilo mnie zdanie:

"Dodam tylko, że jestem w związku z kobietą i zakładam, że nie będę już w innych związkach. Mamy cudownego syna."

Nie macie slubu koscielnego? Moze to wyrzuty sumienia?

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Maggy (---.play-internet.pl)
Data:   2013-01-15 11:24

> Dodam tylko, że jestem w związku z kobietą.

To Twoja żona?

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Tomasz z Poznania (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2013-01-15 11:53

Tak, to moja żona.

Czy ktokolwiek zauważył co zawarłem w kilkunastu zdaniach powyżej, czy tylko jedno słowo "związek" wzbudziło Waszą ciekawość i zainteresowanie?

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Maggy (---.play-internet.pl)
Data:   2013-01-15 12:27

Nie czepiaj się, Tomaszu, nie czepiaj. Za słowem "związek" mogą się kryć różne rzeczy i niekoniecznie zgodnę z wolą Boga, a wszystko co nie jest zgodne z Jego wolą rodzi niepokój, lęk, brak radości. Gdybyś nie był w związku sakramentalnym to niewątpliwie Twój niepokój mógłby mieć jakiś z tym związek. I stąd właśnie to pytanie.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Franciszka (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-15 12:45

"Czy ktokolwiek zauważył co zawarłem w kilkunastu zdaniach powyżej, czy tylko jedno słowo "związek" wzbudziło Waszą ciekawość i zainteresowanie"
- Rzeczywiście słowo "związek" wybija się na pierwszy plan z twojego postu. Nie sposób go nie zauważyć. Jednak zauważyłam jeszcze coś więcej. W tych "kilkunastu zdaniach" swojego drugiego postu zawarłeś treści, z których wynika, że w ogóle nie wziąłeś pod uwagę rozpatrzenia tych pięknych świadectw, kilku różnych porad, propozycji, jakie tu przekazali ci forumowicze. Może
"Miotam się, staram, coś osiągam, potem to tracę, analizuję, myślę, kontempluję, potem zapominam, zmieniam zdanie, jestem pełen zapału, potem go tracę". - Spróbuję jeszcze raz: wybierz się na skupienie, rekolekcje lub sesję o tematyce poznawania siebie, uzdrawiania uczuć i wspomnień, poszukiwania sensu życia, np. Warsztat "Znaleźć sens" http://eccc.pl/i/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=80&Itemid=57&lang=pl

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Franciszka (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-15 13:10

Tomaszu, jesteś z Poznania, więc znalazłam ci jeszcze sesję blisko domu: "DLA-CZEGO warto żyć? Przedwiosenne porządkowanie życia w świetle wiary": www.wzch.poznan.pl/sesje/

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-15 13:10

"Tak, to moja żona."

Sakramentalna żona? To nie "ciekawość i zainteresowanie", ale próba rozpoznania przyczyn Twojego cierpienia. Naprawdę nikt z nas raczej nie czerpie przyjemności z dopytywania o intymne sprawy obcych ludzi. Jeśli drążymy, to po to, aby pomóc.

Twoje przezycia moga:

- byc wyrzutami sumienia - do rozpoznania w konfesjonale
- byc konsekwencja relacji z ojcem, bo obraz Boga tworzymy za podobienstwo ziemskiego ojca. To jest do przeskoczenia, jesli sie chce (wiem z wlasnego doswiadczenia).
- byc pokusą mającą odwieść Cię od wiary
- byc doswiadczeniem, ktore ma dac Ci okazje do wierzenia wbrew trudnosciom, to pokazania wiary jako postawy, a nie emocji. Takie dojrzewanie i zdobywanie zaslug.

"Miotam się, staram, coś osiągam, potem to tracę, analizuję, myślę, kontempluję, potem zapominam, zmieniam zdanie, jestem pełen zapału, potem go tracę"

A nie skupiasz się w tym wszystkim za bardzo na sobie i swoich uczuciach? Moze przyjmij, ze uczucia to tylko uczucia, a Ty postanawiasz wierzyc wbrew wlasnym myslom i zajmij sie czym pozytecznym, otworz na ludzi. Zaangazuj sie w cos, oddaj większej sprawie.

I najwazniejsze - czy naprawde szukasz pomocy?

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-15 13:54

Ciekawy jest Twój post, ponieważ zazwyczaj spotykałam się z odczuciami trochę innymi: że "ten surowy i groźny" to jest Bóg Ojciec. Bóg Starego Testamentu. A Jezus jest "ten dobry". Ale skoro inni w jakimś stopniu potwierdzają takie odczucia (że oni też), to widocznie akurat na takich trafiałam :))

Każdy oczywiście musi znaleźć swoją drogę do Boga (co oznacza także: znaleźć wyjścia ze swoich ograniczeń) i swój najlepszy sposób spotykania się z Nim. Podrzucę Ci parę dróg, może któraś z nich okaże się Twoja, a może zainspiruje do poszukania jeszcze innej, swojej własnej. Drogę do Boga można odnaleźć jedynie na modlitwie, bo to jest "miejsce" rozmowy z Bogiem.

Piszesz o swoich uczuciach. Podstawą jest nieprzejmowanie się uczuciami, za które wprost nie jesteśmy odpowiedzialni. Wyraźnie piszesz, że rozumem swoje wiesz. Wiesz o miłości Jezusa. Nie musisz tego czuć. Uczucia mogą zależeć od tysiąca innych okoliczności. Od doświadczeń z dzieciństwa, od samopoczucia, zdrowia, depresji, nerwic, zbytniego zajmowania się sobą itd. Nie rozważaj zbyt długo stanu swoich uczuć, bo to najczęściej marnowanie czasu.

Jeśli jednak są na tyle mocne i natrętne, że nie możesz sobie z nimi poradzić, to zrób odwrotnie: zaproś je wszystkie na modlitwę. Przemódl je. Nie traktuj jako coś złego, ale jako coś Twojego. Albo, nie. Niech będzie złe. Ale nie w stronę grzechu. Jak trądzik młodzieńczy. Faktycznie trzeba się go pozbyć, ale nie jesteś winien, że się pokazał. Zanim wyleczysz, trzeba powiedzieć skąd się wziął. Czekałam, aż odpowiesz Maggy, bo jej pytanie było bardzo ważne. Naprawdę nasze doświadczenia z rodzicami przelewamy na początku na nasz stosunek do Boga (Boga do nas). Jeśli ojciec był zbyt surowy, Ty robiłeś wszystko, żeby zasłużyć na jego miłość, a mimo to nie poczułeś jego miłości, natomiast Twoje "dzieła" były lekceważone - to nic dziwnego, że z Bogiem masz podobne odczucia. I nie ma znaczenia, czy tata nie widział nic w Twoim wymęczonym dziecięcym rysunku, czy były to poważniejsze sprawy. Dziecko, które nie czuje się kochane w domu, przez długi czas nie umie poczuć miłości Bożej. Doświadczenie miłości trzeba wtedy w sobie dopiero wypracować. Uwierzyć w miłość. Można wtedy przesiewać słowa Biblii przez własne doświadczenie i zapamiętywać jedynie to, co się już dobrze zna: karę, złość, bicie, wyśmiewanie, poniżanie. Jak się człowiek uprze, to wszędzie zobaczy zło.
Szukaj źródeł swoich uczuć. Jeśli są to doświadczenia z domu, to potrzebne jest przebaczenie lub poważna próba przebaczenia. To nie zawsze jest łatwe i niekoniecznie musi zależeć od wielkości krzywdy. Czasem trudniej wybaczyć całkowity brak czułości niż brutalność. Każdy z nas jest inny i co innego jest dla niego najważniejsze. Jeśli spróbujesz wybaczyć człowiekowi, to będzie Ci łatwiej "wybaczyć" Bogu. W domu, gdzie jest miłość, dziecko karę przyjmuje jako coś normalnego i nie gryzie mu się to z miłością rodziców. Po prostu należało się, rodzice się zdenerwowali, źle zrobiłam. Tam, gdzie nie było miłości kara nie jest jedynie karą, ale jest dalszym ciągiem krzywdy. Wtedy i Bóg nie będzie sprawiedliwy, tylko zły, okrutny. Warto przeanalizować na ile w uczuciach to Jezus jest "zły", a na ile jest tam ciągle miejsce własnego ojca.
Masz dziecko, teraz Ty dla niego musisz być dobrym ojcem, przyjacielem, powiernikiem. Jeśli nie wyzwolisz się z obrazu złego ojca, to i Ty będziesz złym ojcem, choć pewnie zarzekasz się teraz, że to niemożliwe. Niestety, bardzo często powtarzamy grzechy rodziców. Zakodowane w nas? Może być jednak tak, że miłość do dziecka pomoże to przełamać. Analizuj na spokojnie jak bardzo kochasz dziecko. Ile dobra chcesz mu dać, ile miłości. Może teraz jeszcze za małe, ale niejeden raz zobaczysz, że trzeba mu okazać swoją złość i trzeba czasem ukarać - bo również tak uczysz go dobra. To także może wypływać z miłości. Jako ojciec i przyjaciel dziecka niejeden raz będzie Ci się chciało płakać, gdy pozwolisz, żeby lekarz kłuł i ciął ciałko Twojego dziecka. A może będzie trzeba?

Dalej: nie można też uciec od analizy swojego życia pod kątem grzechu. Też zwróciłam uwagę na słowo "związek", ale także na brak jakiegokolwiek odniesienia do spowiedzi i mszy świętej, komunii. Zaczęłam się więc zastanawiać czy jesteś katolikiem. To trochę ważne, choć o grzechu można mówić także w innych wyznaniach. Piszesz tutaj, więc będę Cię traktować jak katolika. Trzeba popatrzeć, czy smutek i obcość Jezusa nie wynika jednak z jakiegoś grzechu. Niewyjawionego w konfesjonale zła, które się za Tobą wlecze. To wcale nie musi być trwanie w grzechu ciężkim, może być niechęć zaproszenia Jezusa w każdy, nawet najciemniejszy kąt swojego serca. Nie miej więc żalu, że próbujemy także szukać Twojego grzechu, bo to jest jedna z możliwości Twojego problemu. Brak zupełnej szczerości w konfesjonale, jakiś wstyd, czasem nieuporządkowany grzech dzieciństwa, albo zranienie w konfesjonale może sprawić, że nigdy nie "załatwiasz" do końca swoich spraw podczas spowiedzi. Że spowiadasz się z uczuć zamiast grzechów. Że uciekasz Bogu i nie decydujesz się być z Nim do końca. Czasem zatajamy grzech nawet nie tyle przed Bogiem, co przed samym sobą. Albo usprawiedliwiamy się przed sobą, ale nigdy do końca nie wiemy, czy to nas usprawiedliwia. Albo może brakować zadośćuczynienia jakiegoś grzechu. Przyjrzyj się sobie, bo gdyby zabrakło dobrej spowiedzi, to nie da się też przeżywać prawdziwej radości.

Napisałeś takie dziwne zdanie: "Wierzę, że mój obecny stan jest darem Boga i nie okaże mi On swojej miłości poprzez innego człowieka". Tymczasem żona nie jest przecież jedynym człowiekiem, który może zaprowadzić do Boga. Dla katolika bardzo często takim człowiekiem jest spowiednik. (Znów pytanie, czy jesteś katolikiem). Stały spowiednik, a tym bardziej kierownik duchowy, może pomóc ustawić wszystko w odpowiedniej kolejności, pomoże wyszukać rzeczy, które są ukryte, pomoże odróżniać uczucia od grzechu. Czyli - po przepatrzeniu życia pod kątem ukrytego grzechu, kolejne spojrzenie musi dotyczyć dobra. Czy korzystasz z dóbr, które daje Ci Kościół. Przede wszystkim sakramenty. Częsta spowiedź, która leczy serce. Częsta komunia święta, która jest tak bliskim spotkaniem z Jezusem. On czeka na Ciebie nie tylko na modlitwie. Nie stanie się naprawdę bliski, jeśli Ty nie podejdziesz naprawdę blisko. Także rekolekcje są darem, szczególnie rekolekcje zamknięte, gdy nic innego nie przeszkadza: czas tylko dla Boga. Często lekceważymy odpusty, a one są bardzo ważne. Jeśli nie wlecze się za nami ten ogon po grzechu, to ziemia po której chodzimy staje się święta. Wchodzimy do Nieba.
Spotkanie z Jezusem jest bardzo podobne do spotkania z człowiekiem. Musisz zdecydować, czy chcesz mieć kogoś za przyjaciela. Nie czekać, aż ktoś zadeklaruje przyjaźń. Trzeba zaryzykować i najpierw być przyjacielem. Dać tyle ile teraz potrafię. Otworzyć się nawet za cenę zranienia. Jezus wprawdzie nas nie zrani, jak może to zrobić człowiek. Nie odrzuci. Możemy jednak czasem tak to odczuwać, więc nie bójmy się tych słów. Trzeba zaryzykować przyjaźń z Jezusem nawet za cenę zranienia. Iść za Nim choć nie przynosi na spotkanie cukierka. Iść z Nim, choć powie czasem coś przykrego. Iść z Nim, choć do końca Go nie rozumiem. Iść z Nim, choć nie dał tego, o co prosiłam. Wiara polega także na tym, że pozwala się prowadzić Jezusowi tą drogą, któą prowadzi, choć inna wydaje się nam lepsza. Może Twoje doświadczenia będą kiedyś bardzo potrzebne. Nawet, jeśli nie Tobie, to komuś obok.
Czy więc korzystasz z wszelkiego dobra, które proponuje Jezus, które daje Kościół? Z tego bierzesz siłę, ale także i radość, i bliskość Jezusa.

W ramach tego dobra - rozważaj częściej te fragmenty Pisma Świętego, które mówią o miłości Boga. W ruchu Focolare otrzymuje się jeden fragment Biblii nie do krótkiego przeczytania. Ten jeden fragment rozważa się aż przez miesiąc. Cały miesiąc z jedną myślą. Trzeba ją obejrzeć ze wszystkich stron i nauczyć się nią żyć. Może zrób coś podobnego? Na początek przypowieść o synu marnotrawnym, czy jak niektórzy wolą - o miłosiernym ojcu. I nie całą naraz. Tam jest ogromnie dużo wątków do przemyślenia. I sprawa własnego grzechu, i powrotu. Ale przede wszystkim zobacz to wielkie miłosierdzie. Miłość ojca do powracającego syna. Tak wielka, że aż poruszyła drugiego syna. Aż wniosła zazdrość. Dlaczego mnie tak nie kochałeś jak jego? Kochałem i cały czas dawałem tę miłość.
Przemódl ten piękny tekst. Bo jeśli się jeszcze boisz, to może znaczy, że jeszcze całkiem nie wróciłeś? Może jesteś dopiero w drodze i dlatego drżysz ze strachu, bo nie wiesz, czy Cię Ojciec przyjmie. Czytaj to w kółko dzień po dniu, aż uwierzysz, że i Ciebie przytulił. Że nie ma znaczenia jak zły lub jak niedoskonały byłeś i jesteś. Dla Boga nie jest najważniejszy grzech, ale Twój powrót.
A jak Twoje dziecko zesika Ci się na kolana, to je wyrzucisz z domu? Jak Cię za przeproszeniem po jedzeniu zapaskudzi, zatłuczesz go? Jeśli jesteś normalnym ojcem, niekoniecznie doskonałym, ale normalnym, to rozumiesz, że mogą się pewne rzeczy zdarzyć. Niejeden raz syn Ci potem napyskuje, zamiast podziękować za zmianę pieluch. Takie życie. Jezus byłby gorszy od przeciętnego ojca? A jeśli przez zapomnienie czy głupotę wejdziesz w zabłoconych buciorach na świeżo wypastowaną podłogę, czy żona weźmie rozwód? Na pewno na chwilę się wścieknie, całkiem słusznie. Ale może na przyszłość zdejmiesz te buty. Będziesz pamiętał jej żal. Jezus byłby gorszy od żony? Ale musi nam nagadać, bo inaczej te buty zawsze będą brudne. To jest zwykłe upomnienie, a nie odrzucenie. Żonę uściskasz, przeprosisz, wytrzesz podłogę. Jezusa też przeprosisz w konfesjonale, zrobisz coś dobrego. Nie trzeba o tym myśleć do końca życia. Miłość wybacza. Zapomina. Naprawdę.
Nie trzeba być doskonałym, żeby być kochanym. Ale trzeba samemu kochać. Nie w sposób doskonały, bo nikt z nas tak nie umie. Ale trzeba kochać ze wszystkich sił. Tak bardzo, jak bardzo dzisiaj umiemy. To wystarczy. Jutro będziemy kochać więcej. Trzeba mieć cierpliwość także do siebie.

Naucz się cieszyć każdym dniem, a wtedy będziesz lepiej widział Boże dary i Jego miłość. Naucz się dziękować. Wtedy zobaczysz Boga w jaśniejszym świetle.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: AsiaBB (79.139.65.---)
Data:   2013-01-15 18:40

"Tak bardzo bym pragnął umieć postrzegać Go jako Boga kochającego"
- to sobie popatrz na Krzyż. Idź do pustego kościoła i przez pół godziny patrz na Krzyż. Na Jezusa cierpiącego, zawstydzonego,obdartego z godności, na którego pluli i który zanim zgodził się na to wszystko, wcześniej pocił się ze strachu krwawym potem i błagał Ojca, żeby Go to ominęło. Ale się nie zawahał, dla ciebie. Takie coś można zrobić tylko z Miłości. Masz synka, wiesz co to miłość. Gdybyś musiał wybierać, czy choroba, jakieś cierpienie ma spaść na ciebie czy na twojego synka, pewnie jak większość rodziców wybrałbyś siebie. to jest miłość. Tak samo tylko nieskończenie mocniej kocha Bóg.

"Moja wiara jest pozbawiona radości"
- radość pochodzi od Ducha Świętego. Jak chcesz otrzymać to poproś Go, dostaniesz.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Bardotka (---.phlapa.fios.verizon.net)
Data:   2013-01-15 21:39

"Sakramentalna żona?"

Iza, zona nie musi byc sakramentalna, zeby byc w zwiazku uznanym przez KK. Na przyklad malzenstwo katolika z osoba nieochrzczona nie jest malzenstwem sakramentalnym, a naturalnym (musi byc jednak uzyskana dyspensa).

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-15 22:27

O, tego nie wiedzialam, wydawalo mi sie, ze obie strony musza byc nieochrzczone, a jesli jedna jest ochrzczona, to slub musi byc jednostronny, zeby byl sakramentalny dla strony ochrzczonej.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Ela (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2013-01-15 23:14

Poczytaj "On i ja" Gabrieli Bossis - jest też w internecie.
Próbka:
19. - (Ze smutkiem) - "Czy dlatego, że jestem Bogiem, nie mam prawa do tkliwości ze strony moich stworzeń?"

Nazajutrz. - "Czy nie mogę być kochany jak każdy inny?"

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2013-01-16 00:33

Cytat:
O sakramencie małżeństwa można więc mówić jedynie w przypadku, gdy oboje małżonkowie są ochrzczeni. Znaczy to, że nie posiadają charakteru sakramentalnego naturalne związki zawarte pomiędzy osobami nieochrzczonymi, chrześcijaninem ochrzczonym i osobą nieochrzczoną, a także cywilne związki chrześcijan zobowiązanych do zachowania formy kanonicznej zawarcia małżeństwa (ślubu kościelnego).
http://www.przewodnik-katolicki.pl/nr/kosciol/prawo/sakramentalnosc_malzenstwa.html

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: m (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2013-01-16 20:29

Właściwie jeden raz w życiu prawdziwie POCZUŁAM (bo wierzę cały czas), że Jezus żyje, jest tutaj i mnie kocha. Było to podczas kursu Filip organizowanego przez SNE. Szczerze polecam.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Ktoś (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2013-01-18 13:58

Miałam ten sam problem i jeszcze troszkę się z nim borykam w niektórych momentach. Dla ludzi rozwiązanie jest niemożliwe ale dla Boga wszystko jest możliwe:) Ważne, że Duch Święty daje Ci poznać że to nieprawda, i wzbudza w Twoim sercu pragnienie przemiany i poznania Prawdy. Potrzeba uzdrowienia i wielkiego doświadczenia Miłości Boga i miłości człowieka. Mnie osobiście pomogły rekolekcje Wspólnoty Bożego Ojcostwa, częste Msze Święte i poszukiwanie w Pismie Świętym tylko tej łagodności, miłości itd., no i miliony jęków błagalnych by Jezus coś ze mną zrobił, modlitwa z prośbą o uzdrowienie z lęku itd.:) Nie wiem skąd jesteś ale bardzo Jezus dawał mi się poznać na Faustynaliach u Sióstr Miłosierdzia Bożego w Myśliborzu, Msze z modlitwą o uzdrowienie, książki o. Józefa Witko i innych charyzmatyków znających Boga w Jego Miłości, najważniejsze to żeby nie ustawać ciągle szukac, ciągle wołac i Jezus Sam już cię tak poprowadzi, że poznasz Boga Żywego i prawdziwego i jak mała Tereska stwierdzisz, że w Jego Miłosierdziu nawet sprawiedliwość wydaję się doba. Jezus zna serce człowieka i do każdego podchodzi indywidualnie, bo każdy jest inny. Któraś święta, chyba Teresa mówiła, że dusze ludzkie różnią się od siebie bardziej niż ludzkie twarze. Do faryzeuszów, którzy mieli w sobie zakorzenione wady i nie przeciwstawiali się nim tylko sobie folgowali Jezus mówił tak by poruszyć ich serca, gdyż jako Bóg musiał wiedzieć, że inne słowa nie mają już w ogóle szans na reakcje. Jeśli są wady zakorzenione ale człowiek ich nie chce i walczy z nimi, Bóg Sam przychodzi mu z pomocą i patrzy czule na wysiłki w zrywaniu z grzechem. Jednak z tego co piszesz widać, że być może potrzebujesz Bożej czułości, miłości i miłosierdzia. I Bóg da Ci to wszystko bo On tego pragnie bardziej niż ty, nie ustawaj w błaganiach w wyrywaniu serca do prawdy. Proś Jezusa by stworzył w tobie dziecko, Swoje dziecko. Proś o pokorę i miłość, a On na pewno przyjdzie Ci z pomocą, gdy będziesz Go szukał on da Ci się znaleźć. Jezus pragnie czułości naszych serc. Poproś Go o pomoc i poddawaj się procesowi uzdrawiania, choć może być bolesny, proś by przemieniał Twoje oczy, Twoje patrzenie, by ci się objawiał i powiedział ci KIM JEST. Walcz o Jezusa:) A gdy czujesz że czegoś nie możesz, błagaj by Sam to za Ciebie zrobił, tylko chciej. Chodzi o wolę, a Moc należy do Boga. Życzę Ci chcenia, chcenia, chcenia i poddania się działaniu Ducha Bożego. Pomocne tez może być szukanie kontaktu z osobami, z różnych wspólnot itp., które sa blisko Boga i doświadczają Mocy Ducha Świętego. Gdzie jest miłość tam nie ma lęku. I nawet uwaga otrzymana z miłości nie rani. Szukaj:) Może się mylę, nie wiem, może czujesz inaczej każdy ma inny problem, ale ufam, że Jezus ci pomoże i poprowadzi na tą drogę doświadczenia Bozej Miłości, którą wybrał specjalnie dla ciebie. Pamiętaj, że jesteś osobą wyjątkową, On cię stworzył z miłości. Może spróbuj przeczytać fragment Księgi Mądrości 11,22 - 12,2.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Maria (---.dzialdowo.vectranet.pl)
Data:   2013-01-23 09:31

A czy ktokolwiek zasługuje na Jego miłość? Wszyscy jesteśmy grzesznikami, każdy zgrzeszył, nie ma ani jednego sprawiedliwego. A Pan za nas zmarł, kiedy jeszcze byliśmy grzesznikami. Zasługujemy na piekło, a nie na miłość. Ale Bogu niech będą dzięki za Jego ŁASKĘ - bo oto Jezus jako baranem paschalny złożył sam Siebie w ofierze za nas, zawisł na krzyżu i przyjął karę należną nam. I teraz ta łaska może być skuteczna przez wiarę. Przyjmij po prostu łaskę. Zrozum, jak wielką miłość okazał nam Bóg. On jest sprawiedliwy i sądzi surowo - ale osądził w nasze miejsce swego Jedynego Syna, abyśmy my wierząc w imię Jezusa mogli żyć, oczyszczeni z grzechów Jego świętą krwią.
To bardzo dobrze, że masz świadomość grzechu. Teraz uwierz w Pana Jezusa, przyjmij Jego łaskę i dziękuj za wybaczenie Ci grzechów przez ofiarę Jezusa.

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Ata (---.31.22.215.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2013-01-30 07:47

Kiedyś oglądałam obraz, niestety nie znam autora, pasterza przytulającego owieczkę w ramionach. Podobał mi się jako dzieło sztuki, biła od niego radość. Moja znajoma widząc, że przyglądam się temu obrazowi powiedziała" To jest Jezus, a ta owieczka to Ty". I tak mi jakoś zostało :)) Chociaż te słowa pasują również do Ciebie :)

 Re: Boję się Jezusa. Nie zasługuję na Jego miłość.
Autor: Marta (---.9-3.cable.virginmedia.com)
Data:   2013-04-19 23:58

Tomasz, kup sobie krucyfiks, albo obraz Jezusa Miłosiernego. I codziennie mów Mu wszystko, cokolwiek Cię boli, najgorsze sprawy. On jest i słucha, i jest niezawodny. Miałam kiedyś doświadczenie religijne, to, co mogę powiedzieć, to: On akceptuje Cię całkowicie, z całym Twoim brudem i syfem. Jest cudowny i najukochańszy. Nasze problemy, choroby, śmierć, nie mają znaczenia. Jedyne co ważne, to przytulić się do Jezusa. Zrób to Tomasz.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: