Autor: rozsypana. (---.play-internet.pl)
Data: 2013-01-26 14:16
Kocham jak szalona. i nie, to nie zakochanie, bo kocham już dużo dłużej niż byłam kochana. i nie mam wątpliwości. mogłabym w tym miejscu opisać jak ta Miłość sprawiła że się stałam jakąś pełnią niemal totalną, bo nigdy wcześniej Boga tak nie pojmowałam. w końcu On jest Miłością, i wszystko co Dobre od Niego..
ale się skończyło, nie po mojej stronie. i potem umarłam po raz pierwszy. konsekwencje takiego stanu rzeczy są dość oczywiste - zwątpienie, zniechęcenie, izolacja, bezsilność i ciągły brak. i tak jak przedtem byłam pełnią tak teraz mam dziurę czarną pochłaniającą wszystkie relacje.
i jak z Miłością skrzydła anielskie się dostaje, tak po niej człowiek staje się najmniejszym ze wszystkich istot, do ziemi kurczowo przytulony. bez sił, bez tchu.
zmieniłam się w jakiegoś podczłowieka, tak upadłego, tak bezbronnego. poległam na wszystkich frontach. nie potrafię dokopać się do Nadziei, Wiara jest wyborem świadomym, ale bez pokrycia. chyba nawet dostałam własnego demona od gaszenia wszystkich świateł.
nie pytam co robić, bo robię sporo. czytam Pismo. śpiewam w chórze gospel. staram się modlić. spowiadam się.
a moja 'wiedza o wierze' sprawia że wydaje się sobie grzesznikiem z premedytacją.
Proszę Go, żeby mnie przyciągnął, żeby wziął sobie moje dni, skoro mnie i tak nie służą, niech służą Jemu.
przewinęłabym je najchętniej..
na spowiedzi usłyszałam że moje życie ma być piękne a nie szczęśliwe. i jest piękne, jak książka-skarb. Zycie - drogowskaz.
co z tego?
|
|