Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2013-02-11 10:27
Nie daje mi ten post spokoju, myślałem ostatnio o nim całkiem sporo. Nie mogę bezpośrednio pomóc, mogę co najwyżej wyrazić współczucie i podzielić się paroma refleksjami.
Dzisiejszy świat, w przeciwieństwie do starego, odsuwa od nas wszystko co brzydkie, śmiertelne, skończone. Media, reklama i kultura masowa nakazują nam aby było młodo, pięknie, fit, błyszcząco i cool. A tu nie ma co kryć, jest jak jest. Są (bo byly i będą): śmierć, brzydota, choroba, ból i tak dalej. W starym świecie nie wypierano faktu śmierci. Człowiek umierał w domu, w otoczeniu najbliższej rodziny, przyjaciół, znajomych, sąsiadów (niemal na nich oczach), odprawiano nad nim rytualne czynności pogrzebowe (długo,dostojnie a nie w ekspresowym tempie, bo za godzinę już jest następna uroczystość), cała wieś przychodziła lub pół miasteczka (pogrzeby były manifestacjami politycznymi, kulturalnymi, społecznymi), napito się wódki na stypie, przeżyto czas żałoby, zamówiono gregorianki i ciągnięto wózek życia dalej. Śmierć bliskiego była nieodłącznym elementem pejzażu ludzkiej egzystencji. Dziś, w nowym i najwspanialszym ze światów, umieramy anonimowo, sterylnie, w szpitalach, wypełnia się formularze, akty zgonów i wpisy z ksiąg USC. Nie ma miejsca na porządne przeżycie odejścia drugiej osoby, oswojenia się z faktem, że bliskiego już nie ma między nami. Nie wiemy kiedy żałoba się zaczyna, kiedy ma się kończyć i jak ma wyglądać. Nie mamy pod ręką dawnego "teatru śmierci", który pozwolił naszym przodkom przechodzić w miarę sprawnie okres żałoby i smutki. Wynika to po trosze z kiczowatości i banalizacji dzisiejszej kultury masowej, pod wpływem której ciągle się znajdujemy. Po trosze również z tego, że śmierć stała się (w świecie realnym) zjawiskiem nie tak częstym jak poprzednio: nie ma masowej śmierci niemowląt i kobiet w połogu, nie trapią nas "czarne śmierci", nie jesteśmy wyczerpani i osłabieni ciężką pracą i marnym jedzeniem, nie mamy w naszym otoczeniu krwawych dyktatorów wdrażających masowe "czystki", "rozwiązywania kwestii", "plany nadzwyczajnego traktowania". Od lekarzy, farmaceutów, pielęgniarek i całej służby zdrowia nie wymagamy już minimalistycznego "non nocere" ale żądamy aby wydłużali nam życie i nieustannie poprawiali jego jakość, żeby odsuwali od nas ból, cierpienie i utrzymywali nas w niezmiennie dobrej formie. A tego się nie da.
Z drugiej strony zapominamy o naszym chrześcijańskim obrazie człowieka. Obrazie takim, w którym śmierć jest tylko pewnego rodzaju przystankiem, punktem, w którym przesiadamy się z jednego do drugiego środka lokomocji. Punktem ważnym, nieznanym ale nie ostatecznym kresem. Pani Wiesławie mogę więc przekazać słowa otuchy płynące z mojej wiary chrześcijańskiej. "Będzie dobrze, bliscy tak naprawdę nie odeszli w niebyt, przeszli tylko na drugą stronę.Mamy nadzieję i wiarę, że ich kiedyś spotkamy. Że dana nam będzie ponowna radość współbytowania z nimi, w nowym naprawdę innym wymiarze". Zmartwychwstanie Jezusa, owego pamiętnego dnia, po szabasie paschalnym, jest dowodem na to, że wszystkich nas to może spotkać. Że ta obietnica się spełni, że będzie naprawdę dobrze.
|
|