Autor: Maja (---.centertel.pl)
Data: 2013-03-15 19:53
Jakoś tak mam, że zaczynam wierzyć, że Bóg to tylko przygląda się mojemu życiu a reszta, to jak potoczą się moje losy zależy tylko od tego co ja zrobię i od przypadku.
Chciałabym wierzyć, że Bóg słucha moich próśb i pomaga, ale ciągle mam wrażenie, że jeśli mnie wysłucha to po to, żeby mi dołożyć pokuty. Np. modliłam się o dobrą pracę, życzliwych ludzi w niej i dobry dojazd. Byłam na skraju załamania z powodu bezrobocia ale z całą determinacją szukałam pracy i znalazłam. Myślałam, że to cud. Na początku było wszystko ok ale po paru latach szef i współpracownik okazał się człowiekiem bardzo stresującym innych, nie znoszący sprzeciwu. Praca jest trudna a zarobki minimalne.
No i czy Bóg mnie wysłuchał? Z jednej strony tak, ale z drugiej nie bo stresujące środowisko pracy jest dla mnie trudne do wytrzymania psychicznie. A to dla mnie było bardzo ważne, żeby psychicznie odpocząć. Czy w każdej pracy tak krzyczą?
Nie modlę się zbyt często bo gdzieś zaczęło, nie wiem dlaczego, żyć we mnie przekonanie, że muszę sobie radzić sama, a Bóg chce dla mnie tylko krzyża.
Bo tyle zła na świecie, wiem wynik naszych działań, ale czy Bogu to obojętne? że ludzie cierpią a zwłaszcza Ci co nie sa winni złu, które ich dotyka?
Tego nie mogę pojąć - cierpienia niezawinionego na które Bóg patrzy i nic nie pomaga.
Ja nie jestem np. bardzo operatywna, nie umiem walczyć, jestem w życiu sama od dawna i Bóg milczy.
Nie wiem o co mu chodzi.
Czy w życiu liczą się zaradni życiowo? Bo dostali takie umiejętnosci życiowe to mogą mieć pewność, że Bóg im pobłogosławi? bo będą działać.
A co z takimi jak ja? co nie umieją walczyć o swoje? Wszyscy mamy chodzić do psychologa żeby nauczył nas przepychać się łokciami w życiu? Bo tak widzę dzisiejszy świat-kto bardziej bezczelny ten daje radę w tym świecie.
Co ma Bóg do powiedzenia takim jak ja? Skoro nie umiem się poruszać w tym świecie, nie jestem elokwentna w rozmowach to mam cierpieć, a przez to pójdę do Nieba?
Wiem, że w tym moim myśleniu jest gdzieś błąd, ale nie potrafię go dostrzec, ale ciągle żyje w przekonaniu, że tylko moje działania mają sens, a że sama nie wiele jestem wymyśleć to i nie wiele mogę zrobić więc jestem skazana na życie trudne, bez przebłysków szczęscia.
A zwracając się do Boga to nawet jak jakoś pomoże to tylko pozornie bo jego pomoc będzie miała drugie dno- jakąś trudność, którą ledwo zniosę.
Generalnie trudno mi pojąć siebie w tym świecie w którym mnie Bógł umiescił.
Pociąga mnie to co dobre, uczciwe, życzliwe i tak staram się postępować, ale życie tym samym się nie odpłaca.
Pomóżcie mi pojąć gdzie się mylę. Intuicyjnie chcę być blisko Boga, ale takie wątpliwości mnie dopadają od dawna, że sobie nie radzę.
|
|